Małgośka zgubiła Miszcza albo zły sen recenzentki
Wieczór po morderczym tygodniu. Warszawa przeżywa pierwszy atak zimy w najgorszym wariancie: wietrznie, deszcz ze śniegiem, ciśnienie dołuje, przez Olesińską brnie się w marznących kałużach.
Gruchnęło, że Mistrz i Małgorzata na Scenie Przodownik Teatru Dramatycznego trwa pięć godzin. Na miejscu sprostowanie, że tylko trzy i pół, więc stugębna a kłamliwa plotka zadziałała jak koza, którą udało się wypchnąć ze zbyt ciasnego mieszkania. Słowem: uczucie ulgi i życzliwe oczekiwanie. Pielęgnowana i podkreślana roboczość teatralnej przestrzeni (sąsiad wspomina, jak dawnymi laty chadzał tu do kina, widocznie takie przeróbki to już więcej niż trend), ściany odarte do żywego mięsa, ciężkie kolumny, techniczne kotary, widownia na spiętrzonych podestach. Dobrze. Z zaciekawieniem spoglądam na zgromadzone w narożniku pola gry kartonowe pudła, bez wątpienia element scenografii. Bardzo dobrze. Światła gasną, zaczyna się spektakl. Młodzi aktorzy, nieopatrzone twarze. Doskonale.
Widzę i słyszę aktorów, którzy na dobre wyszli z ról i podejmują próbę prowokacji, coś jakby Publiczność zwymyślana w wersji soft. Minęło kilka minut i chyba przysnęłam, bo nagle mi się zwidziało, że siedzę w piwnicy bloku przy Alternatywy 4, a tam Anioł, gospodarz domu, w porywie ekstrawagancji reżyseruje Mistrza i Małgorzatę. Na śmietniku znalazł podniszczony egzemplarz książki; stracił jeden etat, nudziło mu się, to zajrzał do środka. Wieczorami czytali z Miećką, głośno, z podziałem na role. Pewnego dnia pomyślał: co my tu sami będziemy się męczyć, i zarządził obowiązkową zbiórkę mieszkańców. Na tablicy wywiesił regulamin i zaczął próby. Za jedną nieobecność wykreślał kawałek roli, za trzy – połowę. Za czwartą nieobecność kazał zamiatać klatkę albo odgarniać śnieg, a rolę oddawał pilniejszemu (do dnia premiery Docentowi uzbierało się kilka). Pan Kotek był niezbyt pilny, ale za to posiadł dar zmieniania głosu i gadania brzuchem, więc też dostał trzy. Gospodarz Anioł nie lubił swojego bohatera, Mistrza, bo to pisarz-fideista i w ogóle inteligent, więc rolę przydzielił Profesorowi, ale Profesor zaciął się, na próby nie chodził, to mu Anioł wszystko skreślił. Żeby Profesora i Mistrza (przy okazji) ukarać dotkliwiej, postanowił nikomu innemu roli nie oddawać, ale Miećka go przekonała, że jak jest w tytule, to chociaż kawałek musi zostać, więc kawałek zostawił, nie Profesorowi, rzecz jasna. Panna Ewa co i rusz się migała, ale że najładniejsza i w striptizie doświadczona, to jej Anioł parę nieobecności odpuścił. Z inicjatywy pani Eli widowisko uświetniły partie śpiewane, a dzieciaki Balcerków pokazały parę sztuczek, których nauczyły się w szkolnym ognisku teatralnym.
Na widownię spada światło, wracam na Olesińską. Mrużę oczy, widzę i słyszę aktorów, którzy na dobre wyszli z ról i podejmują próbę prowokacji, coś jakby Publiczność zwymyślana w wersji soft. Wygłaszane kwestie przepowiadają/uprzedzają domniemaną reakcję widzów i krytyki. Miało być błyskotliwie, wyszła żałosna próba defensywy. Przerwa. W ciasnym foyer kolejka do szatni. Ejże, przecież jesteśmy dopiero w połowie. Żegnam ostentacyjne lub ukradkowe grupki uciekinierów, ktoś wciska mi swoje zaproszenie (ma lepsze miejsce). Zostanę sama? Nie, na szczęście są rodziny i przyjaciele (przecież to premiera) oraz Jacek Zembrzuski. Na oko pogłowie widowni zmniejszyło się o jedną trzecią. Bonus dla najwytrwalszych oraz uwikłanych rodzinnie/towarzysko lub zawodowo jest taki, że z klasy ekonomicznej przesiedliśmy się do biznesowej. Można się porozpychać, przesiąść bliżej placu gry.
Zaczynamy. Czy to na skutek późnej pory i niedostatku światła, dość, że znów opadła mnie mara. Znów siedzę w piwnicy bloku przy Alternatywy 4 i oglądam drugą część Mistrza i Małgorzaty, którą wyreżyserował towarzysz Winnicki. Anioł nie protestował, stulił uszy, poszedł do kąta (towarzysz Winnicki nie zapomniał, docenił, dał fuchę asystenta, pozwolił guziki wciskać). Towarzysz Winnicki w świecie bywały, w Berlinie był (nawet jeszcze tym Zachodnim), a w teatrze wręcz niejeden raz. Anioł siedział i podziwiał, a trochę zazdrościł, bo taka mu się ta jego część biedna wydała. A u towarzysza Winnickiego pomysły, wideo, na wideo Warszawa i inne obrazki, i malowanie znaków na gołej kobicie. Kolega towarzysza Winnickiego wyszedł na scenę z kamerą, a to, co kręcił, od razu się na ekranie wyświetlało. Tylko tańce się Aniołowi nie podobały; tłumaczyli mu, że to trans, Anioł udawał, że rozumie, ale Miećce i tak nie pozwolił patrzeć.
Huk wystrzału. Olesińska. W ciemności ktoś wylewa z kanistrów benzynę, trzask zapałki. Niechby teatr podpalili, pomyślałam w przebłysku powracającej świadomości, byłoby coś, ocalenie przez zatratę. Ale i to nie. Pożaru nie będzie. Koniec. Powiadają: piątek, życia początek.
24-1-2014
Teatr Malabar Hotel i Teatr Dramatyczny m. st. Warszawy
Michaił Bułhakow
Mistrz i Małgorzata
tłumaczenie: Irena Lewandowska, Witold Dąbrowski
dramaturgia: Marcin Bartnikowski
reżyseria: Magdalena Miklasz
scenografia i kostiumy: Ewa Woźniak
lalki: Marcin Bikowski
muzyka: Anna Stela
projekcje i wideo: Aleksander Janas / kolektyw kilku.com
obsada: Agnieszka Makowska, Kornelia Trawkowska, Anna Stela, Marcin Bartnikowski, Marcin Bikowski, Łukasz Lewandowski, Łukasz Wójcik
premiera 17.01.2014
a ja się nie zgodzę, uwielbiam tą sztukę, widziałam ją już trzy razy i bardzo chętnie pójdę jeszcze kilka razy. aktorzy są świetni. improwizacje za każdym razem bawiły do łez a owacje były na stojąco. co ciekawe mimo tylu negatywnych recenzji bilety zawsze wyprzedają się w niesamowitym tempie, a sztuka jest przecież grana od jedenastu lat
Czytając tę recenzję bawiłem się lepiej niż na spektaklu. Dawno takiego wulgarnego kiczu nie było. "Miało być błyskotliwie, wyszła żałosna próba defensywy." - idealnie oddane co tam się tam wydarzyło. Odradzam.
GENIALNA recenzja! Potwierdzam: kicz stulecia, nie tylko tam, bo to poetyka na lewiźnie uniwersalna.