AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Szczęśliwe dni: 5 lutego

Fot. Karol Budrewicz  

Żydowski mistrz duchowy Joszua, powszechnie znany pod łacińskim imieniem Jezus, został niedawno intronizowany na króla Polski. Liczebność Polaków – choćby nawet w 100 procentach wyznawali wiarę w Jezusa – wynosi 38 milionów. Tymczasem na Ziemi jest ponad dwa miliardy chrześcijan. Ale nic to: Jezus jest nasz (mimo że głosił, iż królestwo jego jest nie z tego świata).

Matka Joszui, Miriam, czczona jest od wieków jako Maria czy raczej Maryja, tejże Polski królowa. Zostaliśmy jej nawet jako naród ofiarowani w niewolę – cokolwiek to znaczy. Aktu ofiarowania dokonał prymas Wyszyński w 1953 roku.

Nasi rodzimi wyznawcy Żyda Joszui, uważanego przez chrześcijan za Syna Bożego, urządzają marsze pod hasłem „My chcemy Boga”. Głoszą przy okazji hasła antysemickie i wyższość białej rasy, domagają się też Polski dla Polaków. Niektórzy zdają się sądzić, że Joszua miał na imię Kaziek, Józiek albo Stasiek i urodził się gdzieś pod Nowym Targiem.

Miriam odbiera hołdy w rozmaitych miejscach kultu maryjnego, osobliwie zaś na Jasnej Górze. Tam, przed cudownym jakoby obrazem Czarnej Madonny, gromadzą się pielgrzymi o głowach łysych jak po chemioterapii (choć sprawiają wrażenie, że przeszli raczej lobotomię lub pranie mózgu) i dostają błogosławieństwo od ojców Paulinów jako przedstawiciele najzdrowszej i najprawdziwszej polskości. Po prostu – sól ziemi.

I to bywa – mawiał Witkacy. Ja zaś zastanawiam się, czy czciciele Joszui-Jezusa i Miriam-Maryi mają zwyczaj czytać cztery kanoniczne ewangelie, które notabene napisali – z wyjątkiem Greka Łukasza – również Żydzi. Znajomość Dobrej Nowiny wydaje mi się wątpliwa, zarówno na poziomie ludu bożego, jak i na poziomie tak chętnie powołujących się na chrześcijaństwo polityków, że o wściekle nacjonalistycznym klerze już nie wspomnę. W każdym razie swoimi postępkami i poglądami na każdym kroku zaprzeczają oni ewangeliom.

Ja niekiedy je czytuję, mimo – a może dlatego – że uważam Joszuę-Jezusa nie za Syna Bożego, lecz za największego prawodawcę etycznego naszej cywilizacji (Siddharthę Gautamę bardzo szanuję, ale zostawiam go buddystom). Czasem zastanawiam się, czy można być chrześcijaninem bez Boga. Sądzę, że można. Znam nawet parę przykładów.

Dalej myślę sobie tak: skoro ktoś wierzy, że Bóg wcielił się w człowieka, to powinien też przyjąć, że ten człowiek był Żydem, wyznawał judaizm, przeszedł przez wszystkie rytuały swojej religii, miał żydowską matkę (w kwestii rzeczywistego ojca się nie wypowiadam – istnieje teoria, że był nim rzymski legionista), miał żydowskie rodzeństwo i żył wedle żydowskiego prawa. Oczywiście, głosił prawdy, które modyfikowały czy reformowały ortodoksyjną religię opartą na Torze. Z tych prawd jego uczniowie, którzy w większości nigdy na oczy Joszui nie widzieli, zbudowali naukę uniwersalną i podstawy późniejszego Kościoła Powszechnego. Jego głównym architektem był Żyd Saul z Tarsu, który na drodze do Damaszku doznał objawienia i przemienił się w Pawła, dla wierzących – świętego. On to w Liście do Galacjan sformułował zasadę: „Nie masz Żyda ani Greka, nie masz niewolnika ani wolnego, nie masz mężczyzny ani kobiety; albowiem wy wszyscy jedno jesteście w Jezusie…”.

Nie ulega kwestii, że ta uniwersalna nauka wyklucza nie tylko antysemityzm, ale każdy nacjonalizm. Tak zwani prawdziwi Polacy doprowadzili ją do absurdu, w istocie jej urągając. Już by lepiej wierzyli w Swarożyca – byłoby to i rdzenne, i swojskie.

Chory katolicyzm Polaków, a także ich nacjonalistyczne i antysemickie ekscesy bywają, nawet często, tematem przedstawień teatralnych. Obawiam się jednak, że te przedstawienia cierpią na swoisty symetryzm. Mimo że tworzone w szlachetnych intencjach, są równie głupie, jak przedmiot ich krytyki. Jakby artyści tworzyli na prawach narzuconych przez swoich przeciwników.

Tymczasem antysemityzm i nacjonalizm są tematem-otchłanią. Posłuchajcie takiej na przykład historii.

