Szczęśliwe dni: 11 lutego
Martwię się o naszego ministra. Strasznie zrobił się nerwowy. A to gwałtownie zerwie audycję w radiu, a to powie, że ma w nosie swój wizerunek. O decyzjach, które podejmuje lub których nie podejmuje, długo by mówić – uskładało się tego trochę i wciąż się składa. Pamiętamy Instytut Książki, Teatr Polski we Wrocławiu, Stary Teatr w Krakowie, Instytut Teatralny, Muzeum Narodowe, Muzeum II Wojny Światowej, Zamek Królewski, Europejskie Centrum Solidarności, „Dwutygodnik”, Mosfilm, Instytut Literatury, „Napis” etc. Nie oszczędza ministra nawet środowisko naukowe, z którego się wywodzi. Nasz minister ma powody do zdenerwowania. Trudno się dziwić, że zachowuje się jak bohater filmu Bergmana pod tytułem Puszy się i miota.
Lord Acton mawiał, że każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie. Nasz minister nie ma władzy absolutnej. Świeci jak wszyscy światłem odbitym od Prezesa, ale nawet Prezes nie może o sobie mówić: państwo to ja. Choć bardzo by chciał. (Nawiasem mówiąc, nie wiem, czy pamiętacie piosenkę kabaretu Tey, czyli Laskowika, Smolenia & Co. z późnych lat siedemdziesiątych. Szła mniej więcej tak:
Co to będzie, kiedy zgaśnie nasze Słońce?
Przecież świeci nam przykładnie tyle lat.
Jak my wtedy powiążemy koniec z końcem,
co się stanie? – To pytanie dręczy nas.
Co to będzie, gdy słoneczko nasze zgaśnie?
Zaburzenia ma i plamy przez ten trud.
Kto to wie, a może będzie wtedy jaśniej?
Przeżyliśmy już niejeden taki cud.)
Wypadałoby sparafrazować Lorda Actona: każda władza izoluje; władza absolutna izoluje absolutnie; niekiedy sprawowana jest już tylko w izolatce. Iluż to Ludwików XIV lub Napoleonów rządzi za drzwiami pozbawionymi klamek…
Oczywiście większość polityków ma, jak by powiedział bohater Buszującego w zbożu, wrażliwość deski klozetowej, więc neuroza ich się nie ima. Co najwyżej psychopatia lub paranoja.
Nie śmiałbym naszemu ministrowi zarzucać braku wrażliwości, zwłaszcza, że go nie znam. Bodaj dwukrotnie zamieniłem z nim parę grzecznościowych słów przy oficjalnych okazjach. Wydał mi się człowiekiem subtelnym i kulturalnym, jak na profesora Polskiej Akademii Nauk przystało. Ale posiadanie osobistej kultury, a posiadanie władzy w resorcie kultury to nie to samo. Być może jedno z drugim jest sprzeczne i z tej sprzeczności rodzi się nerwowość.
Przyznam, że czasem ogarnia mnie współczucie, choć jako nihilista i szyderca nie ulegam emocjom. Zdarzyło mi się to na przykład podczas niedawnego wręczania Paszportów „Polityki”. Gala odbywała się akurat w Teatrze Polskim, więc postanowiłem się przyjrzeć. Redaktor Baczyński, witając gości, zaznaczył, że naszego ministra nie może przywitać, bo nie przybył. Sala przyjęła informację nieżyczliwym rozbawieniem.
Przy innych okazjach, gdy pan minister był obecny, choćby w Operze Narodowej czy Filharmonii, rozlegało się buczenie. Nie jestem zwolennikiem tego typu wyrażania dezaprobaty, mimo – a może dlatego, że za młodu brałem udział w wyklaskiwaniu aktorów, którzy złamali bojkot telewizji. Wtedy taki ostracyzm wydawał się oczywisty, dzisiaj widzę w nim pewne okrucieństwo, choć postawy tak zwanych kolaborantów z okresu stanu wojennego nie usprawiedliwiam.
