AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Tematy ważne i te drugie

Fot. Karol Budrewicz  

Czy zauważyliście Państwo, z jak dziecinną łatwością drôle de guerre tocząca się na Ukrainie wyparła z debaty publicznej tak jeszcze niedawno rozpalający emocje do czerwoności temat gender? Nie przesłoniła wcale protestu opiekunów niepełnosprawnych, ale przerwała np. rozważania nad poprawnością polityczną i językową.

Straciliśmy jakby chęć do sporu o to, czy nazywając ministrę Muchę ministrem sportu i turystyki, dajemy wyraz swojemu aroganckiemu męskiemu szowinizmowi, czy też nie. Nie rozpisujemy się już o immanentnym rasizmie wpisanym w Sienkiewiczowską opowieść o Stasiu i Nel. Nie powtarzamy za Romanem Kurkiewiczem, że walka o parytet jest jedyną „prawdziwie rewolucyjną” walką w dzisiejszej Polsce. (Jak zrozumiałem, więcej posłanek Kemp i Pawłowicz miało podnieść intelektualny poziom parlamentu i złagodzić panujące w nim obyczaje).

Czy można z tego wyciągnąć tyleż ryzykowny, co banalny przecież wniosek, że – przy całym szacunku dla każdej, jak to się dziś mówi, narracji – tematy bywają równe i równiejsze? Te ważne i te ociupinkę mniej?

Jeśli tak, to czemu, na Boga, zajmujemy się tak uparcie tymi drugorzędnymi?

A przecież nie tylko my, zwyczajni zjadacze chleba, tak czynimy. Za tematami marginalnymi przepadają władające nami elity polityczne. Ach: polityka historyczna; ach: chemiczna kastracja; ach: parytet! To właśnie ma priorytet. Politycy mogą o tym bez końca, a media z rozkoszą udzielają im gościny.

Czy to jest spisek jakiś? Tajne porozumienie Władzy Pierwszej z Czwartą? „Żeby, panie dziejaszku, trzymać naród w ciemnocie?”

Sęk w tym, że śladu tego spisku nie ma w żadnym z setek tysięcy dokumentów, które ujawnili Assange i Snowden. Wstrząsające w nich było to jedynie, że w tych skrzyniach i szafach najtajniejszych tajemnic nie było tak naprawdę niczego, o czym byśmy wcześniej nie wiedzieli. Może tyle tylko, że zdaniem jakiegoś ambasadora USA czy innego rezydenta CIA jeden premier lubi pierogi, a drugiemu śmierdzą nogi. Materiały dla Pudelka czy „Faktu”.

Iwan Krastew w swojej Demokracji nieufnych tłumaczy tę gorączkową aktywność polityków na obszarach klasy B chęcią ukrycia przez nich smutnej prawdy, że w starciu z problemami klasy A czują się oni całkowicie bezradni. Nie wiadomo tylko wcale, czy są oni rzeczywiście aż tak całkowicie pozbawieni realnej siły. Przecież ryzykujący chwycenie byka (czyli banków) za rogi Viktor Orbán wcale nie upadł pod gruzami gospodarki węgierskiej, jak mu to wieszczono, ale – przeciwnie – ustabilizował sytuację ekonomiczną swojego kraju i wygrał kolejne wybory w stylu, o jakim pomarzyć mogą tylko kunktatorscy mężowie stanu, obawiający się najmniejszego nawet wahnięcia słupków poparcia.

Może więc o ów strach tu jedynie chodzi? O ten zimny pot na plecach, występujący przy każdej myśli o możliwości zachwiania się status quo? O nocny koszmar, że z takim trudem wynegocjowana, nikogo tak do końca nie zadowalająca, ale jedyna możliwa – T.I.N.A (there is no alternative) rozwiewa się oto i znika.

I co wtedy?

Nie oszukujmy się: ten strach paraliżuje również nasze – owych zwykłych zjadaczy chleba – myślenie i działanie.

Gdy pytam swoich studentów z reżyserii, po co chcą zrobić swój spektakl, co chcą nim powiedzieć, słyszę często, że – „chcą ukazać relacje”. Są zbyt oczytani, zbyt inteligentni i – niestety! – rozsądni, aby być za czymś czy przeciw czemuś.

Ten strach przed zachwianiem status quo i zadaniem pytań naprawdę niewygodnych zdaniem Hansa-Thiesa Lehmanna leży u źródeł „teatru postdramatycznego”, programowo fragmentarycznego i impresyjnego, wiążącego swe narracje przez asocjacje, a nie szereg przyczyn-skutków. Opowiadał przecież o świecie, gdzie działań nie ma albo też nic one nie przynoszą. O świecie, w którym historia się skończyła. Odrzucając fabułę, zwalniał też z potrzeby posiadania światopoglądu.

Wydarzenia na Wschodzie są ciężką próbą dla tego typu myślenia. Są egzaminem, który my, Europejczycy, zdajemy dosyć marnie. Są równocześnie szansą na przywrócenie europejskiemu myśleniu powagi. Szansą na ustanowienie hierarchii problemów i pytań naprawdę ważnych. Jaki jest dziś sens takich wartości, jak demokracja, sprawiedliwość, „Europa”, w imię których ludzie trwali miesiącami na mrozie i za które ginęli na kijowskim Majdanie? Gdzie szukać odwagi pozwalającej udzielić adekwatnej odpowiedzi agresorowi? Jak odpowiadać na cynizm i kłamstwo?

Ukraina jest dziś wielkim tematem, wraz z którym do naszego postnego świata postów – historycznych, modernistycznych i dramatycznych – wkracza Historia.

Dlatego z ogromną niecierpliwością czekam na spektakl Pawła Passiniego, który chce opowiedzieć o epizodzie z początku protestów na Majdanie. Władze zablokowały wówczas serwery obsługujące centrum Kijowa, uniemożliwiając demonstrantom szybką łączność ze światem. Kto wówczas przyszedł z pomocą? Hakerzy z Anonymousa!

16-05-2014

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę:
komentarze (1)
  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2014-05-18   20:59:43
    Cytuj

    do tych "podnoszących", tzn. Obniżających dodałbym dla sprawiedliwości (niekoniecznie i prawa) Wojciakowa, Środę, i Kazie, która się wybiera. I dopiero wtedy mogę skonstatował pluralizm bez parytetu