Cztery dni klaunady
Klauni, linoskoczkowie, artyści cyrku i pantomimy zdominowali tegoroczną ULICĘ, czyli Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych w Krakowie. Nad Wisłę ściągnęli zarówno mistrzowie gatunku, jak i wschodzące gwiazdy nowego cyrku.
Wszystko za sprawą tematu przewodniego tegorocznej edycji: „Klaun, boski pomazaniec”. Jerzy Zoń, dyrektor festiwalu, postanowił złożyć hołd zjawisku, które – choć ma długą i bogatą tradycję – dziś zdaje się stopniowo zanikać. We współczesnej, zmediatyzowanej kulturze klauna wypierają telewizyjni showmani, nierzadko wykorzystujący elementy błazenady. Od błazna do klauna daleka jednak droga, o czym nieustannie starali się przypominać widzom zaproszeni na festiwal artyści: Jango Edwards, Leo Bassi, Marco Carolei, Loco Brusca, Claire Ducreux czy Aziz Gual. Ich przedstawienia osadzone były w różnych estetykach: od tradycyjnych cyrkowych występów przez teatr tańca po współczesną klaunadę. Jedne śmieszyły, inne dostarczały wzruszeń, jeszcze inne wywoływały konsternację, a nawet oburzenie. Podczas czterech dni trwania festiwalu zagrano ponad osiemdziesiąt przedstawień w wykonaniu blisko trzydziestu artystów z kraju i zagranicy. Poza kilkoma wybranymi spektaklami prezentowanymi w siedzibie Teatru Zależnego wszystkie pozostałe występy tradycyjnie odbyły się w plenerze. Artyści mieli do dyspozycji cztery sceny zlokalizowane na krakowskim rynku bądź w jego okolicach – jak na teatry uliczne przystało, często jednak je opuszczali, zmuszając widzów do nieustannych wędrówek.
Miejski krajobraz, w tym przypadkowych przechodniów, wykorzystał w swym pantomimicznym show włoski artysta Marco Carolei. Jego Capocomico rozpoczyna się niepozornie – starszy mężczyzna w garniturze, kaszkiecie i długim czarnym płaszczu spaceruje po rynku z dużą, starą walizką. Nie przykuwa uwagi, toteż przypadkowi spacerowicze są zaskoczeni, kiedy nagle mężczyzna zagradza im przejście – przy użyciu gwizdka zaczyna kierować ruchem ulicznym, a niepokornym wręcza żółtą kartkę. Ze strachem reagują kobiety, kiedy Carolei chwyta je pod ramię, bądź co gorsza gestem ekshibicjonisty odsłania to, co skryte pod płaszczem. Obrywa się każdemu, kto przypadkowo znajdzie się w sferze działań artysty – matkom z wózkami, zakochanym parom (Carolei sprytnie podbiera mężczyznom partnerki), łysym osiłkom (artysta nie waha się użyć miotełki do kurzu, by wypolerować ich głowy), a nawet krakowskim gołębiom. Wśród wtajemniczonych widzów zaczepki artysty oraz reakcje zaniepokojonych przechodniów wywołują oczywiście salwę śmiechu.
W sposób jeszcze bardziej ekstremalny miejską przestrzeń wykorzystał Pierre Pilatte z Compagnie 1 Watt. Jego Perfect Working Order był chyba jedną z najbardziej absurdalnych i dynamicznych akcji ulicznych festiwalu. Ci, którzy cierpliwie czekali na artystę w umówionym miejscu, mogli poczuć się zdezorientowani – mężczyzna w niebieskiej kurtce i charakterystycznym kaszkiecie wyłania się z tłumu niespodziewanie i od razu mknie przed siebie. Trzeba go gonić, choć nadążyć nie jest łatwo. Pilatte, człowiek-guma, przemieszcza się po rynku z prędkością błyskawicy – obija się o ludzi, przytula ich, kradnie rowery, czasem próbuje nawiązać dialog (posługując się raczej mową ciała). Towarzyszy mu jeden rekwizyt – niewielki megafon z funkcją nagrywania. Pilatte nagrywa zaczepioną kobietę, której (po stłumieniu śmiechu) udaje się wypowiedzieć znamienne „how are you?”. Odtwarzane wielokrotnie pytanie staje się znakomitym pretekstem do dalszych zaczepek przechodniów.
Ciekawy, choć zupełnie odmienny rodzaj interakcji z publicznością nawiązała francuska tancerka Claire Ducreux. W swym spektaklu The Smile of the Shipwrecked (Uśmiech rozbitków) wciela się ona w rolę samotnego włóczęgi, który przyjaciela znajduje w białej rzeźbie o rozmiarach człowieka. Artystka w zręczny sposób animuje posąg, stosując elementy tańca, pantomimy i klaunady. Gra całym ciałem, choć na szczególną uwagę zasługuje jej mimika. Claire Ducreux od początku w sposób bardzo plastyczny i poetycki stara się budować kolejne obrazy – do niektórych zaprasza osoby z publiczności, kierując ich ruchami i wyznaczając im miejsce w przestrzeni. Jej kontakt z widzami jest bardzo intymny i emocjonalny – oparty na wzajemności spojrzeń i gestów. Niezwykłą naturalnością i ciepłem artystka zjednuje sobie publiczność – wybrane osoby z widowni bez oporów pomagają jej skomponować finałowy obraz białej „pomnikowej” rodziny – powołanej do istnienia zaledwie na kilka minut, a jednak zapadającej w pamięć. Symbolem tej chwilowej bliskości między tancerką a publicznością staje się wysłany w górę biały balonik, za którym spoglądamy jeszcze długo po zakończeniu przedstawienia.
W onirycznym, sentymentalnym klimacie osadzony został również znakomity spektakl czeskiej grupy (bra)Tři v tricku, której realizacje sytuują się w nurcie nowego cyrku. Plovárna (Kąpielisko) to humoreska inspirowana powieścią Kapryśne lato Vladislava Vančury, którą w 1968 roku przeniósł na ekran Jiři Menzel. Dwóch mężczyzn (Adam Jarchovský i Václav Jelínek) rywalizuje o względy pięknej dziewczyny, która niespodziewanie pojawia się na kąpielisku (Kristýna Vlčková). Mężczyźni ubrani są w charakterystyczne kostiumy kąpielowe z lat dwudziestych, dziewczyna nosi zwiewną różową sukienkę. Wzorem powabnej Anny z Kapryśnego lata kobieta uwodzi obu zalotników równocześnie, co doprowadza do szeregu groteskowych sytuacji. Nieodłącznymi elementami tej lekkiej, choć niepozbawionej melancholijnego cienia letniej opowieści są żonglerka, akrobatyka i ekspresyjny taniec na linie. Całość została skomponowana tak perfekcyjnie, że gdyby nie deszcz, w którym przyszło grać aktorom, to kluczowe zdanie z powieści Vladislava Vančury („Ten rodzaj lata wydaje mi się trochę niefortunny”) raczej trudno byłoby odnieść do występu Czechów.
Choć cztery wymienione wyżej widowiska uważam za najciekawsze punkty programu tegorocznej ULICY, to jednak bez wątpienia największą publiczność zgromadzili klauni. Wśród nich żyjąca legenda klaunady – amerykański artysta z czterdziestoletnim stażem scenicznym, Jango Edwards. To on zainicjował słynny Festival of Fools w Amsterdamie i założył pierwszy na świecie ośrodek szkolenia profesjonalnych klaunów (Nouveau Clown Institute w Barcelonie). Do Krakowa Jango Edwards przyjechał wraz ze swym scenicznym asystentem – razem zaprezentowali najpopularniejsze skecze artysty, ale też i nowe numery. Edwards nie bez przyczyny określany jest jako ikona prowokacji i ekstrawagancji, zaś jego sceniczny wizerunek nie ma nic wspólnego z pociesznym, cyrkowym klaunem bawiącym dzieci. Szybko przekonali się o tym krakowscy widzowie, którzy nieświadomi ryzyka najpierw w pierwszych rzędach pod sceną posadzili dzieci, by już po pierwszym numerze Edwardsa szybko je ewakuować. Amerykański klaun przywitał się z publicznością piosenką ilustrowaną gestem – nie byłoby w tym nic niepokojącego, gdyby nie fakt, że był nią erotyczny utwór Blow me, którym w latach osiemdziesiątych popularność zdobył Red Peters. Po mocnym wejściu temperatura występu nie schodziła już w dół – skecze zaskakiwały wzrastającym poziomem absurdu, w ruch poszło piwo, jajko i parówki. W sytuacji największego zagrożenia znajdowali się widzowie siedzący blisko sceny, w szczególności zaś kobiety, które regularnie porywane były na podium – albo przez starego klauna-erotomana, albo też jego pomocnika-macho.
Mniej niebezpiecznie okazało się widowisko Mr X, które trzykrotnie zaprezentował podczas festiwalu argentyński artysta Loco Brusca. Psycho-klaun, jak zwykli określać go recenzenci, w swych przedstawieniach łączy elementy klaunady, pantomimy i tańca butō. Wszystkie one znalazły swe odzwierciedlenie w uwspółcześnionej historii doktora Jekylla i pana Hyde’a, na której opiera się spektakl Mr X. Luco Brusca wciela się tu w pracownika korporacji, zaczynając od mechanicznie powtarzanych, przyprawiających o obłęd, tych samych czynności biurowych. W tej części dominującym środkiem przekazu jest pantomima. W pewnym momencie całkowicie podporządkowane rytmowi pracy ciało odmawia posłuszeństwa – rozpoczyna się proces przeobrażania przykładnego pracownika w nieobliczalnego, kierującego się zwierzęcym instynktem Mr X. Przekraczaniu granic własnego ciała towarzyszy szereg absurdalnych działań, opartych o triki charakterystyczne dla współczesnej klaunady. Ostatnim etapem procesu uwalniania dzikich instynktów jest powrót do stadium człowieka pierwotnego – niemalże nagi Brusco porusza się w sposób naśladujący małpę, by osiągnięte wyzwolenie zamanifestować ostatecznie w formie japońskiego tańca butō. Mr X nie wraca do poprzedniego wcielenia, zamiast tego opuszcza krąg zebranej wokół publiczności, ruszając przed siebie w stronę miasta. Spektakl argentyńskiego tancerza wystawia cierpliwość widzów na próbę – jego poszczególne części momentami strasznie się dłużą, a i sam koncept nie od razu daje się ująć w zamkniętą całość. Bez wątpienia godna uwagi jest natomiast cielesna ekspresja twórcy, ukazana w kilku odmiennych wariantach.
I wreszcie Leo Bassi – urodzony w Nowym Jorku włoski komik i artysta cyrkowy o niezwykle bogatym dorobku scenicznym. „Moja rodzina zajmuje się sztuką cyrkową od 1850 roku (…). Ja się nią zajmuję od siódmego roku życia, a od osiemnastego profesjonalnie” – mówił w wywiadzie podczas swojej wizyty w Gdańsku w 2005 roku. Do Krakowa przywiózł trzy przedstawienia: B.O.B. Best of Bassi, Requiem dla utraconej niewinności i Eksperyment. Po wieloma względami to właśnie ten ostatni okazał się widowiskiem najbardziej oryginalnym, ukazującym klauna jako wielkiego manipulatora. Eksperyment składa się z kilku części – we wszystkich Bassi za pomocą kuglarskich sztuczek nakłania śmiałków z widowni do pewnych działań, które ci, z mniejszym lub większym przekonaniem, ostatecznie wykonują. Część trzecia przypomina magiczne show, w którym jesteśmy pod wrażeniem iluzjonistycznych zdolności Bassiego – za pomocą jednego słowa klaun „skleja” ręce dziewczyny z publiczności i kieruje ruchami chłopaka, który niejako wbrew własnej woli sam rozgniata tort na swojej twarzy. Napięcie opada w finale spektaklu, kiedy okazuje się, że osoby z widowni były podstawione – to nie oni ulegli zatem sile manipulacji, a wszyscy ci, którzy uwierzyli w fałszywą magię i władzę klauna.
Wśród międzynarodowych gwiazd klaunady nie zabrakło również najsłynniejszego polskiego reprezentanta gatunku – Klauna Pinezki i jego szalonego marionetarium. W przeciwieństwie do kontrowersyjnych numerów Edwardsa czy Bassiego przedstawienia Teatru Pinezka z powodzeniem zarekomendować można młodszym widzom. Marionetarium Clowna Pinezki to spektakl jubileuszowy, prezentujący najlepsze skecze w 35-letniej historii teatru. Barwne kostiumy, taniec, animowane marionetki, jazda na jednokołowym rowerze – to podstawowe elementy, z których składają się przedstawienia trupy. W minicyrku Pinezki najważniejsza jest prostota przekazu, humor i interakcja z widzem.
Głównemu nurtowi festiwalu towarzyszyły spektakle z cyklu Off, w ramach którego swoje dwa przedstawienia pokazał również organizator imprezy – krakowski Teatr KTO. Zobaczyliśmy słynnych już Ślepców inspirowanych powieścią Joségo Saramago, jak również pozostający w ścisłej korespondencji z widowiskiem Loco Brusci spektakl Peregrinus, ujawniający szarość, mechanizację i przewidywalność konsumpcyjnego świata XXI wieku.
Finał festiwalu należał do tajemniczego „Funambusa”, którym na krakowski rynek wjechali artyści Underclouds Company. Autobus z przymocowaną ponad dachem liną stał się nie tylko miejscem akrobatycznych popisów aktorów, ale i swoistym wehikułem czasu, przenoszącym widza w odległą, mityczną rzeczywistość. Linoskoczek Mathieu Hibon i akrobatka Chloé Moura ukazali jeszcze jedną odsłonę współczesnego cyrku, w którym poza samym popisem i sztuczkami istotną rolę odgrywa opowiadanie historii.
28. edycja krakowskiej ULICY nie tylko w bardzo szeroki sposób nakreśliła obszary działalności artystycznej wywodzącej się z tricksterskiego ducha, ale też pokazała, jak ważne miejsce zajmują one w bogatym i różnorodnym świecie sztuk performatywnych.
2-09-2015
28. Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych – ULICA, Kraków, 9-12 lipca 2015