AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Opowiadania bez mgiełki (4)

Fot. Karol Budrewicz  

Pismo wynalazł, jak wiadomo, Djehuta, znany szerzej pod wymyślonym przez Greków przezwiskiem Tot. Nawet wśród dosyć przecież ekscentrycznych bóstw egipskich wyróżniał się on złożonością, by nie powiedzieć rozchwianiem osobowości. Raz był smukłym ibisem, kiedy indziej pawianem, a wówczas, gdy pilnował lewego oka Horusa, nawet – z przeproszeniem – psem.

Te różnorodne kostiumy cielesne, jakie przywdziewał Tot, łączyły się pewnie z wielością obowiązków, którym musiał podołać. Według niesprawdzonych pogłosek to on był owym praptakiem, który złożył jajo w praoceanie Nun i spowodował cały ten galimatias, z jakim zmagamy się od stuleci, czyli – stworzył świat. Ale nawet to nie powstrzymało go od charakterystycznej dlań nad aktywności (nerwica natręctw? infantylna megalomania?) i przy pomocy zaklęć z dziedziny czarnej magii zaludnił ziemię bogami i ludźmi, którym natychmiast oczywiście zaoferował swoje usługi. Przede wszystkim opiekę medyczną (był lekarzem bogów i ludzi oraz bogiem lekarzy). Gdyby na tym skończył... Ale naturalnie, gdy tylko zobaczył, że jego dzieło (świat) nie jest takie znów dobre i Amon-Re na przykład oświetla ziemię tylko przez część doby, skoczył natychmiast na niebo, aby po szpitalnych dyżurach świecić tam (światłem odbitym!) jako Pan Księżyca. Wtedy pewnie wymyślił tę sztuczkę z fazami księżyca, co stało się podstawą dla wprowadzenia kalendarza ze wszystkimi tego potwornymi konsekwencjami (tydzień pracy, nieliczne dni wolne, okres przedemerytalny itd.). Pan Księżyca, niezrażony niczym, brnął dalej tą fatalną drogą, stając się Rachmistrzem Lat i Panem Rachunków (trzeba zapisać normy głazów na piramidy). A stąd już, jak wiadomo, tylko krok (potrzeba matką wynalazku) do stworzenia pisma.

Nie zapominajmy, że stworzył je pawian i że od samego początku uważano je za jakiś rodzaj małpowania świata.

W założeniu miały świat odwzorowywać, były przecież hieroglifami. Tyle że, jak zwykle, pojawiły się „trudności obiektywne”, glina lub kamień zamiast niewymyślonego jeszcze papirusu, rylec jako narzędzie i to wszystko wymusiło uproszczenia, które później nazwano szumnie „stylizacją”. Stylizacja – dobre sobie! Jakby przez dziecko nabazgrana figurka człowieka z kreseczkami w okolicy ust i to ma znaczyć „słowo”?! Albo te wszystkie rebusy: jeśli do znaków przedstawiających grę w warcaby i nurt wodny dołożymy znak znaczący „materiał”, to wszystko to do spółki znaczyć będzie – „tkanina”, ale jeśli trzecim znakiem będzie „ptak”, to otrzymamy – „być chorym”.

Rany boskie! Przecież chyba trzeba mieć kwadratowy łeb, żeby to wszystko spamiętać.

Co więc robi nasz wielki wynalazca pisma? Tworzy ludzi z kwadratowymi łbami, czyli skrybów i obejmuje ich natychmiast swoją boską opieką.

Zauważmy, że Tot działa wciąż według tego samego schematu: przez pewien, nie do końca pewnie przemyślany, czyn (jajo do praoceanu) stwarza problem (świat), który „rozwiązuje” przez stworzenie problemów kolejnych (zaludnia sknocony i pusty świat, skłóconymi od początku bogami i ludźmi, wymyśla te absurdalne piramidy, żeby ich czymś zająć, karty pracy itd.).

Tot stworzył skrybów na swój obraz i podobieństwo. Tak jak on byli tymi „wiecznie drugimi”, zawsze dwa kroki za królem, potężnym ale... niepiśmiennym. Dysponujący magią – pismem – która tego potężnego władcę mogła uczynić nieśmiertelnym albo strącić w piekło zapomnienia. (Idealne wprost, cieplarniane warunki, aby mogły kwitnąć zawiści i resentymenty, tak charakterystyczne dla wszystkich piszących.)

Wydaje się, że skrybowie dość szybko zdali sobie sprawę ze swojej mocy. Komplikowali więc wciąż hieroglificzne rebusy, pisali maczkiem i bez znaków przestankowych, aby nikt poza nimi nie mógł przeczytać. To oni również puszczali w obieg pierwsze fake newsy.

Ale przede wszystkim stworzyli pierwszą zamkniętą kastę intelektualistów z charakterystycznymi dla niej hierarchiami i rytuałami oraz nastawieniem scholastycznym, w którym opowieść o świecie coraz bardziej odrywa się od swojego przedmiotu, aby być w zgodzie z coraz liczniejszymi regułami wewnętrznymi prowadzonego przez skrybów dyskursu. Że zaczyna on zjadać własny ogon, czyli gada przede wszystkim o samym sobie, a nie o świecie? Co to szkodzi? Przecież wiadomo, że im bardziej niejasno piszesz, tym mocniej jesteś podziwiany. To się akurat od czasu faraonów nie zmieniło.

15-03-2019

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę: