Atrofia Mocka
Dziwny ten Mock. Nie obżera się, schudł, popija wprawdzie wódeczkę, ale z umiarem i klasą. Wygląda schludnie, jak detektyw z amerykańskiego kryminału, taki Philip Marlowe. Stoi zwykle osamotniony, a świat wiruje wokół niego. Dosłownie. Śpiewacy śpiewają, tancerze tańczą, maszyny teatralne sprawnie unoszą aktorki w górę, a w malowniczo podświetlanym tle szaleją na instrumentach muzycy i dyrygent. Mock tylko spogląda, wypala następnego papierosa i pięknym, niebanalnym głosem oznajmia rozwiązanie zagadki kryminalnej z kolejnej książki Marka Krajewskiego.
Aktor Artur Caturian i autor-reżyser Konrad Imiela wynaleźli Mocka od nowa. Musical Mock. Czarna burleska nie przenosi na scenę literatury. Spektakl nie próbuje opowiadać fabuł poczytnych powieści Krajewskiego. Imiela, komponując scenariusz musicalu-burleski, stworzył intrygujący portret wewnętrzny tytułowej postaci, portret poszarpany i epizodyczny, z antycznym chórem zamiast realistycznej scenografii.
W przedstawieniu nie ma ani dialogów, ani monologów. Wszyscy śpiewają i tańczą. Tylko Mock stoi nieporuszony. Stoi i zanika. W drugiej części spektaklu charyzma Artura Caturiana, świetnego przecież aktora, rozmywa się w śpiewach i tańcach. Mock staje się przezroczysty, choć snuje się chwilami po scenie, trudno go dostrzec. Ujawnia się dopiero w finale. Śpiewa poruszający song o utracie samego siebie. Robi to zresztą znakomicie. Świetna puenta do teatralnej atrofii tytułowej postaci w spektaklu.
Konrad Imiela spróbował ukazać przedwojenny Breslau jako źródło patologicznych obsesji. Dlatego Mock na scenie Capitolu wygląda inaczej niż na stronach powieści. Nie oglądamy Mocka oczami Marka Krajewskiego, ale oczami samego Eberharda Mocka. Każda osoba na widowni może zamieszkać wewnątrz umysłu kontrowersyjnego komisarza. Na czas przedstawienia wszyscy stajemy się Mockiem. Prawdziwym bohaterem spektaklu jest niemieckie miasto Breslau.
O sukcesie musicalu często decyduje muzyka. Imiela zaryzykował. Skomponowanie partytury powierzył debiutantowi. Grzegorz Rdzak ma dopiero dwadzieścia trzy lata. Spisał się jednak rewelacyjnie. To wielki talent. Stworzył gęsty i zaskakująco bogaty pejzaż muzyczny, pełen inteligentnych cytatów i nawiązań do epoki. Muzyka nadaje spektaklowi unikalny, chwilami mroczny klimat, bliski kryminałom Krajewskiego. Tworzy też czytelną narrację i łączy oderwane epizody w spójną całość. Niektóre pomysły melodyczne Rdzaka są wręcz na miarę songów Kurta Weila. Pieśń Siedzimy w kinie Capitol, brawurowo wieńcząca pierwszą część przedstawienia, to gotowy przebój. Wciąż ją sobie nucę pod nosem. Mam nadzieję, że nie jest to ostatnia twórcza współpraca duetu Imiela-Rdzak.
Motorem całego widowiska jest sześć Dam Ulicy, czyli chór złożony z bardzo utalentowanych i różnych artystek: Elżbiety Kłosińskiej – obdarzonej wspaniałym sopranem, zadziornej Klaudii Waszak, posągowej Justyny Woźniak, Małgorzaty Fijałkowskiej – emanującej kobiecością, wojowniczej Alicji Kalinowskiej i lolitki Marianny Linde. Śpiewają i tańczą wszędzie – na scenie i na widowni, a nawet na balkonie. Zapowiadają i komentują wydarzenia. Każda z pań śpiewa też własny song i gra na ukulele. Chór Dam Ulicy z humorem przeprowadza publiczność przez meandry obsesji Mocka i zagadek kryminalnych powieści Krajewskiego.
Damy Ulicy wywodzą się wprost z burleski. Są nieco rozwiązłe i asertywne, atakują publiczność bezpardonowo. Anna Chadaj zaprojektowała dla pań odważne i bardzo burleskowe kostiumy. Promieniują erotyzmem. Damy towarzyszą aktorom w większości epizodów jak antyczny chór w komediach Arystofanesa. Nadają też spektaklowi nieco kabaretowy klimat.
Mock. Czarna burleska obfituje w znakomite kreacje. Katarzyna Pietruska i Helena Sujecka poruszająco sportretowały prostytutki Klarę i Emmę, dziewczyny z prowincji, które przybyły do wielkiego miasta w poszukiwaniu szczęścia i miłości, a znalazły tylko ból i okrutną śmierć. Przemienione w zombie zawisły wysoko nad sceną, wciąż tańcząc nogami w rytm muzyki.
Fenomenalna Emose Uhunmwangho stworzyła przejmujący portret Frederiki, czarnej kobiety wyrwanej z afrykańskiej ojczyzny i zniewolonej do życia w obcym jej świecie. Spektakularny kostium Anny Chadaj i pomysłowa scenografia Anny Haudek, sprawnie wykorzystując możliwości techniczne dużej sceny Capitolu, przeobraziły niewolnicę w afrykańską królową.
Bogna Joostberens nadała tragiczny wymiar hrabinie Gertrudzie von Mogmitz, morderczyni opętanej religijnym obłędem. Słowa songu Osiem błogosławieństw, inspirowane Kazaniem na Górze, napisał nieodżałowany Roman Kołakowski. Miał ułożyć dziesięć pieśni w spektaklu. Nie zdążył…
Ewa Szlempo-Kruszyńska brawurowo zagrała pierwszą żonę Eberharda Mocka, Sophie Mock, znudzoną arystokratkę, uwikłaną w mroczne seksualne rytuały, i kokainistkę na ostatnim etapie samozagłady.
Wielki popis znakomitego aktorstwa dał również Tomasz Wysocki w roli Kurta Smolorza, asystenta Mocka, alkoholika i degenerata. Role pijaków bywają przysłowiowo trudne. Aktorzy często niepotrzebnie szarżują i przesadzają w demonstrowaniu fizycznych dolegliwości osoby nietrzeźwej. Wysocki odważnie zagłębił się w stan mentalny człowieka uzależnionego. Śmieszył i odrażał. To on był Mockiem z książek Krajewskiego, a raczej karykaturą powieściowego Mocka, w której musicalowy, autystyczny nieco Mock Caturiana mógł się przeglądać jak w krzywym zwierciadle.
Z kolei Adrian Kąca i Bartosz Picher jako Wirth i Zupitza odegrali najzabawniejszą scenę czarnej burleski. Kąca śpiewał, Picher prężył mięśnie, a widzowie pękali ze śmiechu. Skuteczne odegranie takiej prostej, zdawałoby się, sceny wymaga dużej dyscypliny i talentu.
Mock. Czarna burleska zachwyca wspaniałymi obrazami. Duża w tym zasługa reżysera świateł, Tadeusza Trylskiego. Natomiast Agata Bartos, Piotr Bartos i Łukasz Gawroński zaprojektowali niepokojące wizualizacje, które wzbogacały spektakl o dodatkowe, niejednoznaczne treści.
Widowisko sprawnie współtworzyli świetni tancerze. Jacek Gębura ułożył kilka udanych choreografii. Wielkie wrażenie robiła scena w kinie Capitol, odtańczona na siedząco na olbrzymich schodach. W scenie kokainistki Sophie Mock Gębura zacytował hollywoodzki musical, przemieniając na chwilę upadłą żonę komisarza w Marylin Monroe.
Cały zespół Capitolu zachwycał wysokim profesjonalizmem. Zbudowanie tak ogromnej, wielowymiarowej inscenizacji wymaga ciężkiej pracy dużej grupy osób. Muzyka narzuca każdej scenie rytm i sztywne przedziały czasowe. Rozgrywanie akcji w kilku planach równocześnie wymaga precyzyjnej koordynacji śpiewaków, tancerzy, maszynistów, świateł i dźwięku.
Konrad Imiela stworzył we wrocławskim Capitolu kolejny przebój, dowiódł, że jest dobrym poetą i świetnym reżyserem musicali, sztuki wyjątkowo trudnej i wymagającej. Bardzo sprawnie przełożył wybrane wątki z powieści Marka Krajewskiego w zamknięte i pomysłowo puentowane performanse. Odważna inscenizacja, swoiste studium rozpadu Eberharda Mocka, stanowi fascynujący komentarz artysty teatru do dzieła literackiego.
18-10-2019
galeria zdjęć Mock. Czarna burleska, reż. Konrad Imiela, Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu ZOBACZ WIĘCEJ
Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu
Mock. Czarna burleska
na motywach powieści Marka Krajewskiego: Śmierć w Breslau, Dżuma w Breslau, Widma w mieście Breslau, Koniec świata w Breslau, Festung Breslau, Mock: Ludzkie zoo, Mock: Pojedynek
scenariusz i reżyseria: Konrad Imiela
teksty piosenek: Roman Kołakowski i Konrad Imiela
muzyka: Grzegorz Rdzak
kierownictwo muzyczne: Grzegorz Rdzak, Adam Skrzypek
scenografia: Anna Haudek
kostiumy: Anna Chadaj
choreografia: Jacek Gębura
wizualizacje: Agata Bartos, Piotr Bartos, Łukasz Gawroński
Reżyseria świateł: Tadeusz Trylski
reżyseria dźwięku: Krzysztof Borowicz
przygotowanie wokalne: Magdalena Śniadecka-Skrzypek, Ewa Głowacka-Fierek
charakteryzacja: Magdalena Chabrowska-Oleksiak, Agnieszka Jasiniecka, Ewa Soszyńska
loty kaskaderskie: Grzegorz Mikołajczyk, Ireneusz Tatko
obsada: Elżbieta Kłosińska, Klaudia Waszak, Justyna Woźniak, Małgorzata Fijałkowska, Alicja Kalinowska, Marianna Linde (gościnnie), Artur Caturian, Ewa Szlempo-Kruszyńska, Tomasz Wysocki (gościnnie), Adrian Kąca, Bartosz Picher, Katarzyna Pietruska, Helena Sujecka / Barbara Gołębiowska (gościnnie), Michał Zborowski, Bogna Joostberens, Emose Uhunmwangho, Krzysztof Suszek, Michał J. Bajor (gościnnie), Mateusz Kieraś (gościnnie), Bożena Bukowska, Dominika Józefowiak (gościnnie), Monika Kolbusz (gościnnie), Aneta Mazur (gościnnie), Barbara Olech(gościnnie), Anna Puzio (gościnnie), Martyna Rak (gościnnie), Mateusz Brenner (gościnnie),
Mateusz Kieraś (gościnnie), Piotr Małecki, Jan Nykiel (gościnnie), Jacek Skoczeń (gościnnie), Hubert Żórawski (gościnnie)
orkiestra: Beata Wołczyk (I skrzypce, kalimba), Marcin Lutrosiński (instr. klawiszowe, piano), Wojciech Bergander / Grzegorz Piasecki (kontrabas), Maciej Mazurek / Magdalena Czwojda (gitary), Sebastian Skrzypek / Wojciech Buliński (perkusja), Dariusz Kaliszuk / Michał Polak (instr. perkusyjne), Aleksander Kobus / Dawid Rejniak (trąbka I), Dominik Gawroński / Jan Chojnacki / Marcin Gościński (trąbka II), Marcin Wołowiec / Maciej Błach (puzon), Tomasz Pruchnicki / Adam Bławicki (saksofon tenorowy, flet), Robert Kamalski / Igor Pietraszewski (saksofon altowy, saksofon barytonowy)
premiera: 12.10.2019
Spektakl tragedia... Jak można zrobić takiego "kaszalota" z opowiadań Marka Krajewskiego. Nuda i brak kompletnie fabuły. To nie spektakl tylko seria utworów muzycznych ze sobą nie współgrających. Już od dłuższego czasu uważam, iż Konrad Imiela jest dobrym aktorem, ale reżyserem słaby... przykro to pisać!
Rewelacyjny spektakl, ale jednak dla osób, które albo polubili książki Krajewskiego, albo są entuzjastami ambitniejszej sztuki. Tekst dialogów świetnie skrojony pod (jak zwykle w Capitolu) genialną muzykę. W libretcie roi się od metaforycznych zwrotów, które uwidaczniają rozterki bohaterów. Główna postać świetnie zagrana przez Artura Caturiana. Całość przedstawienia zamknięte w dosyć wyraźną klamrę (tak samo z resztą jak większość książek Krajewskiego). Scenografia i klimat całego spektaklu wyraźnie oddaje klimat mrocznego, przedwojennego miasta. Bez wątpienia spektakl zapada w pamięci na długo. Wracając z Mocka słuchałem na yt piosenek ze spektaklu - to o czymś świadczy ;)
Ja byłem zachwycony, moja dziewczyna również. Bardzo często wracam do utworów ze spektaklu i za każdym razem wracają miłe wspomnienia. Zdecydowanie polecam :)
Obiecałem sobie wiele.zawiodlem się.nuda.bez ladu i składu.dla z9ny ktora w ogole nie czyta krajewskieg9 to byla tortura. W 1 akcie 2 razy zasnallem i nie żałuję.
Mnie się podobało. Podpisuję się obydwoma rękami pod powyższą recenzją.
Zmęczył mnie spektakl muzyk piękna ale zabrakło tego co porwie widza i przeniesie w klimat innego świata. Widzowie nawet nie klaskali dopiero artyści ich zmobilizowali.
Spektakl trauma. Za 150zl od osoby bawili sie chyba tylko dwaj glowni aktorzy. Szaro, nudno,nudno,nudno. Bzdurne dialogi, przedluzane w nieskonczonosc. Brak mysli przewodniej. Sklecone z oderwanych zlepkow. Malo muzycznych utworow, ktore powinny wypelnic to przeciez sylwestrowe wydarzenie. Żenada. Brak szacunku do widza