AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Kiedy cisną pantofle

Doktor nauk humanistycznych, krytyk teatralny, członek redakcji portalu „Teatralny.pl”. Pisze dla „Teatru”, kwartalnika „nietak!t”, internetowego czasopisma „Performer” i „Dialogu”. Współautor e-booka Offologia dla opornych. Współorganizuje Festiwal Niezależnej Kultury Białoruskiej we Wrocławiu.
A A A
 

Sally Banes stworzyła dzieło wyjątkowe i błyskotliwe pod każdym względem. Pisać o tańcu nie jest rzeczą łatwą. Pisanie o tańcu post-modern było swego rodzaju wyczynem, zwłaszcza gdy sam kierunek dopiero kiełkował z idei protestu i odnowy. Terpsychora w tenisówkach prawie od razu po wydaniu w 1980 roku trafiła do kanonu lektur o sztuce awangardowej. Niestety, na polski przekład musieliśmy czekać ponad 30 lat.

A jednak doczekaliśmy się, za co należy podziękować tłumaczom: Arturowi Grabowskiemu i Jadwidze Majewskiej. Już po pierwszych stronach widać, że przed nami kawał dobrej roboty. Jak się domyślam, trudność mógł sprawiać specyficzny język i postawa autorki, którą Majewska w krótkim wstępie do książki określiła, jako „analityczną perspektywę badacza, połączoną z głębokim zaangażowaniem właściwym odbiorcy”. Terpsychorę… czyta się jak jeden wielki esej lub zbiór esejów na jeden obszerny temat. Autorka zręcznie balansuje na pograniczu publicystyki, estetyki i filozofii.

Pisząc o niemal rówieśnikach, odwiedzając prawie każdy ich występ, ale również i próby, Sally Banes nie ukrywa własnego zaangażowania. Zarazem nie unika śmiałych syntez i prób obiektywnej oceny zjawiska. Jej celem nie jest ani czysty opis, ani wyczerpująca interpretacja. Nieustannie nadaje znaczenia i wskazuje na konteksty, lecz próby odczytywania ukrytych znaków i symboli nigdy nie przesłaniają tego szczególnego bogactwa wrażeń, które czerpiemy podczas autentycznego spotkania z artystą i jego dziełem. „Piszę nie tyle w celu, ile raczej z powodu; najpierw zawsze bowiem dostrzegam, co jest źródłem przyjemności widza i performera, żeby uniknąć narzucania jednej i drugiej stronie własnych oczekiwań”. I to wszystko na tle Nowego Jorku, Ameryki, licznych ruchów społeczno-politycznych i rozmaitych eksperymentów w muzyce, malarstwie, rzeźbie i teatrze.

Terpsychora w tenisówkach była pierwszą książką Banes, która w tym czasie pracowała jako krytyk sztuk performatywnych. Następne jej dzieła, już jako prezesa i honorowanego członka Society of Dance History Scholars, są coraz bardziej akademickie. Odczuwamy to chociażby po obszernym wstępie, który dołączyła do drugiego wydania Terpsychory… po siedmiu latach. Wprowadzenie to jest poważną próbą ponownego przemyślenia całego materiału, który autorka ponad dwadzieścia lat zbierała na wszystkich awangardowych scenach Stanów Zjednoczonych.  

Druga połowa XX wieku na nowo odkrywała ludzkie ciało. Po raz kolejny odkrywały go również i sztuki performatywne. Najpierw, w latach pięćdziesiątych, jako rozpoznawalny gatunek tańca wykrystalizował się modern dance. Wystylizowane ruchy, nie bez pomocy rekwizytów, muzyki, kostiumów i oświetlenia, miały nie tylko przekazywać uczucia, lecz formułować wyraźnie społeczne przesłanie. „Stosowane w nim środki (grawitacja, dysonans, podkreślona horyzontalność ciała) miały opisywać chaos nowoczesnego życia”. Kolejna generacja choreografów w swoim pragnieniu przedefiniowania tańca, jego źródeł, granic i możliwości, zaszła znacznie dalej, stając się alternatywą wobec modern dance, który, „zamiast uwolnić ciało i udostępnić taniec nawet dzieciom”, stał się „ezoteryczną formą sztuki dla inteligencji”. Jak pisze Sally Banes, wyjaśniając tytuł książki: „Jeśli balet odziewał stopę w satynowy pantofel, skrywając ciało i jego pracowitą wytrzymałość za zasłoną, która reprezentowała miękką, czarującą kobiecość, zaś modern dance bezwstydnie obnażał stopę, żeby symbolicznie zapewnić jej kontakt z ziemią, to muza postmodernizmu nosi tenisówki, które nie symbolizują niczego”.

Określenia post-modern do własnych prac jako jedna z pierwszych zaczęła używać Yvonne Rainer. Jej Trio A, czterominutowa fraza, analizie której Banes poświęca ponad 10 stron swej książki, „gwałci niemal wszystkie kanony tańca współczesnego”, rozszerzając horyzonty i przerywając niekończący się spór „pomiędzy tymi, którzy cenią technikę, a tymi, którzy preferują ekspresję”. Post-modern, koncentrując się na „odzyskaniu zmysłów”, wysuwając cielesność na pierwszy plan, jednocześnie odrzucił niezbędną perfekcję ciała. Jak ironicznie zauważa David Gordon: „Moje nogi nigdy nie wznosiły się zbyt wysoko, a zwroty wciąż powodują, że jest mi niedobrze”. Czym mógłby być taniec współczesny? – pytali choreografowie, występując w salach gimnastycznych, galeriach i w prywatnych mieszkaniach oraz chętnie zapraszając do swoich produkcji niewyszkolonych performerów. Czym był do tej pory? Czy każdy jest w stanie tańczyć i poprzez ruch odkrywać możliwości własnego ciała, poznawać otaczający świat?

Sally Banes dobrze wiedziała, że sztuka nie jest dziełem anonimowym, lecz wynikiem osobistych doświadczeń, mieszaniną marzeń, lęków, wiary, osiągnięć i dotkliwych porażek. Do swojej książki wybrała dziesięcioro choreografów i jeden zespół. Do każdego kolejnego rozdziału starannie dodała zdjęcia, urywki książek i wypowiedzi, czasami nawet rysunki artystów. Każda historia została wysłuchana i zapisana. Jadwiga Majewska bardzo trafnie nazwała to wszystko „krytyką empatyczną”. Jak proponuje Debora Hay: „Zabierz ze sobą te tańce do pracowni i do supermarketu./ Weź je do autobusu, do ogrodu, do sypialni./ Weź je na spacer i weź je do łóżka./ Zaufaj sobie. Niech obrazy zabiorą cię tak daleko/ i tak głęboko, jak tylko zdołasz dojść./ Zaufaj sobie, swojemu oddechowi, aby poczuć, że tam jest wszystko”.

3-09-2014

Sally Banes, Terpsychora w tenisówkach. Taniec post-modern, przeł. Artur Grabowski i Jadwiga Majewska, PWM Kraków 2014.

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę: