AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

PPA OFF: Hejt

38. Przegląd Piosenki Aktorskiej, Nurt OFF
Doktor nauk humanistycznych, krytyk teatralny, członek redakcji portalu „Teatralny.pl”. Pisze dla „Teatru”, kwartalnika „nietak!t”, internetowego czasopisma „Performer” i „Dialogu”. Współautor e-booka Offologia dla opornych. Współorganizuje Festiwal Niezależnej Kultury Białoruskiej we Wrocławiu.
A A A
Fot. Sławek Przerwa  

O główną nagrodę Nurtu OFF 38. edycji Przeglądu Piosenki Aktorskiej rywalizowało sześć spektakli. Tyle zostało po pierwszym etapie konkursu, w którym należało zainteresować swym pomysłem twórców Przeglądu, żeby dostać niezbędne finansowe i organizacyjne wsparcie. O najlepszym z najlepszych zadecydowało jury w składzie: Katarzyna Mikołajewska, Artur Pałyga, Paweł Romańczuk, Piotr Rudzki i Mikołaj Woubishet. Decyzja zapadła i zwycięzcą ogłoszono duet Małgorzaty Wojciechowskiej i Macieja Zakrzewskiego. Twórcy przedstawienia Trololo – Przesłania najjaśniejsze dostali statuetkę Tukana i dziesięć tysięcy złotych. Spróbujmy zastanowić się, co dostali widzowie.

Organizatorzy uprzedzali, że „tegoroczni uczestnicy konkursu poświęcili więcej niż zwykle uwagi dzisiejszej rzeczywistości: obejrzymy spektakle między innymi o kobietach we współczesnej Polsce, o szacunku dla inności, o internetowym hejcie i cyberprzemocy”. Z wyżej wymienionych tropów i tematów postanowiłem wybrać jedno jedyne słówko, wokół którego skoncentrowałem własne wrażenia i przemyślenia. Tym krótkim hasłem przewodnim stał się tytułowy „hejt”, termin, który w ostatnich latach zrobił karierę godną wnikliwych badań filologicznych – socjologicznych i psychologicznych zresztą też.

„Hejt – w tym momencie cytuję internetowy słownik PWN – obraźliwy lub agresywny komentarz zamieszczony w Internecie”. Tak brzmi najkrótsza z możliwych definicji. Inny leksykon podaje drugie znaczenie: „mówienie w sposób wrogi i agresywny na jakiś temat lub o jakiejś osobie”. Podejrzewam, że cała ta niezabawna zabawa w kreatywne lub nie obrażanie wszystkiego i wszystkich ma coś wspólnego z dopaminą czy innymi „hormonami szczęścia”. Hejter poszukuje kolejnego emocjonalnego zastrzyku, żeby utrzymać odpowiedni poziom frajdy. Wkrótce zabawa staje się nałogiem.

Pójdźmy jednak o krok dalej. Czym jest hejterstwo? Inaczej, czy w dzisiejszym hejterstwie nie tyle już chodzi o samą werbalną przemoc, co o pewien sposób myślenia/niemyślenia i pewien rodzaj wrażliwości/niewrażliwości? Hejterstwo, chcemy tego czy nie, stało się częścią współczesnej kultury. Tak, brak kultury też potrafi być jej częścią. Trudno się więc dziwić, że hejt śmiało stawia stopę na scenicznych deskach. Przeszła pora samych internetowych przepychanek. Festiwalowe przedstawienia zachęcają do rozważań nad zupełnie innymi sposobami przejawiania się hejterstwa w teatrze. Odwracamy zmęczone oczy od monitorów, żeby spojrzeć na scenę. Hejt na scenie. Hejt, jako narzędzie dramaturgiczne, typ narracji, strategia retoryczna, styl i estetyka.

Zacznijmy od zwycięzców. Formalnie Trololo – Przesłaniu najjaśniejszemu najbliżej jest do klasycznego recitalu. Małgorzata Wojciechowska wykonuje piosenkę za piosenką i zagaduje publiczność w trakcie i w przerwach między kolejnymi numerami. Za jej plecami odpowiedzialny za muzykę na żywo Maciej Zakrzewski sprytnie manipuluje DJ-owskim sprzętem. Wydarzeniom na scenie towarzyszą, wyświetlane na niewielkim ekranie, przykłady anonimowej internetowej hejttwórczości. Wśród obiektów cyberprzemocy dobrze znany kanon postaci: homoseksualista, lewak, Murzyn, Żyd, grubas… Małgorzata Wojciechowska natomiast, za pomocą nielicznych teatralnych środków, wciela się w licznych „oskarżycieli” dbających o społeczną, etniczną czy moralną „czystość”. Raz widzimy ją w ONR-owskiej koszulce, niezbyt starannie ukrywanej pod hinduskim sari, innym razem w garsonce, zogromnym krzyżem na szyi. Będzie też wspólny z widzami fitness. W wyniku narastania absurdalności wygłaszanych treści pojawi się nawet końska głowa. Chociaż aktorka różnie sobie radziła z częścią stricte muzyczną, autentycznego zaangażowania zdecydowanie jej nie zabrakło. Jak wyznał duet, Trololo… zrodziło się z niedosytu po spektaklu Joanny Grabowskiej Kalkstein/Czarne słońce, który dzięki (nad)gorliwości miejskich radnych został zdjęty z afisza. Przesłania najjaśniejsze można więc odczytywać jako znany gest z jednym wystawionym palcem w stronę podobnych posunięć.

Podobnym gestem jest większość zebranych w spektaklu „wpisów głębokiej przyjaźni”. Pytanie zasadnicze brzmi: co nam daje takie przeniesienie hejtu z Sieci na teatralne deski? Jaki rodzaj emocji czy przemyśleń powinien/może się rodzić, kiedy wysłuchujemy szóstego z rzędu obraźliwego dowcipu w stylu „twoja stara jest taka gruba, że…” lub czytamy napis o tym, że przecież słowo „judzić” nie wzięło się znikąd. Oburzenie? Moralne zadowolenie, że nie jestem jednym z tych bydlaków, co obsmarowują po Internetach niewinnych ludzi?
A teraz pierwsza z dwóch zaplanowanych przerw na odrobinę pozytywnych emocji, do których zaliczam wdzięczność. Otóż szczerze dziękuję następującej czwórce: Magdalenie Fejdasz, Helenie Ganjalyan, Maciejowi Hanczewskiemu i Bartoszowi Szpakowi. Dziękuję za to, że teraz już wiem, jak wyglądały przedstawienia w teatralnej konwencji Minstrel Show. Gdyby ktoś nie wiedział, owa specyficzna forma powstała w Stanach Zjednoczonych w XIX wieku. W trakcie takich pokazów biali aktorzy, ucharakteryzowani za pomocą czarnej farby na Murzynów, pokazywali, w sposób pełen otwartej kpiny, krótkie scenki z życia nieszczęśników harujących na plantacjach. To znaczy teraz, na początku XXI wieku, mogę napisać „nieszczęśników”. Podejrzewam, że wtedy ani plantatorzy, ani aktorzy, ani najwidoczniej widzowie ich statusu „nieszczęśników” nie uznawali. Przekonani byli, że „goście z Aryki” mają dokładnie tyle, na ile zasługują, i muszą jeszcze być wdzięczni, że opuścili swój „czarny ląd” i „zasmakowali” nieco „prawdziwej cywilizacji”. Przekładając na język dzisiejszych czasów, Minstrel Show – to teatralny trolling na miarę dziewiętnastowiecznej rzeczywistości „kraju wolności”.

Spektakl Gdzie jest Zip Coon? też zaczyna się od malowania twarzy. Tylko nie na czarno, a na niebiesko. Po pięciu minutach stojące na proscenium aktorki przypominają klaunów. Sposób poruszania się, choreografia, specyficzne gagi i charakterystyczne przekomarzanie się postaci – wszystko to sprawiło, że przez pierwszą, anglojęzyczną część przedstawienia, czułem się jak w cyrku. Twórcom, z tego, co przeczytałem, chodziło o spojrzenie na kwestię reprezentacji. W rzeczy samej występ ten zachęca do tworzenia zastanawiających łańcuchów myślowych, które jednocześnie są łańcuchami tejże reprezentacji. Zastanówmy się – mamy „białych”, którzy udają innych „białych”, którzy z kolei odgrywali niegdyś „czarnych” przed jeszcze innymi „białymi”. Teraz to wszystko oglądają w ramach PPA OFF inni „biali”, czyli my, żeby, będąc „białymi”, wstydzić się tych „białych” z poprzedniej epoki. Wstydzić się, ponieważ ci „biali” uważali, że nie ma niczego szczególnego w tym, że „biali” w ramach Minstrel Show w obraźliwy sposób, czego świadomi są dzisiejsi „biali”, pokazywali „czarnych”. To dopiero cyrk reprezentacji zaprawiony piosenkami i muzyką na żywo w wykonaniu męskiej części zespołu.

