Droga do Polski
A co, jeśli Budda miał rację? Jeśli moje Ja nie istnieje, a to, co biorę za Ja, to tylko iluzja, użyteczna do przetrwania pośród innych fikcyjnych Ja? Czyli że ruch stwarza mnie i ciebie. Fizycy znają cząstki o zerowej masie spoczynkowej. Nie ma mnie, kiedy ruch we mnie zamiera. Świadomość to świadomość ruchu. Naukowcy dowodzą, że prawie cały mózg człowieka jest angażowany w produkowanie ruchów. Te ruchy wytwarzają z kolei inteligentną fikcję, ulotną ułudę bycia sobą. Niestabilne Ja rozpływa się wraz z ustaniem ruchu. Może przetrwać tylko w pamięci przedmiotów i innych ludzi.
Aktorka recytuje poemat Mickiewicza. Staje się jakimś Ja podczas tej recytacji, ale owo Ja nie jest natarczywe, nie dominuje nad wersami. Aktorka jest przezroczysta jak Połaniec w antycznej tragedii. Ważne są tylko wersy wieszcza. Aktorka nikogo nie udaje, nie buduje postaci scenicznej, nie gra roli. Nie wyraża esencji osoby dramatu, bo taka esencja nie istnieje. Aktorka performuje obecność.
Ale co jest obecne? Ciało? Nie, ciało nie jest obecne. Patrzę na ekran komputera. Aktorka jest zbiorem pikseli. Obecny jest tekst. Ale niewidzialnie. Tekst mówi i śpiewa aktorami. Tekst używa aktorów, żeby się uobecnić przez głośnik w moim komputerze.
Buddyjscy myśliciele twierdzą, że Ja to iluzja, bo nic w świecie nie jest stabilne, nic nie jest niezmienne. Każde Ja, jak opowieść, trwa, dopóki jest opowiadane. Nasze opowieści to działania, tworzą ulotne iluzje tożsamości. Stajemy się opowiadaniami. Nie jesteśmy jednak jedynymi autorami naszych opowieści. Przez nas opowiadają również inni: ludzie, ptaki i zwierzęta, drzewa, przedmioty, poematy, a nawet obce nam idee. To złożona kwestia.
Jeszcze z innego powodu Ja ujawnia się ostatecznie jako pustka. Żeby dać nadzieję na wyzwolenie z przemocowych zapętleń cierpienia i bólu. Mickiewicz w Dziadach przejmująco i w szczegółach opisał los Polaków pod zaborem rosyjskim. Dziś Rosjan zastąpili rodacy z pałkami i koloratkami, w policyjnych hełmach i czarnych sukniach, a zamiast cara mamy „szefa”, schowanego za kordonami policji, w kamizelce kuloodpornej i maseczce nasuniętej na oczy.
Pandemia kosi Polaków jak wojna światowa, firmy bankrutują, a tymczasem jeden minister daje pieniądze księdzu, żeby wznosił pomniki innego księdza, a drugi minister – a może ten sam, bo niewiele się różnią – przesuwa miliony na budowę muzeum, żeby utrwalić w betonie aktualną ideologię. Ci ministrowie i ten ksiądz to też tylko iluzje, ich opowieści ustaną, a oni przeminą, jak cary i ruskie sołdaty.
To przykre, że Dziady są znowu tak dojmująco aktualne. Pomimo pandemii. Wrocławskie Dziady bez skrótów to także iluzja. To Dziady bezdomne, wyrzucone z Teatru Polskiego we Wrocławiu, teatru który przestał działać za sprawą decyzji administracyjnej. Urzędnicy przekształcili instytucję artystyczną w kasę zapomogową. Prawdziwy Polak wstał z kolan tylko na chwilę. Ma klęczeć przed właściwym ołtarzem i oddawać oszczędności na słuszną tacę. W grudniu roku 2020 teatry, inaczej niż świątynie czy galerie handlowe, nie działają.
Dziady jednak istnieją, ale inaczej. Pośród ludzi. Niewidzialnie. Publiczność Teatru Polskiego zainicjowała unikalny w świecie proces uobecniania tego, co miało być nieobecne i zapomniane. Dziady bez skrótów zagrano tylko pięć razy. Urzędnicy nie pierwszy raz zablokowali publiczne przedstawienie tego arcypolskiego dramatu narodowego. Wcześniej o kneblowanie kultury polskiej obwiniano sowieckich okupantów. Tym razem nikt nawet nie zadbał o alibi. Z nacjonalistycznym wrzaskiem zamknięto polski teatr, najpierw we Wrocławiu i Krakowie, a teraz wszędzie, bo pandemia. Już w czasach Szekspira urzędnicy ogłaszali zarazę i zamykali teatry, kiedy tylko bali się niepokojów w Londynie. A teraz wiadomo, Strajk Kobiet.
Ustęp w reżyserii Michała Zadary to spektakl, który nie jest spektaklem, to koncert raczej. Aktorzy transmitują przez własne ciała słowa Mickiewicza, grają na muzycznych instrumentach, układają na stołach Syberię z mąki i przesuwają kartonowe karoce zesłańców. Symultaniczny performans, zachwycający na żywo podczas pamiętnej prapremiery, w internetowym streamingu przemienił się w studium Słowa i wspólnotowy rytuał ludzi w różnych miejscach świata i w różnych czasach.
Kamera wydobywała ze scenicznego chaosu szczegóły niewidoczne z widowni. Grymasy twarzy, ruchy ręki, rzeczy banalne i rzeczy wzniosłe. Trąbka, perkusja, fortepian, kontrabas. Internetowa transmisja hackowała mózgi widzów podstępnie i jakby ukradkiem. Prawda to tylko algorytm. Technologia sprawnie zarządzała doznaniami globalnej publiczności.
Słowa, jakby bez związku z ciałami aktorów, grały tymi ciałami własne gry. Niemiecki filozof Hans-Georg Gadamer wyjaśniał przed laty, że w grze nie gracze są podmiotem, ale gra właśnie, gra, która potrzebuje graczy, żeby być sobą. Gra istnieje tylko wtedy, kiedy jest grana. Z perspektywy gry gracze są nieistotni, przydatni, ale nieważni. Potrzebni tylko na czas gry. Taką grę zaproponował Zadara aktorom i widzom w Internecie. Grę w Ustęp.
Na komputerowym ekranie ten niezwykły, symultaniczny performans utracił całą swoją widowiskową materialność, ale stał się mocniej obecny. Ustęp to czysta sztuka performansu. Niczego nie wyraża, a tylko uobecnia słowa wieszcza. Aktorzy cytują chwilami postaci historyczne, a nawet się puszą, ale na próżno, wersy Mickiewicza nie luzują pęt i sprawnie neutralizują każde Ja artysty czy artystki. Bo Ja przecież nie istnieje, jeśli tylko Budda miał rację.
Polska to także iluzja, szczególnie ta Polska dzisiejsza. To koncert przypadkowych słów na przypadkowe osoby i instrumenty, i na swojskie budowle z tektury i mąki, jakby to wszystko inscenizował Michał Zadara.
Droga do Rosji, rozpoczynająca Dziadów Części III Ustęp, to dziś droga do Polski:
Po śniegu, coraz ku dzikszej krainie
Leci kibitka jako wiatr w pustynie;
I oczy moje jako dwa sokoły
Nad oceanem nieprzejrzanym krążą,
Porwane burzą, do lądu nie zdążą,
A widzą obce pod sobą żywioły,
Nie mają kędy począć, skrzydła zwinąć,
W dół patrzą, czując, że tam muszą zginąć.
Czandrakirti, nauczyciel buddyjskiej Drogi Środka, porównywał Ja do gniazda węży w ścianie własnego domu. No ale oczywiście Budda mógł się mylić…
17-02-2021
Teatr Polski w Podziemiu, Wrocław
Dziady. Ustęp
reżyseria: Michał Zadara
druga reżyserka: Marta Streker
dramaturgia: Daniel Przastek
scenografia: Robert Rumas
kostiumy: Julia Kornacka, Arek Ślesiński
światło i wideo: Artur Sieniecki
muzyka: Jacek „Budyń” Szymkiewicz
kierownictwo muzyczne: Justyna Skoczek
obsada: Anna Ilczuk, Julia Leszkiewicz, Marta Zięba, Jakub Giela, Andrzej Kłak, Igor Kujawski, Dariusz Maj, Marcin Pempuś, Rafał Kronenberger, Bartosz Porczyk
premiera: 20.02.2016
pokaz online: 20.12.2020
galeria zdjęć Dziady. Ustęp, reż. Michał Zadara, Teatr Polski w Podziemiu ZOBACZ WIĘCEJ
czyli, kicha! Ale jest materiał na habilitację krytykancką? Cała reszta o Zadarze i "teatrze w Krakowie", to jakiś bełkot