AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Dragi do schrupania

Priscilla. Królowa pustyni, reż. Cezary Tomaszewski, Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu
fot. Łukasz Giza  

Priscillę. Królową pustyni w reżyserii Cezarego Tomaszewskiego chciałoby się jeść łyżkami. Musical bawi, wzrusza, jest jak pastylka szczęścia, wprawiająca w znakomity nastrój. W świecie pastelowej tęczy drzemie jednak wywrotowy potencjał.

Na Priscillę do wrocławskiego Capitolu idę dzień po premierze Żyję! w Akademii Sztuk Teatralnych. I trudno nie zauważyć, że coś wisi w powietrzu – dwa musicale poruszające zbliżone tematy, w tym samym mieście, odpalone w odstępie zaledwie kilku dni. Przypadek? Chciałoby się odpowiedzieć: „Nie sądzę”. Ja w tym zderzeniu narracji Cezarego Tomaszewskiego o trzech drag queens jadących przez Polskę i Magdaleny Miklasz o niebie, do którego próbuje (bezskutecznie) dostać się zmarła na AIDS Ofra Haza, widzę zwycięstwo narracji, która idzie wbrew i w poprzek temu, co głosi rządząca partia. Triumf opowieści, dla której fundamentem jest światopoglądowa otwartość na wszystkie kolory tęczy i – zarazem – odrobinę naiwna, ale jakże dziś potrzebna tęsknota za światem bez granic, podziałów, wojen i wojenek.

A choć chciałoby się politykę wziąć w nawias, kontekst sam się buduje. Premierę Priscilli wrocławski Capitol świętował 8 października, tydzień przed tym, jak w Częstochowie Jarosław Kaczyński kpił ze zmiany tożsamości płciowej, wyrażał obawę, że w „świętym mieście” są pewnie gejowskie kluby i przestrzegał przed ich promowaniem. Gadaj zdrów – z perspektywy tego, co działo się na wrocławskiej scenie, zrobił to mocno poniewczasie, bo po tym, jak bohaterowie tej queerowej rewii: Adam/Felicia (Rafał Derkacz), Tick/Mitzi (Michał Zborowski/Albert Pyśk) i transseksualistka Bernadette (Justyna Szafran/Justyna Antoniak) zdążyli kilka razy zdobyć Jasną Górę, w dodatku na niebotycznie wysokich obcasach i w kostiumach będących połączeniem wizerunków świętego Sebastiana, ostro skłutego strzałami, i Kylie Minogue. I nie, żaden z elementów tej stylówki nie był tu przypadkowy – strzały są symbolem ran, jakie bohaterowie odnoszą w podróży przez nasz piękny i słynący z tolerancji kraj, a Kylie jest jedną, choć nie jedyną z ich idolek – w wersji z Justyną Antoniak okazuje się, że ikoną dragu może być i Krystyna Janda, którą wrocławska aktorka przepięknie tu podrabia, pardon, krystyni.

I nie, nie ma tu pomyłki – choć wrocławska Priscilla jest musicalem na licencji, inspirowanym kultowym australijskim filmem drogi z 1994 roku, to dostajemy tu jego maksymalnie spolszczoną wersję (wyjąwszy piosenki, wiązankę przebojów od It’s raining men Weather Girls, przez What’s Love Got to Do with It? Tiny Turner, Go West Village People, aż po I Will Survive Glorii Gaynor usłyszymy tu w oryginale). Twórcy spektaklu dostali zgodę na dostosowanie go do lokalnych warunków, dzięki czemu wrocławskie drag queens jadą do Wałbrzycha zamiast do Alice Springs, z przystankami w Wieluniu i w Nowej Rudzie, gdzie nie spotyka ich wiele dobrego, a także w pewnej agroturystyce, gdzie z kolei okazuje się, że dla kultury queer poza dużymi miastami najprzyjaźniejsza jest dolnośląska wieś. Mamy też Jasną Górę zamiast King’s Canion, co sprawia, że ta sympatyczna, ciepła, dowcipna, momentami wzruszająca opowieść nabiera wywrotowego charakteru.

I to wszystko dzieje się, mimo że pod spodem dostajemy dość grzeczną, opartą na schematach narrację o przyjaźni i o podróży, w której każda z postaci coś przed sobą i przed pozostałymi odkrywa i coś odnajduje. Bernadette wyrusza w tournee po śmierci męża, uciekając przed samotnością. Adam, porzucony przez ojca i wychowywany przez matkę, która nie traci nadziei, że syn się ustatkuje i znajdzie sobie dziewczynę, przykrywa strach przed odrzuceniem nadmiarem pewności siebie. Tick, który ma przed sobą perspektywę spotkania z własnym dzieckiem, boi się, że nie uda się skleić w całość jego wielokrotnej tożsamości – geja z przeszłością heteryka, męża i ojca występującego na scenie w damskich ciuchach. W dodatku w tej trójce nieustannie iskrzy – Bernadette, która lata sławy ma już za sobą, nie może znieść towarzystwa popisującego się wciąż Adama, a Tick lawiruje między nimi dwiema jak między młotem a kowadłem. Od początku jednak jasne jest, że poruszamy się w ramach pewnego schematu, że ta baśniowa podróż z niebezpiecznymi przygodami zmierza do zgody i happy endu.

Wrocławska wersja musicalu plastyczną stroną wzmacnia ten umowny, baśniowy potencjał opowieści – scenografia Aleksandry Wasilkowskiej zaprasza nas do świata, który wydaje się miękki, obły, przytulny, łagodny, bezpieczny. Nawet paleta tęczy pojawia się tu w pastelowej, zmiękczonej wersji, a tytułowa Priscilla (w filmie i bardziej tradycyjnych wersjach musicalu bus, którym podróżują bohaterki), przypomina trochę rozwichrzoną tęczową czuprynę, a trochę żywy twór – meduzę, której kolorowe parzydełka chronią Felicię, Mitzi i Bernadette przed światem. Tej umowności jest tu dużo więcej, zaznaczonej także w kostiumie – obok szalonych, uszytych z nadmiaru atłasu, cekinów i brokatu kreacji w stylu drag queen mamy tu chociażby „bananowe” spódnice z pluszowych palców zakończonych lakierowanymi paznokciami, futrzane body czy cieliste kombinezony z czerwonymi serduszkami w miejscach intymnych. Wszystko to ma spójny plastyczny charakter, w którym łączą się i przenikają cielesność form z ich niewinnością. To z kolei powiększa dojmujące poczucie katastrofy, kiedy w opowieści pojawia się przemoc, która, mimo że ujęta w musicalowe, choreograficzne ryzy, wydaje się tu niepokojąco realna – jest tak, jakby ktoś spuścił łomot postaciom z naszej ulubionej bajki, którą oglądamy na dobranoc, a ich kosmiczno-tęczowej meduzie nasmarował na czułkach „pedały wypierdalać”. To dzięki takiemu zderzeniu True Colors, znane z repertuaru Cindy Lauper, śpiewane przez Justynę Antoniak, brzmi tu poruszająco jak nigdy wcześniej.

Przy tym wszystkim wrocławska Priscilla jest mistrzowsko zagranym, zaśpiewanym i zatańczonym (znakomita choreografia Barbary Olech) musicalem. Tempo nie słabnie ani na chwilę, sceny zbiorowe wymagają od artystów doskonałej synchronizacji, a oni dają z siebie wszystko, żeby sprostać temu wyzwaniu. Trójka bohaterów/bohaterek właściwie nie schodzi ze sceny. Miałam okazję oglądać spektakl, w którym Rafałowi Derkaczowi (petarda aktorskiej energii) towarzyszą Albert Pyśk i Justyna Antoniak – on jako Tick wchodzi w sceniczną kreację Mitzi z pewną, zrozumiałą, biorąc pod uwagę okoliczności, nieśmiałością, co sprawia, że jest na przemian kobietą po przejściach i mężczyzną z przeszłością; ona subtelnie porusza się na granicy między manierą Bernadette, a tym wszystkim, co spoza niej wyziera – strachem przed samotnością, świadomością upływu czasu, nadzieją na miłość. Świetne są trzy diwy Justyny Woźniak, Ewy Szlempo-Kruszyńskiej i Małgorzaty Walendy; Emose Uhunmwangho w podwójnej roli budzi apetyt na więcej; Tomasz Leszczyński jako prowincjonalny mechanik z przeskalowanym grzebieniem, który nie mieści się w tylnej kieszeni spodni, odsłania liryczny potencjał; zachwycają Agnieszka Oryńska-Lesicka i Klaudia Waszak w dwóch wersjach niespełnionych królowych balu na skraju załamania nerwowego. I mogłabym wymieniać tak dalej, docierając do końca obsadowej listy, bo choć na scenie pojawia się ponad dwadzieścia osób, to każda i każdy ma tu szansę na wyraziste zaznaczenie swojej obecności.

Ten realizacyjny efekt wow stapia się w perspektywie odbiorczej z poczuciem, że ta historia dziś trafia idealnie w swój czas – dając mocny zastrzyk nadziei, że tak jak bohaterki wychodzą z najgorszych opałów, tak i my będziemy w stanie strzepnąć popiół pustyni i ruszyć dalej, w stronę tęczy.

26-10-2022

Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu
Stephan Elliott i Allan Scott
Priscilla. Królowa pustyni
tłumaczenie, dramaturgia: Konrad Sierzputowski
reżyseria: Cezary Tomaszewski
ccenografia i kostiumy: Aleksandra Wasilkowska
choreografia: Barbara Olech
kierownictwo muzyczne: Adam Skrzypek
realizacja światła: Jędrzej Jęcikowski
charakteryzacja i peruki: Magdalena Chabrowska-Oleksiak,  Agnieszka Jasiniecka
reżyseria dźwięku: Krzysztof Borowicz
wizualizacje: Rafał Dominik
obsada: Albert Pyśk/Michał Zborowski, Justyna Antoniak/Justyna Szafran, Rafał Derkacz, Tomasz Leszczyński, Karol Donda, Michał Szymański, Jan Kowalewski, Mateusz Kieraś, Krzysztof Suszek, Justyna Woźniak, Ewa Szlempo-Kruszyńska, Małgorzata Walenda, Emose Uhunmwangho, Katarzyna Pietruska, Klaudia Waszak, Agnieszka Oryńska-Lesicka, Bożena Bukowska, Piotr Małecki, Mateusz Brenner, Jacek Skoczeń, Michał Kuropka, Damian Łapiński, Aneta Mazur, Dominika Józefowiak, Monika Grzesik, Martyna Rak, Edyta Rokita, Eloy Moreno Gallego, Jan Nykiel
premiera: 8.10.2022

galeria zdjęć Priscilla. Królowa pustyni, reż. Cezary Tomaszewski, Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu Priscilla. Królowa pustyni, reż. Cezary Tomaszewski, Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu Priscilla. Królowa pustyni, reż. Cezary Tomaszewski, Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu Priscilla. Królowa pustyni, reż. Cezary Tomaszewski, Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu ZOBACZ WIĘCEJ
 

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę:
komentarze (7)
  • Użytkownik niezalogowany SAFETOTO
    SAFETOTO 2024-03-08   06:46:44
    Cytuj

    It's a game. Five dollars is free. Try it It's not an easy game ->-> 온라인카지노.com

  • Użytkownik niezalogowany Luki
    Luki 2024-02-17   14:01:58
    Cytuj

    Niestety, pomimo mojej tolerancji i otwarcia na ludzi, ledwo zniosłem ten spektakl. Jest słaby, niepotrzebnie wulgarny, polskie realia zaszczepione do tej adaptacji nijak się mają do oryginału. Wypinaniem pupy do widowni nie kupi się zrozumienia i szacunku dla osobliwych.

  • Użytkownik niezalogowany Daszka
    Daszka 2023-10-21   10:55:39
    Cytuj

    Zdecydowanie polecam, wyszłam zachwycona i wzruszona. Zachwycona poziomem, muzyką, stroną wokalną, choreografią , scenografią. Wzruszona przesłaniem. Jednak nie jest to spektakl dla każdego. Katolicy, dla których symbole i uczucia religijne są ważną częścią ich zycia, mogą poczuć dyskomfort, dlatego im radzę wybrać inne kulturalne wydarzenie.

  • Użytkownik niezalogowany Monika
    Monika 2023-03-20   07:29:52
    Cytuj

    Bardzo słaby i nudny spektakl, nasycony ideologią LGBT , ale taką w najgorszym wydaniu (seks również grupowy wylewał się ze sceny, brak szacunku dla religijnych symboli) .

  • Użytkownik niezalogowany Martyna
    Martyna 2023-03-16   20:59:39
    Cytuj

    Zdecydowanie nie polecam, wyszliśmy w przerwie, tego nie da się oglądać

  • Użytkownik niezalogowany Jędrek
    Jędrek 2023-02-27   11:10:44
    Cytuj

    Tak, zachwyty nad lewackimi zboczeniami, bolały mnie oczy. Kopulują, przeklinają... tyle, słaba rzecz, mnóstwo ideologii plus na końcu dziecko pewine syn dyrektora, zachwycone rodziną w której jego tata jest z innym tatą. Marek napisał(a):

    Byłem żenada. Wszystko udawane. Śpiewy z pleybeku orkiestra udaje że gra nawet im się nie chce ruszać rękami po strunach ideologia lewatywna. Dobrze ze to nie za moje pieniądze.

  • Użytkownik niezalogowany Marek
    Marek 2023-02-25   23:21:37
    Cytuj

    Byłem żenada. Wszystko udawane. Śpiewy z pleybeku orkiestra udaje że gra nawet im się nie chce ruszać rękami po strunach ideologia lewatywna. Dobrze ze to nie za moje pieniądze.