AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Postmodernistyczne gry

Balladyna, reż. Krzysztof Pluskota,Krakowski Teatr Scena STU
Teatrolożka i filmoznawczyni.
A A A
fot. Anna Lem, Balladyna  

Jak dziś grać Balladynę? Od lat dramat Juliusza Słowackiego uchodzi za wyjątkowo trudny do interpretacji, „wieloznaczny”. Henryk Markiewicz pisał, że na ową wieloznaczność składa się „wysoki stopień niedookreślenia przebiegu zdarzeń, motywów postępowania oraz charakterów postaci”. Badacz dodawał również, że wbrew wielu (często sprzecznym ze sobą) twierdzeniom tekst dramatu nie pozwala na jednoznaczną interpretację. W czym leży problem? W Balladynie tkwią potężne pokłady śmiechu, ironii, dystansu, zabawy. W Epilogu Publiczność przywołuje do porządku kronikarza Wawela, twierdząc, że nie do końca zna historię, jaką opowiedziano. „Pochlebiasz, mój łysy, / I królom, i poetom... Idź precz za kulisy” – słowa Publiczności zamykają Epilog, co każe czytelnikom jeszcze raz przyjrzeć się stworzonym przez Słowackiego światom.

„Kłopotliwy”, bo wymykający się prostym odczytaniom, utwór Słowackiego od dekad umieszczano w kanonie lektur szkolnych. Przywoływany już Markiewicz stwierdzał wprost: „Czy tak skomplikowana struktura jest w pełni przyswajalna dla licealisty, a nawet studenta – można wątpić”. Problem w tym, że obecnie Balladyna jest czytana przez ośmioklasistów. Wspominam o lekturach, bo na spektaklu w STU, który oglądałam, na widowni dominowali uczniowie właśnie. A wyreżyserowanie dramatu Słowackiego tak, by był „przyswajalny” dla trzynasto-, czternastolatków – stanowi nie lada wyzwanie.

Podstawowym zabiegiem interpretacyjnym, jaki proponuje w spektaklu STU Krzysztof Pluskota, jest połączenie światów fantastycznego i realnego. Goplana na scenie okazuje się tożsama z Matką (w tej roli widziałam Kingę Ilgner), a Balladyna (Kamila Bestry) i Alina (Aleksandra Sroka) funkcjonują również jako Nimfy, czyli Chochlik i Skierka z dramatu. Przyznam, że z początku miałam wątpliwości co do tej dramaturgicznej decyzji, jednak potem uznałam ją za interesującą próbę przełożenia „baśni dramatycznej”, jak mówił o niej sam autor, na język teatralny bliski współczesnemu widzowi. Bo jeśli to, co straszne, jest zarazem śmieszne, wzniosłe łatwo zamienia się w niskie, trzeba znaleźć formę, jaka odda owe ambiwalencje. Jednocześnie groteskowa i poważna Balladyna Słowackiego wybrzmiewa na krakowskiej scenie w sposób nieoczywisty, ale niepokojący.

Krzysztof Pluskota stara się zainscenizować dramat Słowackiego, odwołując się do postmodernistycznej kultury popularnej. No bo jak nie widzieć w Goplanie bohaterki współcześnie powstających mitycznych sag? Jak nie kojarzyć Pustelnika, czyli Popiela III wygnanego, z Grą o tron? Owszem, za czasów Słowackiego i dużo później postaci dramatu kojarzono raczej z Szekspirowskimi, ale przecież kultura popularna czerpie z dzieł Stratfordczyka pełnymi garściami. Dlaczego więc nie połączyć inspiracji, w końcu nie tak odległych? Nieoczywista gatunkowo Balladyna prowokuje do scenicznego zderzania tropów i estetyk, zatem podjęcie postmodernistycznej gry z tekstem wydaje się jak najbardziej zasadne.

Co wynika z owej gry? Podstawowym tematem krakowskiej Balladyny wydaje się władza – nie tyle walka o nią, ale samo jej sprawowanie. Dlatego tak wyraziści i groteskowi zarazem są ci, którzy mieli, mają albo na chwilę sięgają po władzę. Pustelnik (Wojciech Leonowicz) przypomina obłąkanego starca, który zbyt długo przebywał wyłącznie we własnym towarzystwie, a nie wygnanego króla, mogącego jeszcze wrócić na tron. W finale jest śmieszny i przerażający jednocześnie – po śmierci Balladyny jego złowieszczy uśmiech budzi odrazę. Kirkor (Marcin Zacharzewski) z przesadną ekspresją, właściwą raczej aktorowi grającemu kilkadziesiąt lat temu Papkina, i w kostiumie księcia z bajki nie wydaje się rzeczywisty, to dziwaczna figura, która, nie wiedzieć skąd, pojawia się najpierw w chacie Pustelnika, a potem w domu Matki. Kostryn (Robert Koszucki) również pochodzi ze świata, którego nigdy nie było: karykaturalną pozę wygnanego dziedzica, zmuszonego do służby u grafa, podkreśla jeszcze twardy akcent, mający przypominać (głównie samemu bohaterowi) o niemieckim pochodzeniu. Grabiec (Grzegorz Mielczarek), czyli „z chłopa król” albo Szekspirowski Spodek, jest z kolei nadmiernie plebejski. Wszystkie te postaci są nadwyraziste, niewiarygodne – a przecież, co reżyser podkreśla, ich czyny i występki mają swoje realne konsekwencje.

Nieco inaczej nakreślone zostały postaci kobiece. W Matce wiele jest z Goplany, zwłaszcza gdy, wysyłając córki po maliny, podejmuje flirt z przyszłym zięciem. Wdowa niechętnie przyznaje się do swojego wieku (ile mogła mieć lat bohaterka Słowackiego? – najwyżej czterdzieści), czuje się jeszcze kobietą, która może zawojować świat. Alina ogrywa czystość swego serca z takim zapałem, że trudno uwierzyć w jej dobre intencje.

Jedyną w tym świecie postacią serio jest Balladyna i tylko wobec niej widz może odczuwać jakiekolwiek zrozumienie. Prawdziwie zakochana w prostaku Grabcu, zabija siostrę, bo widzi w tym jedyną szansę, jaką może dostać od życia uboga dziewczyna. Potem jej postępowanie wynika wprost z okoliczności, w jakich się znalazła.

Z owym pomieszaniem estetyk współgra szczególne podkreślanie przez reżysera szekspirowskich tropów, co wyraźne zwłaszcza w postaci Grabca, ale również w wątku wygnania Wdowy. Podobała mi się muzyczność spektaklu – Pluskota zaprosił do współpracy Kapelę ze Wsi Warszawa i Żywiołaka, co okazało się pomysłem wyjątkowo trafnym. Gorzej z wizualnym kształtem przedstawienia: z początku odnosiłam wrażenie, że mnogość efektów świetlnych ma budować odczucie postmodernistycznego nadmiaru, potem jednak dość mechaniczne, przewidywalne stosowanie światła zaczęło mnie nużyć, a w końcu drażnić.

O czym jest krakowska Balladyna? Mimo że wiemy już doskonale, iż świat najczęściej należy do silniejszych i pozbawionych skrupułów albo do tych, którzy są dostatecznie głupi, by nie dostrzegać swoich ograniczeń, jedno wydaje się pewne: śmiech nie przysłoni zła. Choć niekiedy przynosi chwilę ulgi.

06-12-2019

galeria zdjęć Balladyna, reż. Krzysztof Pluskota,Krakowski Teatr Scena STU <i>Balladyna</i>, reż. Krzysztof Pluskota,Krakowski Teatr Scena STU  <i>Balladyna</i>, reż. Krzysztof Pluskota,Krakowski Teatr Scena STU  <i>Balladyna</i>, reż. Krzysztof Pluskota,Krakowski Teatr Scena STU  ZOBACZ WIĘCEJ
 

Krakowski Teatr Scena STU
Juliusz Słowacki
Balladyna
opracowanie: Krzysztof Jasiński
reżyseria: Krzysztof Pluskota
scenografia: Katarzyna Wójtowicz
choreografia: Katarzyna A. Małachowska
konsultacje wokalne: Zuzanna Skolias
muzyka: Kapela ze Wsi Warszawa, Żywiołak
obsada: Tomasz Wysocki / Wojciech Leonowicz, Kamila Bestry / Zuzanna Skolias-Pakuła, Beata Rybotycka / Kinga Ilgner, Joanna Pocica / Aleksandra Sroka, Andrzej Deskur / Marcin Zacharzewski, Grzegorz Mielczarek / Krzysztof Pluskota,  Robert Koszucki / Łukasz Szczepanowski
premiera: 20.10.2019

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę: