AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

C’est la vie

Codzienne rytuały przetrwania, reż. Barbara Prądzyńska
Profesor Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, doktor habilitowany. Teatrolog, kulturoznawca, performatyk, kierownik Zakładu Performatyki Instytutu Kulturoznawstwa UAM. Autor, redaktor, współredaktor książek z zakresu historii teatru i teatru współczesnego, twórca wielu artykułów opublikowanych w Polsce (m.in. w „Teatrze” i „Dialogu”), a także za granicą.
A A A
fot. Zdzisław Orłowski  

Kiedy wchodzimy do sali Teatru Ósmego Dnia, w oczy rzuca się nam od razu mały strumyczek białego proszku, spadający na scenę z zawieszonego pod sufitem worka. Biała substancja to może być mąka, cukier albo sól. Trudno to określić, pewne jest natomiast, że owo coś sypie się nieprzerwanie i nieubłaganie, kojarząc się ewidentnie z upływem czasu – taka niby-klepsydra, bez możliwości przesypania tego czegoś do drugiego pojemnika, odwrócenia go i rozpoczęcia wszystkiego na nowo. C’est la vie, takie właśnie jest życie – jak się wysypie, to już koniec. Warto zatem…

O tym, co warto, a czego nie warto, mówi nam cały projekt Barbary Prądzyńskiej pod tytułem  Codzienne rytuały przetrwania, którego zwieńczeniem jest ten spektakl. Pomysł autorki jest prosty, wydawałoby się wręcz banalny, ale jednak oryginalny, bo raczej bardzo mało kto na coś takiego w teatrze wpadł: chodzi o międzypokoleniową kobiecą wymianę doświadczeń, nadziei, marzeń, lęków, przeczuć… Starsze panie mówią o tym młodym kobietom, a te drugie dzielą się z tymi pierwszymi swoją wizją świata i życia oraz planami na przyszłość. Wagę tej wymiany wzmaga pandemia, która niesie ze sobą całe tony niepokoju i nieustanne poczucie zagrożenia, bez względu na wiek i życiowe koleje losu.

Chodzi zatem o rozmowę, o powiedzenie sobie nawzajem czegoś istotnego, o dowiedzenie się czegoś życiowo przydatnego, o wymianę zdań, która ma dać efekt bardziej chyba poznawczy niż estetyczny. Jednak rozmowa ta wzbogacona jest wieloma zabiegami inscenizacyjnymi, no i dzieje się wobec widzów, „w obliczu widzów” – współobecnych, uważnych, współprzeżywających, podążających uczuciem i myślą za wyznaniami oraz refleksjami starszych i młodszych pań, a także za obrazami i dźwiękami. Jest to więc rozmowa uteatralizowana.

(Czyżbym w końcu znalazł jakiś przykład performansu, który z czystym sumieniem mogę określić jako „esej teatralny”? Rzucam to podejrzenie na żer innym widzom Codziennych rytuałów przetrwania, oczywiście takim, którzy mają zainteresowania teoretyczno-teatralno-performatyczne i którym się zachce podjąć tę myśl, kontynuując moje ezoteryczne rozważania.)

„Eseistyczność” tego performansu odczuta została przeze mnie dość mocno, ponieważ wszelkie działania uteatralizowane stanowiły poetycki, metaforyczny pendant do rzucanych ze sceny i z offu tekstów – istotnych wspomnień, wynurzeń, przemyśleń i egzystencjalnych refleksji.

Do wspomnianego na początku wysypywania białej substancji na podłogę dodać tu można ręczne przesypywanie jej przez młode kobiety, które jakby ważyły upływający czas, badając zarazem jego strukturę i właściwości. Dodać też można ptasie maski nałożone na twarze aktorek na samym początku przedstawienia i na jego końcu. Stanowiły one (co się okazało dopiero po długim dość czasie) wieloznaczne, subtelne nawiązanie do jednego ze wspomnień pewnej starszej pani, zdawałoby się hiperbanalnego, a jednak kryjącego w sobie przepastną egzystencjalną głębię. Pani opowiadała o swoich relacjach z gromadką kur, które hodowała w małym ogródku. I nagle zrobiła się z tego piękna, wzruszająca przypowieść o międzygatunkowym porozumieniu nacechowanym szacunkiem i wielką czułością – rzadką, wręcz nadludzką, a może również „nadkurzą”? Czy skromna, lakoniczna relacja o śmierci kury (śmierci naturalnej, nie po ciosie toporkiem, na pieńku) może być wstrząsająca? Ano, idźcie Państwo na ten spektakl i sami na sobie sprawdźcie.

Co twórczynie spektaklu chciały nam oznajmić poprzez te kurze maski nałożone na twarze aktorek? Interpretacji może tu być bardzo wiele, starczy ich na kilkustronicowy esej. Ograniczę się zatem do pytania, jakie mi się nieuchronnie nasunęło po obejrzeniu Codziennych rytuałów...: jak często takie międzygatunkowe, pełne miłości, wypełnione czułością porozumienie da się przełożyć na relacje między ludźmi? Bo przecież o takich właśnie marzeniach, tęsknotach i spełnieniach mówiły nam ze sceny panie – i te starsze, i te młodsze.

Bardzo teatralnym rekwizytem są lustra wnoszone na początku przedstawienia, które spoczywają potem u podnóża czarnych parawanów dzielących przestrzeń sceny na kilka stref. Lustra owinięte są w papier pakowy, a ich odsłonięte fragmenty dają wgląd w naznaczający się na twarzach młodych aktorek upływ czasu. Jedna z nich w poruszającym monologu skrupulatnie wylicza, gdzie na jej twarzy pojawią się kiedyś z całą pewnością zmarszczki i bruzdy. Starsze panie z offu podpowiadają jej i pozostałym młodym kobietom, że trzeba wykorzystywać młodość, pełną sprawność i cieszyć się, że ta ostatnia wciąż jest. Bo kiedy jej zabraknie…

O tym opowiada między innymi pani Janina, do której dzwoni aktorka Magda. Pani Janina przechodzi rehabilitację po ciężkiej kontuzji i dobrze wie, jak smakuje daleko idąca utrata kontroli nad ciałem. Rozmowa leci na żywo, pani Janina powinna była zapewne rozmawiać z Magdą na scenie, ale kontuzja ją unieruchomiła w domu, więc trzeba do niej zadzwonić. Ona też radzi swej interlokutorce, aby pamiętała o tym, że młodość nie trwa wiecznie, więc trzeba się szybko nauczyć, jak umieć żyć.

Teatralizacja scenicznej rzeczywistości odbywa się także na tylnej ścianie pełniącej od czasu do czasu rolę ekranu. Dla przesłania całości ważne jest zwłaszcza kilkakrotne pokazanie marszu młodych i starszych ludzi na ulicy – raz w przód, potem stop-klatka i w tył. Niestety, ruch czasu da się odwrócić tylko na filmowym obrazie, który – owszem – cofa się, ale czas filmu, czas przedstawienia i czas życia idą solidarnie i beznamiętnie naprzód.

Opowieści starszej pani o odejściu męża i o nagłej samotności towarzyszy wydziergiwanie czegoś na drutach przez jedną z młodych aktorek. Wełna jest czerwona, podobnie jak taboret, na którym siedzi dziewczyna. Gdy smutna opowieść już prawie dobiega końca, dwie inne aktorki ciągną brutalnie wełnę ku sobie, prując to, co zostało już utkane, a co mogło już przybrać kształt stateczku? ptaka? Tego nie wiemy, pewne jest natomiast to, że na podłodze zostaje z tego wszystkiego rozmemłany kłąb czerwonej wełny. C’est la vie...

Młode i starsze panie próbują jakoś, każda na swój sposób, uporać się z wyzwaniami życia, w tym zwłaszcza z upływem czasu. Opowieści mieszkanek poznańskiej Wildy, z pozoru banalne, zyskują uniwersalny wymiar dzięki swemu upublicznieniu, zaistnieniu na scenie wobec nas – widzów, którzy przecież, jak to rzetelni widzowie, musimy jakoś odnieść te narracje do własnych życiowych doświadczeń i refleksji, nawet jeśli jesteśmy mężczyznami. Dobrze przemyślane zabiegi inscenizacyjne, skutecznie metaforyzują te opowieści, umieszczając je na dobre w świecie przekazu artystycznego, a jednak gdy obcowałem jako widz z Codziennymi rytuałami przetrwania, miałem wrażenie, że teatr był tu zaledwie dodatkiem, bo mimo tych wszystkich „uteatralizowań”, w sali Teatru Ósmego Dnia działo się coś „bardziej naprawdę niż zwykle”.

Istotnym dowodem na to jest ostatnia, improwizowana scena, gdy trzy starsze kobiety-ochotniczki z widowni siadają vis à vis trzech młodych aktorek. Każda z sześciu pań ma zadać po jednym istotnym pytaniu jednej partnerce z naprzeciwka. Wywiązuje się z tego interesująca rozmowa – podsumowanie wszystkich obecnych dotąd w spektaklu wątków. Mowa jest o lęku przed upływem czasu, przed byciem zależnym od innych na starość, ale także o tęsknocie za udanym, spełnionym życiem. Na koniec mamy dobrą radę od starszego pokolenia dla młodych: nie bać się starości.

Pytań z widowni nie było.

13-10-2021

Barbara Prądzyńska
Codzienne rytuały przetrwania
scenariusz i reżyseria: Barbara Prądzyńska
wsparcie socjologiczne: Ula Kluczyńska
scenografia: Izabela Kolka
muzyka: Hubert Wińczyk
wideo: Izabela Kolka, Ewelina Piguła
obsługa techniczna: Przemysław Bembnista
obsada: Magdalena Banachowicz, Małgorzata Kawula, Dominika Konieczna, Marta Mendel, Lidia Święszkowska, Izabela Zielińska
rozmowy: Barbara, Katarzyna, Magdalena, Izabela, Dominika, Marta, Małgorzata, Lidia oraz p. Halina, p. Jadwiga, p. Władysława, p. Kazimiera, p. Janina, p. Helena, p. Irena, p. Bożena, p. Zofia, p. Wanda, p. Leonida, p. Lidia, p. Danuta, p. Łucja, p. Dorota, p. Mieczysława, p. Grażyna, p. Janina, p. Iwona, p. Jola, p. Bernardeta i in.
W spektaklu wykorzystano piosenkę z repertuaru Mireille Mathieu Gwiazda miłości; tytuł oryginału francuskiego: La première étoile, muzyka: Paul Mauriat, tekst polski: Agnieszka Osiecka, wykonanie: Halina Kunicka
premiera: 24.09.2021

Projekt dyplomowy Barbary Prądzyńskiej w ramach studiów podyplomowych Pedagogiki Teatru w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego.

galeria zdjęć Codzienne rytuały przetrwania, reż. Barbara Prądzyńska <i>Codzienne rytuały przetrwania</i>, reż. Barbara Prądzyńska <i>Codzienne rytuały przetrwania</i>, reż. Barbara Prądzyńska <i>Codzienne rytuały przetrwania</i>, reż. Barbara Prądzyńska ZOBACZ WIĘCEJ
 

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
jeden razy osiem jako liczbę: