AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

K/321: Ćwiczenia logiczne (w Teatrze Studio i w okolicach)

Roman Osadnik, fot. Jacek Łagowski  

1.
Podoba się wam wynik konkursu w Teatrze Studio? Ktoś otworzył szampana? A może przegapiłem jakieś pospolite ruszenie na Facebooku w obronie kandydatów, którzy przegrali? Zwycięstwo dotychczasowego dyrektora, Romana Osadnika, ucieszyło oczywiście Natalię Korczakowską i obecny zespół artystyczny Teatru Studio. Ale chyba niewiele więcej osób. Jesteśmy zaskoczeni, ale nie wstrząśnięci. Zmieszani, ale nie przerażeni. Pogodzeni z decyzją, nieco obojętni, wzruszamy ramionami. Czyżby nikogo nie obchodził los sceny tak zasłużonej dla Warszawy i historii polskiego teatru? Reagujemy bez emocji, bo samo Studio przyzwyczaiło nas do letnich temperatur.

Nieudana albo mało ważna, hermetyczna premiera w Studio – hmm, to co? Jakiś problem? Znowu pustki na sali, nie ma widzów – hmm, przeżyją. Może specjalizują się w teatrze wyjazdowym. Nowy spektakl Korczakowskiej – acha, następne pytanie proszę…

Zaryzykuję tezę, że ostatnie sezony to czas mozolnego poszukiwania tożsamości przez warszawski teatr, raczej nieudane próby określenia swojego miejsca na tle innych progresywnych stołecznych scen, bo przecież to z Teatrem Powszechnym, Nowym Teatrem i TR Warszawa Studio chciało rozmawiać, ścigać się na nowoczesność. Raz chciało być Komuną Warszawa w wersji 2.0, innym razem nakryć formalną czapką Jarzynę i młodych reżyserów z TR, czasem słusznościową postawą starali się przysłonić Łysaka i Sztarbowskiego. Jeśli to była walka o wyrazistość, to jednak poniesiono klęskę. W tym progresywnym warszawskim czworokącie, Eldorado młodych reżyserek i reżyserów, to Studio było najbardziej mglistą linią ze wszystkich. Korczakowskiej i Osadnikowi nie udało się związać wizerunkowo z żadnym modnym twórcą, który byłby lokomotywą repertuarową. Krzysztof Garbaczewski te swoje lepsze spektakle zrobił w Nowym i Powszechnym, a Michał Borczuch w Nowym i TR. Niedawne wejście Libera z Masłowską i Bowiem w Warszawie nie można uznać jednak za spełnione wydarzenie artystyczne, choć frekwencja wyraźnie ruszyła. Najpierw wszyscy chcieli zobaczyć nową Masłowską, a potem przychodzili na Masłowską, aby zrozumieć, dlaczego tym razem nie wyszło. Z tych pięciu sezonów Osadnika i Korczakowskiej najlepiej pamiętam naprawdę wybitne Żaby Borczucha i niszowy spektakl Laszuka o Brylewskim. Ktoś dorzuciłby pewnie jeszcze kilka tytułów, ale trudno ukryć, że reżyserzy, którym się w Studio udało, bardziej kojarzą się z innymi teatralnymi miejscami. Dziwna sytuacja: dobre przedstawienia nie budowały marki sceny, tylko co najwyżej renomę reżysera. Sukces nie przywierał do Studio, pracujący w nim okazjonalnie kolektyw zabierał go w inne miejsce.