Przez wiele lat przyjaźniłem się z wybitnym humanistą, autorem niezliczonych książek, wielkim autorytetem w dziedzinie polskiej literatury. Nazwiska nie zdradzę, niech na użytek tego felietonu będzie Profesorem. Spotykaliśmy się często, gawędząc przy kolacji o różnych sprawach świata tego. Któregoś razu Profesor, pokonując jakby zawstydzenie, zapytał, czy rzuciłbym okiem na pewien tekst. I dał mi do przeczytania maszynopis ni to prozy, ni to wspomnień, wyznając w zaufaniu, że od dawna pisze do szuflady takie „kawałki”, ale nie ma odwagi ich publikować.

Zapoznałem się z tekstem i dobrą chwilę nie byłem w stanie nic powiedzieć. Była to historia z czasów okupacji. Profesor znalazł się z rodzicami w getcie, stamtąd trafili na Umschlagplatz i dosłownie na chwilę przez zapędzeniem do pociągu, który jechał do Auschwitz, udało im się, korzystając z chwili nieuwagi jakiegoś SS-mana, wymknąć z transportu. Potem ukrywali się w Warszawie. Proza dotyczyła drobnego epizodu z tego okresu. Profesor miał jakieś dziewięć lat. Siedział sam w domu, podczas gdy rodzice usiłowali zdobyć w okupowanym mieście trochę żywności. Pod ich nieobecność do drzwi zapukał Polak rdzenny jak burak cukrowy na Lubelszczyźnie. Profesor lekkomyślnie otworzył mu drzwi. Był to szmalcownik, który dowiedziawszy się, że rodziców nie ma w domu, oznajmił chłopcu, że poczeka aż wrócą. Usiadł więc i czekał. Czas się dłużył. W pewnym momencie szantażysta zauważył pudełko z szachami i zapytał chłopca, czy umie grać w szachy. Chłopiec umiał. Zaczęli partię – rozegrali jedną, drugą, trzecią. Rodzice wrócili dopiero pod wieczór i wysupłali haracz dla szmalcownika. Zaraz potem zmienili kryjówkę.

Chłopiec przeżył Zagładę dzięki innym Polakom – mianowicie siostrom zakonnym prowadzącym sierociniec we wsi Turkowice opodal Hrubieszowa.

W Turkowicach mieszkali również Ukraińcy. Jak pisze Mychajło Gornji: „W nocy z 9 na 10 marca 1944 roku ukraińska część wsi została spacyfikowana przez oddział AK pod dowództwem Mariana Pilarskiego «Groma». Zamordowano wówczas co najmniej 19 osób (tyle jest znanych z nazwiska), w tym 7 kobiet i 1 dziecko”.

Udźwignijcie to w teatrze.

05-02-2018

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę:
komentarze (5)
  • Użytkownik niezalogowany Małgorzata
    Małgorzata 2018-02-08   00:11:41
    Cytuj

    Od jak dawna jest Pan niewierzący?

  • Użytkownik niezalogowany Autor do Marka
    Autor do Marka 2018-02-07   16:03:55
    Cytuj

    No, właśnie - jak z tym żyć... Chyba tylko przebaczyć i poprosić o przebaczenie.JM

  • Użytkownik niezalogowany marek
    marek 2018-02-07   15:33:10
    Cytuj

    Ale wcześniej Ukraińcy zrobili to: TURKOWICE W lutym 1944 r. oddział OUN-UNS napadł na wioskę i zamordował m.in. następujące osoby: 1. Jasiński Franciszek, 2. Kasperkiewicz Stefan, 3. Kwaśniewska (siostra dowódcy II rejonu AK), 4. Kuczewski Władysław, 5. Stokowski (inż.) i.n., 6. Stopyra Ludwik, 7. Ziółkowski Jan. No i jak z tym żyć?

  • Użytkownik niezalogowany pytia
    pytia 2018-02-06   20:45:49
    Cytuj

    Dobry tekst - oddaje dokładnie to co myślę. Wychowałam się wśród wyłącznie polskich " katolików". I do dziś znam tylko dwie lub trzy osoby, które czytały kiedykolwiek stary, nowy testament. Ja czytałam go z ciekawości jako nastolatka i szybko zorientowałam się, że to cały ten katolicyzm jest powierzchowny, na pokaz. Też wtedy się zapytałam mojego taty jak to jest z tym Jezusem, przecież on też był żydem... Wielkie oburzenie, obrażanie słowami i brak sensownych argumentów - taka była cała jego odpowiedź. Tak podobnie zresztą, jak te tutaj wcześniejsze komentarze... Pozdrawiam pana serdecznie - Beata :-)

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2018-02-05   15:32:46
    Cytuj

    jeśli Majcherek nie wie, co znaczył: "aktu ofiarowania, którego dokonał prymas Wyszyński w 1953 roku", tzn. że ten cały szmal zarobiony od komucha i post-komucha (ani dnia przepracowanego na własnym, całe życie na rządowym) powinien zwrócić na Skolimów, samemu przenosząc się pod namiot w czworakach. Udźwignie?