#MeToo czarownice
Przygotowywanie spektakli, które są nawiązaniami do znanych filmów (szczególnie jeśli były to bardzo dobre filmy), może być niebezpiecznym zajęciem. Niekoniecznie dzieła sceniczne mogą wytrzymać porównanie z tym, co było punktem wyjścia.
Jacek Mikołajczyk swoim Nine w poznańskim Teatrze Muzycznym udowodnił, że potrafi tworzyć przedstawienie, które jest równie dobre, jak znany film. Stąd wizja, że na niedużej w końcu scenie warszawskiego Teatru Syrena Mikołajczyk wystawi Czarownice z Eastwick Johna Dempseya i Dana P. Rowe’a, wywoływała we mnie raczej pełne wiary w sukces oczekiwanie. I choć spektakl w Syrenie absolutnie nie rozczarował, to jednak pozostawił drobne uczucie niesmaku.
Wiadomo, że teatr musicalowy służyć ma przede wszystkim rozrywce. Pytanie jednak: co widzów bawi oraz czym widzów chcą rozbawić twórcy? Czy najlepszą drogą, jest zwrócenie się ku najbardziej prymitywnej części poczucia humoru związanej z ludzką seksualnością? To właśnie na tej płaszczyźnie odczuwam pewien dyskomfort związany z Czarownicami z Eastwick. Updike napisał swoją książkę w połowie lat osiemdziesiątych – niby już po latach od „rewolucji seksualnej”, lecz równocześnie – przynajmniej w Stanach Zjednoczonych – w czasie wzmożonego konserwatyzmu, także w sferze obyczajowej. Dlatego historia z lat sześćdziesiątych o trzech mieszkankach małego miasteczka na Rhode Island, kiedy rola kobiet sprowadzona została do bycia „płcią piękną”, a swoje idealne spełnienie osiągała w „żonie ze Stepford”, po tylu latach, szczególnie w kontekście tego, co dzieje się na świecie, wydaje się trochę out of date. Wydaje mi się, iż warto pamiętać, że nawet musicale (by przypomnieć choćby Hair) jakoś jednak rezonują z czasami, w jakich zostają pokazane. Dlatego trudno patrzeć na warszawskie Czarownice... w całkowitym oderwaniu od tego, co dzieje się na świecie, szczególnie biorąc pod uwagę właśnie to, czym mają bawić.
Mikołajczyk do tej pory w sposób niemal kongenialny tłumaczył angielskie teksty piosenek musicalowych. W Czarownicach... teksty mówione i śpiewane przez postacie brzmią przede wszystkim grubiańsko, jak na przykład w Tańcu z demonem słyszymy, że „laseczki to lubią”. Za takim werbalnie wyrażonym stosunkiem do „laseczek” idzie też adekwatne działanie w sferze aktorskiej. Dlatego nie dziwi, że Darryl van Horn (Przemysław Glapiński) jako uwodziciel prezentuje wdzięk i urok Harveya Weinsteina – napalonego samca, na którego pstryknięcie kobiety same rozkładają nogi. Broń Boże dlatego, że same są chętne (nawet jeśli są), tylko dlatego, że posiada on nad nimi władzę. Scena uwiedzenia Jane (Anita Steciuk) wywołała na widowni wybuch śmiechu, kiedy jej postać gwałtownie i bez własnej woli (aktorka zagrała zdumienie reakcją ciała postaci na pstryknięcie palcami) rozchyla kolana, w które stojący początkowo w pewnym oddaleniu Darryl wsuwa wiolonczelę. To nie jest uwodzenie, to wydawanie poleceń i wykorzystywanie władzy (pochodzącej z sił nieczystych), jaką się posiada. Podobnie wygląda „uwodzenie” każdej z przyjaciółek. Jak w tym kontekście można rozumieć „budzenie kobiecej siły i twórczych możliwości” – przecież na scenie Syreny kobiety robią to, co im każe mężczyzna o manierach macho mana przekonanego, że przed jego przybyciem one były pustymi naczyniami, które on napełnił. Czyli wracamy z Eastwick do Stepford, tyle że po „rewolucji seksualnej”, gdzie kobieta ma już prawo do własnej seksualności, ale i tak – koniec końców – służy zaspokajaniu fantazji i umacnianiu dobrego samopoczucia mężczyzny. Przy tym nadal ma prasować, bo bunt Darryla zaczyna się od rzutu deską do prasowania, z którym zostawiły go wszystkie trzy panie. Być może ta warstwa spektaklu nie wyglądałaby tak źle, gdyby właśnie nie porównanie z filmem, w którym Darryl był nie tyle władczy, co irresistable. Tu tego nie było. Wrócił natomiast główny problem – czy rzeczywiście twórcy chcą, by bawiło takie traktowanie kobiet: łapanie za biusty, mówienie o nich per „laseczki”, do nich „gdybym powiedział, że ma pani boskie ciało, to musiałbym być kompletnie nawalony”, a wszystko jakby w kontrze do tego, co bujając pod sufitem śpiewają „jego” kobiety o odkrywaniu samych siebie.
