Tekst wygłoszony na pogrzebie Adama Kiliana, w dniu 4 lipca 2016 roku
Łaskawi Państwo,
pogrążona w smutku społeczność teatralna usiłuje się dziś pożegnać z Adamem Kilianem. Śmiem sądzić, że dla wielu z nas był jednym z największych i najpiękniejszych ludzi, jakich poznaliśmy, a nawet jednym z najważniejszych w naszym życiu.
Adam Kilian – lwowianin, kadet, zesłaniec do Kazachstanu, żołnierz armii Andersa. Plastyk, scenograf, malarz teatralny, przedstawiciel folkloryzmu spod znaku Stanisława Wyspiańskiego i Wincentego Drabika. Znawca i entuzjasta sztuki dawnej i współczesnej, sztuki ludowej i egzotycznej. Artysta znany, popularny i rozpoznawalny, posługujący się autorską paletą barw i własnym charakterem pisma (niemożliwym do podrobienia), wypracował, realizował i afirmował światopogląd sztuki radosnej, przeobrażający się niekiedy w doktrynę ideowo-estetyczną. W fundamentalnym sporze naszej kultury Kaliban kontra Ariel opowiedział się Kilian za racjami tego cudownego „napowietrznego nic”, któremu Shakespeare nadał imię Ariela i wyznaczył miejsce po stronie słońca.
Adam Kilian wypracował, wraz z Janem Wilkowskim, model artystycznego teatru lalek, dzieła sztuki w ruchu, teatru ożywionej plastyki i zwizualizowanej wyobraźni, który blaski i niedole świata przedstawiał mową własną, językiem współczesnej awangardy. Teatr ten osiągał diapazon teatru ogromnego, już to rozważając imponderabilia, już to, co ważne, rozweselając bądź słodko trapiąc serce człowieka.
Adam Kilian, osiągający pozycję twórcy masowej wyobraźni, środki i tworzywa teatru lalek – teatru dla dzieci, ludzi prostych, pokornego ducha i dla poetów – naturalizował w teatrach dramatycznych i muzycznych.
Terytoriami jego superkreacjonizmu stawały się domeny przeszłości i egzotyki. Oferował systemową wizję dziejów bajecznych, że „weselej żyć temu, kto wie, iż wszystko, co kształt jego duszy wypracowało, pozornie tylko odeń odeszło i każdej chwili dawność może stanąć przed nami jak żywa”.
Adam Kilian podarował nam też swój obraz światów odległych i niesprawdzalnych, a to, że kształt teatralny Wesela Wyspiańskiego wywiódł z konstrukcji szopki polskiej (uważał ją za „kościół kościołów”, „pałac pałaców” i „teatr teatrów”), dało mu poczesne miejsce w dziejach scenicznych arcydramatu. Odkrył w Weselu demonizm historii i demonizm przyrody, taki pejzaż sceny narodowej, gdzie miały swoje pomieszkanie demony naszych dziejów i widma naszych współczesnych.
Z kolei prace Adama Kiliana nad Shakespeare’em i Słowackim były apoteozą magicznego wymiaru teatru romantycznego, konstruowanego z użyciem znaków wielopiętrowej kultury popularnej (z całą jej jaskrawością, melodramatyzmem i automatyzmem skojarzeń). Balladyna okazywała się więc aktorką wędrownego podwórzowego teatru, Goplana była ewidentnie syrenkopodobna, a następca tronu Czech, leżących u Shakespeare’a nad morzem, paradował w galowym mundurze księcia Walii wypływającego na odsiecz Falklandom.
Adam Kilian pośród tych i innych zatrudnień zdołał nas jeszcze na przykład w Muzeum Narodowym przekonać o tym, że tak naprawdę Jezus Chrystus, Bóg człowiek spoczął nie w grobie Józefa z Arymatei, ale w światłach i mrokach obrazu Caravaggia i że uczestnictwo w tym złożeniu do grobu jest przeżyciem mistycznym i traumatycznym. Seansem rozpaczy rozjaśnianym wiarą w pewność zmartwychwstania.
Adam Kilian, mający w swym zachowaniu i sposobie bycia żołnierską rycerskość, stanowił urzekającą symbiozę światowego dżentelmena w każdym calu, zdyscyplinowanego i zorganizowanego, z lwowskim bałagułą, rozkojarzonym dystraktem i arcyksięciem zapominalskich. Ta istota ludzka w najwyższym stopniu swojska była równocześnie, i to nieodparcie, kimś z towarzystwa europejskiego – tej nieformalnej intelektualno-towarzyskiej wspólnoty ludzi oświeconych i dobrze wychowanych, którzy kultywują sztukę podobania się innym, po to iżby się podobać samym sobie. Bo takie mają obyczaje.
Stoję przed Państwem, przepowiadając na głos to, co pamiętam i co chciałbym zapamiętać o Adamie Kilianie. Stoję smutny i bezradny, tak jak Państwo. Myślę, czy nie poszukać ratunku w poezji. Może w Księdze ubogich Kasprowicza, może u Tetmajera albo, by tak rzec, w tej parafii. Gdzieś przed dwudziestu laty znalazłem w papierach po Janie Wilkowskim Balladę o wiecznej szczęśliwości lalkarzy, tekst z czasów wielkości teatralnej swego autora. Idzie w te słowa:
Poseł lalkarz w niebo przeźrzysty jak chmura,
Za życia mioł ciała tys telo co bzdura.
Pietrapaweł w bramie nie spytał nic wcale
Miał paśpartu w „Lalce” i beł na „Zwyrtale”.
Janieli mu drogę uścielili kwiatem
Syćkie straśnie pikne chocia zyzowate.
I śpiewali pieśni aż sło eko w miasto!
Uwierzmy, że piszący wierszem mają moc ustanawiania przyszłości!
Sićko pikne jak sztuka Adama Wielkiego