AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

K/361: Monolog w sprawie Dialogu

fot. materiał Teatru Dramatycznego  

Pierwszy papieros
Zaczynałem ten monolog tydzień temu i w ogóle nie mogłem skończyć. A nawet chyba zacząć. Tak samo zaczynałem go pisać dwa tygodnie temu, a może nawet dwa i pół tygodnia temu. I nic. Właściwie teraz też nie mogę wyjść poza to zdanie, więc na chwilę zrobimy sobie przerwę.

(przerwa)

Drugi papieros
Rany, które zadaje nam rzeczywistość, są od jakiegoś czasu jakby głębsze. W ogóle gdzie nie spojrzysz, to rana. Zwłaszcza w środowisku teatralnym, które żyje sprawami bardziej niszowymi niż reszta społeczeństwa, i przez to, że są niszowe, przeżywa je intensywniej, bo jakby w zastępstwie za ludzi, którym są one obojętne. Bagaż dodatkowej traumy, bezradność i gorycz wydają się czasem nie do uniesienia. A zaglądanie, co tak naprawdę jest w tej ranie i skąd się ona w ogóle wzięła, zajmuje coraz więcej czasu.

Trzeci papieros
Miesiąc temu, 26 kwietnia gruchnęła wiadomość o nominacji nowego redaktora naczelnego pisma „Dialog”. Na stanowisko opuszczone 1 stycznia 2023 roku przez udającego się na aktywną emeryturę Jacka Sieradzkiego wydawca, czyli Instytut Książki, mianował Antoniego Wincha. Nie jest tajemnicą, że poszukiwania następcy Sieradzkiego trwały dłużej niż półtora roku. Miał swoje kandydatki Jacek Sieradzki, miała też reszta zespołu. Przypuszczaliśmy, że jakieś rozeznanie w kwestii „kto po Sieradzkim” powinien mieć też Dariusz Jaworski, dyrektor Instytutu. Środowiskowa giełda pulsowała od nazwisk potencjalnych nominatów. Straszyłem w kuluarach pobladłe redaktorki „Dialogu”, że przyjdzie do nich Rafał Węgrzyniak, że może profesor Jagoda Hernik Spalińska ma takie ambicje, że jakby co, jest do dyspozycji Patryk Kencki, a w ogóle najlepiej byłoby, gdyby Jacek Kopciński chciał się, jak mawiał Jerzy Pilch w Nartach Ojca Świętego, „godnie przesiąść” i zamienić jedną szanowaną redakcję na drugą. Moje myśli o spodziewanych następcach obracały się jednak w merytorycznym kręgu i wśród osób znanych, posiadających doświadczenie wydawnicze i stosowny wiek. Takich, których nominacje trudno oprotestować bez awantury o poglądy, kto jest lub nie jest zbyt konserwatywny lub dość liberalny w postrzeganiu rzeczywistości. Byli i tacy „obstawiacze personaliów”, którzy sądzili, że „Dialog” zostanie odzyskany z rąk polskiej krytyki na rzecz polskich dramatopisarzy, że może Tadeusz Słobodzianek zechce, Marek Kochan nie odmówi, Artur Grabowski rzuci się w wir pracy, Tomasz Man i Jarosław Jakubowski poczują, że przyszedł czas na mission quite possible. W ogóle jest wiele osób, którym byłoby nieobojętne zarządzanie polską dramaturgią współczesną – wystarczy spojrzeć, ile akcji internetowych, wydań stosownych antologii i konkursów na sztukę pilotują środowiska całkiem różne od dialogowego kręgu. Wszystkie te gdybania z peselem w tle miały jedną mocną podstawę: wiadomo było, że przejęty przez PiS Instytut Książki nie wskaże nikogo kojarzonego z lewicową częścią środowiska teatralnego. I nikogo spoza osób, które lubi i szanuje, i nie zobaczył u nich przez lata żadnych aktów totalnej wrogości. W związku z tym progresywna redakcja „Dialogu” jako kopalnia przyszłych redaktorów naczelnych stała od razu na straconej pozycji. Kto sądził inaczej, nic nie wie o rzeczywistości i nic nie wie o personalnych strategiach PiS. Żył w jakiejś izolowanej bańce. Bo przecież w identyczny sposób przejmowano przez ostatnie 8 lat muzea, teatry, galerie, instytuty, radia. Często wpadały one w ręce wiernych żołnierzy, ale jeszcze częściej w ręce symetrystów. W tym świetle niejakie zdumienie wywołała decyzja Dariusza Jaworskiego o przydzieleniu na trzy miesiące funkcji p.o. redaktora naczelnego profesor Joannie Krakowskiej, która swego czasu zwyciężyła w walce z Jackiem Sieradzkim o rząd dusz w „Dialogu”. Powstała zagwozdka: czy miał to być gest dobrej woli wobec redakcji, chwilowa zasłona dymna, a może tylko ruch wykonany w absolutnej desperacji? Widać, Instytut długo nie miał swojego kandydata, poszukiwania trwały, więc grał na zwłokę. Nie doszło do natychmiastowego przejęcia i w związku z trzymiesięcznym zachowaniem status quo, redakcja mogła, jak przypuszczam, zyskać niewielką nadzieję co do swojej przyszłości. Może p.o. zamieni się w końcu w redaktorski tytuł. Może środowisko zachowa jedność i nikt nie zgodzi się wejść do „Dialogu” wbrew zespołowej woli? Skoro rok temu udało się w ten sposób obronić Jacka Głomba w rozpisanym przez marszałka konkursie dyrektorskim – Głomb okazał się w nim jedynym kandydatem – to może pracująca kolektywnie redakcja również ocaleje. Trawestując znane przysłowie: na bezrybiu i rak ryba, redaktorskie bezrybie oznacza czasem także dojmujący brak raka. Jeśli nie znajdzie się chętny do pokierowania redakcją wbrew woli redakcji, nie będzie mowy o przejęciu, nastąpi tylko usankcjonowanie tego, co już w „Dialogu” jest. Nawet PiS nie ma takiej brawury, by wobec nieistnienia jakiegokolwiek merytorycznego kandydata mianować na stanowisko redaktora naczelnego losowo wybranego portiera z ministerstwa kultury. Na takim dnie jeszcze nie jesteśmy. Jeszcze do takiego poziomu solidarności z uciśnionymi nie doszliśmy. Być może też, wierzyliśmy, funkcjonariusze państwa PiS na polu kultury nauczyli się wreszcie, że warto mieć gdzieś tak zwany wentyl bezpieczeństwa. Nie przejmować każdej wrogiej ideowo instytucji, tylko zostawiać na pokaz te najbardziej niszowe i mało szkodliwe. Bo wtedy zawsze można byłoby argumentować:

– A „Dialogu” nie przejęliśmy, szanujemy różnice światopoglądowe, niech ta garstka teatrologów się z nami kłóci o teatr, przecież spór wzmacnia debatę publiczną, tylko w różnych wizjach rzeczywistości wyłania się jej prawdziwy obraz.
– Niech sobie będą, jacy są, wyborów przez nich nie przegramy, wojujące teksty w „Dialogu” posłużą nam co najwyżej do polemik i felietonów.

Gdyby PiS miał choć ździebko przyzwoitości, taki wentyl środowisku by zostawił. Schowałby się za pozorowanym pluralizmem poglądów i środowisk. Ale nie zostawił i nie schował się. Komuniści zostawiali.

Czwarty papieros
Zespół „Dialogu” zadeklarował, że po odejściu Sieradzkiego przestawia się na tryb pracy kolektywnej i odpowiedzialności zbiorowej, że rezygnuje z tytulatur i sztucznych hierarchii. Dzielimy się obowiązkami, nowoczesność zasadza się na równości zawodowej, rozmowach, wspólnym stanowisku. Jeśli dyskutujemy, to tylko na wspólnej podstawie kulturowej. W związku z tym nie widzi możliwości, by decyzją wydawcy do zespołu wchodził ktoś obcy, podejmował jednostkowe decyzje, przywracał starą strukturę. Model pracy w „Dialogu” tak jak jego profil ideowy i zakres poruszanej w piśmie tematyki okołoteatralnej wykluwał się przecież przez lata, nie można tego procesu przerwać z poszanowania dla doświadczenia redaktorów. Jeśli „Dialog” ma przetrwać, może być tylko taki, jaki był ostatnio i z tymi samymi ludźmi na pokładzie. „Nic o nas bez nas!” – deklarował zespół. Oczywiście jego członkowie mieli świadomość, że posłuchanie głosu załogi to bardziej dobra wola wydawcy niż przepis prawny, ale okopali się na swoich pozycjach. Prawdą jest, że nikt ze strony Instytutu, wydawcy, nie próbował się z nimi porozumieć, przedyskutować list potencjalnych kandydatów, wypracować kompromisu w sprawie nazwisk. Obie strony po prostu założyły, że mają rację.

Racja dyrektora Instytutu Książki: to wydawca suwerennie wskazuje redaktora naczelnego, osoby pracujące na etacie w „Dialogu” muszą się z tym pogodzić.

Racja zespołu: narzucenie redaktora naczelnego wywoła konflikt z resztą redakcji, zaburzy tożsamość pisma, doprowadzi do paraliżu decyzyjnego, upadnie ranga miesięcznika.

Z jednej strony Instytut nie łamie prawa, upierając się przy swoim kandydacie, z drugiej jednak to ewidentne, że łamie tak zwany dobry obyczaj. Nie sztuka narzucić redakcji kogokolwiek i wymagać od niej posłuszeństwa służbowego, sztuką jest znaleźć nowego szefa na drodze konsultacji. Przekonać oba podmioty do współpracy. Zadaniem wydawcy nie powinno być generowanie konfliktów w gazecie, bo to źle wróży procesowi przygotowywania kolejnych numerów. Co jednak może zrobić zespół, który na szefa się nie zgadza?

Piąty papieros
Istnieje kilka strategii oporu. Tak sobie je wyobrażam.

Wariant A:
Zespół „Dialogu” składa solidarnie wymówienia z pracy w proteście przeciwko decyzji wydawcy. Koniec „Dialogu” w obecnym kształcie.

Wariant B:
Zespół „Dialogu” z bólem zębów przyjmuje nowego naczelnego i próbuje go ucywilizować. Zmieniają się nieco akcenty w piśmie, ale redaktorzy chronią substancję. W wypadku niepowodzenia tej akcji zawsze można wrócić do wariantu A.

Wariant C:
Zespół „Dialogu” protestuje werbalnie przeciwko nowemu naczelnemu, ale zostaje w redakcji. Numery są przygotowane na kilkanaście miesięcy do przodu, teksty zapłacone, sztuki złamane. Redaktor nie ma nic do roboty, bierze pensję i jest szczęśliwy. Po wygranych przez opozycje wyborach, po zmianie szefostwa Instytutu Książki, zespół namawia redaktora naczelnego do honorowego odejścia. Z perspektywy wieków i dziejów „Dialogu” epizod pod tytułem „Antoni Winch” jest czymś marginalnym.

Wariant D:
Zespół „Dialogu” stosuje strajk włoski. Toczy niekończące się dyskusje nad zawartością numeru, oczekuje od naczelnego podejmowania decyzji w sprawach, na których się nie zna. Wszystkie opóźnienia, błędy, obniżenie standardów idzie na konto szefa. Praca z tak zmotywowanym zespołem staje się udręką i naczelny rezygnuje. Na jego miejsce przychodzi ktoś nowy, równie nieakceptowalny i wtedy powtarzamy wariant D. W wypadku zmęczenia materiału zawsze można rozważyć wariant A.

Wariant E:
Zespół „Dialogu” odchodzi z pracy, ale się nie rozdziela. Powołuje „Dialog w Podziemiu”, znajduje liberalnego, ideowego wydawcę albo stawia na crowdfounding jak Radio Nowy Świat czy 357 i publikuje kolejne numery w Internecie, jak „Didaskalia”, jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Czytelnicy idą za zespołem. Autorzy idą za zespołem. Instytut Książki ma prawo do nazwy „Dialog”, ma swojego naczelnego, ale ciągłość formalna i ideowa pisma zostaje zerwana.

Wariant F:
Zespół „Dialogu” podejmuje kroki radykalne. Zamyka się w redakcji, przykuwa do kaloryferów, oflagowuje obiekt. Strajk okupacyjny połączony z głodowym, niewpuszczanie niechcianych nominatów do pracy prowadzi do interwencji sił specjalnych. Pobici, zmaltretowani członkowie redakcji stają się symbolami oporu wobec pisowskiej buty i władzy. Źle to wygląda w telewizji, jak GROM urywa ręce kobietom z zespołu, wymaga reakcji nie tylko środowiska, ale i społeczeństwa, partii opozycyjnych. Sprawa niszowego czasopisma staje się sprawą ogólnonarodową i ma przełożenie na wynik wyborów. I wtedy finał wariantu F jest taki sam, jak wariantu C.

Zauważcie, że żaden z powyższych scenariuszy nie zakłada wykonania przez Instytut Książki kroku w tył. Z cytowanych przez zespół słów dyrektora Jaworskiego wynika, że protesty spływają po nim jak woda po kaczce, że nie ma powodu do zmiany decyzji, bo jest ona zgodna z prawem. Dlatego nie wierzę w żadne listy protestacyjne, przemawianie wydawcom do rozsądku. Można te gesty wykonać, ale z poczuciem pełnej rezygnacji i bezradności. Skoro PiS mógł to zrobić, to zrobił. Protesty to proszenie tyrana o litość. Co można zrobić? Warianty zapisałem wyżej, zespół sam je musiał przeanalizować. Zamiast jojczyć w Internecie o przemocy nominacyjnej, trzeba zrobić wszystko, by w październiku wygrać wybory. Nie da się okiwać PiS-u i jego kadr, trzeba ich przegłosować. Nie dyskutujmy wewnątrz medialnej bańki, nie przekonujmy przekonanych, tylko namawiajmy niezdecydowanych na głosowanie w wyborach. Ratunek dla kraju jest jednocześnie ratunkiem dla „Dialogu”.

Szósty papieros
Znamy z relacji członków redakcji, jak wyglądało zaprezentowanie nowego redaktora naczelnego zespołowi. Ciasne pomieszczenie w redakcji. Okna nieotwierane. Duchota. Dyrektor Jaworski otoczony sztabem podwładnych i urzędników w garniturach, zespół w strojach mniej oficjalnych. Onieśmielony Antoni Winch. Na starcie protest redaktorów przeciw bolszewickim metodom zarządzania kulturą. Kontrą jest oburzenie Jaworskiego: przecież chce dobrze, znalazł najlepszego kandydata. Pytanie merytoryczne do Wincha o cykl wydawniczy, standardy edytorskie, wizję pisma. Odpowiedzi mało konkretne lub ich brak. Generalnie od teraz ma być różnorodnie w piśmie, trzeba dopuścić nowych autorów spoza dotychczasowego kręgu. Pismo jest dobre, ale potrzebuje liftingu. Silnego przywództwa. Przedstawicielom Instytutu Książki zostaje przedstawiony problem etyczny, jaki generuje ta nominacja.

– Czy zrezygnuje pan z działu eseistyki w „Twórczości” (innym przejętym przez PiS legendarnym piśmie)?
– Nie.
– Czy przestanie pan być kierownikiem literackim łódzkiego Teatru Jaracza, prawą ręką Michała Chorosińskiego?
– Nie, a dlaczego miałbym?
– Bo to konflikt interesów.
– Tak? Państwo też pracujecie w innych instytucjach i problemu nie widzicie.
– Pracujemy, bo pensje w „Dialogu” są za niskie.
– No właśnie, ja też potrzebuję tych dodatkowych środków.

Wyobrażam sobie tę rozmowę na podstawie listy tematów, które wtedy poruszono. I deklaracji nowego naczelnego, że w jego zajętości w innych instytucjach nic się nie zmieni. Papieros mi gaśnie, zapalam kolejnego.

Siódmy papieros
Słyszałem głosy krytykujące Jacka Sieradzkiego, że za wcześnie odszedł na emeryturę, że jego by nie odwołali i wtedy mógłby firmować obecny model redakcji. Nie wiem, skąd przekonanie, że to by przeszło. Emerytowany redaktor naczelny udający, że nie jest emerytowany, żeby byli współpracownicy mogli pod szyldem jego nazwiska prowadzić pismo w stronę, która niekoniecznie jest mu bliska, której nie czuje? Któżby się na to zgodził? Sieradzki? Instytut Książki? Równie dobrym pomysłem byłoby wykonanie nadmuchiwanej repliki redaktora Sieradzkiego i umieszczenie jej za biurkiem w nadziei, że dyrektor Jaworski się nie połapie. Trzeba uszanować decyzję zasłużonego krytyka i redaktora o odejściu. Sieradzki uosabia cała epokę w dziejach „Dialogu”, szefował mu ponad 30 lat. Chciał zawczasu wyznaczyć swoją następczynię z zespołu, wydawca nie podjął rozmów, cóż można było zrobić jeszcze? Tak samo protestuję przeciwko oskarżeniom wobec Piotra Morawskiego o przedwczesną ewakuację z tonącego okrętu. Piotr Morawski odszedł z „Dialogu” prawie w tym samym czasie co Sieradzki z nieznanych mi powodów i owszem nie dotyka go dziś los reszty redakcji, ale kto wie, może też miał inne plany na życie. Praca w „Dialogu” to nie jest w końcu podpisywanie cyrografu z diabłem.

Ósmy papieros
Któryś z zaprzyjaźnionych redaktorów obojętnie przyjął tę nominację. – Czego chcecie – powiedział – przecież odchodzi emerytowany redaktor, a na jego miejsce przychodzi młody człowiek. Idzie nowe. Widzicie spór kompetencyjny, spór ideologiczny, a nie widzicie zmiany generacyjnej. To jest czasem kluczowe. Winch nie jest znikąd. Jest z drugiego lub nawet trzeciego szeregu. Wszedł do gry, bo ci bardziej utytułowani, zasługujący na nominację nie chcieli. Mogli chcieć. On tylko wykorzystał szansę. Nie wiadomo, czy będzie robił pisowski periodyk. A może przywróci postulowany nie tylko przez prawicowych krytyków balans w piśmie? Nowoczesność tak, ale nie za bardzo. – Próbuję argumentować: ale jak to będzie wyglądać, naczelny pisma poświęconego współczesnej dramaturgii drukuje w nim swoje sztuki lub eseje na ich temat? Znajomy odpowiada, że redaktorzy „Didaskaliów” nagminnie publikowali w swoim periodyku recenzje ze swoich książek pióra kolegów i nikomu to nie przeszkadzało. – Ale to były przynajmniej ważne książki – ripostuję, ale mnie już nie słucha.

Dziewiąty papieros
Znajomy jest wyjątkiem. Nominacja Anotniego Wincha została przyjęta w środowisku źle. Nie wszyscy lubią redakcję „Dialogu”, bo nikt na tym świcie poza Tomem Hanksem nie jest lubiany przez wszystkich, ale zawsze warto współczuć ofiarom przemocy nominacyjnej. Zwykle pracownicy nie mają nic do gadania w sprawie tego, kto będzie im szefował. Jest to doświadczenie powszechne i jakoś akceptowalne. Kiedy jednak pracownicy mają odwagę i chęć na wyrażenie niezgody na absurdalną politykę kadrową, od razu im kibicujemy. Bo przywraca to wiarę w naszą podmiotowość jako pracowników, w prawo do utożsamienia z miejscem pracy, jego produktem, z szyldem i ideą. Nie wiadomo za co (poza poglądami) miano by karać profesjonalną redakcję „Dialogu” niechcianym szefem. Więc obsadzamy zespół automatycznie w roli ofiar. Akceptujemy ich racje, choć walczą o prawa, których nikt z obywateli na etacie nie posiada. To dlatego przetoczyła się burza przez Internet, redakcja „Dialogu” zyskała środowiskowe wsparcie, kolportowano list protestacyjny w obronie pisma. Kilkaset osób się pod nim podpisało. Po informacji zespołu, jak wyglądała intronizacja redaktora naczelnego i wezwaniu jego odwołania, zrezygnowali wszyscy członkowie prestiżowej rady naukowej „Dialogu”, profesorowie Szpakowska, Degler, Kolankiewicz, Sokół i Kosiński. Zaczął się spór między Instytutem Książki o dostęp do redakcyjnego bloga. Dyrektor Jaworski wezwał Joannę Krakowską i Ewę Hevelke na dywanik, wydał upomnienie, ostrzegł, aby nie dyskredytować postaci nowego naczelnego i wykonywać obowiązki wynikające z podległości służbowej. Zespół opisał przebieg reprymendy, dyrektor Jaworski w odpowiedzi opublikował dane wrażliwe dotyczące dystrybucji pisma, jego znikomej recepcji, spadającego nakładu. Zespół ripostował, że dystrybucja leży w gestii wydawcy, wydawca zmniejsza nakład, nie słucha ich podpowiedzi i rozwiązań dotyczących prenumerat czy wersji elektronicznych pisma. Z tej kłótni wydawcy z redakcją o to, czy „Dialog” jest, czy nie jest bardzo niszowym periodykiem o małym wpływie na rzeczywistość, wyłowiłem tylko jedną istotną informację. „Dialog” był kiedyś obowiązkową pozycją na półce w gabinecie dyrektora teatru, sekretarza literackiego. Mieli swoje zbiory reżyserzy i scenografowie. Dziś zdaniem Instytutu Książki „Dialog” prenumerują tylko 24 instytucjonalne teatry w Polsce. Te dane mogą mówić o kilku rzeczach: na przykład o tym, że nieprogresywne sceny nie znajdują już w „Dialogu” treści potrzebnych do kształtowania swojego repertuaru. Nie ma tam ani sztuk, które by ich interesowały, ani esejów wyjaśniających nowoczesność w teatrze. I to byłby głos na korzyść argumentacji Jaworskiego. Ale może też być i tak, że po prostu rynek sztuk wyprzedził cykl wydawniczy pisma, teksty dla teatru pozyskuje się w innym obiegu, scenariusze widowisk i nowe dramaty powstają na próbach, druk nie jest już nobilitacją dla autora, nie decyduje o genialności tekstu, nie prowadzi od razu na afisz. Brak prenumerat ze strony teatru może być tez dowodem na gwałtowne zbiednienie instytucji, szukanie oszczędności na każdym kroku. Albo na przestawienie się na obieg cyfrowy tekstów i dokumentów. Czytamy sztuki na tabletach, komórkach, trzymamy je w chmurze i na dyskach zewnętrznych. Nieco ponad siedemset sprzedawanych co miesiąc egzemplarzy to liczba, która byłaby wstydem w latach osiemdziesiątych, połowa teatralnych blogerów w Polsce ma więcej czytelników każdej z odsłon, ale może właśnie tylu jest dziś odbiorców branżowego pisma. Tyle samo, co czytelników prac naukowych o teatrze. Chociaż nie – nakłady prac doktorskich rzadko przekraczają 500 egzemplarzy.  

Dziesiąty papieros
Można się zastanawiać, po co PiS-owi ta kolejna awantura. Teoria o przykrywaniu jednych afer przez wywołanie innych, mniej groźnych wizerunkowo, pasuje do wielu posunięć tej władzy. Ogłoszenie nominacji dla Antoniego Wincha zbiegło się przecież w czasie co do dnia z rozstrzygnięciem w pierwszej instancji sporu o legalność wyboru Moniki Strzępki. I teraz nie wiadomo, który news miał przykryć który. Płaczemy po „Dialogu”, choć moglibyśmy protestować przeciwko likwidacji Centrum Spotkania Kultur w Lublinie przez połączenie go z Operą i Filharmonią. PiS jest mistrzem w kreowaniu debat zastępczych, z całym szacunkiem dla redakcji. Może chodzić o zmęczenie środowiska. Pokazanie absolutnej sprawczości: nominujemy, kogo chcemy, i co nam zrobicie? A może chodzi także i o to, żeby obrażona redakcja „Dialogu” poszła sobie w diabły. Kilka etatów dla bliskiego kręgu ludzi zawsze będzie jak znalazł. Bo gdzie będzie szukał nowych autorów osamotniony redaktor naczelny Antoni Winch? Są takie dwa, może nawet trzy środowiska, kuźnie talentów, rezerwuary ekspertów. Środowisko Instytutu Teatralnego, Raptularza i nieocenionego portalu Teatrologia.info. W sytuacji ewentualnego bojkotu „Dialogu” bez Krakowskiej, Jaworskiej Hevelke i Olkusza Winch sięgnie po krytyków współpracujących z tymi formatami. I to będą prawdziwi beneficjenci awantury z nowym naczelnym. Antoni Winch, jak niegdyś zderzak Wałęsy, pozbiera bęcki, zostanie skompromitowany i wyszydzony, ale wyczyści pole dla innych, kompetentnych redaktorów. Pożegnamy się z nim bez żalu, przyjdą nowi krytycy bez winy, na gotowe, do pustych pokoi redakcyjnych. Czy dziś ktokolwiek piętnuje aktorów wrocławskiego Teatru Polskiego, którzy pojawili się w nim po odejściu Cezarego Morawskiego? Morawski rozwalił teatr Mieszkowskiego, zespół Mieszkowskiego wykrwawił się w bojach z Morawskim, rozproszył, stworzył od zera nową instytucję, minęło osiem lat i nie ma powrotu do przeszłości – nowi ludzie już są u siebie.

Jedenasty papieros
Różne istnieją miary czasu, który pozostał nam do końca. Etruskowie na przykład wbijali uroczyście co roku srebrny gwóźdź w ścianę świątyni w Falerii. I sprawdzali, ile jeszcze mają przed sobą. Wolne miejsce się kończyło, może dlatego w końcu zelżał ich opór w stosunku do pełnych wigoru Rzymian i zwyczajnie dali im sobą rządzić. Od 1988 roku zbierałem „Dialogi”. Jak wszyscy humaniści uformowani w później komunie, myślałem, że książki, zbieranie czasopism, katalogowanie zawartych w nich tekstów, wyznacza moją pozycję intelektualną i środowiskową. Nawet półki w mieszkaniu zamawiałem pod wymiary „Dialogu”, żeby kolejne kolorowe numery pisma stały obok siebie. Potem ni z tego ni z owego „Dialog” zmienił format, urósł o kilka milimetrów i egzemplarze już nie mieściły się na stojąco na półkach, musiały leżeć. Poczułem się oszukany i zdradzony, nie na to się umawialiśmy. Ale dalej kupowałem, potem prenumerowałem, w końcu przyjąłem gratis od redakcji. 35 lat. Każdy rok to dwanaście numerów, pół półki na stojąco, dwie trzecie na leżąco. Zostały jeszcze dwie wolne, potem trzeba by układać dwuwarstwowo. Więc może lepiej, że czas już się skończył. Nie ma sensu go odliczać pismem Antoniego Wincha. Równie dobrze mógłbym używać do tego celu „Przeglądu Sportowego”. Symbole też umierają, jak się w nich za bardzo i na siłę gmera.

Dwunasty papieros
Antoni Winch doczekał się przez ostatni miesiąc dyskredytacji jego dorobku naukowego, talentu dramatopisarskiego, predyspozycji redaktorskich, chichotano z wyboru ścieżki kariery, którego jakiś czas temu dokonał, demaskowano jego światopogląd i towarzystwo, w jakim się obraca. Dziwiono się tematom, jakie porusza w swoich tekstach, niedzisiejszym lekturom i fascynacjom teatralnym. Winich został obśmiany i przeczołgany. Naprawdę warto było? Każdy z nas ma cenę, sumę, za którą można go kupić. W moim przypadku jest to dziesięć milionów euro, w przypadku Antoniego Wincha, niestety, chyba po tysiąckroć mniej. I jest jeszcze druga cena, nie ta, którą za nas płacą, tylko ta, którą zwykle się płaci – excusez le mot – za kolaborację z systemem, za realizację swoich ambicji. Za stawianie swojego interesu powyżej interesu środowiska. Zniszczenie „Dialogu” obciąża konto nowego redaktora naczelnego, nie da się już wytłumaczyć, że chciał dobrze, tylko redaktorzy go nie zrozumieli i wykluczyli. Przeszkadzali, jak tylko mogli. Kiedyś po wykonaniu takiego numeru znikało się w jakiejś otchłani na zawsze. Dziś, przy takiej polaryzacji Polski, środowiska teatralnego, Antoni Winich ma gdzie się schronić po wykonaniu zadania. I to jest w tej historii z „Dialogiem” najtragiczniejsze. Zawsze znajdzie się krąg ludzi, który będzie Wincha za to, co zrobił, oklaskiwał.

Trzynasty papieros
Jako że jestem wbrew pozorom osobą empatyczną i bliski mi jest smutny los wielkich grzeszników, chciałem na koniec powiedzieć coś miłego o Antonim Winchu, nowym redaktorze naczelnym pisma „Dialog”. Poza portalem Teatrologia.info, z którym Antoni Winch współpracuje, nikt nie poświęcił mu w ostatnim miesiącu ani jednej pochwalnej czy współczującej linijki. Nadszedł czas, aby to zmienić.

Mam przed oczami kilka wyłowionych z czeluści Internetu fotografii. Całkiem przypadkiem przedstawiają byłych i długoletnich redaktorów miesięcznika „Dialog”. Jest na nich Adam Tarn, Konstanty Puzyna i Jacek Sieradzki. A także Jerzy Koenig i Stanisław Stampf’l, pomarcowy „redaktor apostrof”. Ostatnie zdjęcie przedstawia Antoniego Wincha.

Przyglądam się tym zdjęciom dłuższą chwilę i już wiem, co mogę powiedzieć na korzyść ostatniego redaktora naczelnego „Dialogu”. Ze wszystkich redaktorów naczelnych „Dialogu” to Antoni Winch jest tym najprzystojniejszym. Nie wiem, czy to miało znaczenie przy wyborze dokonanym przez Instytut Książki, ale jest to fakt niepodważalny. Na miejscu Anotniego Wincha po wszystkim, co o nim napisano w ostatnim miesiącu, jak lew walczyłbym o ten jeden jedyny tytuł do chwały.

A tak w ogóle to ja nie palę.

24-05-2023

Komentarze w tym artykule są wyłączone