AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Kołonotatnik 73: Völkerwanderung, czyli wędrówka ludów

Konferencja ptaków, reż. Ondrej Spišák,
Teatr Modrzejewskiej w Legnicy, fot. Karol Budrewicz  

1.
Na wiosnę 1999 roku fala uchodźców z Kosowa zjawiła się najpierw w Albanii i Macedonii, następnie niektórym grupom udało się przedostać do Austrii i Niemiec. I wtedy zaczęła się w Berlinie publiczna debata, co z nimi zrobić, skoro uciekli przed Serbami, a trwające naloty NATO na Belgrad oddalają w czasie możliwość ich powrotu do domu. Christoph Schlingensief, który właśnie pracował nad swoim kolejnym spektaklem w berlińskiej Volksbühne ogłosił oficjalnie, że przerywa próby. „Teatr nasz jest dość przestronny – argumentował – mogłoby tu tymczasowo zamieszkać nawet ze trzydzieści rodzin”. Salę prób, małą scenę i pracownie można przecież oddać uchodźcom na kilka tygodni. Pomaganie ludziom jest ważniejsze niż premiera. Niech się wreszcie gmach Volksbühne przyda na coś sensownego. O propozycji Schlingensiefa zrobiło się głośno, Frank Castorf i jego ekipa musieli się mocno tłumaczyć, czy to w ogóle jest stanowisko teatru, a potem wycofywać rakiem z radykalnej oferty. Było im tym trudniej, bo – uwaga! zapisuję tę historię tak, jak ją zapamiętałem, eksperci od Schlingensiefa niech poprawiają do woli wszystkie nieścisłości, ale nie sądzę, żebym akurat w tym miejscu zmyślał – dopiero co Volksbühne rozpoczęła piarowską ofensywę mającą na celu przyciągnięcie do teatru mieszkających w Berlinie imigrantów. Miasto było obwieszone plakatami w językach mniejszości, zachęcającymi do zobaczenia kolejnych premier i wzięcia udziału w dyskusjach o problemach z integracją. „Jak to – na ulicach Berlina pełne multi-kulti, czemu więc w teatrach siedzą sami Niemcy?” – pytali słusznie współpracownicy Castorfa. Schlingensief zrozumiał to wezwanie dosłownie. I w swoim altruistycznym i jednak chyba błazeńskim geście obnażył moralny dylemat sztuki zaangażowanej. Czy teatr polityczny jest od nazywania zdarzeń, czy raczej powinien reagować zawsze, gdy dzieje się niesprawiedliwość? Co lepsze – trafiający w sedno problemu artystyczny komentarz czy naiwne, ale szczere prospołeczne działanie? „Nieodpowiedzialny chłopiec!” – prychnął Castrof, zapytany w jednym z wywiadów o Schlingensiefa.

Do premiery oczywiście doszło.

Kilka lat później Schlingensief, tym razem w Wiedniu, postawił przed Burgtheater naszpikowany kamerami kontener z dwunastoma imigrantami. I zaprosił wiedeńczyków na teatralno-telewizyjnego Big Brothera. Wszystko było jak w tamtym reality show, tyle że publiczność głosowała, który z nominowanych uchodźców ma dalej zostać w programie. Nagrodą dla zwycięzcy imigranckiego Big Brothera miało być przyznanie azylu. 

Niesmak i oburzenie wiedeńczyków były niewyobrażalne.

Piętnaście lat później postawione wobec problemu uchodźstwa społeczeństwa niemieckie i polskie prezentują kompletnie odmienne postawy. Każdą z nich można podzielić na tak zwane dwa etapy empatii. W pierwszym Niemcy i Austriacy witają Syryjczyków i Afgańczyków na dworcach, rozdają wodę i żywność, zbierają ubrania, wykonują przyjazne gesty, a potem podstawiają specjalne pociągi, by ich rozwieźć po ośrodkach. Szlus: problem załatwiony! W tym kraju przyda się każda para rąk do pracy! Witajcie w Raju!

Niestety, po pierwszym etapie empatii przychodzi czas na drugi. W drugim odruch serca zmienia się w efekt przesytu, rzeka uchodźców wciąż płynie, płynie i płynie, w tym tygodniu taka na przykład Bawaria jest już u kresu swoich możliwości. Zaczyna szwankować logistyka, pojawiają się więc obywatelskie lamenty i prasowe oskarżenia: że Angela Merkel przesadziła z otwartością, że przeceniła zdolności absorpcyjne społeczeństwa. „Podzielimy się z wami tymi ludźmi!” – deklarują niemieccy politycy, patrząc znacząco w kierunku Europy Środkowej. Na przykład na Polskę. A u nas rozgrywają się właśnie również dwa etapy empatii. Polskiej empatii, nie mylić z niemiecką.

