AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Młodzieży! Wystąp!

Cud mniemany – „Mała premiera”, reż. Anna Szymczak, Teatr Polski w Poznaniu
Profesor Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, doktor habilitowany. Teatrolog, kulturoznawca, performatyk, kierownik Zakładu Performatyki Instytutu Kulturoznawstwa UAM. Autor, redaktor, współredaktor książek z zakresu historii teatru i teatru współczesnego, twórca wielu artykułów opublikowanych w Polsce (m.in. w „Teatrze” i „Dialogu”), a także za granicą.
A A A
Fot. Piotr Bedliński  

Mała Premiera to nowy projekt Teatru Polskiego w Poznaniu, którego założeniem jest przygotowanie, równolegle z premierą realizowaną przez aktorów zawodowych, tego samego tytułu z młodzieżą. Powstały w ten sposób spektakl będzie pokazywany na deskach naszego teatru” – taką oto zapowiedź możemy przeczytać na stronie internetowej naszej czołowej miejskiej placówki upowszechniania kultury artystycznej w sektorze „teatr”. No i słowo stało się ciałem: grudniowej premierze Cudu mniemanego, czyli Krakowiaków i Górali towarzyszy amatorska, młodzieżowa realizacja tego samego tekstu, której premiera odbyła się 8 stycznia.

Recenzowanie tego spektaklu jest zadaniem trudnym. Nie sposób bowiem przykładać doń kryteriów obowiązujących przy ocenie normalnych scenicznych realizacji tekstu dramatycznego w profesjonalnym teatrze. Z drugiej jednak strony trudno zignorować fakt, iż przedstawienie to jest produkcją Teatru Polskiego i zostało oficjalnie włączone do repertuaru tej niewątpliwie artystycznej, zawodowej instytucji (w styczniu 2016 roku zagrano je trzykrotnie, oznaczając tytułem Cud mniemany – zapewne dla odróżnienia od „dorosłej” realizacji na Dużej Scenie). Stąd konfuzja recenzenta, który wiele teatrów amatorskich już widział i oceniał jako krytyk bądź juror, lecz po raz pierwszy musi oceniać amatorów grających w takim dwuwarstwowym i co nieco dwuznacznym kontekście.

Nie chcąc zatem robić krzywdy bardzo młodym, pełnym zapału ludziom, którzy z radością, impetem i żywiołową energią wkraczają zaledwie na próg dźwierzy wiodących w głąb rozległej budowli teatralnych sztuk i rzemiosł, muszę powściągnąć krytyczny zapał, choć język mnie świerzbi, i to mocno.

W scenicznym opracowaniu Cudu mniemanego… dokonanym przez Annę Szymczak oraz młodziutki zespół ludzi w wieku bardzo zróżnicowanym (od „podstawówkowego” poprzez gimnazjalny i licealny, kończąc na studenckim) uderza przede wszystkim swoboda w formowaniu inscenizacyjnego kształtu przedstawienia. Nie jest ono w żadnym wypadku wierną inscenizacją „śpiewogry” Bogusławskiego – jest raczej serią improwizacji opartych na motywach wziętych z osiemnastowiecznego tekstu. Głównym motywem jest tu oczywiście konflikt między dwoma grupami ludzi. I choć są oni odziani w elementy ludowych strojów i choć na początku mówią gwarą krakowską bądź podhalańską – tak jak każe im autor – szybko porzucają tekst Krakowiaków i Górali, podążając bardzo konsekwentnie śladem swoich wypracowanych na próbach wariacji na jego temat.

Od obu grup odstaje strojem (zielony garniturek i jaśniutkie buty – wszystko to nabyte zapewne w jakimś „szmateksie”, celowo „do zdechu” kiczowate), a także swobodnym, „pańskim” zachowaniem student Bardos, pełniący tutaj, podobnie jak u Bogusławskiego, rolę rezonera. Wystudiowane, sztuczne gesty, którymi młody wykonawca sceniczny „ozdabia” swe kwieciste przemowy, czy to jako Bardos, czy jako wodzirej telewizyjnego talent show, czy po prostu quasi-narrator, mają podkreślić… No właśnie – nie wiem, co. Recenzencko-jurorski „czuj” podpowiada mi, że takie właśnie, skrajnie przerysowane, parodystyczne ujęcie tej postaci mogło być po prostu lekiem na brak scenicznego obycia młodego wykonawcy, który nie posiada treningu i techniki wiodących ku „przeżywaniu” ani „przedstawianiu”, ani nawet ku aktorskiemu „rzemiosłu” alias „wyrobnictwu”, a może jedynie popisać się przypisanym nieodłącznie młodzieńczemu wiekowi „dyletanctwem” (nieodmiennie nieodzowny Stanisławski), przed którym skutecznie wybroniła go instruktorka. Tyle że powiodła tym samym Bardosa-wodzireja, a w ślad za nim cały spektakl… Dokąd? Dalibóg, do dziś się zastanawiam. Wyglądało to na prostą parodię publicznych wystąpień rozmaitego rodzaju autorytetów – polityków, księży, nauczycieli, wykładowców itp. Ale czemu miało służyć w kontekście przesłania całego spektaklu, nad którym praca miała stać się dla młodych wykonawców „pretekstem do dyskusji o wpływie sztuki na różne grupy społeczne, o tym, czy teatr może poprowadzić lud na barykady”? (Miał to być również dla nich impuls do zastanowienia się nad tym, że „niedopowiedzenia, niezrozumienie, szybkie osądy, to małe ogniwa stanowiące zarzewie walki. Jak łatwo formułować pretensje, zakładać klapki na oczy, pikietować i obrzucać błotem – jak łatwo z sąsiada stać się wrogiem, pić z jednego kieliszka, by potem pluć sobie w twarz”.)

No i owszem, młodziutcy aktorzy często skaczą sobie do oczu – jako górale, krakowiacy, uczestnicy telewizyjnego widowiska, ludzie nam współcześni. I zapewne w trakcie pracy mieli niejedną okazję, aby otworzyć swe umysły na wymienione w programowym tekście refleksje i płynące z nich wnioski. Tyle że na deskach Sceny w Malarni tego akurat nie widać.

Ciekawe, że nawet bliska zapewne drapieżno-ironicznej wrażliwości młodych uprawiających teatr ludzi sekwencja scen przedstawiających wspomniane talent show jest w wykonaniu tego zespołu bardzo amatorska – zagrana z energią i zacięciem, ale stereotypowo, bez koniecznej w takich scenach zbiorowych precyzji. A można ją było tu osiągnąć w oparciu o życiowo-medialne doświadczenie wykonawców, reżyserując ich pojedynczo, a potem zbiorowo, z uwzględnieniem indywidualnych cech poszczególnych postaci z tłumu. A wyszedł z tego lekki chaos – może wynikający po prostu z tremy… Doprawdy trudno mi snuć tutaj dalsze przypuszczenia.

Bronią się jako tako partie śpiewane, przygotowane dość rzetelnie i takoż wykonane, choć (sprawa oczywista) tej grupie młodych ludzi daleko jest do wokalnej sprawności szkolonego systematycznie chóru. Gdy jednak dziewczyna w góralskim stroju, będąca wcześniej główną bohaterką-przedmiotem zbiorowej przepychanki (tak charakterystycznej dla młodzieżowych „wprawek teatralnych”), wspina się na wyposażony z dwóch stron w schody podest, po czym zastyga na nim przez długie minuty, czar niestety pryska. Gnębi natomiast (przynajmniej mnie gnębiło) proste pytanie: po co ona tam stoi? Co to stanie oznacza? Jakie z niego wyciągać mam wnioski jako widz?

Teatralny czar odnowiony jest za sprawą ciekawego, plastycznie atrakcyjnego pomysłu: młodzi aktorzy i aktorki ustawiają się na schodach po obu stronach podestu, łącząc swe ręce w jedną linię, która po chwili faluje od góry (od stojącej wciąż na szczycie podestu dziewczyny) do dołu i z powrotem. Teatralnie kojarzy się to z fotografiami najsłynniejszych scen zbiorowych ustawianych przez Leona Schillera w jego inscenizacjach romantycznych bądź Szekspirowskich, a popkultutrowo – z pomysłową reklamą samochodu mazda, która do niedawna „chodziła” po wszelkiego typu stacjach telewizyjnych, a po dziś dzień dostępna jest w nieocenionym „jutiubie”.

Tłem dla tak przemyślnie uformowanej grupy jest rzucony na tylną ścianę filmowy obraz lecącego białego ptaka (wyssany z mlekiem patriotyzm podpowiada mi: orła, ale pewien nie jestem) i odpowiadająca temu obrazowi podniosła muzyka.

Nie ma co się dłużej pastwić nad tą zdecydowanie młodzieżową z litery i ducha produkcją Teatru Polskiego. Takich wprawek ogląda się sporo na festiwalach teatru amatorskiego. Nasuwają się tu jednak istotne pytania: dlaczego pretekstem do pokazania takiej wprawki musi być koniecznie klasyczny tekst Bogusławskiego – dość odległy od życiowego doświadczenia młodych wykonawczyń i wykonawców? Po co profesjonalnym inscenizacjom rozmaitych tekstów dokonywanym w Teatrze Polskim mają towarzyszyć takie wprawki? Czy nie lepiej zostawić ich produkcję domom kultury, szkołom (z „Łejerami” na czele), studiom teatralnym (reżyserka spektaklu Anna Szymczak związana jest na stałe ze Studiem Teatru Castingowego mplusm) czy choćby rozlicznym prowadzącym warsztaty teatrom alternatywnym? (Akurat w Poznaniu naprawdę nie brakuje tego typu przedsięwzięć, że wymienię choćby tylko Studio Aktorskie Teatru Porywacze Ciał.) Czy nie lepiej wypełnić repertuar i Scenę w Malarni przedsięwzięciami nieco poważniejszymi? Czy Teatru Polskiego nie stać na nie? Spektakle, które w ostatnich latach grane były w tej pięknej kameralnej sali raczej temu przeczą.

20-01-2016

 

Teatr Polski w Poznaniu
Wojciech Bogusławski
Cud mniemany, czyli Krakowiacy i Górale – „Mała premiera”
reżyseria: Anna Szymczak
ruch sceniczny: Karolina Kosidło
muzyka i aranżacja: Krzysztof „Brainfreezer” Spychała
wizualizacje: Katarzyna Pieterek
zdjęcia do wizualizacji: Tadeusz Sławomir Lisiecki
obsada: Kaja Banaszak, Klaudia Baranowska, Olivia Chavigny de Lachevrotiere, Weronika Godlewska, Rozalia Kędziora, Anna Krall, Zuzanna Lewandowska, Karolina Majchrzak, Anna Matysiak, Natalia Miedza, Marianna Nowak, Monia Rękoś, Joanna Sekulak, Barbara Sowińska, Marcin Andrzejewski, Krzysztof Bobrowski, Aleks Ładniak, Piotr Maik, Szymon Ogonowski
premiera: 8.01.2016

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę: