AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Francuski świat baroku

Muzyk i polonistka, w latach 50. XX w. aktorka Teatru na Tarczyńskiej i Teatru Poezji UW, później wieloletnia nauczycielka muzyki w Szkole Podstawowej nr 15 w Warszawie, profesor Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina i publicystka „Ruchu Muzycznego”. Doktor habilitowana nauk humanistycznych, autorka książek o teatrze muzycznym i polskich artystach. Publikowała też w „Teatrze”, „Dialogu”, nowojorskim „Przeglądzie Polskim”,„Pamiętniku Teatralnym”. Współpracuje z ISPAN i z Teatrem Wielkim – Operą Narodową.
A A A
 

Warszawska Opera Kameralna rozpoczynając swój bogaty (jak wynika z zapowiedzi) sezon 2015/2016, odsłoniła nową cząstkę barokowego świata. Pigmalion Jeana-Philippe’a Rameau (polska premiera 16 października) stał się poniekąd kontynuacją wrześniowego I Festiwalu Oper Barokowych zorganizowanego przecież przez Stowarzyszenie Dramma per musica we współpracy z WOK.

Rameau (1683-1764), jeden z najwybitniejszych kompozytorów tamtej epoki – co nie znaczy, że przez jemu współczesnych za takiego uznawany – od młodości zafascynowany był teatrem. Kiedy dzięki zamożnemu mecenasowi uzyskał niezależność finansową, stworzył, już po pięćdziesiątce, ponad dwadzieścia dzieł scenicznych. Wątki i bohaterów czerpał z mitologii. Najchętniej pisał tragedie muzyczne w pięciu aktach. Ale zdając sobie sprawę z tanecznych upodobań dworu królewskiego i arystokracji, nadawał swym utworom formy opero-baletów, komedio-baletów i krótkich „aktów baletowych” (acte de ballet). Właśnie baletowe entrées stanowią istotny problem dla dzisiejszych inscenizatorów teatru barokowego. Zdają sobie sprawę, że osiemnastowieczny balet dworski, w którym popisywali się królowie, książęta, ich małżonki i metresy, nie miał nic wspólnego ze znanym nam najlepiej wirtuozowskim baletem klasycznym na pointach, o romantycznym rodowodzie.  

Szczęśliwie działa w Polsce Romana Agnel, wykształcona w Krakowie i we Francji, gdzie zdobyła specjalizację w zakresie tańca historycznego. Założyła profesjonalny zespół Baletu Dworskiego „Cracovia Danza”, powołała nawet w Krakowie Festiwal Tańców Dworskich. W warszawskim Pigmalionie taneczne trio z „Cracovii Danzy”, czyli Alicja Petrus, Dariusz Brojek i sama Romana Agnel, zarazem choreograf przedstawienia, stanowiło najbardziej stylowy jego element. Po Uwerturze dwie Gracje i ich Kawaler wpłynęli na scenę, łącząc się miękko w taneczne figury, zgodne z rytmami tańców zaczerpniętych z tragedii Rameau Dardanus. Realizatorzy premiery postanowili bowiem poprzedzić Pigmaliona – który jest w istocie owym krótkim „baletowym aktem” – składanką. Tak zresztą czynić zwykł sam Rameau: rozmaicie zestawiał swoje drobniejsze utwory i zmieniał ich miejsca we własnych kompozycjach.  

Tańce z Dardanusa otoczyły ramą kantatę Orfeusz Louisa Nicolasa Clérambault, nieco starszego od Rameau organisty paryskich kościołów. Pracował on też dla faworyty króla Ludwika XIV (i jego morganatycznej małżonki) Madame de Maintenon. Siłę uczucia, jakim w jego kantacie pała Orfeusz do Eurydyki, mógł więc obserwować z bliska… Nie napisał jednak muzyki żarliwej, raczej układną, i tak ją też wykonywała z towarzyszeniem Zespołu Instrumentów Dawnych WOK sopranistka Iwona Lubowicz. Ubrana w eleganckie spodnie i sweter, śpiewając patrzyła w ładnie oprawną książeczkę, jakby z niej odczytywała strofy Orfeusza, dzieło poetycko-muzyczne trackiego pieśniarza o jego rozpaczy po utracie ukochanej, odwadze w dotarciu do piekieł i mocy Amora. Odgadywać można, iż w WOK miało być inspiracją dla współczesnego artysty rzeźbiarza, który działał już na scenie i sposobił się do aktu twórczego. Reżyser Natalia Kozłowska ryzykowała wiele, wyznaczając zadanie publicznej obecności w niemej roli śpiewakowi przez długi czas trwania kantaty. Tenor Karol Kozłowski (zbieżność nazwisk przypadkowa) jednak nie zawiódł. Naprawdę jest rzeźbiarzem z dyplomem ASP, toteż w roboczym kombinezonie czuł się swobodnie. Kreślił coś na karteczkach, kładł się na podłodze, dla ustalenia proporcji robił pomiary osłoniętej formy, co czekała na jego dłuto. Jednocześnie uważnie słuchał śpiewu i słów. To w ich treści tlił się emocjonalny żar.    

Po teatralnym antrakcie jego dzieło stało już gotowe: statua z głową i nagim ramieniem o kamiennej szarości, a rzeźbiarz-Pigmalion złorzeczył Amorowi, iż ukarał go miłością do zimnego posągu. Nie odmieniła tego uczucia zalotna Céphise (Iwona Lubowicz), która próbowała go nakłonić, by kochał ją, nie kamień. Ujęty tym uporem Amor dał dyskretny znak: statua zwróciła głowę ku swemu twórcy i z uśmiechem dotknęła go delikatnie rączką. Ileż w tym geście było radości! Takim samym rozradowaniem odpowiedział jej Pigmalion. Statua wyzwoliła się z twardej osłony i poczyniła ostrożną próbę pierwszych kroków, w czym pomagały jej trącane jakby akordy orkiestry obmyślone przez Rameau. Ożywiona Statua, czyli Barbara Zamek (pamiętna Albertynka z Operetki Dobrzyńskiego) jest szczupła, zgrabna, lekka w ruchu, bardzo dobrze śpiewa – choć tu jej partia skromne miała rozmiary. Uszczęśliwiona tym, że żyje, kocha, tańczy, z nieodpartym wdziękiem do końca spektaklu pląsała po scenie, od czasu do czasu wpadając w objęcia Pigmaliona. Do tańców dołączyły też Gracje z Kawalerem i Karol Kozłowski, który niekiedy wstrzymywał krok, by w afektowanych po barokowemu frazach głosić swym ciemnym w barwie tenorem pochwałę Amora – co szło mu pod względem wokalnym o wiele lepiej niż poprzednie złorzeczenia. Tym bardziej że przystojny, o dobrych warunkach, ma wdzięk sceniczny, tak jak jego Statua. Pojawił się wreszcie sprawca wszystkich zdarzeń, Amor, lecz w osobie… jasnowłosej Miłości! Miała promienny uśmiech i powabny, jasny głos (Julita Mirosławska), tymczasem krwista suknia i czerwone policzki nadawały jej wygląd nieco diaboliczny… Czyżby reżyserka chciała przypomnieć, że Miłość potrafi czynić dobro, ale bywa też „okrutna i zła”?      

Dyrygent Benjamin Bayl pochodzi z Australii; w pracy z zespołami muzyki dawnej zdobywał wszakże doświadczenia w Londynie i innych renomowanych ośrodkach Europy. Zasłużoną orkiestrę WOK Musicae Antiquae Collegium Varsoviense (liczy sobie już blisko 60 lat!) do wykonania partytur Rameau (i Clérambault) przygotował solidnie. Osiągnął stylowe migotanie, dynamiczne chiaroscuro, sprężystość pulsu i chrapliwe brzmienie perkusji; raz czy dwa w solówkach zawiodły barokowe, o specyficznym kolorycie instrumenty dęte.

Skromny w sumie spektakl toczył się w zasadzie przewidywalnie, a gdy wydawało się, że Natalia Kozłowska niczym już nie zaskoczy – nastąpił finał, przepyszny w swym przesłaniu i w teatralnej urodzie. Otóż w utworze ogólną radość ze szczęśliwej miłości wzmacnia lud, a tu, w WOK, by śpiewać chórem jako ów lud, wyłaniały się kolejno w swych charakterystycznych ubiorach postaci ze sławnych obrazów – van Eycka? Davida? Cézanne’a? Picassa? Przechadzały się, patrzyły widzom przyjaźnie w oczy. Ten finał uczytelnił wymowę całego spektaklu i intencje reżyserki: triumf Sztuki i moc artysty ujęte w mit Pigmaliona, Sztuki wiecznie żywej. Jakże nam w dzisiejszych zwariowanych czasach sztuka Muzyki, sztuka Teatru, sztuka Malarstwa są potrzebne…

4-11-2015

 

Warszawska Opera Kameralna
Jean-Philippe Rameau
Pigmalion, Dardanus (fragmenty)
Louis-Nicholas Clérambault
Orfeusz
libretto Pigmaliona: Ballot de Sauvot
kierownictwo muzyczne, dyrygent: Benjamin Bayl
reżyseria: Natalia Kozłowska
scenografia multimedialna: Olga Warabida
kostiumy: Martyna Kandel, Aleksandra Gąsior
choreografia: Romana Agnel
obsada: Karol Kozłowski, Iwona Lubowicz, Julita Mirosławska, Barbara Zamek, Romana Agnel, Alicja Petrus, Dariusz Brojek oraz Warszawski Chór Kameralny (przygotowanie: Agata Góreczna-Jakubczak), Zespół Instrumentów Dawnych Warszawskiej Opery Kameralnej Musicae Antiquae Collegium Varsoviense
premiera: 16.10.2015

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę: