AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Sztuka uzdrawiania na Bali. Antropolog w podróży cz. 1

Reżyser teatralny, historyk i teoretyk teatru. Profesor na Uniwersytecie Wrocławskim i w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie, absolwent Politechniki Wrocławskiej (1979) oraz Wydziału Reżyserii Dramatu krakowskiej PWST (1986). Publikuje m.in. w „Teatrze” i „Dialogu”.
A A A
 

Poczułem ostry, przenikliwy ból. Kościsty starzec wbił długą igłę w mój mózg. Byłem tego pewien. Wrzasnąłem przerażony. Kiedy jednak otworzyłem oczy, starzec pękał ze śmiechu, wyraźnie uradowany moją paniką. Nie miał jednak w dłoni żadnej igły.

-    Za dużo myślisz – mówił, wskazując patyczkiem na moją głowę.
-    Mam nie myśleć? – spytałem roztropnie.
-    Nie. Brak myślenia to śmierć. Ale twój umysł jest odłączony od ciała. Trzeba go z powrotem przyłączyć. Kładź się.

Grzecznie położyłem się na macie wyścielającej podłogę niewielkiej świątyni z jedną tylko ścianą. Starzec przysiadł obok i zaczął wodzić patyczkiem po moim ciele, kreśląc tajemne znaki. Zamknąłem oczy.

Owym starcem był sławny na Bali uzdrowiciel Cokorda Rai. Imię Cokorda wskazywało na wysokie pochodzenie, tak nazywani bywają mężczyźni wyłącznie z kasty wojowników, kszatrija. Jak przystało na wojownika Cokorda Rai zwykł diagnozować pacjentów z pomocą akupresury wykonywanej drewnianej patyczkiem. Samo uzdrawianie przeprowadzał jednak zgodnie z balijską sztuką. Balijczycy wierzą w potęgę równowagi pomiędzy przeciwnymi siłami. Zdrowie to balans w organizmie pomiędzy tym, co postrzegane jest jako gorące, zimne i tylko ciepłe. Liczne traktaty wyjaśniają, w jaki sposób owe elementy w człowieku należy rozpoznawać i równoważyć. Zakłócenie równowagi bywa też często źródłem powołania na uzdrowiciela. Amerykański terapeuta i etnograf Bradford Keeney opublikował przykłady niezwykłych powołań balijskich uzdrowicieli w książce Balians: Traditional Healers of Bali (Philadelphia 2004).

Mangku Alit, najsławniejsza balijska uzdrowicielka, mając czternaście lat jako jedyna ocalała z wypadku samochodowego, potem omal nie utonęła w rzece podczas prania, spadła też z wysokiego drzewa mango. Kiedy na dodatek w szkole zaczęła odpowiadać na pytania nauczycieli, zanim jeszcze ci zdołali o cokolwiek zapytać, rodzina nie czekała dłużej i zaprowadziła dziewczynkę do baliana, balijskiego uzdrowiciela. Ten wyjaśnił sens zagadkowych zdarzeń: było to powołanie na uzdrowicielkę. Jednak Mangku nie uwierzyła balianowi. Wtedy zapadła na trzydniową śpiączkę. To ją upewniło. Na Bali trzydniowa koma postrzegana jest jako wydarzenie o wielkiej mocy symbolicznej. Po przebudzeniu ze śpiączki, która trwała co najmniej trzy dni, można zabiegać o urząd najwyższego kapłana. Mangku Alit postanowiła dłużej nie drażnić bogów i w wieku osiemnastu lat rozpoczęła uzdrawianie.

Jero Mangku Srikandi została uzdrowicielką, mając tylko siedem lat. Doświadczyła wizji. Bogowie oznajmili jej, że musi umrzeć. Powiedziała o tym ludziom i wieś urządziła dziewczynce uroczystą ceremonię kremacyjną w specjalnej świątyni. Nie spopielili co prawda jej ciała, ale wszystkie skomplikowane i czasochłonne rytuały wykonane zostały zgodnie z tradycją. Wielu uzdrowicieli otrzymało powołanie we śnie. Pewien profesor ekonomii przez wiele dni widział podczas snu mędrca, który mu polecał zostać balianem. Profesor długo się wzbraniał. Wyjechał nawet za granicę, żeby zbrukać swe ciało używkami i niemoralnym zachowaniem. Nic to jednak nie dało. Kiedy wrócił na Bali, starzec znów nawiedzał go we śnie. Trwało to tak długo, aż w końcu uległ. Mangku I Made Pogog dowiedział się z kolei we śnie, że jeśli nie zacznie uzdrawiać, to wydarzy się coś złego, a I Gusti Gede Raka Antara, potomek rodu balianów, podczas serii snów został wyświęcony i również we śnie pobierał nauki od dawno zmarłego dziadka.