Wracając jednak do ministra: fakty pozostają faktami. Bez względu na to, czy minister się pojawia osobiście, czy się nie pojawia, napotyka na społeczny odruch oporu. Jak mawia suweren, gdzie się nie obrócisz, zadek z tyłu. Jeśli nie ministra i wicepremiera, to chociaż profesora socjologii, badającego społeczeństwo obywatelskie, powinno to zastanowić
Tak czy inaczej rozumiem, że człowiek traci panowanie nad sobą. Tym bardziej, gdy zdaje sobie sprawę, że w bliższej czy dalszej perspektywie może również stracić stanowisko, a nawet dwa. W kręgach władzy walka frakcji trwa w najlepsze i nie zdziwię się, gdy głowy zaczną lecieć jeszcze przed wyborami. Zwłaszcza że jest legion takich, którzy przebierają nogami w oczekiwaniu na posady.
Matejkowski Wernyhora z rysunku Mleczki wieszczył: „Widzę jaja po 400 złotych za sztukę”. Ja zaś jako domorosły Nostradamus przepowiadam, że jeszcze zatęsknimy za naszym ministrem. Jego następca może być już tylko strasznie śmieszny; tak strasznie śmieszny, że – jak śpiewa Adela w Zemście nietoperza – „ze śmiechu można pęc”.
11-02-2019
Redakcjo: cenzura jest w tym kraju zakazana! Ja pamiętam wyklaskiwanie Kłosińskiego i Mikulskiego, w odróżnieniu od wycia, tupania i gwizdania dzisiaj , gdy na scenę wszedł minister demokratycznie wybranego rządu, by udekorować wysokim odznaczeniem państwowym wspaniałego śpiewaka Piotra Beczałę. Ale kodziawerom i targowiczanom to nie po brukselsku, więc zachowywali się po chamsku
Jeśli Autor pamięta, to warto może przypomnieć nazwiska tych wyklaskiwanych kolaborantów z czasów stanu wojennego, co robili po roku 1989 i co robią obecnie. Byłby to ciekawy przyczynek do historii polskiego teatru.
No i cóż z tego, że ktoś tam buczy? Spór już nie polityczny, ale plemienny wre, więc czemuż się dziwić, że są i tacy, co nawet na gali zabuczą - i czują się wtedy może lepsi, odważni, a może mniej sfrustrowani? Ja wiem, że to tylko felieton, więc złośliwości są w nim na miejscu. Ale aż by się chciało przeczytać cokolwiek konstruktywnego - tym bardziej, że chodzi o tak ważne dobro, które nadal potrafi jeszcze Polaków łączyć, jakim jest kultura. Można odnieść niestety wrażenie, że również przez Autora przemawia frustracja właśnie - mało twórczy i bezpłodny motyw... Wspólnych pól nadal brak, a wytyczna "im gorzej (w tej i o tej Polsce PiS-owskiej), tym lepiej" w realizacji. Smutne.
Niespodziewanka! Podzielam ocenę, choć w przeciwieństwie do Szanownego Autora bez lęku, że ta władza potrwa ze 20 lat! ... A gdzie ta: przy takiej opozycyjności bez ćwierci wieku się nie obędzie... wiele jest spraw do wysprzątania. I jako żywy świadek nie tylko buczenia na Kłosińskiego, ale i Glińskiego sprawozdaję, że to drugie (w T. Wielkim przy dekorowaniu Beczały) było popisem prostackiego c h a m s t w a i sortu ciamajdanu - zresztą natychmiast spuentowanego ironicznie przez pana Piotra Beczałę. Reasumując: póki kodziawerka będzie tak ciało-dajna (jak choćby u rzeczonego po lożach i tortach) i tak kiepska umysłowo, to Wanda może spać spokojnie. Czyli, jak to było o słomce i belce (amatorszczyźnie i targowiczeniu)? I to j e s t problem, bo prawdziwa władza krytyk się powinna bać. O'le.