Ranczo, czyli dowiecie się za późno
Nie znałem Roberta Bruttera, czyli pana Andrzeja Grembowicza. Znałem wspaniałego operatora, Włodka Głodka, i znam reżysera, znam producentów, znam drugiego scenarzystę, Jerzego Niemczuka. Znam część ludzi z ekipy i większość aktorów. Ktoś może powiedzieć: „Nie jest obiektywny”.
Może i nie jestem, ale uważam, że mamy do czynienia z dziełem niezwykłym, wybitnym.
Oglądam Ranczo wyrywkowo, oglądam od lat, choć w sposób nieuporządkowany, bo prowadzę skandalicznie nieregularny tryb życia. Ale zawsze oglądam z satysfakcją.
Dlaczego?
Gdyby pokusić się o głębszą analizę, to zapewne dlatego, że w tej opowieści jest więcej humoru wybaczającego niż okrutnego, więcej Dickensa niż Gogola.
Uogólniając – więcej Zachodu iż Wschodu.
Nawet paskudnym się wybacza i nie ma tej gogolowskiej rozpaczy: „Tylko prokurator dobry człowiek, choć i on, prawdę mówiąc, świnia”.
U Dickensa zawsze pozostaje nadzieja, że pan Jingle zrozumie swoją niegodziwość.
Ranczo jest trochę z Makuszyńskiego, trochę z Przybory, trochę z Szaniawskiego, ale tworzy jakość jedyną w swoim rodzaju, budzącą sympatię, niezwykle oryginalną i ważną.
Ton tej opowieści jest mądry i pogodny, krytyczny, ale wybaczający, podkpiwający, ale serdeczny.
Przez dziesięć lat Ranczo towarzyszyło Polakom i mówiło nam – możecie urosnąć, Wilkowyje są w was i tylko wy możecie je zmienić.
Mówiło też – konflikty są dobre, jeśli ludzie potrafią wyciągać z nich sensowne wnioski.
Mówiło – mądrość ludzi z ławeczki nie jest może wielka, ale jest ważna.
Mówiło – bracia bliźniacy, wójt i pleban, muszą się porozumieć, aby wszystko poszło do przodu.
I Ranczo portretowało.
Oczywiście badacze sztuki będą się chętniej pochylać nad zdarzeniami bardziej postmodernistycznymi, modnymi i niszowymi, ale jeśli ktoś w przyszłości będzie chciał zrozumieć Polskę z lat transformacji, powinien uważnie studiować Ranczo, bo jest to wspaniałe, życzliwe i dużo rozumiejące zwierciadło.
Są w nim i ludzkie małości, słabości, ułomności i ta niezwykła energia, nadzieja, która przez dziesięć lat powodowała, że ludzie mieli szansę zrozumieć, że mogą rosnąć.
Jeśli serial ma sześć milionów widzów, to niewątpliwie mamy do czynienia ze zjawiskiem, które warte jest wnikliwej analizy.
Pamiętacie Państwo tytuł wystawy Polaków portret własny?
Ranczo to taki portret malowany przez dziesięć lat, w którym przegląda się nasz kraj.
Jest w tym serialu wszystko – wchodzenie do Europy i rozwój miejscowej przedsiębiorczości, feminizm i okultyzm, przemiany w szkolnictwie i nagrywanie prywatnych rozmów do celów, nazwijmy to, użytkowych. Polityka i życie prywatne, wiara i anarchia, sztuka i życie codzienne, media i lepienie pierogów.
Opowiedziane z serdecznością, ale i z przenikliwą inteligencją.
Opowiedziane nie „serialowo”, czyli banalnie, tylko z pazurem, z ciepłą ironią i dozą prawdopodobieństwa wystarczającą, aby bajka była podobna do życia.
Czasem wręcz proroczo.
Ten portret namalowali ludzie, którzy patrzyli na polskie Wilkowyje tak, jak powinni patrzeć ci, którzy kochają swoją ojczyznę i właśnie dlatego chcą coś zmieniać – i w ludziach, i wokół siebie.
Dziesięć lat to kawał życia.
Dla pana Andrzeja Grembowicza, dla Włodzimierza Głodka było to dziesięć ostatnich lat.
Cały czas zbierałem się, aby im powiedzieć, jaki to dla mnie ważny serial. Jak dobrze, że on jest, ponieważ uważam, że spełnia ważną, bardzo ważną rolę, że jest wręcz misyjny.
Nie zdążyłem. Chyba nawet Cezaremu Żakowi nie gratulowałem tej fantastycznej podwójnej kreacji.
Reżyserowi Wojciechowi Adamczykowi raz czy dwa powiedziałem, że robi coś bardzo ważnego, ale on ma w sobie tyle pokory, że przed moimi komplementami ucieka.
Jednak głównie żałuję, że nie zdołałem nigdy pogratulować panu Andrzejowi Grembowiczowi tych fantastycznych, dowcipnych i mądrych dialogów.
Śpieszmy się kochać ludzi.
I doceniajmy poczucie humoru, bo bez Fredry, Gombrowicza, Mrożka i Grembowicza bylibyśmy biedniejsi o tak niezbędną człowiekowi nutkę autoironii, a brak wyobraźni zaczęli nazywać moralnością.
Nadęci i zakochani w sobie daleko nie zajdziemy.
Jednostka, która nie potrafi śmiać się z siebie, może odnieść jaki taki sukces, ale społeczeństwo, które nie ma mechanizmów przekłuwających balony patosu i pychy, kroczy w przepaść.
To, że Ranczo się skończyło lub kończy (nie znam obecnego stanu), jest dość symptomatyczne.
Czy umiemy jeszcze rozmawiać o naszych problemach tak jak w Ranczu?
Jeśli nie, to znaczy, że Wikowyje, choć tego jeszcze nie wiedzą, zaczynają przegrywać.
07-12-2018
Dobrze że nie da pieniędzy. Bo ranczo to wielka Porażka
Dzien dobry! Ciesze sie, ze Pan napisal ten komentarz. "Ranczo" jest ewenementem w krajobrazie telewizyjnych seriali. Dodalabym do wymienianych przez Pana autorow jeszcze Ignacego Krasickiego oczywiscie -bo jestem nauczycielka:). Tez chcialam sie spotkac z panem Grembowiczem, zeby powiedziec mu, jak bardzo cenne jest to, co wspolnie z panem Niemczukiem stworzyli, niestety nie bedzie to mozliwe (przynajmniej na razie). Pozdrawiam!
Jedna z najlepszych recenzji jakie ostatnio czytałem. Serdecznie gratuluję.
Szczęść Boże kiedy ma pan zamiar wypuścić kolejne odcinki Rancza ?
Rancza od dwóch lat nie ma. Wbrew temu, co napisała dziś WP serial nie wróci. Po pierwsze i ostatnie ze względu na politykę. Wie Pan kto rządzi w TVP i na pewno zna Pan poglądy Żaka, Ostrowskiej i Barcisia. Oni nie zrobią serialu dla Kurskiego, a Kurski nie da pieniędzy na serial w ich obsadzie. Taka jest smutna rzeczywistość.
Marta napisał(a):
Zgadzam się z tobąPięknie i mądrze napisane. Ranczo to ewenement. Żaden polski serial obyczajowo-komediowy nie przekazywał tak wielu wartości. Momentami można było pomyśleć, że to taka socjologia na wesoło, ale gdy człowiek bardziej wgłębiał się w dane sceny widział drugie dno. To jest 130 bardzo dobrych odcinków. Opowieść, w której nawet wątek miłosny jest prowadzony z sensem (może trochę uszczerbku dostał w 9 i 10 serii ale...), co w innych produkcjach się nie zdarza. Tam człowiek patrzy na te historie i od razu w nie nie wierzy, tu... daje się wciągnąć przez 45 minut w wykreowany świat. A to sztuka. W żadnym polskim serialu emitowanym parę lat nie ma takiej historii. Zresztą co też zachwyca, że wszyscy bohaterowie, którzy byli od początku serialu są w tej opowieści ważni, że nie koncentrujemy się wyłącznie na Lucy, Kusym i Wójcie. Nie - tu całe pierwotne Wilkowyje są ważne. Poza tym dobór aktorów - przecież większość jeśli nawet wpadła w szuflady to są te zaszczytne szuflady. Zawsze będą "tymi z tego Rancza", a nie innego banalnego M jak miłość czy Barw Szczęścia - czyli opowieści niekończących się i tak naprawdę o niczym. Ranczo zawsze było o czymś. Zawsze miało sens. A dialogi... nawet jeśli widzowi średnio przypadał do gustu jakiś wątek (bo bądźmy też sprawiedliwi w swojej ocenie, czasem drobne potknięcia zdarzały się wszystkim) to dialogi rekompensowały wszystko. W tym serialu nie ma ani jednej sceny przegadanej, z bezsensowną rozmową. To się nie zdarza w polskich mainstreamowych serialach. Nawet jak Autor pisze, oglądać wyrywkowo i się zachwycać. Absolutnie coś pięknego. Coś co bardzo trudno będzie dogonić komukolwiek. 10 sezonów to kawał życia, a oni potrafili zachwycić wielu. Nawet tych, którzy na początku entuzjastami Rancza nie byli (sama oglądam od 5 serii regularnie, wcześniejsze odc. wielokrotnie w powtórkach). Najbardziej jednak imponuje to, że będąc na szczycie potrafili skończyć (6 mln oglądalności) i co też fantastyczne główni aktorzy nigdy nie robili z siebie przysłowiowych małp w programach rozrywkowych zachęcając tym do oglądania, jak to mają w zwyczaju robić inne produkcje. Nie, tu ten serial bronił się sam, a nie jakimś nachalnymi występami gdziekolwiek czy Pani Ostrowskiej czy Pana Żaka. Nie, tu broni się i zachęca do oglądania świetne aktorstwo i doskonała historia. Historia, która jak Sami swoi po latach nadal będzie porywać kolejne pokolenia. Może nie aż tak licznie, ale jestem pewna, że na pewno Ranczo dołączyło do takich klasyków jak Alternatywy 4, Czterdziestolatek, a może i Miodowe lata, choć tutaj zupełnie inna konwencja (ale 20 lat minęło, bawi dalej).
I cannot agree more!