Balijscy uzdrowiciele praktykują często swoisty teatr uzdrawiania. Mangku Alit używa spektakularnego rekwizytu w postaci glinianego naczynia wypełnionego rozżarzonymi węglami z kokosów. Zanurza twarz w gęstym, piekącym dymie i zaprasza boga Siwę, by wstąpił w jej głowę. Podczas transu Siwa i inni bogowie przemawiają przez jej usta i informują pacjenta o przyczynach choroby. Jero Mangku Srikandi, choć nie chodziła nigdy do szkoły, podczas seansu tańczy jak szalona i mówi różnymi językami. Najbardziej widowiskowo uzdrawiał Mangku I Made Pogog. Pomiędzy kolana wsadzał kamień i walił weń innym, większym kamieniem, żeby wzmocnić energię uzdrawiania. Zwykł też siadać na swoich pacjentach w skomplikowanych pozycjach zapożyczonych z jogi. Opracował również unikalną technikę leczenia przez lizanie śliną zmieszaną z czerwonym betelem. Podobno nie wahał się lizać trędowatych. Niekiedy lizał genitalia, żeby pobudzić energię życiową. Zdarzało mu się także ugryźć pacjenta. Był przy tym wyjątkowo skuteczny. Wylew pozbawił go jednak wszelkich mocy i sparaliżował mu ciało. Być może inni uzdrowiciele, zazdrośni o jego sławę i kreatywność, użyli czarnej magii, żeby go powstrzymać. I Made Pogog w każdym razie jest tego pewien. Musi się z tym pogodzić, bo nie stać go na drogie ceremonie odwracające działanie czarnej magii. 

Jeszcze inne praktyki opisali psychiatrzy Luh Ketut Suryani i Gordon D. Jensen w książce Trance and Possession in Bali (Kuala Lumpur 1993). Przykładem balian, który podczas bolesnego masażu zwykł wydobywać z ciała pacjenta kości, od jednej do sześciu. Wijącemu się w bólu człowiekowi wyjaśniał, że kości trzeba usunąć, bo to wcielenia złych duchów, które wywołują chorobę. Masaż wydaje się popularną techniką uzdrawiania na Bali. Do najsławniejszych masażystów należy stary rolnik z Batubulan powołany na uzdrowiciela podczas ceremonii religijnej. Wpadł nagle w trans i otrzymał od duchów polecenie uzdrawiania. Początkowo się wzbraniał, ale duchy sprawiły, że jego pole przestało przynosić plony, a trzoda wyzdychała. Mając sześćdziesiąt lat zaczął więc uzdrawiać masażami. Szybko stał się najsławniejszym terapeutą na Bali. Próbowałem tego legendarnego masażystę odnaleźć, ale na próżno. Suryani i Jensen nie podają w swej książce żadnych nazwisk. W tym roku dowiedziałem się też, że obaj autorzy nie otrzymali od balijskich duchów pozwolenia na studiowanie uzdrowicielskich praktyk.

Bradford Keeney takie pozwolenie otrzymał. We wstępie do Balians: Traditional Healers of Bali barwnie opisał swoją pierwszą noc na wyspie, kiedy to z wielkim hukiem nawiedził go bóg wyspy Jero Gede Macaling i przez cztery godziny skakał po dachu i balkonie. Następnego dnia balijscy uzdrowiciele zgodnie uznali, że w taki oryginalny sposób bóg wyraził Keeneyowi zgodę na badanie tajemnych technik uzdrowicielskich. Oczywiście nikt inny poza Keneeyem owych hałasów nie słyszał.

Wyspa pełna jest duchów. Nie wszystkie są przyjazne. Niektórzy uzdrowiciele, jak rzekomi wrogowie baliana Madego Pogoga, używają czarnej magii, by z pomocą złych duchów wyrządzić komuś krzywdę. Praktykowanie czarnej magii jest na Bali dopuszczalne, a nawet wskazane, bo równoważy białą magię, czyli uzdrawianie. Wedle balijskiej kosmologii wszystko w świecie musi być balansowane siłą przeciwną. Samo dobro, bez zła, nie może istnieć. Na wyspie można znaleźć osoby, które specjalizują się wyłącznie w czarnej magii. Nazywani są lejakami. To mistrzowie w sztuce transformacji. Studiując stare traktaty, zachowane na liściach palmowych, lejak poznaje techniki przemiany w potwory i zwierzęta, a nawet w przedmioty. Nauka bywa trudna i niebezpieczna. Kto chce zostać lejakiem, musi iść na cmentarz w bezksiężycową noc i przynieść ze sobą małą świątynię z bambusów. Świątyńkę umieszcza się w grobie. Następnie należy trzykrotnie okrążyć grób, tańcząc i przywołując imię bogini śmierci z wysoko podniesioną nogą. Potem dopiero można rozpocząć właściwe nauki ze starych traktatów.

Taką drogę wybierają zwykle osoby zdeterminowane i nieszczęśliwe. Porzucona żona, odtrącony kochanek. Niektórzy decydują się na kontakt z ciemnymi mocami dla zysku. Lejak bowiem za sowite wynagrodzenie potrafi przestraszyć lub nawet skrzywdzić wskazaną osobę. Działa głównie w nocy. Najczęściej przemienia się we wściekłego psa. Nie jest to prawdziwe zwierzę, ale byt duchowy, choć wielce realny, szczególnie nocą. Istnieją jednak sposoby na odróżnienie przemienionego lejaka od prawdziwego zwierzęcia. Trzeba do takiego stwora stanąć tyłem, zdjąć majtki, mocno się pochylić i spojrzeć mu w gębę pomiędzy swoimi nogami. Jeśli to lejak, zobaczymy wówczas jego ludzką twarz zamiast psiej mordy. Zalecane jest także chodzenie w nocy z zapaloną latarką, żeby informować o swej obecności przelatujące w pobliżu lejaki. Taki lejak, jak każdy zły duch, może się poruszać wyłącznie po liniach prostych, jeśli więc w porę go nie ostrzeżemy, narażamy się na przypadkowe z nim zderzenie, a każdy kontakt z ciemnymi mocami jest dla człowieka groźny i zwykle kończy się chorobą. Na Bali nasłuchałem się wielu mrożących krew w żyłach opowieści o skutkach spotkania z lejakiem. Mistrzowie czarnej magii potrafią porażać swoje ofiary chorobami na odległość, bez użycia zwierzęcia. Lecący w powietrzu lejak może więc być czystą wiązką złej energii, niewidzialną dla ludzkiego oka.

Brytyjska antropolożka Angela Hogarth w książce Healing Performances of Bali (New York, Oxford 2003) oszacowała populację tradycyjnych balianów na kilka tysięcy. Tylko nielicznym masowa turystyka umożliwiła łatwe wzbogacenie. Nikt nie policzył lejaków. Ze strachu. Jednak każdy, kogo o to pytałem, znał co najmniej jednego. Wielu Balijczyków zarzekało się, że lejaki potrafią również pomagać. Pewna czarownica na północy wyspy mieszka przy magicznym, „ciężarnym” drzewie. Dotknięcie „brzucha” tego drzewa usuwa niechciane ciąże. Pierwszy raz usłyszałem o tej wiedźmie od Putu, naszego kierowcy i przewodnika po sekretach wyspy. Putu odwiedził kiedyś wiedźmę razem z dziewczyną. Oboje byli wtedy zbyt młodzi i niedojrzali na dziecko. Wiedźma wysłuchała ich prośby, po czym sama podeszła do drzewa. Po chwili oznajmiła, że drzewo nie zgadza się na usunięcie dziecka, bo Putu i jego dziewczyna są sobie przeznaczeni. Młodzi kochankowie wrócili więc do wsi. Pobrali się i do dziś są szczęśliwą parą. 

9-12-2013

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę: