Miłość w cieniu konfliktów
Nieśmiertelna szekspirowska opowieść o młodych kochankach z Werony i ich tragicznym losie zawsze głęboko porusza czytelników, widzów i słuchaczy, niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z oryginalnym dramatem, czy też z którąś z jego adaptacji filmowych czy teatralnych. Słynny balet Sergiusza Prokofiewa nie bez powodu należy do najbardziej lubianych i cieszy się od chwili powstania niesłabnącym powodzeniem. Teatr Wielki zaproponował jego nową inscenizację, której autorem jest szef Baletu Narodowego, Krzysztof Pastor.
To, co w niej najbardziej rzuca się w oczy, to zerwanie z bardzo silną tradycją, która każe umieszczać akcję w realiach szekspirowskich. Jest to przecież opowieść o wymowie uniwersalnej: konflikt między uczuciem a presją wspólnoty – rodowej, etnicznej, politycznej – może zaistnieć zawsze i wszędzie, toteż aż kusi, żeby ją umieścić w innym, aktualnym kontekście. Nie mamy więc na warszawskiej scenie ani średniowiecznej Werony, ani renesansowych strojów, ani innych realiów epoki – akcja baletu toczy się w Rzymie, i to nie w jednym czasie, a w różnych dekadach XX wieku. Skąd taki wybór? Otóż choreograf porzuca pierwotny motyw zastarzałych waśni rodzinnych, które przeciwstawiają się miłości młodych, i wskazuje na inne możliwe bariery, które i w naszych czasach często stają na przeszkodzie zakochanym – podziały społeczne, etniczne, religijne… Tutaj jego wybór padł na podziały polityczne jako na powód konfliktu rodowego. Podkreśla on zresztą, że konflikt polityczny – walka o władzę – jest silnie obecny u Szekspira i że nie miałoby dziś sensu uwypuklanie wątku romantycznego. Jako tło dla realizacji swej idei w pierwszym akcie wybrał Rzym za rządów Mussoliniego. W następnych pozostajemy w stolicy Włoch, ale przenosimy się w późniejsze dekady – w drugim akcie są to lata pięćdziesiąte, w trzecim – dziewięćdziesiąte, także niewolne od napięć i konfliktów. Tradycyjnej scenografii w przedstawieniu nie ma – została zastąpiona przez wyświetlaną w głębi sceny surową, geometryczną perspektywę dzielnicy EUR – sztandarowe przedsięwzięcie rządów Duce, z jej charakterystycznym symbolem – Palazzo della Civiltà Italiana w centrum. Na jej tle wyświetlane są na początku każdego aktu krótkie ujęcia filmowe, wskazujące czas akcji – ruch uliczny, sceny z życia codziennego, zdjęcia ofiar zamachów Czerwonych Brygad; pod koniec pojawia się też twarz Berlusconiego. Realia się zmieniają, ale problemy młodych pozostają te same.
Koncepcja inscenizacyjna Krzysztofa Pastora jest dla mnie przekonująca.Oba możne rody reprezentują przeciwstawne obozy polityczne – radykalni Capuletti są zaangażowanymi faszystami, a ich przemarsze jako oddziałów „czarnych koszul” budzą grozę. Mniej bojowo nastawieni Montecchi ubrani są jasno, po cywilnemu. Wszystko – proste, oszczędnie zaprojektowane ubiory (słowo „stroje” niezbyt tu pasuje), projekcje, panorama EUR – utrzymane jest w tonacji czarno-białej. W drugim akcie paleta barw nieco się tylko wzbogaca paroma akcentami czerwieni czy brązów w strojach, zaś panorama w tle pojawia się w sepii. Dopiero trzeci akt przynosi pewne ożywienie w kolorystyce, niemniej do końca pozostaje wrażenie dominacji czerni i bieli, a tym samym pewnej monotonii.
Wartko przebiegająca akcja została opowiedziana językiem choreograficznym harmonijnie łączącym elementy baletu klasycznego z tańcem współczesnym. Na pierwszy plan wysuwają się sceny zbiorowe, w których zwłaszcza potyczki wrogich grup, imponująco zrealizowane, wywierają silne wrażenie. Nie ma tu oczywiście takich rekwizytów jak szpady, które w tym kontekście byłyby anachronizmem – utarczki przypominają raczej walki współczesnych młodzieżowych gangów. Wątek miłosny nie od razu przykuwa uwagę, pozostając w cieniu owego przytłaczającego wszystko konfliktu. W odróżnieniu od literackiego pierwowzoru brak w finale wezwania do pojednania obu rodów. Kondukty z ciałami martwych bohaterów odchodzą w przeciwnych kierunkach. Wojny i waśnie pozostają, a miłość nie ma siły, by im się przeciwstawić, nieuchronnie musi paść ich ofiarą.
Co godne podkreślenia, choreografia – jej ekspresja i dramaturgia – pozostaje zawsze w zgodzie z muzyką. Koncepcja inscenizacyjna Krzysztofa Pastora jest dla mnie przekonująca – zamiast widowiska historycznego otrzymujemy spektakl zawierający jednoznaczne odniesienia do problematyki naszych czasów (choć oczywiście nie wszystkie realia szekspirowskie dają się do nich dostosować). Wspomniana asceza w scenografii i kostiumach może wprawdzie stwarzać wrażenie niedosytu, pozostaje jednak w pełnej zgodzie z ogólną wizją interpretacyjną. Największy walor spektaklu to propozycja choreograficzna i jej wykonanie. W układach tanecznych, zwłaszcza w partiach solowych, choreograf odszedł od konwencjonalnych gestów na rzecz bezpośredniej ekspresji ruchu, wyrażającej prawdę psychologiczną bohaterów. Przykład jeden z bardzo wielu: Romeo w sypialni Julii nie promienieje szczęściem, lecz jest zasmucony, bo poprzedniego dnia musiał zabić Tybalta. Zarówno zespół, jak i soliści zaprezentowali się w spektaklu od najlepszej strony. W bardzo zróżnicowanej wyrazowo roli Julii znakomicie sprawdziła się Aleksandra Liashenko, nieco mniej ekspresyjny okazał się jej partner – Maksim Woitiul. W roli Merkucja – ciekawie pomyślanej, wymagającej aktorsko, zawierającej sporą dozę komizmu – trafnie został obsadzony Carlos Martin Pérez, który zebrał szczególnie gorące owacje, zaś efektowną rolę Tybalta wirtuozowsko wykonał Paweł Koncewoj.
Co godne podkreślenia, choreografia – jej ekspresja i dramaturgia – pozostaje zawsze w zgodzie z muzyką. Znakomita partytura Prokofiewa (z nieznacznymi tylko skrótami) w wykonaniu orkiestry Teatru Wielkiego pod batutą Łukasza Borowicza ukazuje całe swoje bogactwo kolorystyczne i siłę dramatyczną.
Romeo i Julia to cenna pozycja w repertuarze Baletu Narodowego. Trzeba dodać, że warszawskie wystawienie baletu jest przeniesieniem wizji choreograficznej, jaką Krzysztof Pastor zrealizował w 2008 r. z Baletem Szkockim w Edynburgu, a już w kwietniu wystawi ją z Joffrey Ballet w Chicago.
31-03-2014
Teatr Wielki – Opera Narodowa w Warszawie
Sergiusz Prokofiew
Romeo i Julia
libretto: Krzysztof Pastor i Willem Bruls wg Williama Szekspira
choreografia: Krzysztof Pastor
dyrygent: Łukasz Borowicz
scenografia i kostiumy: Tatyana van Walsum
dramaturg: Willem Bruls
obsada: Aleksandra Liashenko, Maksim Woitiul, Carlos Martin Pérez, Paweł Koncewoj, Wojciech Ślęzak, Marta Fiedler, Patryk Walczak, Sebastian Solecki, Emilia Stachurska, Yuka Ebihara, Robin Kent
Polski Balet Narodowy, Orkiestra Teatru Wielkiego – Opery Narodowej
premiera: 07.03.2014
Wizja Pastora to prawdziwe dzieło sztuki! Pod każdym względem. Pięknie zakomponowane, zatańczone, z niezwykłą scenografią i kostiumami osadzone w naszych czasach, by podkreślić ponadczasowość nienawiści i miłości...
popielato- czarno -biały pasztet ! Powariowaliście z tą nowoczesnością?
Język nowoczesny reżyserów psuje wszystko,gdzie atmosfera Werony? Gdzie romantyzm? Gdzie szacunek dla wrażliwości widza?Czy na prawdę musicie stawiać na "oryginalność ". Pozbawiacie nas przyjemności odbioru prawdziwej sztuki.
Od pięćdziesięciu lat jem na święta pierogi z kapustą i grzybami.Jestem szczęśliwy, że nie zmieniły smaku, zapachu, formy.Doceniam twórców poszukujących, ale ze spektaklu wyszedłem lekko rozczarowany. "Przekładanie dzieł na język współczesny" to ostatnio modne hasło-zasłona dla zwykłego cięcia kosztów, głównie na scenografię i kostiumy.Tylko Prokofiew trzyma się dzielnie.Oby nie zastąpiono go w przyszłości DJ-em z konsolą.