Gdyby nie takie budowanie świata przedstawionego, można by nazwać spektakl z Syreny rewelacyjnym, ponieważ w warstwie wykonawczej (śpiew i taniec) nie można mu nic zarzucić i tu każdy z aktorów spisuje się znakomicie. Świetne są sceny zbiorowe (Eastwick wie czy Taniec z demonem), w których tłum mieszkańców miasteczka musi zmieścić się i tańczyć na niedużej jak na takie przedsięwzięcie scenie Syreny. W związku z jej rozmiarami scenografia przedstawienia przypomina raczej dekoracje, które – w zależności od miejsca akcji – zjeżdżają w postaci płaskich obrazów kościoła czy wnętrz domów, jedynie budynki na ulicach są bardziej trójwymiarowe. Takie też jest gigantyczne łóżko ze skrzydłami stanowiące dominujący element mieszkania Darryla. Ta prostota dekoracji stanowiła jedynie niezbędne tło dla popisów wokalno-tanecznych utrzymane w stylistyce zamożnej prostoty miasteczek Nowej Anglii.
Rozdarcie między znakomitą warstwą wykonawczą, a tym, co ona wyrażała, sprawiło, iż trudno mi jednoznacznie pochwalić to przedstawienie, bo na jego warstwę „ideologiczną” (pamiętając przy tym cały czas, że to musical służący zabawie) trudno mi się zgodzić. Jedno jest pewne: Jacek Mikołajczyk stał się wybitnym specjalistą od inscenizowania dzieł musicalowych na małych scenach. Szkoda tylko, że w Czarownicach z Eastwick zabrakło pewnej subtelności środków wyrazu, bo dosadność nie wszystkich bawi.
16-04-2018
galeria zdjęć Czarownice z Eastwick, reż. Jacek Mikołajczyk, Teatr Syrena ZOBACZ WIĘCEJ
Teatr Syrena
Czarownice z Eastwick
w oparciu o powieść Johna Updike’a i film wytwórni The Warner Bros. Motion Picture
scenariusz i teksty piosenek: John Dempsey
muzyka: Dan P. Rowe
tłumaczenie i reżyseria: Jacek Mikołajczyk
choreografia: Jarosław Staniek
kierownictwo muzyczne: Tomasz Filipczak
scenografia: Grzegorz Policiński
kostiumy: Iwona Binarsch
przygotowywanie wokalne: Anna Domżalska
obsada: Przemysław Glapiński/Tomasz Steciuk, Ewa Lorska/Olga Szomańska, Barbara Melzer/Anita Steciuk, Paulina Grochowska/Magdalena Placek-Boryń, Beata Olga Kowalska/Jolanta Litwin-Sarzyńska, Michał Konarski/Piotr Siejka, Katarzyna Domalewska, Maciej Pawlak, Krzysztof Broda-Żurawski/Dawid Pelowski i in.
premiera: 3.03.2018.
W recenzji „zabrakło pewnej subtelności środków wyrazu, bo dosadność nie wszystkich bawi”.