AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Miewałem lepsze sny

Dyplom ze snów, reż. Lena Frankiewicz, Akademia Sztuk Teatralnych im. St. Wyspiańskiego w Krakowie filia we Wrocławiu
Doktor nauk humanistycznych, krytyk teatralny, członek redakcji portalu „Teatralny.pl”. Pisze dla „Teatru”, kwartalnika „nietak!t”, internetowego czasopisma „Performer” i „Dialogu”. Współautor e-booka Offologia dla opornych. Współorganizuje Festiwal Niezależnej Kultury Białoruskiej we Wrocławiu.
A A A
fot. Natalia Kabanow  

Tytuł nie kłamie, Dyplom ze snów wrocławskiej filii Akademii Sztuk Teatralnych w rzeczy samej jest ze snów. Słowo to, z całym bagażem możliwych znaczeń, skojarzeń, kontekstów i podtekstów, odmieniane przez wszystkie przypadki i części mowy, służy w spektaklu Wydziału Lalkarskiego jako swoisty kamerton. Bo o snach ma być ten dyplom. O tym, co śnimy albo też dlaczego chcielibyśmy śnić coś zupełnie innego. Jak to się dzieje, że jedni notorycznie przysypiają na wykładach lub słodko drzemią w tramwajach, a inni męczą się z bezsennością w wygodnym łóżku z materacem ortopedycznym. O licznych, związanych z tą naturalną conocną czynnością rytuałach. O tym wreszcie, że niesamowite, surrealistyczne, jawnym czy ukrytym erotyzmem podszyte przygody w krainie Morfeusza niejedno potrafią o nas powiedzieć, chociaż nie zawsze wiemy, co z taką wiedzą należy zrobić.

Całość ubrano w ramy „Sympozjum wokół snu” - to połączenie interaktywnego reality show i konferencji naukowej. Wśród zaproszonych gości i gościń (że pozwolę sobie posłużyć się notką spektaklową, dodając w nawiasach imiona i nazwiska wcielających się w wymienione role aktorów i aktorek) znaleźli się: „Hermiona Broch (Ewa Sadowska) - specjalistka prawidłowego snu, Enypia Szczepaniak (Katarzyna Lewandowska) - kontynuatorka myśli freudowskiej, nazywana biegnącą ze snem, doktora Anna Knieja (Nina Janiak) - autorka zyskującej coraz większą sławę pracy Śniąc świadomie, profesor Mirosław Kot (Michał Remiszewski) - antropolog, badacz antycznego teatru” oraz specjalny „gość zza granicy, [...] sam Alfred Mindel (Arkadiusz Jaskot)”!

Telewizyjnie uśmiechnięta Prowadząca (Aleksandra Brożyna) oddaje słowo kolejnym uczestniczkom i uczestnikom, każda i każdy z nich śpieszy słowem, gestem, całą swoją postawą potwierdzić sprawiedliwość tych zdawkowych, lecz bardzo wymownych charakterystyk. Przed nami więc trochę komedia charakterów, trochę kabaret, ale taki z elementami dyskursywnymi, dzięki którym dowiadujemy się, na jak wiele sposobów można spojrzeć na wspomniane problemy, jak wieloma językami je opisać. A jednocześnie, jak łatwo stać się zakładnikiem jednej jedynej wybranej perspektywy, przysłowiową osobą z młotkiem w ręku, która wszędzie i we wszystkim widzi same gwoździe.

Ironiczne uśmieszki w stronę adwersarzy i popisy wiedzy eksperckiej zamieniają się w spory, zatargi i zwykłe przekomarzanie się, chociaż nie brakuje też szczerych prób zrozumienia „tej drugiej strony”, gestów mających zyskać czyjeś sympatię. W tym też - a może przede wszystkim - sympatię widowni, która chętnie odwzajemnia się żywiołowymi reakcjami. Paradoksalnie zaliczyć do nich należy także rozlegające się na widowni chrapanie „pasjonatki snu” w wykonaniu Kornelii Niziołek. Zebrani natychmiast proponują, by przeprowadzić mały eksperyment, podczas którego, dzięki najnowszym technologiom i szczypcie magii teatralnej, będą w stanie zajrzeć do jej marzeń sennych. Na pustej scenie pojawia się łóżko szpitalne, dziewczyna zakłada święcący lampkami hełm i w otoczeniu ciekawskiego, podekscytowanego towarzystwa wyrusza w świat po drugiej stronie powiek. Jak się domyślacie, nie będzie to ostatni sen tego wieczoru, który przyjdzie nam zobaczyć i przeżyć.

Czas płynie, jest zabawnie (no, w miarę zabawnie) i sympatycznie, zwłaszcza że atmosferę sprawnie podgrzewają wypełniający premierową widownię koledzy i koleżanki, którzy z wyjątkowym entuzjazmem reagują dosłownie na wszystko, co dzieje się na scenie. Nie ukrywam, ma to swój urok. Zwłaszcza gdy pierwowzór profesora Kota siedzi dwa rzędy przed tobą i wszystko wskazuje na to, że wyśmienicie się bawi. Niemniej jednak z przykrością i niepokojem zaczynam sobie uświadamiać, że spektakl w reżyserii Leny Frankiewicz, mówiąc wprost, nie za wiele ma mi do powiedzenia albo większość z tego, o czym próbuje rozmawiać, nazbyt często trąci banałem i jakąś nieobowiązkowością.

Znajdziemy w środku przedstawienia taki oto ciąg scen (o ile nic mi się nie pomyliło, jak to bywa z przypominaniem sobie własnych snów). Najpierw śledzimy niezbyt pomysłową choreografię dookoła materaców, jakby te były małymi wyspami, na których każdy z aktorów i aktorek pochłonięty jest swoją prywatną nocną robinsonadą. Potem następuje prześmiewcza scenka zbierania wspomnianych materaców pod sprawnie wygłaszany w różnych językach instruktaż bezpieczeństwa w samolocie. Następnie z nadscenia zjeżdżają dwie sztankiety z rzędami tintamaresek, nagich homunkulusów z uwydatnionymi narządami płciowymi. Aktorzy i aktorki bawią się nimi (zarówno lalkami jaki i narządami), śpiewając Hijo de la Luna hiszpańskiego zespołu Mecano. Śmiech na sali, jest lekko i miło, chociaż tekst oryginału podpowiada raczej wycieczkę w stronę makabreski. Po ostatnich nutach przychodzi jednak zrozumienie, że minęło jakieś dwadzieścia minut spektaklu, z których nic zasadniczego, ważnego czy ciekawego właściwie nie wynika. Wraz z tym poczuciem przychodzi inne - spektakl nazbyt łatwo trwoni swój i nasz czas. A to już prosta droga ku znużeniu.

Nie pomagają liczne nawiasy, cudzysłowy i puszczanie oka do publiczności. Dyplom ze snów nie potrafi bowiem wspiąć się na wyżyny meta-refleksji, zbudować systemu przekonujących kontrapunktów, które nadałyby tej galerii karykatur i numerów kabaretowych jakiejś większej głębi i znaczenia. Tekst i dramaturgia Zuzanny Bojdy przypominają serię improwizacji autorskich na podstawie wcześniejszej serii improwizacji aktorskich, których nie udało się złączyć w intrygującą, iskrzącą dodatkowymi sensami czy zaskakującą nieoczekiwanymi zwrotami akcji całość. A przecież dobrze wiemy, że możliwości było mnóstwo. Wręcz ogrom. Wystarczy przypomnieć sobie Mulholland Drive Davida Lyncha czy Incepcję Christophera Nolana albo wziąć do ręki Słownik chazarski Milorada Pavicia.

Co gorsza, poszczególne sny jako osobne opowieści również wydają się być zadziwiająco bezbarwne. Najbardziej przejmującym i niepokojącym spośród nich był ten o dziadku, który nawiedza bohaterkę jako bezcielesne, składające się z samych ubrań, widmo. Stało się tak przede wszystkim dzięki reżyserii form, za którą odpowiedzialny był Tomasz Maśląkowski z Wrocławskiego Teatru Lalek. Elementy garderoby za pomocą długich kijów animowało pięć osób naraz. W ten sposób dziadek, który obiecał wnuczce wycieczkę w góry i dotychczas nie wywiązał się ze zobowiązania, fruwał nad sceną niczym balonik. Przypomina się jeszcze obraz Matki-Gorgony w postaci ogromnej głowy z obrazu Caravaggia z ustami otwierającymi się zgodnie z najlepszymi montypythonowskimi tradycjami, ale związana z nią historia już niekoniecznie.

Przez chwilę skupia na sobie uwagę animacja lalki niemowlęcia, scena wyjęta z horroru majaczeń studenta, który dowiaduje się, że jego była kochanka zaszła z nim w ciążę. Dziwi go ta informacja, ponieważ nie widział eks-partnerki od czterech lat. Ale to sen, leci więc na łeb na szyję do szpitala, o czym opowiada nam głos z offu i co widzimy na świetnie (tu ukłon w stronę Mateusza Zielińskiego) przygotowanym nagraniu. Znany męski koszmar, niestety, nie zbliża się w swej sile wyrazowej do Głowy do wycierania, filmu, który w tej sytuacji może przyjść na myśl. Twórcy zresztą skądinąd czerpią inspiracje, do czego, rzecz jasna, mają pełne prawo. Trudno mi jednak powiedzieć, dlaczego pociągają ich dość prostolinijne odniesienia do Dziecka Rosemary Romana Polańskiego, z których na uwagę zasługuje jedynie diaboliczny, „ożywiony” portret Arkadiusza Jaskota (jedyny zaproszony tu student III roku, który wypada lepiej od połowy swych starszych kolegów).

Szkoda, bo trzeba przyznać, że w Dyplomie ze snów da się odnaleźć ważny i frapujący trop do dalszego rozwinięcia: sny jako przestrzeń powrotu wypartego, niemieszczącego się w przyjętych granicach, formach i normach, wszystkiego, co każe wątpić w realność samej realności, w szczelność jej struktur, w szczelność i solidność samego podmiotu. Sny pokazują – a nawet więcej – pozwalają nam przeżyć alternatywne scenariusze: inny ja, inny ty, cały świat zbudowany na innych zasadach. Katarzyna Lewandowska, wyjątkowo organiczna w roli płynnie przechodzącej z asany do asany Enypii Szczepaniak, w finałowym monologu przywołuje niektóre z tych wątków, jednocześnie nieco je trywializuje, skręcając w stronę seansu terapii oddechowej. Zgoda, oddychanie jest fajne. Aczkolwiek na sali i bez tego było duszno.

19-04-2023

Akademia Sztuk Teatralnych im. St. Wyspiańskiego w Krakowie filia we Wrocławiu
Dyplom ze snów
tekst i dramaturgia: Zuzanna Bojda
reżyseria: Lena Frankiewicz
reżyseria form i lalek: Tomasz Maśląkowski
scenografia, kostiumy, wideo, graficzna obróbka zdjęć: Michał Dracz
muzyka: Jacek Sotomski
reżyseria świateł: Alicja Pietrucka
wideo z udziałem obsady: Mateusz Zieliński
konsultacja choreograficzna: Zbigniew Karbowski
asystenci reżyserki: Bartłomiej Kalinowski, Kornelia Niziołek
zdjęcia: Filip Wierzbicki
obsada: Aleksandra Brożyna, Katarzyna Gawenda, Nina Janiak, Katarzyna Lewandowska, Kornelia Niziołek, Ewa Sadowska, Arkadiusz Jaskot (III rok WL), Kacper Lorens, Michał Remiszewski
premiera: 11.02.2023

galeria zdjęć Dyplom ze snów, reż. Lena Frankiewicz, Akademia Sztuk Teatralnych im. St. Wyspiańskiego w Krakowie filia we Wrocławiu Dyplom ze snów, reż. Lena Frankiewicz, Akademia Sztuk Teatralnych im. St. Wyspiańskiego w Krakowie filia we Wrocławiu Dyplom ze snów, reż. Lena Frankiewicz, Akademia Sztuk Teatralnych im. St. Wyspiańskiego w Krakowie filia we Wrocławiu Dyplom ze snów, reż. Lena Frankiewicz, Akademia Sztuk Teatralnych im. St. Wyspiańskiego w Krakowie filia we Wrocławiu ZOBACZ WIĘCEJ
 

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
jeden razy osiem jako liczbę:
komentarze (3)
  • Użytkownik niezalogowany SAFETOTO
    SAFETOTO 2024-03-26   10:18:20
    Cytuj

    It's a game. Five dollars is free. Try it It's not an easy game ->-> 카지노 검증업체.COM

  • Użytkownik niezalogowany SAFETOTO
    SAFETOTO 2024-03-04   06:31:22
    Cytuj

    It's a game. Five dollars is free. Try it It's not an easy game ->-> 온라인카지노.com

  • Użytkownik niezalogowany Złośliwy troll
    Złośliwy troll 2023-04-19   14:56:37
    Cytuj

    Tam nie było żadnego "Hijo de la Luna" Mecano, tylko "La Luna" Belindy Carlisle, choć w odrealnionej wersji!