AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

A teraz idź żyć

Jarosław Jakubowski, Witaj Barabaszu, Agencja Dramatu i Teatru
Doktor nauk humanistycznych, krytyk teatralny, członek redakcji portalu „Teatralny.pl”. Pisze dla „Teatru”, kwartalnika „nietak!t”, internetowego czasopisma „Performer” i „Dialogu”. Współautor e-booka Offologia dla opornych. Współorganizuje Festiwal Niezależnej Kultury Białoruskiej we Wrocławiu.
A A A
 

Recenzując tomy podobne do Witaj Barabaszu, w którym Agencja Dramatu i Teatru wraz z Instytutem Literatury umieściły jedenaście sztuk jednego autora – Jarosława Jakubowskiego, wypada pokusić się jeżeli nie o daleko idące syntezy, to co najmniej o pewne uogólnienia. O wskazanie wątków przewodnich, głównych narzędzi warsztatowych, o wymienienie dominujących typów bohaterów i targających nimi rodzajów konfliktów.

Zanim jednak do tego przystąpię, warto poczynić kilka uwag wstępnych. Zacznijmy od tego, że Jakubowski jest autorem wyjątkowo płodnym. To ani pierwszy, ani drugi, tylko już trzeci zbiór jego dzieł wydany przez ADiT. Wcześniej do księgarń trafiły Generał i inne dramaty (2014) oraz Prawda i inne dramaty (2017). Dzieła, które znajdziemy w Witaj Barabaszu Jakubowski napisał w ciągu zaledwie trzech lat, dokładniej między 2017 a 2020 rokiem, czyli prezentują dość krótki okres jego twórczości. Ten z czasów przedcovidowych, chociaż ostatni z utworów – H, powstał dzięki zainicjowanemu przez Polską Kompanię Teatralną cyklowi „Dramaty pandemiczne”.

Poza tym odnotuję, że część z tych sztuk albo od początku była pomyślana jako „rzeczy do słuchania”, albo została później zrealizowana w postaci słuchowisk i miała swoją premierę na falach Programu I i III Polskiego Radia. Audiowersję wspomnianego H z łatwością natomiast znajdziecie na YouTube. Zdecydowanie warto po nią sięgnąć, bo powstała naprawdę mocna i oryginalna praca, przywodząca na myśl takie osiągnięcia polskiej dramaturgii jak Kartoteka Różewicza czy Ślub Gombrowicza. Przedstawienie wyreżyserował  Waldemar Modestowic, usłyszymy w nim głosy między innymi Adama Ferencego i Jarosława Gajewskiego. Tytułową zaś rolę powierzono Mariuszowi Bonaszewskiemu.

O całej tej specyfice dowiedziałem się z krótkiej odautorskiej notki. W niej Jakubowski zmierzył się też poniekąd z zadaniem, o którym wspomniałem na początku. Wystarczyło mu do tego dosłownie jedno zdanie. Przyznaje w nim, że mógłby podzielić zamieszczone w książce dramaty na „polityczno-historyczne” oraz „intymne”, ale „niezależnie od kostiumu wszystkie te historie krążą w gruncie rzeczy wokół tego samego – samotności, wyrzutów sumienia, poszukiwania sensu, prób uporządkowania swojego życia”. Wtóruje mu teatrolożka i historyczka teatru prof. Jagoda Hernik Spalińska. We wprowadzeniu do tomu, analizując dorobek dramaturga, umieszcza go w kręgu twórców konsekwentnie pochylających się nad podstawowymi wymiarami kondycji ludzkiej. Należą do nich liczne zagrożenia: płynące z tego co niecodzienne i wyjątkowe, a więc stawiające nas przed trudnymi, nieoczywistymi czy wręcz niemożliwymi wyborami, jak również zafundowane nam przez codzienność, o której nie wiadomo, czy to my ją kształtujemy, czy raczej ona kształtuje nas.

Nawet jeżeli pod względem formy większość ze sztuk z tomu Witaj Barabaszu bliska jest wzorcom i standardom, które uchodzą raczej za znane i oswojone, ich „klasyczność” – czyli przywiązanie do opowieści, postaci i ich psychologii – bywa myląca. Jakubowski dobrze przyswoił sobie nauki postmodernizmu i, jak słusznie podkreśla Hernik Spalińska, z tego właśnie nurtu wywodzi się dramaturgia jego bohaterów „z rozproszoną jaźnią”, zawieszonych w aksjologicznej próżni, wyobcowanych z marko- i mikrospołeczności. „Jestem, a czuję, jakby mnie nie było. Jakby mnie już albo jeszcze nie było, a może jakbym nigdy nie istniał” – z goryczą przyznaje jeden z nich. A jednocześnie nie potrafią one pogodzić się z ostateczną porażką. Próbują walczyć o okruchy sensów, o chwile szczerości i autentyczności.

Królestwo poprzedza charakterystyczny pod tym względem aforyzm Williama Faulknera: „Między smutkiem i nicością wybieram smutek”. Po nim przeczytamy sztukę z ducha beckettowską, rozgrywającą się na „ogromnym zwałowisku odpadów”, gdzie Sam, nazywający siebie „pijakiem, który nie pije” i „poetą, który nie pisze wierszy”, spotyka Samą. To znaczy Sama pojawia się w tym ledwie zagospodarowanym kawałeczku (nie)rzeczywistości, gdzie Sam celebruje swoją samotność („Ludzie mają swoje sprawy, lepiej nie wchodzić w nie. Lepiej trzymać się z daleka”). Napięć na linii relacji on-ona (podobnie jak w Nowym świecie, gdzie również występują tylko dwie postacie – A i B) Jakubowskiemu w zupełności wystarcza. Dlatego też, że dynamika stosunków damsko-męskich ma tu zaważyć nie tylko na losach jednego konkretnego związku, ale rozstrzygnąć o szansach na ponowne scalenie świata w jakąś nową, dającą nadzieję, ukojenie albo chociażby siły na przetrwanie kolejnego dnia całość.

Alternatywą dla niezbyt nawet trwałego układu, w którym jedna osoba cokolwiek jeszcze znaczy dla drugiej osoby, jest przerażająca, niszcząca samotność. Przesiąknięty nią jest Incydent, zaczynający się od zdania: „Nikt nie pisze piosenek o starych facetach”. Opowiada historię Siwego, starszego pana podkochującego się w Czarnej, młodej, atrakcyjnej sprzedawczyni z apteki całodobowej, która akurat ma dość takich jak on, co przychodzą się na nią pogapić. Samotność rozciągniętą na ciasną klatkę mieszkania, na rutynę powtarzalnych czynności, na niekończące się rozpamiętywanie utraconej miłości znajdziemy w Psie. W Człowieku z lodu główny bohater sam siebie skazuje na życie pełne bólu fantomowego po tej, która go opuściła, chociaż obok ma tą, która zapewnia, że nigdy by tak nie postąpiła.

Jakubowski to niewątpliwie dramaturg-filozof, z czym się wcale nie kryje. Odniosłem nawet wrażenie, że w swoich sztukach próbuje rozstrzygnąć – mówiąc wzniośle, ale tylko po to, żeby postawić sprawę jasno – czy świat jest wart zbawienia i ocalenia. Czy współczesny Europejczyk jest tego wart? I czy ma jeszcze do tego siły, bo znikąd pomocy mu czekać raczej nie przychodzi. Musi więc dokonać wyczynu Barona Munchausena i wyciągnąć za włosy samego siebie z tego błota; w tym błota dziejów. Bo w sztukach Jakubowskiego, chociaż mało w nich doraźności, publicystyczności i odwołań do zmiennego kanonu popkulturowego, jednym z ważnych, ciągle powracających wątków jest uwikłanie człowieka w Historię przez duże „H”. Zwłaszcza w tych jego dziełach, które – zgodnie ze wskazówką autora i pamiętając o umowności tego podziału – możemy odnieść do nurtu „polityczno-historycznego”.

Tytułowego Witaj Barabaszu nie da się zrozumieć, nie znając realiów polskiego życia politycznego po 1989 roku oraz ciągle powracającego w nim tematu lustracji, do której w Polsce nigdy nie doszło. Guatemala Hobby Shop, przywołując postać pisarza i przedsiębiorcy Andrzeja Bobkowskiego, przypomina nam przed jakże ciężkimi wyborami postawiła Polaków – zmuszając wielu z nich do emigracji do dalekich zakątków świata – zmiana ustrojowa w kraju po zakończeniu II wojny światowej. Buława natomiast, cofając się o jeszcze jeden krok w głąb historii, „w luźny sposób nawiązuje do biografii marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego”; do ostatnich, szczególnie gorzkich stron tej biografii, bo pokazuje marszałka już po klęsce wrześniowej, której stał się znienawidzonym przez wielu symbolem. Ale, jak twierdzi ukrywająca go w swym mieszkaniu Generałowa: „Ludzie nie widzą całości / zawsze tylko fragment / i to ten który im odpowiada”. Te słowa mogłyby posłużyć za nieco prowokacyjne motto do całego tomu, który nie tyle narzuca nam owej całości jakiś obraz, co próbuje wzbudzić rodzaj tęsknoty za nim. A to już naprawdę sporo.

Podobne refleksje można by mnożyć. Na sam koniec wspomnę natomiast o tym, jak sprawnie Jakubowski potrafi przełączać się między różnymi rejestrami językowymi. Raz wznosi się na wyżyny poetyckie, innym zaś razem sprawnie ogrywa niuanse najbardziej banalnych, wydawałoby się, rozmów. W razie potrzeby odrealnia to, co wydaje się być znane, trwałe i powszechne, albo nadaje rzeczywistości i swoistej wewnętrznej logiki rzeczom i wydarzeniom najzupełniej niezbadanym czy wręcz groteskowym. Przykładem tego wspomniany już H, sztuka, w której ciągle duszący się Thomas Bernhard będzie przekonywał tytułowego bohatera – którego imię, jak i on sam, skurczyły się do jednej litery – że „nic nie da się zrobić” i „nie możemy sobie pomóc”. Bóg natomiast, którego spotka pod koniec swego błąkania po labiryncie własnej jaźni, skaże go „na długie i trudne życie”, nakazując jednocześnie: „A teraz idź żyć”. H uzna, że jest gotów znowu znaleźć się „żywy pomiędzy żywymi”. „To się jeszcze okaże” – zauważy z nutką sceptycyzmu Stwórca. To piękny finał, zarówno dla tego dramatu, jak i całego tomu. Jakubowski wydaje się widzieć nadzieję w nieustannym wysiłku, dzięki któremu dostajemy szansę, by zawalczyć o własne człowieczeństwo. Nigdy przecież nie dane nam raz na zawsze, ale przez to akurat tak cenne.

04-03-2022

Jarosław Jakubowski, Witaj Barabaszu, Instytut Literatury, Agencja Dramatu i Teatru, Warszawa 2020.

Komentarze w tym artykule są wyłączone