Pierwszy zawiera się w absurdalnej debacie: to ile dokładnie osób możemy przyjąć. 2 600?, 6 350? 12 242? Prawica krzyczy, że koniecznie muszą być to chrześcijanie. Polscy policjanci i pogranicznicy przechodzą właśnie szybki kurs, jak odpytywać z pacierza i jak rozpoznać fałszywe świadectwo chrztu. Drugi etap polskiej empatii zaczyna się wtedy, kiedy na ulice naszych miast wychodzą w tym samym czasie dwie kontrmanifestacje – narodowcy są oczywiście przeciw migrantom: „Oni już tu są! Inwazja się zaczęła!”. I w odwecie podpalają miejskie kebaby. Z kolei lewica wypisuje sobie na transparentach w gruncie rzeczy upokarzające uchodźców hasła typu: „Chcę Arabkę za sąsiadkę”. I nie chodzi jej o przekonanie Europy, że jesteśmy solidarni, że rozumiemy skalę problemu, tylko o to, by podrażnić „łysego”.

Wszyscy zapominamy, że tak naprawdę w owych kwotach uchodźców idzie o dżentelmeński gest: przyjęci u nas Syryjczycy, Afgańczycy i Libijczycy za kilka tygodni uciekną do Niemiec, Anglii i Skandynawii. Bo tam jest ich Ziemia Obiecana.

2.
Suma wszystkich strachów izolacjonistów: emigracja, która przypomina inwazję. Kiedy tylko orientujemy się, że na naszych oczach dokonuje się jakiś wielki przełom, zawsze desperacko poszukujemy analogii w historii.

Rok 376 naszej ery, dwa lata przed bitwą pod Adrianopolem, która przetrąciła kręgosłup Cesarstwa Rzymskiego i rozpoczęła symbolicznie erę jego upadku na Zachodzie. Po tej klęsce armia rzymska nigdy nie była już taka sama.

Kryzys zaczął się od masowych ucieczek Gotów przez Dunaj. Rodziny, rody, całe plemiona i dopiero co pobite przez Rzymian armie uciekały przed zagonami Hunów. A właściwie przed Alanami, uciekającymi przed Hunami. Pojawienie się Hunów wywołało efekt domina. Tak, można zaryzykować taką tezę: Państwo Islamskie, czyli ISIS, to współcześni Hunowie. „Dzikość przekraczająca wszelką miarę” – pisał o nich Ammianus Marcelinus. „Nieznana dotąd rasa ludzi, którzy wyszli z odległych zakątków ziemi, pojawiła się nagle niczym nawałnica spadająca z wysokich gór. Wszystko, co znajdowało się w ich sąsiedztwie, zostało zniszczone i obrócone w ruinę”. Nie tyle chodzi mi tu o prawdziwy wizerunek huńskiej ordy, tylko o przerażenie, jakie wywoływała. Przerażeni i kilkakrotnie pokonani Goci (Gretungowie, Terwingowie, Tajfalowie), ukryci przed Hunami w karpackich górach albo za starymi rzymskimi umocnieniami w Dacji, szybko zorientowali się, że z koczownikami nie wygrają, że zimą nie mieliby co jeść. Ostatnim ratunkiem było zwrócenie się o pomoc do Rzymu, z którym walczyli mniej więcej od stulecia. To nieprawda, że Cesarstwo upadło na skutek wielkiej inwazji, że linia obrony gdzieś pękła, legiony graniczne przegrały bitwę.

„Goci przekroczyli Dunaj i weszli na terytorium Rzymu w charakterze uchodźców” – pisze Simon MacDowall. „Nie nastąpił żadnej najazd silnej armii, ale migracja całego ludu”. Najpierw poprosili o udzielenie schronienia, zgadzali się na wszystkie warunki, by ocaleć. Cesarz Walens pozwolił im przekroczyć granicę, ale nie z powodów humanitarnych; zgodził się, bo potrzebował osadników na wyludnione zarazą połacie cesarstwa i bitnych germańskich żołnierzy na wojnę z Persją. I tak jak i Goci był przekonany, że limes, czyli system obrony granic imperium, wytrzyma napór Hunów. Ten rzymski limes wzdłuż Dunaju, chroniący cesarstwo przed Północą, przypomina dziś strefę Schengen, chroniącą Unię przed Południem. Jest granicą teoretyczną. Postulatem. Linią oddzielająca dobrobyt od chaosu, zmęczenia i strachu.

Wtedy, w 376 roku naszej ery, ziemi w cesarstwie było dosyć, Goci by się tu zmieścili, mogliby żyć, rządząc się nawet własnymi prawami i słuchając własnych naczelników. Zamiast podatków dawaliby państwu kolejnych rekrutów, jak wszyscy wcześniejsi i późniejsi foederati. Rzymski system był elastyczny i w miarę sprawiedliwy. Kiedy zgoda cesarza została wydana, oficerowie wojsk pogranicznych (limitanei) otrzymali polecenie udzielenia Gotom pomocy przy przeprawie, dostarczenia zapasów i przekazania ziemi pod zasiedlenie.

„Stłoczonych na statkach, tratwach i wydrążonych pniach drzew – pisał Ammianus Marcellinus – przewożono dniem i nocą przez rzekę i tak najbardziej ze wszystkich niebezpieczną, a wówczas jeszcze wezbraną od ulewnych dreszczów, toteż z powodów zbytniego natłoku ludzi woda pochłonęła wielu spośród tych, którzy opierali się uderzeniom fal i usiłowali przepłynąć rzekę wpław”.

Przybysze potrzebowali natychmiastowej pomocy: było to tysiące głodnych i bezdomnych ludzi. Zajął się nimi komes Lupicinius zarządzający Tracją. Peter Heather pisze, że nie poradził sobie z logistyką, skala migracji go przytłoczyła, zamiast skierować ich dalej na południe, trzymano Terwingów w okolicy przeprawy, sprzedając marną żywność po zawyżonej cenie. No i Lupicinius chciał zarobić na uchodźcach. Goci jedli psie mięso, oddawali córki do burdeli, sprzedawali członów rodziny w niewolę wedle stawki jeden pies równa się jeden niewolnik. W końcu „pozbawieni środków do życia, za jedyne wyjście uznali bunt”.

Sprzeciwili się lokalnym władzom i ruszyli na wschód ku nizinnym, żyznym regionom. Nie wszczęli wojny od razu, najpierw zaczęli iść. Potem dozbroili się w okolicznych rzymskich fabricae. Dołączyły do nich kolejne grupy z tamtej strony rzeki. Dwa lata później zniszczyli armię rzymską pod Adrianopolem, cesarz Walens zginął. Goci nigdy już z imperium nie wyszli, stworzyli na jego gruzach własne królestwa.

Nie jest moim zamiarem wykazanie, że historia się powtarza, że może się powtórzyć, ani zrównanie dzisiejszych uchodźców z Południa z ówczesnymi migrantami z Północy. Owszem, w obu przypadkach jest to fala zdesperowanych ludzi, która nie ma odwrotu – walczy o swoje pragnienie nowego życia i iluzję dostatku i bezpieczeństwa. I bywa gotowa zrobić wszystko dla ich spełnienia. Katastrofa humanitarna przeradza się w rewoltę wtedy, kiedy pragnienie lepszej przyszłości nie równoważy teraźniejszego cierpienia. Punkt krytyczny nie leży wcale daleko od pierwszego zbłądzenia. Oto ktoś postanawia na migrantach zarobić, zbić na ich gehennie polityczny kapitał. To mogą być politycy krajów transferowych, organizacje religijne albo media. Nieludzkie traktowanie upokorzonego człowieka rychło może zamienić się w nieludzkie okrucieństwo motywowane chęcią odwetu. Zwłaszcza jeśli za upokorzonym stoi siła moralna. A już na pewno wtedy, kiedy upokarzany staje się silniejszy od upokarzającego.
Tyle mamy do zapamiętania z odysei Gotów.

3.

GOŁĘBICA
    Jeśli dotrzemy do Simorga, o co mamy go poprosić?

DUDEK
    Poproś go, by spełnił twoje największe życzenie.

GOŁĘBICA
    Moim największym życzeniem jest go zobaczyć.

DUDEK
    No więc nie proś o nic.

CZAPLA
    Powiedz mi, jakie dary możemy zanieść?

DUDEK
    Weź do kraju Simorga to, czego teraz nie da się tam znaleźć.

CZAPLA
    On wie wszystko, ma wszystko.

DUDEK
    Weź zatem swoją miłość i swoje cierpienie.

Scena z Konferencji ptaków Petera Brooka i Jeana-Claude’a Carrière’a nie pojawia się tu przypadkowo. Adaptację poematu Fariduddina Attara zrealizował w Teatrze Modrzejewskiej Legnicy ponad pół roku temu Ondrej Spišák. Opowieść o baśniowej wędrówce ptaków na spotkanie mitycznego króla Simorga, długa, bolesna, pełna alegorycznych scen i symbolicznego języka wydała mi się zrazu tylko manifestem siły kreacyjnej teatru, testem nieco zapomnianych już konwencji scenicznych, pochwałą zespołowego grania. Legniccy aktorzy są w spektaklu Spišáka ubrani na czarno, jedyny znak ich ptasiej tożsamości to trzymane w dłoniach plastikowe rurki różnej długości. Można w nie dmuchać, wydając różne dźwięki, można nimi uderzać o scenę, o ciało. Mogą być ptasimi dziobami i skrzydłami. Rurka zmieni się w dowolny rekwizyt. Potrzeba tylko wyobraźni – aktora i widza. Nawet z teatralnego sufitu zwisają rzędy takich rurek. Sceniczny ptak jest zbudowany w końcu z tego samego, co świat. Ale przecież Konferencja ptaków nie jest opowieścią o metamorfozach, jest traktatem o wędrowaniu. O szukaniu niemożliwego, o ściganiu marzenia o idealnym porządku świata. Spišák uciekł w ostatniej chwili od politycznej i teologicznej interpretacji postaci Dudka-uwodziciela mas, dwuznacznego przewodnika przez cierpienie i czas, prowadzącego do władcy-boga, który być może wcale nie istnieje. Ale teraz patrzymy już na to przedstawienie inaczej. A co jeśli jest to najbardziej przejmujący spektakl o uchodźcach, jaki możemy sobie wyobrazić? Bo choć traktuje o wędrowaniu, pozwala uczestniczyć widzom w doświadczeniu wędrówki, nic w nim nie jest dosłowne, ani śmierć, ani rozczarowanie, ani ból, ani droga, ani przeszkody, ani przeciwności. Nie ma polityki ani Historii. Jest tylko udręczone ciało w podróży, zamieszkujące własne iluzje o końcu wędrowania, a znalezieniu ukojenia. Nikt nie odpowiada nam tu na pytanie: czym jest podróż? czym dążenie? Dlaczego szukamy lepszego miejsca i lepszych siebie? Nie ma obrazów znanych z telewizji, Internetu i gazet. Zamiast tego patrzymy na ich czystą esencję.

Zdarzają się takie dzieła, które nieoczekiwanie ujawniają swoją ukrytą warstwę. Realność oświetla fikcję nowym, bolesnym światłem.

4.
Po proletariacku, czapką do ziemi, kłaniam się Pawłowi Wodzińskiemu i Bartkowi Frąckowiakowi, szefom Bydgoskiego Teatru Polskiego, za przeczucie napięcia na linii Północ-Południe. Kiedy na początku minionego sezonu, przed premierą Afryki Agnieszki Jakimiak, zaproponowali przeorientowanie obowiązujących w polskim teatrze dyskursów, sugerując, że bardziej kluczowa niż sprawa Ukrainy będzie dla nas kwestia uchodźców z Czarnego Lądu i Bliskiego Wschodu, trochę się z ich intuicji w duchu podśmiewałem. Bo to trochę wyglądało jak inteligenckie szukanie dziury w całym, jak próba odróżnienia się za wszelką cenę od narracji Pawła Łysaka. Rzeka uchodźców była wówczas chyba tylko strumyczkiem. I co rok temu mogło być ważniejsze dla polskiego teatru niż Donbas? Pikanterii tej reorientacji bydgoskiej dodawała deklaracja eksperta od rosyjskiej geopolityki, eksszpiega Wiktora Suworowa, który utrzymywał, że Putinowi nie opłaca się zrzucić bomby atomowej na Warszawę w celu zastraszenia Zachodu. Co innego zniszczenie jakiegoś małego miasta – na przykład Bydgoszczy… Pomyślcie, jak to zabawnie się układało: istnieją obłędne rosyjskie plany, w których Bydgoszcz ma wyparować, a Teatr Polski pochyla się nad Erytreą, Maghrebem i Syrią.

Wodziński i Frąckowiak bomby się nie wystraszyli. I mieli rację.

Odczytanie proimigranckiego apelu części środowiska teatralnego przed warszawską premierą Michała Zadary to tylko pierwszy z gestów, jakie można i chyba trzeba wykonać w polskim teatrze. Zapewne w tym sezonie powstanie kilkanaście spektakli komentujących falę migracji. Maciej Nowak i Marcin Kowalski już zapowiadają Trojanki Kamili Michalak: chór Eurypidesa utworzą żony i matki uchodźców, którzy utonęli na Morzu Śródziemnym, próbując przedostać się do Europy. To ważne, żeby teatr zabrał głos w tej debacie. Nasze lęki przed obcymi wymagają debaty i przepracowania. Może nawet potrzebna jest taka hucpiarska prowokacja w typie Schlingensiefa. Kto się odważy?

Swoją drogą dylogia Mateusza Pakuły o „turyzmie” Europejczyków kolonizujących egzotyczne lądy last minute, dokonujących wirtualnych podbojów lokalnych świadomości – Mój niepokój ma przy sobie broń i Smutki tropików – aż się prosi o dopisanie dalszego ciągu. W tym nowym dramacie Pakuła spojrzałby na nas okiem uchodźców-podróżników, pokazałby ich turystykę po mitach o dobrobycie, pokoju, prawie i porządku.

Płynie ludzka rzeka na Europę, warto posłuchać, co w niej śpiewa.

Pamiętacie tę scenę ze spektaklu Rychcika? Chór nagich niewolników z Południa wykonywał legendarną, przerobioną na gospel pieśń Zemsta, zemsta na wroga. Konrad był pomiędzy nimi, też nagi i skuty. Czarnoskórzy niewolnicy wybijali rytm piłkami od koszykówki. Stali w ciasnej, zbitej grupie pośrodku sceny, kołysząc się miarowo. Dziwna rzecz, zawsze wydawało mi się, że oni nie stoją, a idą. Teraz już wiem, dokąd szli.

5.
Tłum uchodźców opuszcza zamknięty budapeszteński dworzec Keleti i kieruje się autostradą pod prąd w stronę Wiednia. Telewizje wychwytują jakąś rodzinę w tłumie: mała dziewczynka siedzi u ojca na ramionach i trzyma w wyciągniętych przed siebie rękach fotografię wyrwaną z gazety. Na świętym imigranckim obrazku widnieje Angela Merkel. Dobra Pani z Berlina. Dziwne są losy portretów. Jeszcze niedawno Grecy mściwie przerabiali jej zdjęcie, pewnie nawet to samo. Dorabiali w Photoshopie hitlerowski wąsik i nakładali czapkę ze znakiem SS na otoku. Merkel była dla Greków łupieżcą i grabarzem, nowym okupantem Europy, obozowym strażnikiem dyscypliny finansowej. A teraz dla Syryjczyków jest kimś w rodzaju europejskiej Szecherezady, opowiadającą piękne i krzepiące bajki władczynią Ziemi Obiecanej. Niekończący się wielobarwny pochód migrantów ku niemieckim Wyspom Szczęśliwym jest najlepszym dowodem na zmianę światowych stereotypów na temat Niemców, na triumf nowego mitu, nad którym pracowano właściwie od czasów Konrada Adenauera. Niemcy przestali straszyć w filmach wojennych, w wyobraźni uchodźców są otwarci, tolerancyjni, ciekawi Innego. No i najlepsza na świecie jest przecież wielokulturowa niemiecka drużyna piłkarska – z Boatengiem, Özilem, Gündoğanem.

Ten nowy niemiecki mit jest od dawna silny w Europie, a dziś okazuje się, że Południe uwierzyło w niego najmocniej. Jak się dobrze zastanowić, to każdy z nas chciałby być Niemcem. Ja też.

6.
Uchodźcy wdzierający się do Niemiec i Austrii uciekają przed wojną w Syrii i Afganistanie, przed chaosem i bezprawiem w Libii, biedą i głodem Afryki. No i są wśród nich też migranci ekonomiczni. Można zaryzykować tezę, że łączy ich jedynie wizja Ziemi Obiecanej, do której idą. Ludzie idący pod prąd autostradą Budapeszt-Wiedeń: kobiety w chustach, dzieci na rękach rodziców, wąsaci mężczyźni na czele pochodu przypomnieli mi obraz z tak zwanej krucjaty ludowej, mniej znanej od krucjaty dziecięcej i nie tej, której przyszło zdobyć Jerozolimę. W kwietniu roku 1096 chłopi i mieszkańcy miast, pstrokata zbieranina biedaków i rzezimieszków wyruszyła na wschód i południe. Zabrali żony i dzieci ze sobą. Czemu poszli? Najpierw była katastrofalna powódź roku 1094, rok później przyszła susza i głód. Przeludniona Francja, Niemcy, Włochy. I jeszcze papież Urban nawoływał do odzyskania Ziemi Świętej. Zanim posłuchali go rycerze i panowie, w mit złotej Jerozolimy uwierzył prosty lud. Ludowych krzyżowców było kilkadziesiąt tysięcy. Szli wzdłuż Dunaju. Na czele pochodu jechał charyzmatyczny kaznodzieja Piotr Pustelnik. Wędrowali przez Niemcy i Węgry, potem dotarli do granic Cesarstwa Bizantyjskiego. Nie przejmowali się, że nie mają armii i wodzów, wierzyli, że po prostu przybędą i odzyskają to, co się chrześcijaństwu należy. Samo tylko pojawienie się wiernych wystraszy Saracenów. „Wielu słuchaczy Piotra wierzyło, że obiecuje on wprowadzić ich do krainy mlekiem i miodem płynącej, o której wiedzieli ze słów świętych ksiąg” – pisał historyk krucjat Steve Runciman. Anna Komnena zanotowała w swojej kronice lęki cesarza Aleksego, który wcale nie cieszył się z takiej pomocy Zachodu. Z bizantyjskiej perspektywy wyglądało to tak, jakby „wszystkie plemiona barbarzyńskie z Zachodu zaczynały się przemieszczać”.