Nie jestem także przekonany, że poszukiwania artystyczne liderki, Natalii Korczakowskiej, pełnią rolę motoru napędzającego Studio, pokazują kierunek dla teatru. Lubiłem dawne przedstawienia reżyserki z czasów TR i Narodowego: Solaris i Natana mędrca. To, co robi teraz, przypomina chodzenie w cudzych butach i rywalizację w nieswojej dyscyplinie. „Jaka ja jestem awangardowa i bezkompromisowa, jak ja burzę ściany, jak bardzo testuję granice narracji…” Dyrektorka, która od lat nie ma sukcesu reżyserskiego jest jednak obciążeniem dla sceny, którą prowadzi, choćby nie wiem jak dobra, ludzka i transparentna była w codziennej pracy w teatrze. Nie chodzi o to, żeby szefowa instytucji firmowała najlepsze powstałe w niej produkcje, wystarczy, że jej dzieła nie odstają od reszty, nie zamulają przekazu, są jakąś podpowiedzią dla innych twórców, czego w tym Studio mają szukać i co proponować aktorom. Owszem, zespół zebrał się w Studio więcej niż przyzwoity, ale w przeciwieństwie do reszty środowiska ciągle nie mogę zapomnieć, w jakich okolicznościach doszło do jego utworzenia: po odejściu Agnieszki Glińskiej spór dyrektor kontra zespół rozgrywał się w cieniu walki o Teatr Polski we Wrocławiu i nie został należycie oświetlony w mediach. Dziwiło mnie wtedy, że środowisko protestuje przeciwko Cezaremu Morawskiemu i broni wyrzucanych i mobbingowanych aktorów Mieszkowskiego, a milczy, kiedy o to samo walczy zespół Glińskiej. I nic się nie dzieje, kiedy przegrywa. Aktorzy ze Studio nagrywali wtedy prześmiewcze piosenki prezentowane na YouTube (Teatr Romana), walczyli o swoją podmiotowość. Przegrali. Zastąpili ich uciekinierzy z Wrocławia. Nie twierdzę, że nie powinni, że nie wolno im było. Mam po prostu dobrą pamięć i czasem nie rozumiem, dlaczego to samo dyrektorskie zachowanie we Wrocławiu bywa złem, a w Warszawie zyskuje status normalnego działania, jest neutralne etycznie. Odbywa się w ciszy. To nie były pojedyncze odejścia, to była wymiana 2/3 zespołu Studio. Sposób rozpoczęcia pracy Korczakowskiej mógł jednak rzucić cień na kolejne sezony, oddalił od jej sceny cześć widowni, nie udowodnił reszcie, że warto było robić rewolucję w takim towarzystwie i właściwie bez sztandaru, a na pewno już bez wypisanych na nim porywających haseł. Studio chciało wyrwać się z tej niewypowiedzianej dwuznaczności podczas minionej pięciolatki, ale jednak się nie udało. W obiektywnej, zewnętrznej ocenie Roman Osadnik, a na pewno Roman Osadnik w duecie z Natalią Korczakowską, byli bardziej zagrożeni nieprzedłużeniem kontraktu niż Tadeusz Słobodzianek. Gdyby miasto brało pod uwagę w swoich decyzjach takie czynniki jak wyrazistość repertuarowa i frekwencja, na stanowisku dyrektorskim zostałby Słobodzianek, a nie Osadnik. Zapewne jednak nie to było w obu konkursach najważniejsze.     

Nie mówię wcale, że pozostawienie Romana Osadnika w Teatrze Studio to katastrofa dla systemu warszawskich teatrów, nie mam z dyrektorem Osadnikiem równie przykrych doświadczeń, jak Krystyna Janda, nie uważam wcale, że Studio prędzej czy później spektakularnie upadnie. Po prostu dalej będzie w cieniu innych, ważniejszych teatrów. Ten cień może być jednak na dłuższą metę groźny dla instytucji. Przecież od września ruszy nowy Dramatyczny Moniki Strzępki, pod Pałac Kultury do nowego budynku przeniesie się za kilka miesięcy TR Warszawa. To będą bardzo groźni konkurenci dla Studio. Czy Osadnik i Korczakowska przygotowali się na te nowe warunki działalności? Jeszcze brutalniejszą walkę o widza? Wyobraźcie sobie taką sytuację: przyjeżdżacie na dwa wieczory do Warszawy, jesteście naturalnym widzem i sojusznikiem progresywnego teatru, chcecie sprawdzić, co dzieje się w kwartale teatralnym przy Placu Defilad. Stoi już gmach TR, nowoczesny jak cholera, pokazują tam naszpikowany elektroniką spektakl Jarzyny i działa komuno-instytut Strzępki, do którego wchodzisz i od razu ratujesz planetę. I co? Mając to do wyboru, kupicie bilet do niedoinwestowanego Teatru Studio na jakiś nowy Alexander Platz Korczakowskiej? Śmiem wątpić. Reguły rynku działają nawet w budynkach scen progresywnych. Wygrywa ten, kto ma lepsza ofertę, kto jest bardziej jazzy, czyj wizerunek popularniejszy, czyja misja prawdziwsza… Osadnik i Korczakowska potrzebują cudu, żeby wygrać tę rywalizację w przyszłości, albo przynajmniej boleśnie nie odstawać od konkurencji. Jeśli będą odstawać, nie zbudują szybko własnej, nieco innej od Strzępkowej i TR-owej publiczności, to podejrzewam, że w chwili kryzysu będzie to pierwsza scena do likwidacji z tej strefy teatralnej. Miasto połączy Studio z TR lub Dramatycznym, tak jak kiedyś połączyło Teatr Na Woli, Dramatyczny i Scenę Przodownik w jeden Sloboplex. Może zresztą pozostawienie Osadnika to biznesowy ruch właśnie w tę stronę, inwestycja w powolne stygnięcie.

2.
Zanim jednak Roman Osadnik wygrał, zaskoczyła mnie mała liczba kandydatów do wzięcia Studio. Do finału oprócz Osadnika dotarli jedynie Artur Urbański i Paweł Miśkiewicz. W preselekcji odpadł bardzo poważny zawodnik, były wicedyrektor Studio, Tomasz Plata. Dzień przed przesłuchaniami kandydatów Plata opublikował smutny post o nieuczciwych zagraniach ze strony miasta. Wieloletni kurator programów i projektów Komuny Warszawa został utrącony z powodów proceduralnych, nie zaliczono mu wymaganych lat prowadzenia instytucji lub zespołu twórczego. Rozumiem, że potraktowano go właśnie w ten sposób, jakiego bała się Monika Strzępka przed swoim konkursem w Dramatycznym. Strzępka zrobiła raban w mediach, opierniczyła urzędników, którzy gęsto tłumaczyli się, że nie ma przeciwwskazań, że może startować, że nie zamykają drogi, trzeba tylko czytać uważnie dokumenty i wytyczne konkursowe. Po wpisie Platy znów uaktywnił się pan Jóźwik i znów wyjaśniał, że Plata czegoś nie doczytał i dlatego musieli go utrącić. Zaskoczył mnie słaby odzew środowiska w jego obronie. Nikt nie zaprotestował, używając tej śmiertelnej analogii, a czemu Strzępce się udało, a jemu nie? Ona do finału weszła, a Plata został w przedpokoju z czapką i aplikacją w spoconych z nerwów dłoniach. Zastanówmy się, dlaczego nie ma rabanu, czemu lewicowi krytycy nie burzą się i nie piszą interwencyjnych artykułów? Plata jest częścią tego środowiska, grupa skupionych wokół jego programu twórczyń wraz z Reżyserką Której Imienia Nie Mogę Wymieniać gwarantowała radykalniejszy kurs Studia po ich ewentualnej wygranej. I naprawdę porządną wyrazistość sceny. Jednak jest cisza.

Dochodzimy teraz do momentu, w którym tytuł tego odcinka Kołonotatnika wreszcie się wyjaśni. Nasze niewinne ćwiczenie logiczne będzie polegało na następujących przesłankach. Oto startujący w konkursie dyrektorskim w Teatrze Studio i ostatecznie przegrany Tomasz Plata sugeruje ustawkę ze strony miasta i jednego z kandydatów. Konkluzja: konkurs nie był uczciwy. Można wierzyć w tę tezę lub można w nią nie wierzyć. Dla czystości tych rozważań pozwolę sobie nie zająć stanowiska w tej kwestii. Jeśli jednak środowisko zgodziłoby się z prawdziwością teorii Platy, spowodowałoby to kilka logicznych komplikacji i paradoksów. Bo skoro konkurs w Studio okazał się być nieuczciwy i jego werdykt był znany dużo wcześniej, to jak mamy patrzeć na inny, dopiero co zakończony po sąsiedzku konkurs w Teatrze Dramatycznym, przeprowadzony przez tego samego organizatora? Czy jest możliwe, żeby ten sam organizator przeprowadził jeden konkurs uczciwie, a drugi nieuczciwie? Co jest bardziej prawdopodobne: zorganizowanie obok siebie jednego uczciwego konkursu i jednego nieuczciwego czy raczej zorganizowanie dwóch nieuczciwych konkursów? Lub dwóch jednak uczciwych konkursów? Czy jeśli grasz z szachrajem w karty, to wierzysz, że jedno rozdanie będzie jak Bóg przykazał, a przekręt zdarzy się dopiero w tym kolejnym? Czy raczej zakładasz, że oszust oszukuje wszystkich, a nie tylko wybranych? Czy oszust to jest ktoś, kto oszukuje zawsze, czy tylko od przypadku do przypadku? Czy złapanie oszusta na gorącym uczynku każe ci sprawdzić rezultaty poprzednich gier, czy zakładasz naiwnie, że jego oszustwa zaczęły się właśnie od twojego rozdania? Oszust, który oszukuje tylko w wybranych sytuacjach jest bytem bardziej fikcyjnym niż oszust, który oszukuje zawsze. Jeśli uwierzymy Placie, musimy przestać wierzyć Strzępce. Nie da się świętować uczciwej wygranej Strzępki i jednocześnie płakać nad oszukanym Platą. Chyba że oba konkursy były uczciwe i wtedy wpis Platy wynika wyłącznie z rozżalenia i przeszacowania własnych możliwości. Za bardzo cenię sobie inteligencję Tomasza Platy, by posądzić go o formułowanie bezpodstawnych zarzutów.

Jeśli zatem Plata ma pewność, że w jego konkursie była ustawka, to my tym samym dochodzimy do podejrzenia, że ustawka mogła być także i w tym drugim konkursie. Tak działa zasada analogii. Przegrana Platy w taki sposób i w takich okolicznościach, jakoś tak dziwnie rymuje się z przymknięciem oczu miasta na zmianę regulacji repertuarowych, jakie powinny znajdować się w zwycięskim programie dyrektorki Dramatycznego. W Dramatycznym wygrywa program nieuwzględniający wytycznych konkursowych, jakie ustanowił organizator w chwili ogłoszenia konkursu, w Studio nie dopuszcza się do finałowej prezentacji programu kandydata, który nie spełnia wymogów posiadania doświadczenia kierowniczego w niemal takim samym stopniu, w jakim nie spełniała go zwyciężczyni równoległego konkursu. Jeśli dalibyśmy wiarę Tomaszowi Placie, podważylibyśmy tym samym czystość zwycięstwa w konkursie Moniki Strzępki.

Nie dziwię się, że środowisko, które oklaskiwało wygraną Strzępki, nie użaliło się nad Platą. Nie przyjęło jego narracji. Wsparcie protestu Platy oznaczałoby, że można podważyć również konkurs w Dramatycznym. Nie istnieją przecież manipulacje izolowane. Organizator zawsze zapewnia sobie możliwość postawienia w konkursie na tego kandydata, który mu pasuje. Nie znam przypadku, by delegowani przez organizatora członkowie komisji głosowali na różne osoby. Trzy głosy to potężna siła w dziewięcioosobowej komisji. Dziwne to były konkursy. Z nieprzewidywalnym i nielogicznymi decyzjami komisji. Dość prawdopodobne status quo w Dramatycznym było nie do utrzymania, a niemożliwe wręcz przedłużenie kadencji Osadnika w Studio okazało się rozwiązaniem zadawalającym. Z pewnych powodów Tomasz Plata pasował miastu mniej niż Roman Osadnik; zwłaszcza po zwycięstwie Moniki Strzępki. Na pewno był poważniejszym kandydatem niż Urbański i Miśkiewicz. I dlatego, właśnie dlatego – twierdzi sam Plata – przepadł. Niestety, poza głosem samego przegranego nie mamy innych protestów, zapytań, narzekań. Szkoda. Uczciwość i transparentność czegokolwiek jest przecież także domeną interpretacji. Więc negocjujmy sensy, badajmy paradoksy, trzeba patrzeć na ręce urzędników. We w miarę logicznie uporządkowanej rzeczywistości jedna wątpliwość formalna co do przebiegu konkursu w Studio powinna skłonić nas do przyjrzenia się ponownie przebiegowi konkursu w Dramatycznym, zadania paru pytań urzędnikom albo przypomnienia im, że kilku wyjaśnień jednak nie otrzymaliśmy. I bycie pro- czy antystrzępkowym nie ma tu nic do rzeczy.

Chciałbym zapoznać się z oficjalnym, a nie facebookowym stanowiskiem miasta w kwestii konkursów w Studio i Dramatycznym. Choćby po to, by uniknąć podobnych błędów i nieporozumień w przyszłości. To przecież nie są ostanie konkursy w dziejach stołecznych teatrów, prawda? Z drugiej strony wiem, że to wołanie na puszczy. Rewizja wyników konkursu w Dramatycznym lub nawet w obu teatrach byłaby niewyobrażalnym skandalem. Więc nic się nie stanie. Plata będzie płakał sam i Słobodzianek będzie tłuk głową w urzędniczą ścianę. Do niczego nie dojdzie. Żadnych reasumpcji nie będzie.

Habemus Romanum Dyrektorum! Habemus Strzępkam!

09-03-2022

Komentarze w tym artykule są wyłączone