AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Po prostu życie

Wróg publiczny i inne dramaty węgierskie, wybór tekstów Patrycja Paszt, przełożyli Jolanta Jarmołowicz i Daniel Warmuz, Agencja Dramatu i Teatru ADiT, Warszawa 2017
Doktor nauk humanistycznych, krytyk teatralny, członek redakcji portalu „Teatralny.pl”. Pisze dla „Teatru”, kwartalnika „nietak!t”, internetowego czasopisma „Performer” i „Dialogu”. Współautor e-booka Offologia dla opornych. Współorganizuje Festiwal Niezależnej Kultury Białoruskiej we Wrocławiu.
A A A
 

Kiedy we wstępie do Wroga publicznego i innych dramatów węgierskich wybitna węgierska dramaturżka i teatrolożka, Zsuzsa Radnóti, przekonuje, że „niniejsza antologia prezentuje współczesne dramaty węgierskie, które poruszają (nieraz w sposób niezwykle mocny) ważkie tematy związane z historią kraju”, równocześnie zgadzam się i nie zgadzam się z tym twierdzeniem.

To znaczy nie mam zastrzeżeń co do pierwszej jego części. W rzeczy samej przed nami dziesięć współczesnych węgierskich sztuk, które wybrała dla nas znawczyni przedmiotu z Uniwersytetu Jagiellońskiego, Patrycja Paszt. Czy poruszają one „ważkie tematy związane z historią kraju” – temu też nie mógłbym zaprzeczyć. Poruszają. Czy robią to „nieraz w sposób niezwykle mocny”? Owszem, robią. Przykładem chociażby Bańskie Kwiaty Csaba Székely, sztuka poświęcona gminie, w której po zamknięciu kopalni hula bezrobocie, a dziennikarze przyjeżdżają tu jedynie po to, żeby nakręcić kolejny materiał o zadziwiająco wysokim poziomie samobójstw lub o dbających o tradycje mężczyznach w seklerskich portkach. „Właśnie tak tu żyjemy” – z gorzką ironią mówi do kamery Mihály, który już postanowił rozstać się z życiem. „Jakoś ciągniemy. Zaśpiewać? Jeszcze nie trzeba? No dobra”.

A jednak jak na zbiór tekstów współczesnych i reprezentatywnych, zadziwiająco mało we Wrogu publicznym… tej współczesności. Szczególnie, o dziwo, gdy chodzi o płaszczyznę polityczną. Ani razu, dajmy na to, nie padnie nazwisko obecnego premiera kraju, który twardą ręką i nie bez znacznego oporu znacznej części społeczeństwa rządzi nim przez ostatnie osiem lat. Nic nie dowiemy się o Fidesz – partii, której przewodniczy i która nie od dziś dominuje w parlamencie. Nie będzie nic ani o zamieszkach w Budapeszcie z 2006 roku, kiedy ujawniono skandaliczne nagranie urzędującego wówczas premiera Ferenca Gyurcsány’a, ani o nowej konstytucji, ani o migrantach, ani o cenzurze. Nie chodzi mi rzecz jasna o publicystyczne relacje w duchu popołudniowych programów informacyjnych, tylko o próbę przybliżenia czytelnikowi realiów, w których obecnie żyją obywatele Węgier. Przed jakimi wyborami, nie tylko politycznymi, stoją i dlaczego na tym właśnie rozdrożu w tej chwili się znaleźli.

O tym, w jaki sposób podchodzi się w antologii do polityki, niech świadczy tytułowa sztuka Istvána Tasnádi, dramatopisarza, reżysera i wykładowcy na Uniwersytecie im. Gáspára Károliego. Jego Wróg publiczny przenosi nas do Brandenburgii i Saksonii początków XVI wieku, czyniąc narratorami Ogiera i Klacz. Ta para bardzo „ludzkich” zwierząt opowiada tragiczną historię swego właściciela i hodowcy, Michała Kohlhaasa, zupełnie niesprawiedliwie, niemalże jedynie dla samej zabawy pokrzywdzonego przez lokalnego możnowładcę, Wencla von Tronkę. Będąc człowiekiem ze wszech miar uczciwym, Kohlhaas postanawia szukać sprawiedliwości i dochodzić swego. Kiedy wyczerpują się przeznaczone do tego środki usankcjonowane prawem, a wyczerpują się one, jak nietrudno się domyślić, dość szybko, Michał sięga po radykalne formy nieposłuszeństwa obywatelskiego. Podpala Wittenbergę i Lipsk. Goni przesłane przeciwko niemu wojsko święcie przekonany, że Bóg jest po jego stronie. Losy tego „szalejącego anioła sprawiedliwości”, który niczym Gibsonowski William Wallace ma swój historyczny prototyp, czytelnikowi ponad dwa wieki temu przybliżył niemiecki pisarz, dramaturg i poeta, Heinrich von Kleist. Wydaje się, że István Tasnádi postanowił „przepisać” jego nowelę z 1808 roku w najlepszych tradycjach Brechta. Dlatego Klacz i Ogier, ale nie tylko, śpiewają wspaniale przetłumaczone songi (István Tasnádi pisze też musicale i dramaty muzyczne), a czytelnik-widz dzięki odpowiedniemu dystansowi wobec wydarzeń i bohaterów „uczy się” schematów pracy państwowo-represyjnej maszynki, która za wszelką cenę próbuje utrzymać odpowiadający jej status quo i, jak powiedziałby Bourdieu, unaturalnić panujący system wyzysku. Morał też będzie całkiem brechtowski. Do tego zostanie wypowiedziany wprost i w sposób niebudzący wątpliwości: „Trzeba było doprowadzić sprawę do końca albo siedzieć w domu na dupie!”. Obawiam się, że niebrechtowską może być jedynie reakcja czytelników-widzów, rozbawionych scenkami z puszczającym wiatry Marcinem Lutrem i wspomnianym już von Tronką, który chciałby umieć rumienić się i rozkoszować się bułką z masłem, a zamiast tego urządza niekończące się popijawy w podejrzanym moralnie towarzystwie.

Sztukę Istvána Tasnádi czyta się więc jako smutną bajkę dla dorosłych o dość uniwersalnej wymowie. Podobnie dzieje się w wypadku Zaciemnienia Györga Spiró. Dramatu z jednej strony mocno osadzonego w konkretnych realiach geopolitycznych – akcja rozgrywa się w 1941 roku, kiedy wchodzi w życie tak zwana trzecia ustawa żydowska. Z drugiej strony tę minimalistyczną, rozegraną niemalże w całości na dwie osoby intrygę bez większego trudu da się wyjąć, na zasadzie uczynienia z niej sugestywnej alegorii („jest już zaciemnienie, ale nie ma bombardowań”), z faktograficznych ram.

Cień ojca, utwór Csaba Mikó, jednego z najmłodszych autorów, kładzie się nomen omen cieniem na pozostałe teksty antologii. Jest to najdłuższa, najbardziej rozbudowana i wielowątkowa sztuka ze wszystkich. Autorowi dzięki żywym dialogom i śmiałemu montażowi scen udaje się stworzyć prawdziwą polifonię głosów ludzkich mikrokosmosów. Poprzez nią poznajemy historię licznej rodziny, której młodsze pokolenie dorasta w czasie transformacji ustrojowej. Cień ojca to bezlitosny krajobraz zawiedzonych nadziei i zdradzonych marzeń o kapitalistyczno-konsumpcyjnym raju, który miał nadejść po upadku znienawidzonego komunizmu. Jest to też bolesne w swych diagnozach studium kondycji współczesnej rodziny, która nie potrafi już nawet udawać oazy życzliwości i wzajemnego szacunku.

Tematyka rozpadającej się rodziny i toksycznych relacji pojawia się też w Zwyczajnej środzie Zoltána Egressy. W Ohydzie Béla Pintér opowiada o upadku małżeństwa z małej miejscowości, które adoptuje dwie nastolatki z domu dziecka, co skutkuje serią zdrad i manipulacji, w tym też na tle nienawiści do Cyganów, i tragicznym finałem niemalże w duchu Szekspirowskiego Tytusa Andronicusa. Natomiast w Zabiłam moją matkę Andrása Visky dziewczynka z domu dziecka, znowu z cygańskimi korzeniami, wtajemnicza nas w arkana własnej mitologii, po której przewodnikiem staje się jej wyimaginowany przyjaciel i pomocnik Klips. Skończy się wszystko tak, jak zapowiada to tytuł, czyli zupełnie bezradośnie.

We Wrogu publicznym i innych dramatach węgierskich jedenastu autorów spogląda na przeszłość jako na przestrzeń nierozliczonych krzywd i wciąż tlących się konfliktów. Podkreślając, jak mocno przez tą przeszłość jesteśmy uformowani, próbują oni odpowiedzieć na wyzwanie alienacji i braku autentycznej wspólnoty. Robią to bez większych eksperymentów formalnych i językowych, można by powiedzieć – w sposób zadziwiająco jak na współczesną dramaturgię klasyczny. W niektórych utworach zachowano nawet jedność czasu, miejsca i akcji. Co z pewnością czyni teksty mniej w ten sposób uzależnionymi od przekładu na rzeczywistość sceniczną, znacznie łatwiejszymi w odbiorze.

Wątek tożsamości znajdziemy w większości tekstów. Jak ubolewa jeden z bohaterów Bańskich kwiatów: „Nie jestem już dobrym lekarzem. Już nawet nie wiem, kim jestem”. Najczęściej podszyty będzie lękiem przed przedstawicielami własnego narodu oraz słabą zdolnością do wybaczenia ze strony innych. „Potęgi tego świata przychodzą i odchodzą, wyrastają i rozsypują się w pył, a my tu zostaniemy z naszymi sąsiadami” (Zaćmienie). Lecz ładunek buntu we Wrogu publicznym…, i tu powracamy do początku, jest zadziwiająco mały. Tym bardziej nie ma tu nawet zarysu możliwego „programu pozytywnego” i nakreślenia ewentualnych dróg do zmiany sytuacji. Czyżby zabrakło wiary w przyszłość? Czyżby rację miał ten nieszczęsny zagubiony lekarz: „Nie ma czegoś takiego, jak normalne życie. Dasz wiarę, że nie ma? Jest po prostu życie”. Nie wierzmy w to! Nawet za cenę stania się wrogami publicznymi.

24-10-2018

Wróg publiczny i inne dramaty węgierskie, wybór tekstów Patrycja Paszt, przełożyli Jolanta Jarmołowicz i Daniel Warmuz, Agencja Dramatu i Teatru ADiT, Warszawa 2017

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę: