AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

„Plus/minus/nieskończoność”, czyli powidok koszmarów

Teatrolożka i filmoznawczyni.
A A A
Fot. Tomasz Duda  

„Wszystkie błędy są celowe, są pamięcią postaci” – to pierwsza informacja, jaką otrzymujemy. Dziwna informacja, bo z jednej strony odnosi się do tego, co zobaczymy/usłyszymy, z drugiej – trudno nie czytać jej jak zapowiedzi twórców, którzy już na wstępie odżegnują się od błędów. W spektaklu W kwestii zwycięstwa pytanie o to, co jest błędem – nie tylko tym historycznym – jest kwestią kluczową. I zarazem nierozstrzygalną.

Mieszkanie przy ulicy Józefa 16, w oficynie. Pomieszczenie, które kiedyś było kuchnią – najprawdopodobniej; dziś pozostał po niej tylko zlew. Na ławkach, które tworzą widownię, mieści się około 20-30 osób. Intymny seans pamięci, która, jak już zasygnalizowano, nie jest wolna od błędów i wypaczeń, rozpoczyna się w chwili, gdy wszyscy usiądą, a postać określana jako Wielka Głód zacznie swoją opowieść. Snutą niby nieprzypadkowo, bo z okazji „światowego kongresu pokojowego”, ale dziwny to kongres, skoro gośćmi są dawno straceni dyktatorzy, rewolucjoniści, mordercy… Albo ich ofiary. I jeszcze – obywatele niesłusznie skazani w procesach politycznych. Dziwna zbieranina.

W tym spektaklu nic nie jest pewne – kilka, kilkanaście faktów, jakieś okoliczności historii. Miałam poczucie dziwności sytuacji – niby przyszłam sama na spektakl, ale równie dobrze mogłam tu być przyprowadzona przez jakąś bojówkę albo zaproszona przez bliżej nieznaną mi sektę. Konspiracja albo przymus. Tak czy siak jednak opresja – bo przez godzinę słucham Wielkiej Głód, urodzonej z „ruskiego ojca/ i matki Ukrainki” (wszystkie cytaty – w oryginalnym zapisie – podaję za tekstem pilgrima/majewskiego) w 1932 roku. Bohaterka to Kobieta/widmo, która najpierw będzie „wybitną utrwalaczką/władzy sowieckiej”, potem żoną von Ribbentropa, po 1945 roku – Johna Edgara Hoovera, a w końcu „wyzwolicielką” Afryki („bo przecież/ nie jest/ to tajemnicą/ że rewolucja/ najpierw/ musi zjeść wrogów/ a potem/ swoje dzieci/ a ja potrafiłam/ to zrobić/ perfekcyjnie/ i dyskretnie/ i robiłam/ wielki głód/ tak wielki/ i tak w temacie/ że zawsze/ zostawali/ tylko/ nasi/ w sudanie/ somalii/ nasi/ w etiopii/ czadzie/ kongo demokratycznym/ nigerii/ nasi/ w środku afryki/ i na wybrzeżu kości/ nasi/ w angoli/ nasi/ i tam/ gdzie było napisane/ afrikana liberta”).

Wielka Głód (Lidia Duda) mówi wprost do widza albo używa przygotowanych wcześniej taśm. Deklaruje, że powie o sobie „najprościej/ jak mogę/ najszybciej/ jak wymagacie”. A my – widzowie – właściwie niczego nie wymagamy, a poddajemy się narracji, która – to jeden z paradoksów tego projektu – bywa równie zaskakująca, co przewidywalna. I właśnie w owym zaskoczeniu przewidywalnością kryje się groza opowieści Wielkiej Głód.

Owszem, niewiele dziwi w historii o tym, jak Wielka Głód najpierw zjada wszystko, co staje jej na ukraińskiej drodze, potem pożera „pyszną kanapę/ i szafę zdobioną/ i burżuazyjny żyrandol” moskwian, a potem zaraża głodem więźniów niemieckich obozów koncentracyjnych. Po pierwszych odsłonach opowieści wiemy, że po wojnie Wielka Głód uda się za ocean, a potem pewnie do krajów rozwijających się. A jednak jesteśmy przerażeni tym, że to wiemy. Nie tym, że pamiętamy to wszystko z podręczników historii ani że możemy wyrysować sobie na mapie strefy cierpienia i śmierci. Przerażenie budzi szatańska logika owego działania, choć o dobru i złu nikt tu nie mówi. Ani o tym, skąd się biorą, po co i dlaczego. Jedynymi kategoriami, jakimi rządzi się ta opowieść, są głód i zwycięstwo.

Ten spektakl nie jest głosem w sprawie, a raczej przedziwną pieśnią żałobną.
Wielka Głód Lidii Dudy niczym szczególnym się nie wyróżnia. Podobno ma 82 lata, ale wygląda, jakby miała kilkadziesiąt mniej. Dlaczego ona właśnie jest tą, która opowiada nam tę historię? I dlaczego mamy jej wierzyć? W tym spektaklu nic nie jest pewne – kilka, kilkanaście faktów, jakieś okoliczności historii. Nie wiemy, czy mamy do czynienia z szaloną kobietą, czy z medium, z podwórkową wariatką czy wieszczką. Postać mówi z przekonaniem, ale czasem od rzeczy. Podaje fakty, ale niekiedy toną one w majakach, być może będących majakami chorego, głodnego człowieka.
 
W Polsce Wielka Głód się nie zadomawia : „i tak dostałam/ pomieszania/ oszalałam/ straciłam/ wyraźny cel/ jasność/ i sens/ zagubiłam/ tożsamość/ własną/ swoją/ wszystko/ mi się/ rozchwiało/ zrelatywizowało/ i/ przepraszam za słowo/ ale nie mogę/ inaczej/ po prostu/ posrało/ w tej polsce/ tym kraju/ bez ładu/ bez porządku/ bez myśli/ bez energii/ bez perspektyw/ bez nadziei/ i bez sensu”. Ten „polski” fragment najbardziej mi w tym przedstawieniu przeszkadza swoją doraźnością, nazywaniem wprost najbardziej stereotypowych przecież narodowych i społecznych grzechów.

Największym walorem tekstu W kwestii zwycięstwa (jako partytury spektaklu) jest właśnie zawieszenie pomiędzy prawdą a zmyśleniem, kiedy funkcjonuje poza publicystyką czy, mówiąc inaczej, polityką historyczną. Mieszanie faktów i zmyśleń albo raczej „domyśleń”, ich wzajemne przenikanie się i wypieranie są tu najciekawsze. W kwestii zwycięstwa otwiera pole do dyskusji w niemal każdej sekwencji tematycznej, ale (tu znów paradoks!) nie prowokuje do niej, nie skłania widzów do polemik ani wytaczania kontrargumentów. Ten spektakl nie jest głosem w sprawie, a raczej przedziwną pieśnią żałobną. Bo w końcu więcej tu ironii i goryczy niż rozpaczy. Ale ta ironia jest właśnie gorzka, jakby stępiona, spopielona. Nie jest żadną postawą ani odpowiedzią, bo odpowiedzi na śmierć nie ma.

W kwestii zwycięstwa pozostawia widzów z pytaniami: czy rację miał John Edgar Hoover, tak gorliwie zwalczający amerykańskich komunistów ? Czy zagłada dużej części Afryki jest winą Zachodu? Czy świat, który tak naprawdę nigdy się nie zmienił, bo tylko zmieniały się na mapie obszary niewolnictwa, nędzy, terroru i śmierci, ma jeszcze jakąś szansę na odkupienie? A może Majewski chce osiągnąć coś więcej, chce, byśmy zakwestionowali wszystkie te pytania jako banalnie głupie, naiwnie niedorzeczne? Może. Wielka Głód, wyliczając swoje ofiary, stwierdza: „wszystkich było razem/ plus/ minus/ nieskończoność”. A potem dodaje z prostotą: „bo w kwestii zwycięstwa/ głos może zabrać/ tylko ktoś/ kto zwycięstwo/ przygotował/ przeprowadził/ i skonsumował”. My, zwyciężeni, skazani jesteśmy na trwanie wbrew pamięci i odganianie koszmarów, tych we śnie i na jawie. Bo nie bardzo wierzymy słowom Wielkiej Głód: „ale wy tutaj/ nie martwcie się/ to były inne czasy/ świat był inny”.

23-04-2013

galeria zdjęć W kwestii zwycięstwa, Teatr im. H. Modrzejewskiej w Krakowie W kwestii zwycięstwa, Teatr im. H. Modrzejewskiej w Krakowie  W kwestii zwycięstwa, Teatr im. H. Modrzejewskiej w Krakowie  W kwestii zwycięstwa, Teatr im. H. Modrzejewskiej w Krakowie  ZOBACZ WIĘCEJ
 

Narodowy Stary Teatr im. H. Modrzejewskiej w Krakowie 
W kwestii zwycięstwa
Projekt Seb Majewskiego i Tomka Jękota
z udziałem Lidii Dudy
i przy pomocy Wojtka Kiwera
pierwszy pokaz 27.03.2014
ulica Józefa 16/4

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę: