AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

K/339: Cena, jaką im zaśpiewali

Virtuoso, reż. Jerzy Jan Połoński,
fot. M. Kordula  

8 sierpnia 2022 roku Prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak powołał nową radę programową Teatru Muzycznego w Poznaniu, której zadaniem będzie merytoryczne, ideowe, lobbystyczne i wizerunkowe wspieranie kolejnej kadencji dyrektora Przemysława Kieliszewskiego. W gronie osób trzymających symboliczny parasol ochronny nad teatrem znajdzie się (aż do 2026 roku!) Jadwiga Emilewicz, posłanka i członkini klubu Zjednoczonej Prawicy.

Mimo sezonu ogórkowego nieco zgłupieliśmy po przeczytaniu tej informacji. Co się dzieje? Co to znaczy? Czy to kolejny akt przejmowania przez PiS polskich teatrów? Tylko brudny deal samorządu czy już kompletna kapitulacja? Naprawdę Jacek Jaśkowiak, lewicowe skrzydło Koalicji Obywatelskiej, podpisał taki skład rady?

Ano podpisał.

Średniomocny grzmot oburzenia przetoczył się przez media, bo nazwisko Emilewicz nie kojarzy się dziś najlepiej. Pamięta się jej przede wszystkim trzy oszustwa: polityczną zdradę Gowina, którą jej mentor przypłacił ciężką depresją, załatwienie własnym dzieciom w lockdownie narciarskich ferii zakazanych dla innych uczniów oraz udawanie, że stojąc tuż obok, nie słyszała, jak Jarosław Kaczyński lżył sejmową opozycję. Te trzy przekroczenia zupełnie przesłoniły dawny image polityczki – noszącej się po męsku, rozsądnie wypowiadającej się ekspertki, nowoczesnej kobiety, tylko przypadkiem zapędzonej w orbitę PiS, a przecież wizualnie i mentalnie zupełnie do niego nie pasującej.

Po co jej w ogóle ten Teatr Muzyczny w Poznaniu? Jaki rodzaj nadzoru ma tam sprawować? Czy ma być jak Beata Szydło w Radzie Muzeum Auschwitz? Bo blisko mieszka? Bo nominujący ją chcą wywołać efekt domina i doprowadzić do rezygnacji innych niechcianych w radzie osób? Czy to nagroda, czy misja? Na przykład zdradzenia teatru w jakimś trudnym momencie w przyszłości…

Tymczasem tej sprawie właściwie nie ma nic sensacyjnego. Tyle tylko, że do kilku lokalnych polityków dołączy w radzie programowej polityczka z sejmu, była szefowa ministerstwa rozwoju. Wskazał ją Piotr Gliński, miał prawo nominować dwie osoby do rady po kwietniowej decyzji o współprowadzeniu Teatru Muzycznego przez samorząd i MKiDN. Uchwałę o oddaniu teatru pod częściową kuratelę ministerstwa podjęli poznańscy radni. W Poznaniu zdecydowano się na ten ruch, bo tak jak wszędzie samorząd szukał dodatkowych pieniędzy na nową siedzibę Teatru. Gliński obiecał 100 milionów. Jak powiedział mediom minister: Teatr Muzyczny został jedną z 16 instytucji kultury współprowadzonych przez jego resort, ministerstwo umówiło się z miastem na inwestycję w gmach z salą na circa about 1600 miejsc.

Prezydent Jaśkowiak zrobił więc dokładnie to, co zaistniało niedawno w Kielcach, gdzie jednym z gwarantów wielkiej inwestycji budowlanej w Teatrze Żeromskiego stało się ministerstwo, przejmujące współprowadzenie sceny, i to, o co zabiegał krakowski Teatr im. Juliusza Słowackiego, zanim podpadł władzy Dziadami. Samorządy biednieją – jeśli chcesz się budować lub tylko powiększyć budżet teatru, uratować mocarstwowe plany artystyczne, musisz się dogadać z MKiDN. Czyli oddać centrali część kompetencji. Także związanej z wyborem dyrektora czy autorytetów społecznych zaproszonych do rady programowej. Ministerstwo powolutku łowi sobie takie instytucje, nawet specjalnie nie wybrzydza. Wzięło pod swoje skrzydła nawet Teatr Polski w Warszawie, bo Andrzej Seweryn, choć do zwolenników prawicy nie należy, to jednak potrzebował pieniędzy na Borysa Godunowa Petera Steina. Nikt teraz Seweryna zwalniać nie zamierza, ale przecież ani on, ani peeselowski marszałek Struzik nie są wieczni, głosy ministerialne przy kolejnym konkursie dyrektorskim jeszcze będą miały swoją wagę.

Jadwiga Emilewicz była przy podpisaniu umowy Jaśkowiaka z Glińskim. Przecież mandat poselski zdobyła właśnie w Poznaniu i w wielu wywiadach powtarzała slogan o konieczności usilnych starań o nową siedzibę dla Teatru Muzycznego. Lokalna prasa odnotowała jej obecność, jeszcze jako ministry, na Virtuoso, musicalu o Paderewskim, który miał premierę we wrześniu 2020 roku.

Na widowni siedział wtedy cały polityczny Poznań: prezydent Jaśkowiak, wiceprezydent Jędrzej Solarski, przewodniczący rady miasta Grzegorz Ganowicz… Emilewicz przyprowadziła dzieci. Dziennikarze z zachwytem opisywali, że jej synowie oglądali trzyipółgodzinny spektakl do końca i z „zapartym tchem”. „Codzienny Poznań” cytował w ekstazie wypowiedź popremierową polityczki: „To bardzo dobrze, że możemy spotkać się w Teatrze Muzycznym – mówiła Emilewicz – ponieważ, jak widać, nie tylko gospodarka się odmraża, ale i kultura wraca na swoje własne tory, a bez kultury by nas nie było, dlatego przede wszystkim dziękuje zespołowi za te wspaniałe uniesienia”.

Po rekonstrukcji rządu i swoim odejściu z Porozumienia Jarosława Gowina deklarowała, że wspierając PiS w sejmie, będzie próbować załatwiać fundusze na pilne sprawy lokalne, że wykorzysta swoje kontakty. W operacji „nowa siedziba dla Teatru Muzycznego” współpracowała z miastem i rządem, mogła być cennym pośrednikiem, przypuszczalnie przekonała ministerstwo do współprowadzenia tej instytucji samorządowej. Tak się wypełnia mandat poselski – wikłając w negocjacje, w godzenie różnych interesów. Więc jej obecność w radzie programowej to dowód na możliwość współpracy na szczeblu lokalnym przedstawicieli liberalnej opozycji z konserwatywnym PiS-em w kwestiach bytowych apolitycznej instytucji. Jeśli rzeczywiście jej pośrednictwo było tak ważne i kluczowe – rozumiem zgodę Jaśkowiaka na jej obecność w radzie. Z punktu widzenia miasta i teatru to nie jest postać kontrowersyjna. Oczywiście, atmosfera wokół Emilewicz w orbicie Teatru Muzycznego zmieni się, jeśli czeka nas teraz wysyp transferów z polityki do świata sztuki. Poseł Marek Suski w radzie programowej w Teatrze Powszechnym w Radomiu, Ryszard Terlecki w Teatrze Słowackiego – to nie jest już żadne science-fiction, tylko być może konieczne koncesje, by sceny przetrwały nadchodzący kryzys ekonomiczny. Może trzeba się będzie na takie deale zgadzać: polityk uwiarygodnia się przez teatr, odczarowuje paździerzowość PiS-u, teatr zyskuje finansowe i polityczne plecy.

Przeczytałem w lokalnej prasie, że radny KO Grzegorz Jura „dopytywał urzędników, czy taka zmiana i taka umowa z ministerstwem nie sprawi, że PiS uzyska, na przykład, wpływ na obsadę stanowiska dyrektora teatru albo zawłaszczy tę instytucję w inny sposób. Od miejskich urzędników radny usłyszał, że nie ma takiego zagrożenia”. Opinię publiczną uspokajał także dyrektor Teatru Muzycznego Przemysław Kieliszewski.

Ja bym jednak nie był taki spokojny. Bo awantura o Emilewicz w radzie, dylematy typu: dać się współprowadzić czy nie, przysłania zupełnie inny problem, mniej widoczny medialnie.
 
Chodzi mi o delikatne zmiany akcentów w repertuarze polskich teatrów, także w Teatrze Muzycznym w Poznaniu. To nie zawsze jest autocenzura, telefony do Mai Kleczewskiej, że po Dziadach nie zaryzykujemy z polską klasyką, niech pani wyreżyseruje coś bezpiecznego albo nas zjedzą. Proces upisowienia scen polskich wygląda nieco inaczej. Przyjrzyjmy się repertuarowi Teatru Muzycznego w Poznaniu. Przemysław Kieliszewski prowadzi tę scenę od 2013 roku. Przez wiele sezonów teatr miał na afiszu produkcje dość oczywiste: Hello Dolly, Jekyll and Hyde, Footloose, Zakonnicę w przebraniu, Rodzinę Adamsów a nawet Nine. Rozrywka i popkulturowe gry.
 
Już jednak w 2016 roku Jesus Christ Superstar podczepiono pod 1050 rocznicę chrztu Polski. Kieliszewski zaczął mówić o inwestycjach w rodzime musicale, tematyka widowisk z Muzycznego delikatnie skręciła w stronę patriotyczną. Róbmy spektakle o wielkich Polakach! O musicalu Virtuoso Matthew Hardy’ego już wspominaliśmy, za chwilę, 27 sierpnia, będzie miała premierę muzyczna opowieść o Irenie Sendlerowej w reżyserii Briana Kite’a. To nie są oczywiście bohaterowie z panteonu PiS, ale widowiska o nich wpisują się w jego narrację o wielkiej, genialnej i dobrej Polsce, która zbawia świat, o konieczności opowiadania optymistycznej rodzimej historii, podkreślania triumfów naszego ducha i promocji dobra. Oczywiście musicale o Paderewskim i dramaty muzyczne o Sendlerowej trzeba grać, ale już nie wiem, czy powinna istnieć scena specjalizująca się w musicalach patriotycznych. Nie dziwmy się jednak, że ministerstwo woli takie widowiska od Dziadów i to Teatr Muzyczny, a nie Teatr im. Juliusza Słowackiego dostaje nagrodę w postaci współprowadzenia. Scena, która opowiada o wielkich Polakach, będzie zawsze przez tę władzę dopieszczana, nagradzana tak samo szczodrze jak są dopieszczane przez PISF polskie filmy o wielkich Polakach.

Musical Virtuoso o Paderewskim, który wygrał międzynarodowy konkurs IAM-u, przetarł szlak, zapewnia teatrowi i ministerstwu bezpieczny format. Amerykanie jako twórcy libretta i reżyserzy są bezpieczni, w odróżnieniu od polskiej młodej reżyserii, nie połączą Sendlerowej z granicą białoruską i pomocą nielegalnym imigrantom, nie przemycą wywrotowych antykonserwatywnych treści pod płaszczykiem biografii postaci historycznej. Nie potępiam w czambuł polityki Teatru Muzycznego, rozszyfrowuję tylko ich strategię. To nie są serwituty płacone władzy, to korekta kursu, żeby dobrodzieja mecenasa nie drażnić, nie prowokować. Teatry Muzyczne chyba nie są na co dzień od walki politycznej, ale czasem jednak powinny zachować umiar w pokłonach. Pamięć i przyzwoitość. A obu tych elementów zabrakło, gdy 1 sierpnia tego roku szefostwo Muzycznego wpuściło na swoją scenę objazdowy i rocznicowy spektakl z rzeszowskiego Teatru Nowego A ponad ziemią z kulami latały brylanty. Rzecz o Krzysztofie Kamilu Baczyńskim. Reżyserował – jeszcze w 2013 roku – Przemysław Tejkowski. Jakbyście zapomnieli, to przypomnę szybko, kim jest ta mroczna postać. To osławiony i oprotestowany członek zarządu TVP z czasów pierwszego PiS-u, były dyrektor Teatru im. Siemaszkowej, aktualny prezes Radia Rzeszów, wybrany na to stanowisko przez Radę Mediów Narodowych, który w 2018 roku doniósł do prokuratury na własną pracownicę, redaktor Grażynę Bochenek za to, że puściła na antenie wypowiedź słuchacza nazywającego Andrzeja Dudę „figurantem”.

Może jego przedstawienie o Baczyńskim chwyta widzów za serce, zwłaszcza tych patriotów aktywizujących się w okolicach 1 sierpnia i 11 listopada, jednak na miejscu dyrekcji Muzycznego uważałbym w promocji artysty i obywatela Tejkowskiego. Choćby nie wiem jak był miły ministerstwu… To nie Jadwiga Emilewicz w radzie programowej wygląda paskudnie, to grane na scenach publicznych spektakle polityków przebranych za artystów z inklinacjami do tłumienia wolności słowa szkodzą wizerunkowi teatru. Rozumiem, że za 110 milionów, za nowy gmach teatru, za obietnicę współprowadzenia instytucji, za obecne bezpieczeństwo finansowe i świetlaną przyszłość teatru można zrobić wiele.

24-08-2022

SPROSTOWANIE



Ale nie wszystko warto.

24-08-2022

Komentarze w tym artykule są wyłączone