I teraz my patrzymy na idące do berlińskiego Jeruzalem syryjsko-afgańsko-libijskie armie ludowe oczami przerażonych Bizantyjczyków. Wystarczy tylko obrócić mapę, podmienić daty i wyznanie pielgrzymów. Reszta się zgadza.

Z premedytacją nie opowiem tu, jak ta krucjata się skończyła. Bo to jest naprawdę smutna historia.

16-09-2015

Wykorzystano Dzieje rzymskie Ammianusa Marcellinusa w przekładzie I. Lewandowskiego oraz Konferencję ptaków Petera Brooka i Jeana-Claude’a Carrière’a w przekładzie M. Radomyskiego i R. Urbańskiego.

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
jeden razy osiem jako liczbę:
komentarze (51)
  • Użytkownik niezalogowany Julia
    Julia 2015-09-21   03:38:53
    Cytuj

    Drewniak, chcą zdjąć Ci kołonotatnik, że sam generujesz tyle komentarzy?

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-09-19   18:22:50
    Cytuj

    Zdzichu, wracaj, Dziunia tęskni

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-09-19   15:54:13
    Cytuj

    Chciałbym, przecież sam to napisałem.

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-09-18   21:02:56
    Cytuj

    no, pewnie... Chciałbyś

  • Użytkownik niezalogowany jKz
    jKz 2015-09-18   16:20:59
    Cytuj

    Nie, ale jest Szczawa.

  • Użytkownik niezalogowany zgubiony
    zgubiony 2015-09-18   08:31:53
    Cytuj

    Dzień dobry! Zastałem Jolkę?

  • Użytkownik niezalogowany jzk
    jzk 2015-09-18   08:19:15
    Cytuj

    ministrem jeszcze nie byłem, ale po 25 października będę.

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-09-18   07:56:23
    Cytuj

    posunął sprawę merytorycznie... Czyli, obszczymurek z partii Kopki. Już ich jest kupka - przed posprzątaniem 25 pażdziernika.

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-09-17   20:23:31
    Cytuj

    Tobie za to do bycia mną brakuje tyle co Heinerowi Mullerowi do bycia Wieniediktem Jerofiejewem!

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-09-17   18:26:13
    Cytuj

    Na bycie Mną trzeba zasłużyć i zapracować. Troszku Ci brakuje

  • Użytkownik niezalogowany jkZ
    jkZ 2015-09-17   17:55:25
    Cytuj

    Jeśli ktoś jest Zembrzuskim naprawdę, tak bardzo jak ja, to niech napiszę, gdzie będę profesjonalnie reżyserował... I kiedy?

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-09-17   16:20:01
    Cytuj

    schizy z rozdwojoną osobowością tak mają: 48 godzin (przyzwyczajanie z PRL-u) w mani i resztka egzystencji w depresji. Żałosne indywiduum, któremu wydaje się, że jest śmieszne.

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-09-17   14:25:10
    Cytuj

    Ja przeczytałem w całości, tyko nikogo to nie interesuje...

  • Użytkownik niezalogowany BLEEEE
    BLEEEE 2015-09-17   09:17:04
    Cytuj

    czy ktoś kiedyś przeczytał to w całości ,,, nudne bzudry

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-09-17   00:17:35
    Cytuj

    to prawda.

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-09-16   23:35:55
    Cytuj

    Byłem jednym z pierwszych reżyserów w Europie, który doszedł do wniosku, że można wystawiać Shakespeare’a bez skreśleń. To mi daje prawo, by napisać: ty trollu niemyty i niedouczony, jesteś głupszy od halabardnika!

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-09-16   21:56:38
    Cytuj

    schizo-frajer. Ale zawsze partyjny

  • Użytkownik niezalogowany Jkz
    Jkz 2015-09-16   21:52:11
    Cytuj

    Maciąg, młody człowieku to był w przeciwieństwie do ciebie KTOŚ...

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-09-16   21:39:56
    Cytuj

    ale ma ciąg! Redakcja funduje? To nich strofuje: mięso nie u S tylko ...? Powiedz przecie, skoro nie wiesz, czyjeś dziecię. Czy jest w pobliżu lekarz?

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-09-16   19:53:23
    Cytuj

    Kiedy byłem jeszcze jedynie dobrze zapowiadającym się studentem reżyserii zapytałem w trakcie jednej z nasiadówek u Korzenia wielkiego Konrada Swinarskiego o to, czy też chciałby być Niemcem, odpowiedział, że i owszem. A to dlatego, że Niemcy mają niekonwencjonalne podejście do golonki. Niby wszyscy to wiemy, ale czy na pewno wie to ta nieopierzona młodzież teatrologiczna? No chyba wątpię. Więc przypominam: golonka, to rodzaj prawdziwego mięsa, nie takiego, co to Thomas Ostermeier wiesza w swoim teatrze, ale takiego prawdziwego mięsa: z krwi i kości. Z bebechami. Jak u Stanisławskiego. Więc droga młodzieży: uczyć się, uczyć! Ale do tego trzeba mieć maturę. Choćby z gastronomika!

  • Użytkownik niezalogowany Jkz
    Jkz 2015-09-16   18:17:52
    Cytuj

    To co robicie, świadczy o tym, że w przeciwieństwie do mnie nie macie NIC do powiedzenia. W takiej sytuacji dżentelmen POWINIEN zamilknąć. PS. Każdy, kto mnie zna, wie że nigdy nie miałem KOTA.

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-09-16   17:34:16
    Cytuj

    Mnie też się podoba. I proszę się odchrzanić od mojego kota!

  • Użytkownik niezalogowany Jkz...
    Jkz... 2015-09-16   15:39:35
    Cytuj

    WYNOCHA WYNOCHA WYNOCHA

  • Użytkownik niezalogowany JKZ
    JKZ 2015-09-16   15:39:03
    Cytuj

    Mnie też, ale trolluje dla zasady.

  • Użytkownik niezalogowany Anielka91
    Anielka91 2015-09-16   15:21:59
    Cytuj

    Przepraszam, że panom przeszkadzam, ale chciałam tylko napisać, że mnie się artykuł pana Łukasza podoba. Dziękuję, możecie kontynuować.

  • Użytkownik niezalogowany Jkz
    Jkz 2015-09-16   15:21:38
    Cytuj

    Można

  • Użytkownik niezalogowany Jkz
    Jkz 2015-09-16   15:21:10
    Cytuj

    Cenzura! Cenzura! Wytnijcie ich, jak boga kocham, jak tak można…

  • Użytkownik niezalogowany Jkz
    Jkz 2015-09-16   14:46:57
    Cytuj

    Też nie

  • Użytkownik niezalogowany JKZ
    JKZ 2015-09-16   14:46:37
    Cytuj

    A ja?

  • Użytkownik niezalogowany Jkz
    Jkz 2015-09-16   14:46:21
    Cytuj

    Źle, Źle, Źle. Ty nie jesteś mną.

  • Użytkownik niezalogowany Jkz
    Jkz 2015-09-16   14:46:07
    Cytuj

    Ketler, w wakacje, Nie

  • Użytkownik niezalogowany Jkz
    Jkz 2015-09-16   14:45:39
    Cytuj

    A ja proponuję taki test: ile razy widziałem małe tragedie nekrosiusa – i co zatkało kakało?

  • Użytkownik niezalogowany ...jkz
    ...jkz 2015-09-16   14:01:16
    Cytuj

    Złodzieje przedrzeźniacze. Prawdziwym „jackiem” jest ten kto odpowie na 3 następujące pytania: 1. Jakiej marki jest mój rower? 2. Kiedy ostatnio byłem w Amsterdamie? 3.Czy mam kota?

  • Użytkownik niezalogowany Jkz
    Jkz 2015-09-16   14:00:55
    Cytuj

    no nie wiem

  • Użytkownik niezalogowany Jkz
    Jkz 2015-09-16   14:00:31
    Cytuj

    Ty też będziesz, Łukaszku zablokowany? OPŁACAŁOBY się!

  • Użytkownik niezalogowany Łukasz Drewniak
    Łukasz Drewniak 2015-09-16   13:43:52
    Cytuj

    Panowie, proszę, napisałem tekst o uchodźcach, to są poważne sprawy a wy się tu kłócicie, kto jest kim. Jacek, zrób coś z tymi trollami bo wprowadzimy blokadę pod Kołonotatnikami.

  • Użytkownik niezalogowany jkz
    jkz 2015-09-16   13:43:27
    Cytuj

    To może zróbmy test?

  • Użytkownik niezalogowany JKZ
    JKZ 2015-09-16   13:43:09
    Cytuj

    Ja się już w tym gubię, kto tu jest kim

  • Użytkownik niezalogowany jKZ
    jKZ 2015-09-16   13:42:35
    Cytuj

    Przestań się pode mnie podszywać, tchórzliwy idioto! Wstydu nie masz! Łukaszek nie wytrzyma tylu jkzetów naraz!

  • Użytkownik niezalogowany ...jkz
    ...jkz 2015-09-16   13:36:37
    Cytuj

    Stawiaj przecinki i pytajniki i wykrzykniki złodzieju!

  • Użytkownik niezalogowany Jkz
    Jkz 2015-09-16   13:35:44
    Cytuj

    po co ja jestem prawdziwy, wynocha spod tekstu drewniaka

  • Użytkownik niezalogowany JKZ4
    JKZ4 2015-09-16   13:32:08
    Cytuj

    To ja jestem prawdziwym jackiem kz a wy się podszywacie. Proszę z tym skończyć!

  • Użytkownik niezalogowany jKZ
    jKZ 2015-09-16   13:31:50
    Cytuj

    To ja jestem jkz a nie wy!

  • Użytkownik niezalogowany Jkz
    Jkz 2015-09-16   13:15:34
    Cytuj

    Ja nie!

  • Użytkownik niezalogowany Jkz2
    Jkz2 2015-09-16   13:15:10
    Cytuj

    A za mnie?

  • Użytkownik niezalogowany ...jkz
    ...jkz 2015-09-16   13:14:44
    Cytuj

    To nie ja pisze, kto pisze za mnie

  • Użytkownik niezalogowany JKZ
    JKZ 2015-09-16   13:14:25
    Cytuj

    Chciałem powiedzieć na Teatrakcje :-/

  • Użytkownik niezalogowany Jkz
    Jkz 2015-09-16   13:13:45
    Cytuj

    Złodzieju! Oddaj mój nick!

  • Użytkownik niezalogowany JKZ
    JKZ 2015-09-16   13:04:39
    Cytuj

    Nie będę! Przenoszę się na Teatr dla was

  • Użytkownik niezalogowany Łukasz Drewniak
    Łukasz Drewniak 2015-09-16   12:57:35
    Cytuj

    Jacku, a ja bardzo lubię Twoje wpisy pod moimi tekstami. Jak któregoś nie komentujesz, to mi jakoś tak smutno. Proszę, nie przestawaj. Wyobrażam sobie, że to taka nasza rozmowa, nocna Polaków rozmowa. Ja Kołonotatnik – ty komentarz. Ty czytasz mnie, ja Ciebie. Dzięki Tobie wiem, czego się bać i co zrobiłem źle. No i nikt poza Tobą, nie nazywa mnie już Łukaszkiem, żadna kobieta. Więc nie dziw się, że będzie mi Ciebie brakowało. Inne trolle na wyspę buców, ale ty pisz.

  • Użytkownik niezalogowany Jkz
    Jkz 2015-09-16   12:34:15
    Cytuj

    Oj ten Łukaszek! Daje dowód sytuacji idąc za koniunkturą! Migranci znowu, udawanie (znowu!) pisania o teatrze! A naprawdę to panika, panika! Sraczka asocjacyjna. Łukaszku WSTYDU NIE MASZ skoro CHCESZ BYĆ Niemcem. Jako profesjonalny reżyser (a co? może nie) powiem ci, żebyś to odszczekał jak najszybciej, bo po 26 października będzie już posprzątane. Za takie deklaracje powsadzamy was do ciupy, lemingi zasmarkane, kolesie i propagandyści. Czy Ty, Łukaszku widziałeś mój Sen nocy z Chorzowa? Tam o tym było, dwadzieścia lat temu wszystko było a u ciebie nie ma. Jak u Nowaka w głowie, nic, nic i nic a ty nie masz kwalifikacji jak Maciuś, Wacuś i Krzysio. SCHENGENsifa znałem, wariat, ale jak zachorował to przynajmniej zaczął robić SZTUKĘ. Oglądałem Kościół Gniewu, czy jak się to nazywało w Berlinie i Amsterdamie (wiesz, że są takie miastA chłopczyku?) i płakałem, łzy ocierałem swoimi białymi włosami. Czy kiedyś płakałeś pisząc? Ja tak. Pozdrawiam, salut i więcej nie będę cię czytał.