Druga, polskojęzyczna część Gdzie jest Zip Coon? odsyła wprost do występu Małgorzaty Wojciechowskiej. Znowu jesteśmy bombardowani dowcipami o innych-zbyt-innych. Tym razem, czego Wojciechowska próbowała unikać, z niejaką otwartą zachętą do grupowego/indywidualnego wstydzenia się za ten hejt – coś my go przez tyle lat im wszystkim urządzali i nadal urządzamy. Ponowne pytania: na jakiej reakcji tak naprawdę zależało twórcom? jakich odkryć i przemian wewnętrznych oczekiwano od widza?

Wdech-wydech i przerwa na drugą z dwóch zaplanowanych przerw. Znowu ciepła i pozytywna emocja – zamiłowanie. Otóż uwielbiam teksty Maliny Prześlugi-Delimaty! Są mądre, zabawne i oryginalne. Lecz Pieśni Czarownic, na potrzeby niniejszej recenzji, niech będą przykładem tego, jak łatwo w dzisiejszych czasach hejtem staje się nawet walka o własne prawa. Mam na myśli kobiety walczące o swoje. Temat, jak to się mówi, na topie, więc główny warunek dobrego hejtu jest już spełniony.

Występ „czarownic” poprzedzony zostaje wzmianką o tym, że w 1511 roku w Polsce doszło do pierwszego spalenia kobiety na stosie. Decyzję o wykonaniu tak okrutnej kary śmierci podjęły władze Chwaliszewa, średniowiecznego miasteczka, które obecnie jest częścią Poznania. Trzy lata temu Ewa Łowżył zaproponowała upamiętnienie tego tragicznego wydarzenia pomnikiem. Jednak dotąd nie zebrano na ten cel stosownych środków. W październiku 2016 roku zebrano natomiast chór kobiet, który dał koncert zatytułowany Pieśni Czarownicy z Chwaliszewa. W 2017 roku, w ramach PPA OFF, oglądamy Pieśni Czarownic – czterdziestominutowe przedstawienie z muzyką na żywo (perkusja – Mieszko Łowżył, live electronics – Patryk Lichota, harfa stalowa – Ida Łowżył). Dwadzieścia ubranych w koszule nocne kobiet z zapałem śpiewa: „W twoich rękach jest mój świat / Masz mnie w garści milion lat!”. Piosenka ta zdążyła już stać się nieformalnym hymnem podczas tegorocznych „czarnych protestów” w Poznaniu. Słucham i pytam w duchu: W moich!?. „Potężniejsza niż myślałeś / oddasz wszystko, co zabrałeś”. Ja!? Zabrałem? Co, kiedy, jak i u kogo? „Twoja wina, twoja wina, twoja bardzo wielka wina!...”. Pozwolę się nie zgodzić. Nie czuję się winny! Czuję się natomiast zaszczuty z tej jednej przyczyny, że urodziłem się mężczyzną. Czyżby o taki efekt chodziło twórcom? Czy to ma być słynna kobieca wrażliwość, która tak często przeciwstawiana jest męskiemu zuchwalstwu? Za przeproszeniem, a kiedy spalono na stosie pierwszego mężczyznę? Można by argumentować, że to przecież cała inkwizycja jest wynalazkiem męskim. Gdyby w tych czasach w Rzymie rządziła kobieta, do żadnych wypaczeń by nie doszło. Szczerze chciałbym w to wierzyć. Jednak takie Pieśni Czarownic mnie w tej wierze nie podtrzymują. Poza tym dyskurs feministyczny jest o niebo ciekawszy niż zwrotka: „hokus pokus menstruacja”, znacznie bardziej przenikliwy i oryginalny niż narzekanie na przysłowiowe „trzy K”. Jako przedstawiciel „płci uzurpatorów” mogę się mylić, lecz z hejtem kobietom nie do twarzy. Szukajmy wspólnie jakichś innych dróg, żeby nie tworzyć nowego Minstrel Show. Tym razem na miarę naszych czasów i naszego „kraju wolności”.

28-04-2017

galeria zdjęć 38. Przegląd Piosenki Aktorskiej, Nurt OFF 38. Przegląd Piosenki Aktorskiej, Nurt OFF 38. Przegląd Piosenki Aktorskiej, Nurt OFF 38. Przegląd Piosenki Aktorskiej, Nurt OFF ZOBACZ WIĘCEJ
 

38. Przegląd Piosenki Aktorskiej
Nurt OFF
24.03 – 02.04.2017

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
siedem minus cztery jako liczbę: