AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

K/349: Tekst ku pokrzepieniu serc

fot. Karolina Jóźwiak  

1.
Decyzja Wojewody Mazowieckiego Konstantego Radziwiłła z dnia 24 listopada 2022 roku, stwierdzająca ze skutkiem natychmiastowym nieważność zarządzenia Prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego z dnia 2 sierpnia w sprawie powołania dyrektora Teatru Dramatycznego m. st. Warszawy, spadła na środowisko teatralne jak grom z jasnego nieba. Wojewoda, wydając tak zwane „rozstrzygnięcie nadzorcze”, podważył wyniki konkursu dyrektorskiego i nominację Moniki Strzępki na szefową samorządowej sceny. W świetle prawa i do czasu odwołania się miasta od tej decyzji do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego Strzępka nie jest już dyrektorką Dramatycznego. Znajduje się w stanie zawieszenia w pełnieniu obowiązków służbowych. Trochę jak ten kot Schrödingera w szczelnie zamkniętym pudełku: póki go nie otworzymy, póki sytuacja się nie rozwiąże, jest jednocześnie żywy i martwy. I tak samo dzieje się ze Strzępką: nie dyrektorując – dyrektoruje. Jest i zarazem nie ma jej w teatrze. Nie może podpisywać dokumentów, nie może prowadzić rozmów w imieniu teatru, domyślam się, że wypłacanie pensji dyrektorskiej również zostało zamrożone, chyba że tę kwestię regulują jakieś inne przepisy.

Wojewoda Radziwiłł skorzystał z urzędniczej prerogatywy najprawdopodobniej nigdy dotąd nieużywanej w kontekście zarządzania miejską instytucją o przeznaczeniu teatralnym. W każdym razie ja nie pamiętam, nie znalazłem podobnego przypadku w ostatnich 30 latach. Skoro nikt z wojewodów przed Radziwiłłem po nią nie sięgał – zapomnieliśmy o jej istnieniu. I teraz mamy precedens.

Nie jestem prawnikiem, więc o ile dobrze rozumiem sens takiego prawnego i kompetencyjnego zabezpieczenia w relacjach między przedstawicielem rządu a samorządem, chodzi o coś w rodzaju urzędowego liberum veto. Interwencję wojewody należy postrzegać jako radykalny gest kontrolny (Nie pozwalam!), wykonywany w ostateczności, wtedy gdy zdaniem centrali władza lokalna łamie prawo, działa na niekorzyść społeczeństwa i państwa polskiego. Centrala, sprzeciwiając się postanowieniu samorządu, wymazując jego decyzję, powołuje się na interes państwa, wskazuje na istnienie innej optyki postrzegania działań władzy lokalnej i generuje możliwość rozstrzygnięcia sporu przed sądem. Mogę domyślać się, że dotychczasowy brak przykładów konfliktu na tym szczeblu w kontekście teatralnym i z użyciem „rozstrzygnięcia nadzorczego” był spowodowany zwyczajnym rozkładem sił na linii samorząd-rząd, a nie ich intensywnością czy społeczno-polityczną doniosłością. Wojewodowie zwykle pochodzili z tych samych ugrupowań politycznych co marszałkowie lub prezydenci miast dokonujący kontrowersyjnych nominacji dyrektorskich. Albo atmosfera wokół zwycięzcy konkursu na liderowanie miejskiemu teatrowi nigdy nie osiągała temperatury wrzenia. Nie było potrzeby interwencji.

Tym razem jednak wojewoda Konstanty Radziwiłł uznał, że jest.

2.
Oczywiście mogą nas dziwić terminy – Strzępka wygrała konkurs w styczniu, Rafał Trzaskowski podpisał jej nominację na początku sierpnia, dyrektorka objęła stanowisko 1 września, województwo i miasto korespondowały ze sobą w sprawie hipotetycznych nieprawidłowości konkursowych przez cały październik, dopiero 8 grudnia miała się odbyć pierwsza premiera nowej dyrekcji. Jeśli Konstantemu Radziwiłłowi nie podobał się ani przebieg konkursu zorganizowanego przez miasto w Teatrze Dramatycznym, ani jego wynik, mógł chyba zgłaszać swoje uwagi w przedziale czasowym styczeń – sierpień 2022, przewidując, że późniejsze włączenie się w sprawę zdezorganizuje pracę w instytucji. Mógł zawczasu ostrzegać Warszawę, że zawetuje tę kandydaturę, że dopatrzył się błędów proceduralnych. Nie wiedział jeszcze, co się stało? Służby prasowe mu nie doniosły?

Ciekawe, że wielu publicystów, w tym i ja, dziwiliśmy się na początku bieżącego roku, że w konkursie na kontynuację linii Dramatycznego z czasów dyrekcji Tadeusza Słobodzianka, zapisaną w załączniku do zarządzenia prezydenta z dnia 28 września, wygrywa projekt najbardziej radykalny. Nikt nie twierdził wtedy, że Strzępka nie ma papierów na Dramatyczny, że nie zasługuje, że nie da sobie rady. Nie mówiliśmy, że to słaby program, tylko że trudny w realizacji, nie wiadomo, czy pasujący akurat do tej instytucji, czy zgodny z regulaminem. Wskazywano powszechnie na rozbieżność planów miasta przed konkursem a rezultatami prac komisji konkursowej. Ja też wierzę, że dziewięcioosobowa komisja stosunkiem głosów 7:2 wybrała najlepszy projekt i najlepszą kandydatkę, ale fakt zapisania innych warunków brzegowych mógł zmylić innych uczestników konkursu. Bo skoro „stawiamy na kontynuację”, to znaczy, że do rywalizacji nie wchodzą kandydaci z jeszcze dziwniejszymi propozycjami niż Strzępka, bo oceniają swoje szanse u komisji na bliskie zeru. Skoro „stawiamy na kontynuację”, ktoś definiuje swój program przed jego złożeniem jeszcze bardziej zachowawczo, niżby mógł. I wreszcie skoro „stawiamy na kontynuację”, Tadeusz Słobodzianek myśli, że ma szansę, bo któż lepiej będzie kontynuował swoją dyrekcję niż były dyrektor?

Zdaję sobie sprawę, że Strzępka przed komisją wypadła najlepiej, że przynajmniej od czasu publikacji jej listu otwartego do Trzaskowskiego, Machnowskiej-Góry i Jóźwika o systemowym wykluczaniu przez miasto kobiet-reżyserek, o swoich nierównych szansach w konkursie ze względu na skrojone pod byłych dyrektorów zapisy regulaminowe i procedury, była też główną kandydatką ratusza do Dramatycznego. Bo ktoś tam zrozumiał, że dyrekcja Strzępki może być częścią społeczno-artystycznego przełomu, prologiem do zmiany świadomościowej, że zaangażowany teatr przysporzy rządzącym w Warszawie sympatii i głosów lewicy.

Wybór Strzępki uwypuklił jednak podstawowy dysonans tego konkursu: wybrano kandydatkę najlepszą, ale wbrew zapisowi w regulaminie. Z boku nawet dla osób nieprawniczych wyglądało to na zmianę zasad w trakcie wyborów. Przyszła dyrekcja Strzępki została skażona błędem formalnym, na dodatek zapisanym w dokumentach. Było jasne, że stanie się to powodem do protestów i prób weryfikacji wyniku. Konkurenci Strzępki: Tadeusz Słobodzianek i Michał Zadara nie zdecydowali się jednak na taki krok. Może zadecydowała lojalność środowiskowa – przecież od grudnia zeszłego roku opinia wszystkich ludzi teatru była niemal zgodna: Dramatyczny należy się Strzępce, nie wolno przeciw niej kandydować. Zadzieranie z vox populi po wyborze również było obarczone ryzykiem. No i była jeszcze kwestia relacji z miastem, zwłaszcza jeśli kandydat myśli o objęciu innych warszawskich scen w przyszłości – otwarty spór z ratuszem może taką współpracę przekreślić. Nie każdy ma siłę retoryczną Strzępki i przekonanie, że dyrekcje trzeba sobie zębami wyszarpać w internetowej burzy i pobrzękiwaniu szabel.

Dziwna sprawa – przez całe miesiące ratusz bagatelizował wskazania publicystów dotyczące rozbieżności między zapisem regulaminowym a zwycięskim projektem. Dorota Buchwald wystąpiła nawet z tego powodu z prestiżowego gremium przy prezydencie Trzaskowskim. Nie odpowiadano na artykuły podnoszące tę kwestię, udawano że nie ma problemu. Trzymająca kciuki za Strzępkę „Gazeta Wyborcza” nie publikowała artykułów wskazujących na zaistniały problem. Przypominam – to nie były akcje w obronie Tadeusza Słobodzianka, tylko w imię transparentności procesu konkursowego, głosy w obronie zapisanych przez samo miasto reguł, które mogły zostać – świadomie lub nie – złamane.

Wiceprezydent Aldona Machnowska-Góra zapytana przez Jacka Cieślaka w „Rzeczpospolitej”, jak wytłumaczy tę niezgodność regulaminu z werdyktem, brawurowo tłumaczyła, że program Strzępki jest i będzie kontynuacją programu Słobodzianka. Jakby nigdy nie czytała projektu dyrekcyjnego Strzępki, gdzie niemal w każdym zdaniu jest mowa o zmianie, rewolucji, nowej epoce. Sama Strzępka również w wielu wywiadach (nawet w ostatnim, przeprowadzonym przez Dominika Gaca dla Teatralnego.pl) nie kontynuowała tego tematu, omijała zręcznie pytanie. Ją akurat można zrozumieć. Nie jest jej winą, że znając warunki brzegowe, zaryzykowała z wizjonerskim programem, zaplanowała całkowitą transformację Dramatycznego jako pierwszy etap transformacji kultury w Polsce. Przecież nie ona wybrała się sama w konkursie, to nie ona przygotowywała regulamin. Jeśli ktoś popełnił tu błąd formalny, proceduralny, to właśnie miasto. Ratusz, udając, że problemu nie ma, dał paliwo wojewodzie Radziwiłłowi. PiS byłby głupi, gdyby takiej okazji nie wykorzystał.

3.
Zaskoczenie wyborem Strzępki miało dwie fazy i trzy strony sporu. Podkreślam jeszcze raz: głosy o złamaniu lub tendencyjnym naciągnięciu regulaminu konkursu nie były głosami w obronie Słobodzianka ani przeciwko Strzępce jako artystce, reżyserce, dyrektorce. Krzyczeliśmy co najwyżej, że „miasto nie umie w konkursy”, co udowodniły rychłe perturbacje w przypadku wybierania szefostwa Teatru Komedia i wyeliminowanie jednego z ważnych pretendentów w rywalizacji o Teatr Studio. Widzisz błąd, to ostrzegasz, że tak nie można. Przejęcie władzy w słusznej sprawie i przez człowieka o krystalicznej reputacji nie może się odbywać w szarej strefie, w samych wątpliwościach. Bo ktoś zły je kiedyś wykorzysta. I tylko taki był powód tych zdziwień i publicznych pytań części krytyki i środowiska w sprawie konkursu w Dramatycznym. Potem długie pożegnanie zgotowali Słobodziankowi zwolennicy jego teatru: podkreślano, że odchodzi po swoim najlepszym sezonie, opłakiwano jego linię repertuarową, aktorów, konkretne spektakle. Coraz mocniej uaktywniali się publicyści prawicowi, jakby poniewczasie rozumiejąc, co oznacza dla nich warszawska dyrekcja Strzępki. Wreszcie po happeningu wniesienia posągu Złotej Waginy do Teatru Dramatycznego i symbolicznego objęcia władzy na tej scenie przez Żeński Kolektyw rozszalały się konserwatywne media. I tu już była jazda bez trzymanki – obrażanie, protestowanie, zohydzanie. Decyzja wojewody Radziwiłła jest „kropką nad i” tej ostatniej kampanii. Prawica zrozumiała, że obecność Strzępki w Dramatycznym to nie tyle pretekst do walki o lukratywne stanowisko w najwyżej dotowanym teatrze miejskim, co wojna ideologiczna i obyczajowa. Precz z feminizmem! Precz ze Strajkiem Kobiet! Wagina won!  

Z mojej perspektywy Strzępka mogłaby nawet zamienić Teatr Dramatyczny w Kościół Latającego Potwora Spaghetti lub uprawiać w foyer Kult Szatana, bo wolność twórcza i światopoglądowa to sens funkcjonowania artysty, nawet w publicznej instytucji, ale konserwatystom i populistom przeszkadza piosenka z hasłem Vivat vulva! czy Wilgotna Pani na salonach. Nie mówiąc już o przestrzeniach przyjaznych środowiskom LGBTQ+ i ateistom. Odwet wisiał w powietrzu, pretekst leżał na ulicy. Wystarczyło się schylić. Konstanty Radziwiłł się schylił.

4.
Przez ostatnich kilka dni opublikowano kilkanaście artykułów wytykających Radziwiłłowi cenzurę, zamordyzm urzędniczy, wchodzenie w kompetencje samorządu, prześladowanie kobiet, tępienie niezależnej artystki. Wszyscy zgadzamy się, że jego decyzja to kolejna odsłona walki PiS-u z polskim teatrem, temperowanie zaangażowania społeczno-politycznego sztuki rodzimej, próba postawienia tamy dla nowych, równościowych i tożsamościowych ideologii. Powstały gorące solidarnościowe manifesty i pełne oburzenia listy zaprzyjaźnionych instytucji wyrażające sprzeciw wobec decyzji województwa. Jednak gdy poczytamy je dokładnie – wszystkie skupiają się na drugiej części 26 punktowego uzasadnienia stanowiska wojewody. Na jego argumentach politycznych, obyczajowych i ideologicznych. Podczas gdy pierwszy powód „rozstrzygnięcia nadzorczego” skupia się na kwestii regulaminowej. Radziwiłł podnosi te same argumenty przeciwko klarowności i prawidłowości konkursu, co publicyści na początku roku, i ma już w kieszeni odpowiednie ekspertyzy prawne. Nie znaczy to oczywiście, że PiS skorzystał z naszych podpowiedzi, bo nie skorzystaliśmy z prawa do milczenia w kłopotliwej etycznie sytuacji, tylko, że stało się to, co przewidywaliśmy: ktoś nieżyczliwy dobrał się miastu do skóry i kwestionuje zapisy regulaminowe konkursu. Oczywiście zasadność tych zastrzeżeń zweryfikuje sąd. W mojej ocenie tylko ten pierwszy argument Radziwiłła ma jakąś racjonalność – reszta uzasadnienia dymisji Strzępki to zła publicystyka i jeszcze gorsza literatura. Spis traum i obaw polskich konserwatystów, podlizywanie się ojcu Dyrektorowi, Kaczyńskiemu i Ordo Iuris. Lament nad przemijającym światem i upadkiem sztuki. Nad złą wolą samozwańczych artystów. Owszem, w warstwie polemiczno-piarowej jest to argumentacja przydatna w walce światopoglądowej, dająca paliwo wyborcom, ale chyba samo województwo nie wierzy, że to są racje, z którymi można iść do sądu. Nawet słynne już napomknienie Radziwiłła, że Strzępka bezprawnie wygrała konkurs, bo jedna z członkiń komisji była w personalnym sporze ze Słobodziankiem, brzmi dość humorystycznie. Więc groźny jest tylko jeden element uzasadnienia administracyjnego veta województwa dla dyrekcji Strzępki – ten pierwszy o nierespektowaniu zapisu regulaminowego przez komisję konkursową. Ciekaw jestem, co na to Wojewódzki Sąd Administracyjny, jak na tę sprawę spojrzy wylosowany sędzia – czy przyjrzy się wątpliwościom prawnym, czy będzie rozstrzygał po linii politycznej.   

5.
Konstantemu Radziwiłłowi udało się jedno – włożył patyk w szprychy roweru, na którym jechała Monika Strzępka. Odwołana dyrektorka zostaje zawieszona w obowiązku pracy do czasu sądowego potwierdzenia prawomocności decyzji wojewody. Miasto ma 30 dni na apelację w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym, potem sąd musi wyznaczyć datę posiedzenia, rozpatrzeć sprawę, wydać wyrok. Art. 41a. § 1. ustawy o ustroju sądów powszechnych mówi, że „skargi i wnioski rozpatruje się bez zbędnej zwłoki, nie później jednak niż w terminie miesiąca od daty ich wpływu”. Potem, po wyroku, obie strony mają najprawdopodobniej prawo do apelacji. Naczelny Sąd Administracyjny dostanie kolejne 30 dni na rozpatrzenie skargi kasacyjnej. I po prawdzie nie wiem, co dalej. Może będzie koniec, może będą się dalej procesować – choćby w Europie. Czy sprawa Radziwiłł kontra ratusz skończy się do Wielkanocy? Śmiem wątpić. Ten kilkumiesięczny formalny pat jakiś paraliż wewnątrzteatralny zapewne wygeneruje. Może nieduży, ale jednak. Pojawi się nerwowość w zespole przed premierami, mogą uaktywnić się głosy oporu wobec nowej linii, ale to detale, z którymi Kolektyw sobie poradzi.

Obowiązki Strzępki przejęła jako p.o. Monika Dziekan. Strzępka zapewne dalej będzie przychodzić do teatru, przecież wojewoda nie postawi policji pod vaginetem (tak w Dramatycznym nazywa się teraz gabinet dyrektorki). Zresztą Strzępka może kierować pracą w Dramatycznym nawet ze słynnego stolika z Kulturalnej, odziedziczonego po Słobodzianku. I tak będzie wiadomo, kto rządzi. Można zresztą utworzyć dla niej, jak kiedyś dla Jacka Kurskiego w TVP, odwołanego na życzenie Andrzeja Dudy, jakieś przejściowe stanowisko ze zbliżoną pensją. Strzępka byłaby wtedy specjalnym kuratorem lub pełnomocnikiem prezydenta do spraw Teatru Dramatycznego i na to Radziwiłł już nic nie mógłby poradzić. Zawieszona dyrektorka może zmienić grafik premier i już teraz zacząć próby do swojego spektaklu, co usprawiedliwiłoby jej obecność w instytucji. Może być portierką, palaczką, strażaczką – podpisywać jej decyzje będzie ktoś inny, ale to jej będzie słuchał zespół. Póki Strzępka ma lojalność najbliższych współpracowników, Dramatyczny będzie działał bez przeszkód i szedł w kierunku, w którym zmierzał.

6.
W tej całej aferze wokół Dramatycznego najbardziej imponuje mi olimpijski spokój Moniki Strzępki. Internet histeryzuje, publicyści biją w tarabany, szukamy wszędzie klasycznych objawów makiawelizmu władz, a tymczasem Strzępka bez emocji opowiada, co będzie dalej, co się dzieje, jak to wygląda od wewnątrz.

Jakby z góry wiedziała, że jest bezpieczna i nietykalna. I ma rację.

Jeśli tylko wyznaczony przez organizatora dyrektor ma jego pełne poparcie, jeśli organizator jest przekonany, co do sensowności zmiany i nowego kierunku dla teatru, jeśli miasto bardzo chce jakąś osobę na tym, a nie innym stanowisku, to nie ma bata, żadne prawne kruczki nie pomogą: Strzępka będzie w Dramatycznym w takiej lub innej postaci. Ostatecznie, nawet jeśli Sąd przychyli się do ekspertyzy prawnej pokazanej przez Radziwiłła i okaże się, że de iure Strzępka przestała być dyrektorką Dramatycznego, miasto zawsze może rozpisać nowy konkurs z tak sformułowanymi warunkami brzegowymi, aby wygrała go właśnie nowa lub powtórzona oferta Strzępki. Na nominację bez konkursu nie zgodzi się ministerstwo, więc drugi – tym razem bez wad regulaminowych – konkurs przesądzi sprawę. Strzępka zostanie legalnie wybrana. Nikt ze środowiska nie wystartuje przeciwko niej. Realizacja programu opóźni się najwyżej o jeden sezon, choć jeśli wewnętrzne procesy już zainicjowane będą się toczyć zgodnie z planem, to nawet tych opóźnień nie będzie.

Ludzie, uspokójcie się! Strzępka jest bezpieczna i chroniona. Nawet jeśli okaże się, że Konstanty Radziwiłł w tym jednym inicjalnym argumencie miał rację.

7.
No to kto jest winien całego tego zamieszania? PiS i jego oszalała wojna domowa na niwie światopoglądowej? Tak, PiS – ale ktoś jeszcze. Jeśli cofniemy się do prapoczątków afery, to wyjdzie jak na dłoni, że obecne kłopoty zafundowało Monice Strzępce miasto Warszawa. Właśnie dlatego, że trwa wojna z PiS-em o imponderabilia, trwa w Polsce spór o zadania sztuki – w papierach wszystko musi się zgadzać. Żeby żaden nowy dyrektor nie startował do swojej misji z żelazną kulą u nogi. A start Strzępki właśnie taką winą niezawinioną jest obciążony.

Miasto miało kilka miesięcy na zlikwidowanie tego grzechu pierworodnego. Komisja konkursowa – orientując się, że to oferta Strzępki jest najciekawsza – powinna nie rozstrzygać konkursu. Miasto – znając program Strzępki i wierząc, w jej wizję Dramatycznego – mogło rozpisać prawidłowo nowy, drugi konkurs bez wskazania w regulaminie na potrzebę kontynuacji linii Słobodzianka.

8.
Widać jak na dłoni, że awantura ratusz-województwo o Teatr Dramatyczny przyda się wszystkim stronom wojny polsko-polskiej. Radziwiłł mieni się teraz Rycerzem Niepokalanej Polskiej Sztuki, obrońcą zwykłego teatru przed teatrem wynaturzonym. Trzaskowski i jego ludzie przybierają pozy obrońców wolności słowa i ekspresji twórczej. Aktywizują się feministki i Ordo Iuris. Wszelkie dyskusyjne decyzje administracyjne Moniki Strzępki, nawet poziom jej kolejnych premier, znikną w ogólnej nawalance. Jeśli napiszesz, że spektakl w Dramatycznym to wydarzenie, prawica uzna cię za wroga narodu, jeśli skrytykujesz, lewica zapisze cię do PiS-u. Broniąc Strzępki i Dramatycznego, nie zapytamy, dlaczego od końca listopada w zespole nie ma już Adama Ferencego, Sławomira Grzymkowskiego, Modesta Rucińskiego i Łukasza Lewandowskiego. Ani dlaczego z zespołu oprócz wybitnych aktorów i silnych facetów znikają także kobiety – reżyserki i pracownice administracji. Rewolucja trwa, ale jak zwykle kosztem jednostek.

Jakoś głupio będzie o tych radykalnych decyzjach Strzępki pisać, skoro PiS walczy z kobietami, a Dramatyczny Strzępki je broni w sferze symbolicznej. Przynajmniej mówi, że broni.

Zjednoczeni wokół Strzępki staniemy naprzeciw wspólnego wroga, poświęcając pojedyncze losy, ludzkie kariery, indywidualne emocje.

Mała przyzwoitość zawsze ginie w hałasie walki z powszechną nieprzyzwoitością.

30-11-2022

Komentarze w tym artykule są wyłączone