AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Przezwyciężając

Alessandro Schiattarella, performanse Altrove i Powiedz gdzie to jest oraz Grupa Teatralna MASHIRIKA, Nadzieja Afryki, XIII Brave Festiwal, Wrocław, 13-22 lipca 2018
Doktor nauk humanistycznych, krytyk teatralny, członek redakcji portalu „Teatralny.pl”. Pisze dla „Teatru”, kwartalnika „nietak!t”, internetowego czasopisma „Performer” i „Dialogu”. Współautor e-booka Offologia dla opornych. Współorganizuje Festiwal Niezależnej Kultury Białoruskiej we Wrocławiu.
A A A
Alessandro Schiattarella, Altrove
fot. Christian Glaus  

1.
Neurologiczno-mięśniowa choroba Hirayamy jest jedną z odmian stwardnienia zanikowego bocznego, na które cierpiał Stephen Hawking. Nie za wiele wiemy o tym schorzeniu. Pomóc w jej badaniu miały między innymi zbiórki pieniędzy towarzyszące słynnej akcji Ice Bucket Challenge, kiedy wszyscy oblewali się wodą z kostkami lodu. Chociaż rzadko jest diagnozowana u osób młodych, włosko-szwajcarski tancerz Alessandro Schiattarella dowiedział się o niej, mając piętnaście lat.

Właściwie wtedy jeszcze nie był tancerzem. Urodzony w Neapolu chłopiec miał przed sobą Rudra Béjart School i przeprowadzkę do Szwajcarii. Przed sobą miał też karierę w takich sławnych międzynarodowych zespołach, jak chociażby East West Theater Company w Sarajewie czy Scapino Ballet w Rotterdamie. Tymczasem rozwijała się jego choroba, osłabiając i wyszczuplając ręce artysty. Stając się, jak określono to w programie, tą „mniej widoczną niepełnosprawnością”. Mniej widoczną dla nas, lecz czy mniej przez to dotkliwą dla samego artysty?

Schiattarella postanowił jednak, że ułomność ciała tancerza, a nie tylko jego perfekcja, równie dobrze może stać się materiałem dla jego taneczno-performatywnych dzieł. Do Wrocławia przywiózł dylogię, na którą złożyły się występy solowe Altrove oraz Powiedz, gdzie to jest. Jak czytamy: „Tytułowe altrove (wł. „gdzieś”) to przestrzeń konfrontacji, dialogu, zabawy, gdzie inność staje się inspiracją”. Należy dodać, że w naszym wypadku to pusta, odarta ze scenografii przestrzeń Sceny na Świebodzkim Teatru Polskiego. Artysta pojawia w jej głębi. Stoi odwrócony do nas plecami, jakby przyklejony do tylnej ściany. Trwa w bezruchu, wystawiając na pokaz swój nagi tors. Wpatruję się, próbując przebrnąć wzrokiem przez dzielącą nas odległość. Ma coś na głowie, co dopiero po chwili potrafię zidentyfikować jako mały plastikowy taboret, który wygląda niczym dziwaczna korona czy nawet aureola. Powoli zmienia pozycję. Wyciągnięte ręce, delikatne, chude, z dużymi dłońmi i długimi palcami próbują objąć ścianę. Towarzyszy temu wszystkiemu transowa muzyczna kakofonia.

Zarówno Altrove, jak i Powiedz gdzie to jest, performans, który zaczyna się w niemalże identyczny sposób, nie mają wyraźnie poprowadzonej linii narracyjnej i żadnej warstwy słownej. Schiattarella opowiada wszystko za pomocą (bez)ruchu. Chociaż nie o opowiadanie, mimo że oba dzieła wyraźnie czerpią z prywatnych i bardzo intymnych doświadczeń tancerza, tu chodzi. Shiattarela aranżuje swego rodzaju laboratorium, w którym artysta bada (nie)możliwości własnego organizmu, próbując przybliżyć nam, jak pięknie o tym pisał Tadashi Suzuki, swój unikatowy „sposób czucia ciała”.

W jednej ze scen, na przykład, konfrontuje się, czy może prowadzi dialog, z własnym cieniem, zwiększonym i powielonym przez umocowane na podłodze reflektory. Dawid i Goliat. Postać z krwi i kości oraz zaledwie widmo (nad)człowieka. W innej, usadowiwszy się na wspomnianym taborecie, znowu odwrócony do widowni plecami przypomina więźnia przygotowanego do kolejnej sesji tortur. Za chwilę wykąpany w świetle reflektora zacznie urządzać coś na kształt rytuału o trudnym do zgadnięcia znaczeniu. Teraz zupełnie bezbronny czołga się na czworakach ze spuszczonymi szortami. Za chwilę podniesie brzeg ogromnej czarnej płachty, którą wysłana jest scena, żeby zniknąć pod nią i pojawić się w innym miejscu. Tyle w tym dziecinnej zabawy, co desperackiej chęci ucieczki. Artysta gra z przestrzenią i przestrzeń gra z nim, uruchamiając dialektykę zniewolenia i wyswobodzenia. W każdym ze spektakli jest scena, w której za pomocą puszczanej z sufitu wiązki czerwonego światła Shiattarela skupia całą naszą uwagę na własnych rękach. To seans hipnozy, w trakcie którego dzięki coraz szybszym ruchom coś tak zwykłego i znajomego, jak ręce zmienia swój kształt, przestaje znaczyć to, co znaczy. W pewnym momencie dłonie kojarzą się z ogniem, z pochodnią. Następnie toną w czystej abstrakcji formy i koloru.

2.
Jak informują organizatorzy, premierę spektaklu Nadzieja Afryki, dzieła grupy Mashirika Performing Arts, obejrzało dwadzieścia pięć tysięcy widzów. Było to w 2004 roku, w dziesiątą rocznicę ludobójstwa w Rwandzie, kiedy w ciągu stu dni Hutu wymordowali około miliona swoich współrodaków Tutsi. Dziesięć tysięcy osób dziennie, czterysta co godzinę, siedem co minutę. To wszystko w czasie, kiedy świat żył Mistrzostwami w Piłce Nożnej. O tej nieludzkiej statystyce przypomina otwierające występ Afrykańczyków nagranie, zderzając bezosobowy wymiar liczb i statystyk z przerażającymi w swej potworności zdjęciami ofiar tej tragedii. To krótkie wideo jednocześnie potwierdza, że materiałem dla przedstawienia, które za chwilę obejrzymy, stały się zebrane relacje świadków, ich osobiste historie i przeżycia.

Tragedię w afrykańskim kraju, absurdalny w swej arbitralności i katastrofalny w skutkach podział na dwie nierówne grupy etniczne, oddanie pełni władzy jednej z nich z uciskiem drugiej, ufundowały Rwandzie władze kolonialne. „Centrala” z drugiego kontynentu, przekonana była, że wie lepiej. Przypominam o tym, bo w Nadziei Afryki nie kładzie się na to szczególnego nacisku. Spektakl w ogóle starannie unika jakiejkolwiek pedagogiki winy, w tym też wobec Starego Świata. Nie jest aktem oskarżenia i ustalania listy winnych. Tym się na przykład różni od wrocławskiego przedstawienia, które cztery lata temu zrealizował zespół teatru muzycznego Capitol i Jan Naturski, zainspirowany książką reporterską Dzisiaj narysujemy śmierć Wojciecha Tochmana. Spektakl Umwuka w scenografii przypominającej wnętrze rzeźni ze sterczącymi ze ścian maczetami był już znacznie bardziej jednoznaczny w ocenach bierności Europejczyków.

Tymczasem sposób prezentacji tego, co, jak wiemy z dyskursu dotyczącego Holocaustu (a podczas samego występu padają słowa: „Ludobójstwa nie da się zrozumieć”), w zasadzie umyka każdemu zobrazowaniu, kieruje twórców w stronę prostej i może nawet nazbyt zuniwersalizowanej symboliki żałoby. Na pustą niemalże scenę z kilkoma parawanami i ustawionymi pośrodku czterema wielkimi wschodnioafrykańskimi bębnami wychodzą aktorzy, trzymając w rękach zapalone świece. Nucą pieśń, przypominając jednocześnie, że to, co zdarzyło się w Rwandzie, niestety nie jest jedynym tego rodzaju wydarzeniem w burzliwej i bezlitosnej historii poprzedniego stulecia. Armenia, zagłada Żydów podczas II wojny światowej, dyktatura Pol Pota w Kambodży, masakra w Srebrenicy…

Jednak spektakl, w 2005 roku pokazywany na Światowym Szczycie G8 w Edynburgu, nie brnie w stronę rytuału. Znacznie bliżej mu nawet nie do przedstawienia teatralnego, lecz do upamiętniającego galowego koncertu, w którym numery taneczno-muzyczne przeplatają się z krótkimi zwierzeniami ze wsparciem chóru, a te zaś z choreografią symbolicznej śmierci i zmartwychwstania. W ogóle to Nadzieja Afryki jest raczej właśnie o zmartwychwstaniu niż o śmierci. Wśród występujących zobaczymy Eliane Umuhire, która gra też w filmie Ptaki śpiewają w Kigali reżyserki Joanny Kos-Krauze pokazywanym w tym roku w ramach przeglądu filmowego Brave: Forbidden Cinema. Ubrana w tradycyjny dla regionu biały strój, śpiewa pięknie i wzniośle, stając się personifikacją tytułowej nadziei.

Są rzeczy, które w spektaklu trudno poddać ocenie. Chociażby zaangażowanie twórców oraz ich szczerość, kiedy mówią wprost do widowni, że „kochają Rwandę”, „Rwanda jest naszym pięknym domem”, w którym „wszystko jest”. Jak na przykład dałoby się „wycenić” wymiar terapeutyczny całego przedsięwzięcia? Szczególnie nam, „oddalonym” od tragedii tysiącami kilometrów. Nie wiemy przecież, jak spektakl odbierany był przez ten premierowy tłum. Entuzjastycznie, ktoś mógłby powiedzieć. Z pewnością. Lecz mam na myśli tę rolę, którą występ artystów, pod koniec wypełniony czystą, starającą się wszystko przezwyciężyć radością, odegrał w tym długim, ciężkim, lecz jakże niezbędnym procesie przepracowania strasznej wspólnej traumy. Ile serc ukoił chociażby przez chwilę? Mam nadzieję, że niejedno, chociaż nie o cyfry tu rzecz jasna chodzi. Chodzi właśnie o nadzieję.

03-10-2018

galeria zdjęć XIII Brave Festiwal, Wrocław, 13-22 lipca 2018 XIII Brave Festiwal, Wrocław, 13-22 lipca 2018 XIII Brave Festiwal, Wrocław, 13-22 lipca 2018 XIII Brave Festiwal, Wrocław, 13-22 lipca 2018 ZOBACZ WIĘCEJ
 

Alessandro Schiattarella, performanse Altrove i Powiedz gdzie to jest oraz Grupa Teatralna MASHIRIKA, Nadzieja Afryki, XIII Brave Festiwal, Wrocław, 13-22 lipca 2018

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę: