AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

K/318: Dramatyczny zwrot akcji

Monika Strzępka, fot. Bartłomiej Zborowski  

1.
Istnieje coś takiego jak potencjał felietonistyczny kandydata na dyrektora teatru. I nie chodzi w tym rankingu o to, kto z kandydatów w miarę regularnie pisze felietony i czy pisze je lepiej od innych walczących o to stanowisko artystów i obywateli. Ocenie podlega raczej fakt posiadania przyrodzonych lub nabytych predyspozycji do bycia bohaterem felietonu. Z tego względu w niedawno rozstrzygniętym konkursie w warszawskim Teatrze Dramatycznym najlepiej rokował Ryszard Adamski. I dlatego Kołonotatnik kibicował najmocniej właśnie tej kandydaturze. Stało się jednak inaczej. Wygrała Monika Strzępka.

2.
Do szanowanej na teatralnym rynku i w środowiskach akademickich reżyserki spływają teraz zewsząd gratulacje, Facebook drży od zbiorowego orgazmu, wszyscy czytamy z wypiekami na twarzach jej upubliczniony program 5-letniej dyrekcji. Jeden z zaprzyjaźnionych reżyserów nosi się nawet z zamiarem przygotowania spektaklu opartego na eksplikacji programowej Strzępki. Przekonuje, że wiele fragmentów dałoby się nawet zaśpiewać. Na scenę mógłby wejść chór jakby od Einara Schleefa lub Marty Górnickiej i wrzasnąć lirycznie do przerażonych widzów:

teatr dramatyczny w kształcie
jaki proponujemy już istnieje
w naszych głowach
w sercach
w naszej odwadze
bycia w twórczym procesie
my to miejsce już zbudowałyśmy
ono rozpoczęło już swoją
działalność
we wspólnocie kobiet
i mężczyzn gotowych na zmianę
pewnych że zmiana
jest nieodzowna
bo zmiana to my
zaczęliśmy ją w sobie
jesteśmy dziś w miejscu
z którego widać
koniec świata
wyraźniej niż kiedykolwiek…

Niewątpliwie słowo „koniec” jest słowem kluczowym z programie Strzępki. Kiedy na mównicy sejmowej staje do expose nowy premier, dziennikarze skrupulatnie liczą mu lejtmotywy, najczęściej używane rzeczowniki: gospodarka, godność, finanse, polityka historyczna, kultura – przepraszam z tym ostatnim słowem-kluczem oczywiście żartowałem.

Strzępka dużo pisze o nowym początku, o zmianie, o wspólnocie, ale trudno jej ukryć, że realizacja jej programu oznacza przede wszystkim koniec Teatru Dramatycznego w kształcie, jaki znamy nie tylko z dwóch kadencji Tadeusza Słobodzianka, ale i wszystkich prób dyrekcyjnych nawiązujących do lat świetności tej sceny, czyli okresu od 1957 do 1981 roku. Nie mówię wcale, że koniec pewnej epoki i tożsamości jest czymś złym. Koniec nadciąga i trzeba się z nim pogodzić. Koniec świata i koniec teatru będą oczywiście końcami nieuchronnymi. Koniec jest nieuchronny. Sęk w tym, że przychodzi zazwyczaj niespodziewanie.

3.
Niespodzianka dotycząca programu Strzępki i konkursu na szefa Dramatycznego nie polega wcale na tym, że wygrała Strzępka, a przegrali Tadeusz Słobodzianek i Michał Zadara. Niespodzianką jest nagła zmiana oczekiwań organizatora co do pożądanego profilu Teatru Dramatycznego. W listopadowym ogłoszeniu warunków konkursowych wyraźnie zaznaczona była wola kontynuacji dotychczasowego kursu repertuarowego (sygnalizował to już na swoim profilu Wojciech Majcherek), doczytywaliśmy się tam co najwyżej oczekiwań drobnych korekt, odświeżenia formuły, dodatkowego otwarcia. Boję się, że przynajmniej dwóch kandydatów mogło wziąć te warunki brzegowe śmiertelnie poważnie. Zwycięstwo Moniki Strzępki jest tymczasem zwycięstwem pomysłu na całkowitą przebudowę wizerunku i programu stołecznej sceny. Myślę, że w zachodnich realiach prawniczych można by nawet oprotestować werdykt komisji, argumentując, że wprowadzono uczestników konkursu w błąd, prosząc o zachowawcze w gruncie rzeczy projekty, gdy na koniec wygrał program najodważniejszy. W każdym razie w kraju o przejrzystych regułach gry organizator musiałby się mocno tłumaczyć ze zmiany kryteriów, podać powody, dla których wybrano inną optykę i nastąpił zwrot co do spodziewanej rewolucyjności wniosku. W Polsce takiego protestu nie będzie, urzędnicy milczą, bo organizatorzy odpowiadający za proces wyłaniania szefów instytucji publicznych nie zwykli się tłumaczyć z takich błahostek. Obrazując tę sytuację z pomocą wrednej analogii, można powiedzieć, że zamówiono projekt placu zabaw, a wygrała wizja pływalni miejskiej. Nie mam pretensji do Strzępki, że pływa, mam pretensję do władz Warszawy, że zrobiła producentów huśtawek w konia.

Zastanawiam się, co takiego wydarzyło się przez ostatnie dwa miesiące. Dlaczego miasto podjęło decyzję aż tak radykalną? Podkreślę jeszcze raz: w kwestii wizji teatru, a nie osoby, która ją przygotowała. Czy zadecydowała presja środowiskowa i polityczna na przedstawicieli prezydenta Trzaskowskiego? Może dotarła do nich argumentacja Strzępki, że kobietom, artystkom i lewicowcom należy się zadośćuczynienie od liberalnych elit warszawskich trzymających władzę? Czy jednak w trakcie lektury wniosków komisja doszła spontanicznie do wniosku, że jak już zmieniać, to na całego, żadnych półśrodków, panowie i panie!? Może doszło do klinczu – przedstawiciele miasta zagłosowali za Strzępką, bo przedstawiciele ministerstwa w komisji głosowali za Słobodziankiem. Może autorowi Naszej klasy odbiła się czkawką afera stolikowa, a o facebookowych wyskokach Strzępki sprzed lat nikt już nie pamięta.

W odbiorze obiektywnego obserwatora wygląda to tak: proszono o w miarę konserwatywne wizje Dramatycznego, kandydaci chcieli sprostać temu wymogowi i na tym się skupili, a wygrała wizja całkowitej przebudowy, bo kandydatka miała te warunki brzegowe w nosie. Strzępka nie pierwszy raz triumfuje dzięki swojej bezkompromisowości, szantażowi emocjonalnemu i uruchomieniu ogromnej fali poparcia środowiskowego. Nie sądziłem, że głos komentariatu w mediach społecznościowych może być tak istotny dla władz Warszawy. Vox populi był za reżyserką i miasto (abstrahując od merytorycznej wartości jej programu) nie chciało z nim zadzierać. Macie, drodzy młodzi i zaangażowani internauci, takie nasze zadośćuczynienie za zabranie 10 lat temu Krytyce Politycznej siedziby na Nowym Świecie.

4.
To ważne, że opublikowano program i plan 5 letniej dyrekcji Moniki Strzępki. To jest w końcu zwycięski dokument, z którego można ją będzie przynajmniej w publicystyce teatralnej rozliczać, sprawdzać nieustannie, co z pięknych idei jest możliwe do realizacji w Polsce w czasach nadchodzącego kryzysu. Najbardziej transparentne byłoby jednak ujawnienie wszystkich koncepcji kandydatów kilka dni przed ich komisyjnym przesłuchaniem, tak, aby debata zaczęła się wcześniej, żeby można było publicznie zadać pytania autorom projektów, wskazać na słabe punkty, pochwalić najlepszych, pomóc członkom komisji. Mam nadzieję, że w tę stronę zmierzamy w świecie konkursów dyrektorskich.

5.
Wygrana Moniki Strzępki oznacza radykalny rebranding Teatru Dramatycznego. Rebranding – koszmar statystycznego widza. Rebranding – strategia dla zdesperowanych ideowych dyrektorów o żelaznych nerwach. Widmo powszechnego rebrandingu krąży nad polskim teatrem od wielu dekad. Bo rebranding rzadko się udaje, rebranding w warunkach polskich nie jest zjawiskiem do końca pozytywnym, bo trudno utrwalić wprowadzone zmiany. Sukces artystyczny dyrekcji progresywnej może wywołać przerażenie polityczne lub ekonomiczne organizatora i zwrot ku bezpieczniejszemu modelowi. Miałkość dyrekcji zachowawczej może prowokować do ruchów naprawczych, czyli unowocześniających w postaci dyrekcji progresywnej. Po klęsce dyrekcji progresywnej następuje powrót dyrekcji konserwatywnej. I tak w koło Macieju. Możemy licytować się nazwami miast i teatrów, w których taka karuzela trwa od wielu lat. W największym skrócie można powiedzieć, że polski pomysł na rebranding krajowych scen polega generalnie na tym, że nowa dyrekcja nie tylko zmienia repertuar sceny, którą obejmuje, ale doprowadza do gwałtownej i drastycznej wymiany publiczności. Nowy kurs przetrzebia zespół, publiczność traci swoich ulubieńców, bo świeża dyrekcja stawia już na nowe nazwiska, konwencje, tytuły. Zmienia się wizerunek i funkcja społeczna sceny. Zdezorientowany statystyczny widz przestaje wiedzieć, po co ma chodzić do swojego teatru, skoro jest tam wszystko po nowemu. I odchodzi pod inne teatralne adresy, przypominające mu klimatem miejsce, które utracił.

Po wyborze Moniki Strzępki wystrzeliły szampany w Teatrze Narodowym, w warszawskim Ateneum i Teatrze Współczesnym, nawet w Polskim u Seweryna. Bo założenia jej programu są całkowitym przeciwieństwem tego, co robił w Dramatycznym Tadeusz Słobodzianek. Jego z kolei program był w kontrze do wizji teatru Pawła Miśkiewicza sprzed dekady, który rebrandingował przecież Dramatyczny po erze Piotra Cieślaka. Publiczność Słobodzianka nie zostanie u Strzępki nawet w okresie przejściowym, bo reżyserka nie ma de facto w swojej ofercie tytułów dla widowni 50+, dla publiczności mieszczańskiej, szukającej w repertuarze dzieł klasycznych i nowej europejskiej dramaturgii. Strzępka nie interesuje się przeszłością teatru, nie chce grać na nostalgii za dawną wielkością tej sceny, nie będzie wieszać szyldu z nazwiskiem Gustawa Holoubka, adresuje swój teatr do widzów młodych i zaangażowanych, do wielkomiejskiej lewicy.

Jej Dramatyczny to poprawiona wersja feminizującego warszawskiego Teatru Powszechnego (tyle że bez dwóch mężczyzn u steru). Będzie walczyć o podobną publiczność, jaką ma Nowy Teatr Warlikowskiego, TR i Komuna Warszawa. Zbierze resztki po widowni sąsiedzkiego Teatru Studio. Rozumiem, że to jej najbliższy, najwierniejszy odbiorca. Nie wiem tylko, czy jest na tyle w Warszawie świadomej, młodzieżowej i aktywistycznej widowni, żeby starczyło jej na 5-6 progresywnych teatrów. I żeby te teatry się z niej utrzymały i dzięki niej odróżniły się od siebie wizerunkowo i repertuarowo. Już teraz kłopoty z frekwencją miały Studio i TR, zasłonięte przez Nowy i Powszechny. Zespół Pawła Łysaka grał coraz rzadziej, liczby widzów rosły dzięki Lupie i Zadarze, na których przecież przychodzą inni ludzie niż na Błońską czy Skrzywanka. W Studio na przełomie roku ratował beznadziejną sytuację Bowie w Warszawie Masłowskiej i Libera.

Podoba mi się wiara Strzępki i jej współpracowników w młodą publiczność. Młodzi to przyszłość teatru. Młodzi to zawsze Przyszłość. Ale młoda widownia to także biedna widownia. Ich dominacja na sali to przymus tanich biletów i bezpłatnych wejściówek. Nie chcę być złym prorokiem, ale wieszczę, że w najbliższych sezonach za sprawą otwarcia Strzępki na młodych zacznie się bezpardonowa walka w Warszawie o progresywną widownię. I to nie szefowa Dramatycznego jest w niej na straconej pozycji. Bardziej bałbym się o ofertę Teatru Studio i wypalenie Powszechnego. Więc przygotujcie się na jesienne i przyszłoroczne wędrówki ludów w Warszawie – odpływ statecznego widza z Dramatycznego i wątłe strumienie nowych ludzi, którzy pojawią się na sali. To dobrze, że szefowa Dramatycznego ma przed sobą 5-letnią kadencję, a nie częstszy w polskiej praktyce dyrektorskiej 3-letni okres pracy. Trzy sezony mogą nie wystarczyć na przygotowanie repertuarowego i frekwencyjnego sukcesu. W Krakowie konsekwencje wejścia do Teatru Słowackiego tandemu Szydłowski-Głuchowski widać dopiero teraz, po 6 latach, sukces przyszedł długo po tym, jak tandem się rozpadł. Ale tamta zmiana wciąż procentuje. Więc nie oczekujmy od Strzępki natychmiastowego sukcesu. Z publicznością będzie u niej krucho. Niech władze Warszawy, biuro teatrów, a nawet sama Strzępka uzbroi się w cierpliwość.
Gdybym był widzem Dramatycznego, który lubił program Słobodzianka, widzem, który pamięta czasy Holoubka albo przynajmniej przełom wieków, czułbym się zdradzony przez panią Machnowską-Górę i pana Jóźwika. Nie chcieli takiego widza jak ja. No, ale mam ten psychiczny komfort, że takim widzem nie jestem.

