AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Kwartet dla czwórki śpiewających aktorów

King Size, reż. Christoph Marthaler, 43. Przegląd Piosenki Aktorskiej
fot. Simon Hallström  

Tytuł spektaklu Christopha Marthalera wydaje się kwintesencją absurdalnego humoru organizującego sceniczny świat. W tytułowym rozmiarze jest jedynie łóżko w hotelowym pokoju, miejscu akcji tej opowieści. Cała reszta – w skali mikro.

Bo choć playlista tego przedstawienia składa się z piosenek i pieśni poruszających Wielkie Tematy: miłości, śmierci, zjednoczenia ze wszechświatem, to inscenizacja skutecznie nakłuwa te balony, sprawiając, że powolutku, z cichutkim sykiem uchodzi z nich powietrze. Co zostaje? Zdekonstruowany romans, wywrócony na nice monodram i koncert na czwórkę aktorów, trochę w duchu Schaeffera (gdyby robił w musicalach). I przenikająca kolejne wątki opowieść o samotności towarzysząca nam aż do finału, w którym opuszczamy bohaterów śpiących w pozycji „na łyżeczkę” w ogromnym łożu. Wydawałoby się, że blisko tak, że już bliżej nie można, a jednocześnie boleśnie osobno.

Nazwisko polskiego dramaturga przywołuję tu nieprzypadkowo – siedząc w pierwszym rzędzie podczas pokazu w Piekarni, co i rusz łowiłam za plecami stukot obcasów – oto kolejni widzowie opuszczali salę. Rozumiem, że spotkanie z Marthalerem, mimo że gościł we Wrocławiu dwa lata temu, kiedy na ostatnią, jak dotąd, edycję festiwalu Dialog Wrocław przywiózł Płacz. Iluzje (Morze łez 4), może wywołać konfuzję. W obecnych współcześnie w polskim teatrze nurtach trudno znaleźć podobny język, a przez kurczącą się liczbę międzynarodowych festiwali, pozwalających rozszerzyć perspektywę, zostajemy pozbawieni narzędzi pozwalających z marszu odnaleźć się i rozgościć w świecie Marthalera. Może najbliżej, jeśli chodzi o muzyczne ucho, umiejętność zabawy absurdem i potrzebę budowania form opartych na alternatywnej logice, bywa Cezaremu Tomaszewskiemu, którego Raj i Peri oglądałam ostatnio w Krakowie – bywa, o ile reżyser może pozwolić sobie na uwolnienie scenicznej opowieści od rygorów tradycyjnej narracji.

Wracając do King Size – tym razem, w porównaniu do Dialogowej wycieczki do apteki, dostajemy formę zdecydowanie prostszą, zakrojoną na czwórkę wykonawców i uwolnioną od znaczeń cięższego kalibru. Jakkolwiek na przekór i wbrew dominującej tonacji, która po wyjściu z sali wypycha nam na język przymiotnik „uroczy”, którym najłatwiej skwitować spektakl, tę pozorną lekkość utrzymuje w balansie delikatnie zaznaczony ciężar – jest przecież King Size opowieścią o samotności, o osobności, o niemożliwości spotkania, dotyku, kontaktu. To wszystko, o czym tak pięknie śpiewają Tora Augestad i Michael von der Heide wraz z akompaniującym im Bendiksem Dethleffsenem, pozostaje przecież na poziomie przywoływanych w muzyce i w tekście miłosnych deklaracji – kochanków, których oglądamy na scenie, nie połączy nawet najlżejszy dotyk.

Do tego projektu, poza swoimi aktorami: Dethleffsenem i 82-letnią Nikolą Weisse, Marthaler zaprosił Augestad, norweską mezzosopranistkę, dyrygentkę i aktorkę, z którą współpracuje od 2009 roku i która ma na koncie wiele solowych projektów, wśród nich i te będące dowodem na jej własne poczucie absurdu – jak nagrany we współpracy z Marcusem Pausem album Good Vibes in Bad Times, na którym znajdziemy cytaty z Donalda Trumpa przerobione na wiersze. Z kolei von der Heide to piosenkarz, który w Szwajcarii ma status gwiazdy, w dorobku świetnie sprzedające się płyty, a za sobą start w Eurowizji (nieudany, zajął ostatnie miejsce). Dla tej pary kontakt z widownią i uwodzenie przez śpiew to codzienność, jakkolwiek Augestad ma z pewnością zdecydowanie większe doświadczenie z Schumannem, Wagnerem, Beethovenem czy Mozartem. Ale repertuar wieczoru jest na szczęście tak szeroki i pojemny, że odnajdzie się w nim zarówno gorący rzecznik tradycji Liederabend, wieczoru pieśni, jak i fan telewizyjnych festiwali muzycznych. Częścią spektaklu jest zresztą eurowizyjny duet, a gatunki wciąż się ze sobą zderzają, łącząc wysoką muzyczną kulturę z popem, kiedy I Go to Sleep The Kinks przechodzi płynnie w pieśń Schumanna, albo kiedy Wagnerowskie preludium z Tristana i Izoldy ewoluuje w I’ll Be There Jackson’s Five. Swoboda, z jaką Augestad i von der Heide pokonują te gatunkowe granice, robi wielkie wrażenie.

Miejscem akcji jest hotelowy pokój w odcieniach seledynu i błękitu – z kwiecistą tapetą pokrywającą ścianę za ogromnym łożem, podłogą wyłożoną wykładziną i ciągiem wysokich szaf – w jednej z nich zamontowano barek tak wysoko, że trzeba strzelistej Norweżki na wysokich obcasach, żeby cokolwiek z niego wyjąć. W pościeli śpi mężczyzna (Dethleffsen) – towarzyszymy jego przebudzeniu, porannej toalecie i chwili, w której ubrany w garnitur siada przed klawiaturą keyboardu, żeby akompaniować sobie i pozostałym wykonawcom. Po tym jak opuścił pokój, na scenę wchodzi hotelowy boy (von der Heide) i pokojówka (Augestad) – śpiewając, ścielą łóżko dość niewprawnie, a w pewnej chwili ulegają pokusie i wskakują pod kołdrę, żeby przespać w luksusie część swojej szychty. I kiedy już nam się wydaje, że sytuacja została nazwana, a postaci określone, dramaturgia obiera logikę opartą na absurdzie, na podszytym nonsensem humorze – postaci zmieniają kostiumy, role, są na przemian marzącą o sobie parą, dwojgiem królewskich dzieci, mini-chórem zamkniętym, a to w szafie, a to w łazience, a to śpiewającym przez sen, w łóżku. Bywają rywalizującymi ze sobą gwiazdami na konkursie piosenki, ba! Augestad staje się nawet kurą – śpiewa, wysuwając się spod łóżka i starając się jednocześnie bez użycia rąk zjeść rzucone na podłogę kawałki sałaty! Momenty, w których tworzą muzyczny duet, są zarazem jedynymi, w których pojawia się między nimi interakcja. I można zadać pytanie, na ile faktycznie są parą, a na ile odrębnymi bytami zabłąkanymi w czasoprzestrzeni.

Niejedynymi w hotelowym apartamencie – przez pokój wędruje też niestrudzenie starsza kobieta (Weisse) z nieodłączną torebką w ręku. W jednej ze scen wyjada z niej spaghetti, w innej pakuje do jej wnętrza słuchawkę telefonu stojącego na hotelowej toaletce. Z książeczki, która wygląda jak modlitewnik, odczytuje absurdalny tekst Méli-mélodie Boby’ego Lapointe, z mozołem rozkłada stojak na nuty, żeby sentencjonalnie stwierdzić, że „są takie stojaki, które nigdy nie oglądały ani jednej nuty” – i konsekwentnie przez cały spektakl nie śpiewa: „A jednak jest może trochę za wcześnie na moje śpiewanie. Myślę, że zbyt wczesne śpiewanie to duży błąd” – powtarza.

Marthaler stworzył formę, która wymyka się gatunkowym definicjom, sytuując się na granicach między nimi – dostajemy podszytą smutkiem komedię, trochę farsę, purenonsensowny spektakl, który skrzy się nieoczywistym humorem, teatr absurdu, kameralny musical, wieczór pieśni. Rzecz, która pozostałaby uroczą, wprawiającą w dobry nastrój, zrealizowaną z lekkością i talentem, znakomicie wyśpiewaną błahostką, gdyby nie ta rozpaczliwa niemożność spotkania, która udaremnia miłosne zaklęcia zawarte w piosenkach, z pomocą których bohaterowie próbują zaczarować rzeczywistość.

26-04-2023

43. Przegląd Piosenki Aktorskiej, Wrocław
King Size
reżyseria: Christoph Marthaler
kierownictwo muzyczne: Bendix Dethleffsen
scenografia: Duri Bischoff
kostiumy: Sarah Schittek
dramaturgia: Malte Ubenauf
światło: Heide Voegelin Lights
obsada: Tora Augestad, Bendix Dethleffsen, Michael von der Heide, Nikola Weisse
produkcja: Theater Basel / Théâtre Vidy-Lausanne we współpracy z Pro Helvetis – Foundation Suisse Pour La Culture
premiera: 21.08.2013
pokaz w ramach PPA: 28.03.2023

galeria zdjęć King Size, reż. Christoph Marthaler, 43. Przegląd Piosenki Aktorskiej King Size, reż. Christoph Marthaler, 43. Przegląd Piosenki Aktorskiej King Size, reż. Christoph Marthaler, 43. Przegląd Piosenki Aktorskiej King Size, reż. Christoph Marthaler, 43. Przegląd Piosenki Aktorskiej ZOBACZ WIĘCEJ
 

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę:
komentarze (3)
  • Użytkownik niezalogowany SAFETOTO
    SAFETOTO 2024-03-26   07:36:43
    Cytuj

    It's a game. Five dollars is free. Try it It's not an easy game ->-> 카지노 검증업체.COM

  • Użytkownik niezalogowany SAFETOTO
    SAFETOTO 2024-03-03   09:48:00
    Cytuj

    It's a game. Five dollars is free. Try it It's not an easy game ->-> 카지노사이트.com

  • 2023-04-28   10:14:48
    Cytuj

    Really nice and interesting post. I was looking for this kind of information and enjoyed reading this one. Concrete Contractor