Szczęśliwe dni: 3 stycznia
Historii przyrasta, ale życia ubywa – taka to radość z nowego roku. Przejrzałem stosik gazet i tygodników – wszyscy pytają, co się zdarzy. W cieniu różnych przewidywań dręczy mnie jednak zgoła inne pytanie: ile jeszcze zostało – nam, wam, tobie i mnie?
W trakcie przygotowań do wieczoru urodzinowego Mai Komorowskiej jubilatka opowiedziała mi historyjkę o dziewczynce, którą opadły pierwsze myśli metafizyczne
– Babciu, co się ze mną stanie, gdy umrę?
– Pójdziesz do nieba.
– A gdzie byłam zanim się urodziłam?
– W niebie.
– To po co ten spacerek?
Pytanie dziewczynki w istocie jest dziecięcą wersją klasycznej kwestii Leibniza: „Dlaczego istnieje raczej coś niż nic”. Wygląda na to, że małe dzieci filozofują, duże nie. Na przykład reżyserzy teatralni są na filozofię odporni. Wolą socjologię i politykę, a już chyba najbardziej publicystykę. Od biedy psychologię. Natomiast tak zwane pytania istotne padają ze sceny zupełnie wyjątkowo, gdy na przykład bohaterami przedstawienia są myśliciele rangi Hannah Arendt i Martina Heideggera. Ale nawet wtedy temat ich prywatnej relacji dominuje nad ideami, co zresztą narzucił autor, a nie reżyser.
Dejmek uważał, że teatr powinien istotnie mówić, a publiczność istotnie słuchać. Waga przekazu bierze się z lekcji tekstu. Geniusz takiego na przykład Swinarskiego polegał na umiejętności czytania utworu. Sztuka interpretacji to jednak coś innego niż powszechne dziś przepisywanie. Interpretuje się na prawach autora, przepisuje – na własnych. Niestety, przepisywacz rzadko bywa ciekawszy od Szekspira, a spłycić cudzą głębię jest nieporównanie łatwiej niż pogłębić własną płyciznę.
Być może namysł nad tekstem zanika dlatego, że zatarła się granica między teatrem a rzeczywistością. Tej ostatniej nie przedstawia się już w postaci modelu, syntezy czy metafory, lecz wprost. Wieloznaczność została zredukowana do jednoznaczności, a poezja do gazety. Nic dziwnego, że pewna pani teatrolog, a właściwie – teatrolożka, obstaje przy tezie, że w teatrze nie ma miejsca dla piękna. Simone Weil mówiła, że duszą piękna jest dystans. Teatr publicystyczny z natury rzeczy rezygnuje z dystansu. Koło się zamyka.
A skoro nie ma na scenie ani myśli, ani piękna, to po co w ogóle wychodzić z domu? Trzymam akurat pod ręką dzienniki Baudelaire’a, więc niech będzie na ten Nowy Rok:
„Prawie całe nasze życie zużywamy na głupie ciekawości. A jest tyle rzeczy, które powinny w najwyższym stopniu wzbudzać ciekawość ludzi, a które, sądząc z ich sposobu życia, nie zaciekawiają ich wcale.
Gdzie są nasi zmarli przyjaciele?
Po co my tu jesteśmy?
Czyśmy skądś przyszli?
Co to jest wolność?
Czy można ją pogodzić z prawem opatrzności?
Czy liczba dusz jest skończona czy nieskończona?
A ilość ziem, które nadają się do zamieszkania?
Etc. etc.”
03-01-2017
This post was both incredibly intriguing and informative to me. We are grateful that you have shared some of your unique thoughts with us. I will most certainly pass this along to my comrades. vex 3 - Fun Game Play!
Miałem taką hipotezę,że ten płaski łomot się przewali i przyjdzie teatr nieplakatowy, różnorodny, mówiący o całokształcie spraw ludzkich, wystawiający dobrych autorów. Szkoda że takich dziś nie ma i nie zanosi się na to, że będą.
3-
Wielka jest moja tesknota za teatrem epoki Swinarskiego i Dejmka. Gleboko wierze, ze wroci. Mam w sobie marzenie, zeby przetrwac i przeniesc tamten teatr na nowe czasy. Jednak jestem osamotniona w tych marzeniach. Chociaz dobrze wiem, ze publicznosc bardzo teskni za tamtym madrym, pieknym i zrozumialym teatrem. Nie wiem kto i kiedy podjal decyzje, ze publicznosc nie ma racji w teatrze. I kiedy wielka mysl zostala w teatrze skazana na zatrate na rzecz plytkiej publicystyki i wariacji na temat osobistych fobii tworcow takiego ekskluzywnego przedstawienia. I prosze mojej wypowiedzi nie traktowac jako glosu wsparcia dla aktualnie burzacej teatr ekipy rzadzacej. Wolnosc slowa tak, pseudo-intelektualne bredzenie nie! To moj postulat.