Dla publiczności 50+ Strzępka przewidziała na 5 lat jedynie projekt Pablopavo i Libera o „dziadocenie” oraz rekonstrukcję historyczną dramatu Juliusza Słowackiego. Jestem widzem 50+ i czytając jej założenia programowe, odczytuję mesydż: spieprzaj dziadu! Mesydż dotarł.

7.
Strzępka bezpiecznie planuje w swoim programie po 6 premier na sezon. Bardzo bezpiecznie. Tylko dwie premiery na Dużej Scenie. Liczba nowych tytułów na poziomie małego teatru z głębi Polski – na przykład kieleckiego Żeromskiego. Czyli reżyserka ma świadomość kłopotów z widownią i z repertuarem w okresie przejściowym. Każdy nowy dyrektor zmaga się z dylematem, ile tytułów z poprzedniej dyrekcji zostawić na afiszu. Bo przecież kontrastują z nowymi produkcjami teatru, bo zaciemniają obraz nowej dyrekcji, bo wabią widzów, na których położono już krzyżyk. Podejrzewam, że Strzępka wymiecie wszystko poza 2-3 tytułami, żeby jednak teatr działał, aktorzy mieli pracę. Skoro Słobodzianek 10 lat temu zostawił w repertuarze jej i Demirskiego W imię Jakuba S., myślę, że i teraz jeden z dramatów Słobodzianka ostanie się na afiszu. Ale na pewno nie ten ulubiony dramatopisarza. Założenia dotyczące nowego myślenia o zespole i pracy nad premierami mogą doprowadzić do odejścia wielu aktorów. Strzępka docelowo widzi swoich aktorów jako grupę wielokulturową, wzorowaną nieco na zespole Maxim Gorky Theater. W polskich warunkach może to być jeszcze odważniejszy skład językowy i narodowościowy, niż ma w tej chwili Powszechny. Kilku dobrych aktorów z Dramatycznego ma gdzie odejść. Innym doradzam przyjrzenie się temu, co się stało z ludźmi z dawnego Teatru Powszechnego po przyjściu Łysaka i Sztarbowskiego. Ze starej gwardii ostał się pewnie jeszcze tylko Kazimierz Wysota jako szef związków zawodowych i Maria Robaszkiewicz, bo aktorki w jej wieku są zawsze potrzebne. Reszta poznikała, sezon po sezonie, premiera po premierze. To był naturalny proces wymiany kadr bez zwolnień grupowych – czyścicielem zasobów ludzkich była estetyka teatralna. I tak samo będzie w Dramatycznym – za 5 lat, drogi zespole, już was w nim nie będzie.

Na miejscu dyrekcji Teatru Studio i potencjalnych kandydatów do objęcia stanowiska po sąsiedzku z Dramatycznym, drżałbym o stan osobowy swojego zespołu: pełno w nim dawnych wrocławskich i wałbrzyskich aktorów Strzępki. Aktorzy kochają Strzępkę – jesteście pewni, że oprócz przemieszczeń widowni w Warszawie, nie dojdzie także do ruchów migracyjnych w ramach zespołów artystycznych w stolicy i w całej Polsce? Na miejscu pani Alony i pana Alana z Poznania przyjechałbym do Dramatycznego, pan Juliusz z Krakowa nie powinien się wahać ani chwili. Za pół roku zacznie się w środowisku trzęsienie ziemi, zespoły wyrzeźbią się na nowo.

8.
Wygrana Strzępki to kłopot dla Teatru Studio i TR Warszawa. Wszystko w kontekście roku 2026, na który te trzy stołeczne sceny powinny się przygotować. Pisałem niedawno, że nie zdajemy sobie jeszcze sprawy ze skali nasycenia teatrem rejonu Pałacu Kultury. Trzy progresywne sceny będą działać obok siebie, ogłaszać się na powieszonych blisko siebie banerach, kusić widza przestrzenią, afiszem, obsługą, projektami okołoteatralnymi, knajpami i architekturą. Można współpracować i można w takiej sytuacji rywalizować. Jeśli pojawi się zagrożenie likwidacji mniej rentownych scen, będzie walka na śmierć i życie. Powiedzieliśmy – idzie kryzys. Skoro parę lat temu można było połączyć Teatr Dramatyczny, Scenę Przodownik i Teatr na Woli w jeden Sloboplex, za 5 lat można z sąsiadujących ze sobą przez plac TR, Dramatycznego i Studio także utworzyć jeden organizm. Wielką nowoczesną fabrykę sztuki, kombinat artystyczny, Ministerstwo Nowego Teatru. Jeśli ktoś to w mieście planuje, jeśli w ogóle ktoś tę koincydencję zauważył (a preludium do przyszłych decyzji zjednoczeniowych może być ten gest w stronę Strzępki!), odliczanie się zaczęło, rozpoczęliśmy konkurs na dyrektora połączonych scen przy placu Defilad. Strzępka już wie, co robić, TR ma plan, a co ma Studio kilka tygodni przed konkursem?

9.
Jak widać, zastanawiam się w tym tekście, jaką dynamikę zmian uruchomi przyjście Moniki Strzępki do Dramatycznego. Co się stanie ze starą widownią, zespołem aktorskim, jak zareagują na jej dyrekcję inne sceny. Konsekwencję objęcia stanowiska dyrektorki Dramatycznego dotyczą także samej Strzępki. Bogactwo jej planów, skala przebudowy mentalnej w instytucji, zapowiedź zmian modelu pracy, konieczność wprowadzenia nowych ludzi właściwie wykluczają jej karierę reżyserską poza Warszawą. Jan Klata swego czasu, wchodząc do Narodowego Starego Teatru, myślał, że nic się nie zmieni – będzie Teatr Polski we Wrocławiu, będą kontrakty w Niemczech, więc zaraz po objęciu stanowiska wyjechał reżyserować do Reichu, zostawił w Krakowie zaufanego zastępcę, Sebastiana Majewskiego, i jak wrócił, nie było czego zbierać, klapa wizerunkowa, afera z Frljiciem, protesty krakowskiej prawicy, zamach na przyzwyczajenia widowni, walka z symbolami „starego” Starego. Dwa kolejne sezony zajęło Klacie ratowanie dyrekcji, wydobywanie się z falstartu.

A więc zyskując Strzępkę jako dyrektorkę, tracimy Strzępkę-reżyserkę, pracującą nad 3 premierami w sezonie w różnych zakątkach Polski i Warszawy. Nie będzie już premier w Starym i Polskim, bo przecież szefowa Dramatycznego wspierałaby w ten sposób konkurencję. Przypadek Weroniki Szczawińskiej, która, będąc szefową artystyczną w Kaliszu, trzaskała jedną za drugą premiery w bliższym jej ideowo i towarzysko Teatrze Polskim w Bydgoszczy, jest nie do powtórzenia, bo skończył się smutną dyrekcyjną katastrofą. Nigdy dość przypominania o tym, nigdy! Strzępka stawia w pierwszych sezonach na sporą liczbę debiutantek, co oznacza, że będzie musiała czuwać nad ostatecznym kształtem spektakli, pomagać na generalnych i wcześniej, żeby nie zaliczyć falstartu. Sama też ryzykuje ze spektaklem na otwarcie, w którym zrywa duet z Demirskim i spotyka się z Martą Ziółek. Inna Strzępka w nowym teatrze?

Reżyserka deklaruje otwarcie bodaj kilkunastu programów w ramach jej koncepcji Dramatycznego – będą pracować z dramatopisarzami, pojawi się studio klasyki, linie wychowawcze dla młodzieży, scena muzyczna, laboratorium technologiczno-cyfrowe, nurt stand-upów. Życie jest takie, że będzie musiała wziąć odpowiedzialność za każdą z tych aktywności, bo chyba nikt z zaproszonych przez nią współpracowników nie szefował nigdy takiemu pionowi w teatrze. Na pewno nie Demirski, na pewno nie Czapliński… Strzępka będzie musiała być w nich na 75 procent przynajmniej albo choć wiedzieć, co tam się dzieje. A gdzie czas na protesty, akcje polityczne, aktywność obywatelską? Strzępka obiecuje nawet, że będzie dostępna przy słynnym stoliku w Kulturalnej dla wszystkich, którzy będą chcieli z nią porozmawiać o teatrze, załatwić nieformalne sprawy, a pewnie i napić się wódki. To jest, proszę Państwa, 12 prac Herkulesa, a nie projekt na 5 lat. Będę na kolanach bić brawo dyrektorce, jeśli do końca jej kadencji wszystkie te pomysły nie tyle że nie upadną, co będą tętnić robotą.

Strzępka jest na chwilę przed debiutem filmowym, projekty telewizyjne chyba upadły, bo scenariusz Zapustów zamiast w formie serialu czy fabuły, zapowiada się jako spektakl w Dramatycznym za dwa sezony. Dyrekcja blokuje jej aktywność na polu filmowo-telewizyjnym również na parę dobrych lat. Taka będzie cena tej dyrekcji. Dopiero po czasie będzie wiadomo, czy było warto.

10.
Dyrekcja to czas weryfikacji. Monika Strzępka jako przedstawicielka pokolenia i środowiska dostała właśnie szansę, żeby poukładać część polskiego życia teatralnego na nowo. Dać przykład, zerwać – jak mawiał tolerowany niegdyś przez nią polityk – z imposybilizmem. Oczywiście trzeba kibicować, żeby się jej udało, ale też wskazywać na koszty i skutki rewolucji. Strzępka nie stworzy w Dramatycznym jedynego obowiązującego modelu teatralnego dla polskich scen, raczej podpowie, jakie mają być w przyszłości sceny progresywne. Jej klęska będzie klęską całej formacji, a także idei teatru-domu kultury, wspólnoty teatralnej, pokaże realne możliwości zaprowadzenia etycznego ładu w pracy na scenach polskich. Na tej drodze bardziej od wsparcia krytyki potrzebuje szybkiego odzewu ze strony warszawskiej publiczności i cierpliwości magistratu. Na przykład w kwestii budżetu instytucji, rosnących kosztów utrzymania, wynagrodzeń pracowników. Strzępka nie jest z tych, którzy po cichu zgodzą się z cięciami wydatków na cele socjalne, z brakiem pieniędzy na zaplanowane premiery. Lojalność wobec współpracowników jest zawsze u niej większa niż lojalność wobec organizatora. Jeśli urzędnicy warszawscy marzyli o miłej współpracy ze Strzępką, to się mocno zawiodą. Strzępka wierzy, że to urząd jest dla sztuki, a nie sztuka dla urzędu. Będzie dymić. Przed każdymi wyborami, w każdej sytuacji albo-albo. I to jest dobra wiadomość dla zespołu i środowiska, bardzo zła dla magistratu. Ale chyba wiedzieli, kogo wybierają, prawda? Próbowałem policzyć, ile nowych funkcji i etatów zaplanowała Strzępka w swojej koncepcji – przy dwudziestym już się zgubiłem. Nowe stanowiska mogą powstać z redukcji istniejącego zatrudnienia w administracji teatru, relokacji pracowników i ich zadań albo wymuszeniu na organizatorze utworzenia nowych miejsc pracy. Jeśli to się powiedzie, Teatr Dramatyczny będzie domem dla blisko setki ideowych ludzi teatru, połączonych wspólnym interesem artystycznym i bytowym. W takiej kupie można nikogo się nie bać. Nawet plajty.    

***
Nie lubimy rebrandingu, ale na niego przystajemy.
Nie podoba się nam środowiskowy radykalizm, ale żarłocznie obserwujemy jego triumfalny pochód.
Nie ufamy teatrowi bez arcydzieł, ale patrzymy, co da nam w zamian.
Nie chcemy wyrzucania ludzi z pracy, ale ciekawi nas nowe rozdanie personalne.
Nie chodzimy w miejsca, gdzie nas nie chcą, ale coś nas ciągnie do nowych teatrów.
Nie jesteśmy Moniką Strzępką, ale trudno być teraz przeciwko niej.

26-01-2022

 

Weronika Szczawińska odpowiada Łukaszowi Drewniakowi

Komentarze w tym artykule są wyłączone