AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

W imię Matki

Matka, reż. Anna Augustynowicz, Teatr Ateneum im. Stefana Jaracza w Warszawie
fot. Krzysztof Bieliński  

W swej inscenizacji Matki Anna Augustynowicz ogranicza do minimum wątki katastroficzne, którymi podszyty jest dramat Witkacego. Zamiast tego wprowadza widza w intymny świat relacji międzyludzkich, w których na plan pierwszy wysuwa się współzależność i ofiarnictwo.

W didaskaliach do pierwszego aktu swej „niesmacznej sztuki” Stanisław Ignacy Witkiewicz pisał: „Wszyscy są absolutnie trupio bladzi, bez cienia koloru. Usta czarne, rumieńce czarniawe. Ubrania i dekoracje tylko i jedynie w tonach czarno-białych”. Anna Augustynowicz podąża za tymi wskazówkami, które zresztą doskonale odpowiadają estetyce jej teatru. Nieco bardziej odrealnia jednak przestrzeń, czyniąc ją raczej miejscem jaźni, snu, aniżeli konkretnym zubożałym salonikiem, w którym swych bohaterów osadził Witkacy. Wizualny koncept spektaklu opiera się na połączeniu oszczędnej scenografii Marka Brauna oraz stanowiących jej dopełnienie projekcji wideo autorstwa Wojciecha Kapeli. Pierwsza sfera odsyła do świata symboli, które niczym w sennym koszmarze, stają się odbiciem konkretnych lęków, wspomnień, wyrzutów sumienia. Są to: szpitalne łóżko, stary dziecięcy wózek, metalowe krzesło, wreszcie czerwona piłka (symbol dzieciństwa), którą ściska w dłoni Leon. Pojawiające się ponad sceną projekcje wideo (chłodne pałacowe wnętrze czy też ciemne niebo z krążącymi czarnymi ptakami) zwiastują z kolei nadchodzącą katastrofę – nie tyle fiasko ideologicznej walki Leona, ile porażkę emocjonalną dotyczącą trudnej relacji rodzinnej.  

Od początku można odnieść wrażenie, że cały dramat rozgrywa się w głowie Leona Węgorzewskiego (Adam Cywka) bądź też jest przez niego śniony, jak w Gombrowiczowskim Ślubie. Spektakl rozpoczyna i kończy mroczna kołysanka, którą w Tumorze Mózgowiczu nuciła Rozhulantyna: „Aa, a, kotki, dwa, szare, bure, obydwa. Aa, a kotki trzy, zjadły mózgi szare wszy. Aa, a kotki cztery, poszedł papa do hetery…”. Jako rodzaj wypartej reminiscencji wprowadza ona niepokojący nastrój, który utrzymuje się przez cały spektakl. Duża w tym rola muzyki Jacka Wierzchowskiego, która z jednej strony wydobywa i amplifikuje dźwięki sceny i rozgrywających się na niej działań aktorskich, z drugiej zaś obfituje w repetycje określonych motywów muzycznych (tango czy proste melodie grane na rozstrojonym fortepianie). W tej specyficznej przestrzeni dźwiękowej – pełnej pogłosów, szmerów i zamierzonych dysonansów – przecinają się wzajemne żale, skargi, ale też miłosne wyznania matki i syna.

Grający te dwie główne postaci Agata Kulesza i Adam Cywka są ulokowani blisko siebie, ale swoje kwestie wypowiadają zawsze zwróceni przodem do publiczności – tak jakby w widzach poszukiwali współczucia i solidarności. Kulesza jako Matka początkowo wydaje się postacią dominującą – swój pierwszy monolog, w którym nazywa Leona „wampirem”, wypowiada pewnym, donośnym głosem. Nie stroni przy tym od krzyków i agresywnych tonów. W tej scenie jawi się jako matka-oskarżycielka, może nawet matka-sadystka, wypominająca synowi jego niezaradność, niedołężność i niedojrzałość. Z drugiej strony materialne i psychiczne uzależnienie Leona od jej osoby budzi w niej nieskrywane zadowolenie. „Wiem, że mojej śmierci on nie przetrzyma” – wyzna służącej Dorocie (Ewa Telega). Kulesza nadaje swej postaci silny rys psychologiczny, mimo absurdu i antynaturalistycznej konwencji, jakie cechują sztukę Witkiewicza. Stopniowo odsłania też Matkę jako kobietę – tę, która poza wychowywaniem syna miała pasje, marzenia, chciała kochać i być kochaną. Wspomnienia z przeszłości, ale też tęsknoty, które powracają w wypowiedziach bohaterki, zostają brutalnie skontrastowane z ciemnym, ponurym pokojem i wykonywaną aż do utarty wzroku mizerną robótką.

W akcie drugim – kiedy Leon w końcu zaczyna zarabiać pieniądze (ze szpiegostwa i prostytucji) – Matka nie zaznaje ukojenia. Wręcz przeciwnie, zaczyna wygasać, co przekłada się na mniejszą intensywność jej scenicznej obecności. Kulesza siedzi raczej nieruchomo, lekko zdezorientowana, jej wyraziste gesty słabną, a głos staje się niepewny. Na plan pierwszy wysuwa się wówczas postać Adama Cywki. Jako „zrehabilitowany” syn, trzydziestoletni Leon zaczyna ustanawiać nowe zasady, przez moment czuje przypływ energii i wiary w ideę walki z automatyzmem. Wszystko okazuje się jednak złudą – efektem zażycia dużej dawki morfiny. Matka umiera, a Leon ponosi klęskę. Nie chodzi tu jednak o klęskę ideową – Augustynowicz eksponuje raczej wątek osobistej porażki Leona. Jego toksyczna, nienaprawiona relacja z utraconą rodzicielką staje się przyczyną wyrzutów sumienia („Każde słowo jej sobie przypominam i każde słowo boli mnie jak milion tumorów”). Duch Matki (jako młodej kobiety, mającej przed sobą całe życie) powraca zresztą z zaświatów, aby dać świadectwo tego, jak bardzo zmienił się portret Janiny Węgorzewskiej. Choć Witkacy wprowadza ten wątek po to, by całkowicie zerwać z naturalizmem i zasadami prawdopodobieństwa (krytyka dramatów Ibsena czy Strindberga pojawia się w samym utworze), Augustynowicz zdaje się podkreślać tragiczny wymiar tej sceny. Upływ czasu, bezgraniczne poświęcenie się synowi oraz tryb życia, zmieniają pełną pasji kobietę w zgorzkniałą, uzależnioną od używek staruszkę.

Inscenizacja Anny Augustynowicz pozbawiona jest zbędnych elementów. Właściwy dramat rozgrywa się tu między słowami. Duża w tym zasługa Agaty Kuleszy i Adama Cywki – ich znakomite aktorstwo, a przede wszystkim dopracowany w szczegółach sposób intonacji Witkacowskich fraz, sprawiają, że przez godzinę uczestniczymy w pełnym napięcia seansie (przymiotnik „terapeutycznym” byłby tu jak najbardziej na miejscu). Postaci drugoplanowe, grane przez Zofię Domalik, Janusza Łagodzińskiego, Ewę Telegę i Łukasza Lewandowskiego, tworzą natomiast zbiór figur, które niczym przywoływane duchy wyłaniają się w trakcie tych sesji. Poza Ewą Telegą, która od początku wciela się tylko w służącą Dorotę, pozostali z tego grona grają po kilka różnych postaci. Reżyserka łączy je w pary lub tercety – w ten sposób Zofia Domalik staje się na przykład uosobieniem różnych wizji kobiecości, zaś Janusz Łagodziński i Łukasz Lewandowski kreują wszelkie „podejrzane indywidua”, które pojawiają się w sztuce. Wszyscy oni ożywają niejako w głowie młodego Węgorzewskiego – podszeptują, prowokują, oskarżają, wywołują poczucie winy. Znikają dopiero w finale spektaklu – a właściwie rozpływają się w ciemności – tyle, że wtedy na scenie nie ma już ani Matki, ani Leona.

23-10-2024

Teatr Ateneum im. Stefana Jaracza w Warszawie
Stanisław Ignacy Witkiewicz
Matka
reżyseria: Anna Augustynowicz
scenografia: Marek Braun
kostiumy: Tomasz Armada
muzyka: Jacek Wierzchowski
reżyseria światła i wideo-art: Wojciech Kapela
obsada: Agata Kulesza, Adam Cywka, Zofia Domalik, Ewa Telega, Janusz Łagodziński, Łukasz Lewandowski
premiera: 12.04.2024

galeria zdjęć Matka, reż. Anna Augustynowicz, Teatr Ateneum im. Stefana Jaracza w Warszawie Matka, reż. Anna Augustynowicz, Teatr Ateneum im. Stefana Jaracza w Warszawie Matka, reż. Anna Augustynowicz, Teatr Ateneum im. Stefana Jaracza w Warszawie Matka, reż. Anna Augustynowicz, Teatr Ateneum im. Stefana Jaracza w Warszawie ZOBACZ WIĘCEJ
 

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę: