Przyjemnie, bez rewelacji, ale odbiór osobisty jest
Stołeczne miasto Poznań funkcjonuje w zbiorowej świadomości Polek i Polaków jako… Długo by tu wymieniać, jako co. Tyle że w dziedzinie piosenki jest dziura: nie mamy Snu o Poznaniu, Poznańskiego spleenu, Tylko w Poznaniu ani Janka Kaczmarka, co padł (a padło ich przecież wielu w Czerwcu‘56, tyle że nie zostali utrwaleni w pieśni). Lukę tę postanowił wypełnić dyrektor artystyczny Teatru Polskiego Maciej Nowak, a jego menedżerskie wyzwanie podjęła warszawsko-krakowska (a ostatnio już trochę poznańska) aktorka i reżyserka, Joanna Drozda – przypomnijmy: realizatorka dwóch odcinków cieszącej się dużym powodzeniem wśród tutejszego mieszczaństwa piwniczno-kawiarniano-kabaretowej Extravaganzy.
Skąd wziąć poznańskie przeboje? Przecież ani Urszula Sipińska, ani Anna Jantar, ani Hanna Banaszak, ani Zdzisława Sośnicka, ani Małgorzata Ostrowska nie wyśpiewały nic o mieście, w którym albo się urodziły, wychowały i wykształciły (to te trzy pierwsze), albo – jak kaliszanka Sośnicka czy urodzona w Szczecinku Ostrowska – pobrały „ponadśrednie” nauki), po czym realizowały swe ogólnopolskie błyskotliwe kariery. Spośród znanych piosenek ze stolicą Wielkopolski w tytule i w treści mamy właściwie tylko Ezoteryczny Poznań i Poznańskie dziewczęta Pidżamy Porno z hitowego albumu Złodzieje zapalniczek (1997). (Zakłócając nieco tok narracji, dodam, że ten pierwszy utwór wszedł do przygotowywanego przez Drozdę przedstawienia, ale w nowej aranżacji nie zachwyca, nie pobudza i w ogóle kiepsko brzmi.)
Trzeba było zatem rozpocząć intensywne poszukiwania archiwalne, które Joanna Drozda wykonała w miarę rzetelnie, szperając między innymi w tomikach związanych z Poznaniem poetek i poetów oraz w opracowaniach, które dotyczyły (zaskakująco licznych) poznańskich kabaretów okresu międzywojnia. Tu pozwolę sobie jednak na „utysknięcie” starego poznaniaka: szkoda, że przy tej okazji nie sięgnęła do bogatego dorobku Teya, gdzie znalazłaby między innymi tekst piosenki Zenona Laskowika poświęconej oddaniu do użytku Ronda Kaponiera w 1973 roku. Cytuję z pamięci rosyjską i włoską wersję sensacyjnych wiadomości o tym wiekopomnym wydarzeniu: „W Poznani postroili oczień charoszije rondo. Takoje samoje chocziet siebie doma postroit' Belmondo. (…) Indżiniera cretina, zapomnieli o wózkach dla bambina”.
Laskowik jest na miejscu, można zapewne od niego wydostać ten tekst.
Efektem archiwalnych poszukiwań reżyserki oraz kompozytora, Michała Łaszewicza, stał się spektakl-koncert Pepepe. Przegląd Piosenki Poznańskiej, którego premiera odbyła się 30 czerwca 2018 roku, na „scenie plenerowej” Teatru Polskiego, czyli na malutkim dziedzińcu położonym pomiędzy dziewiętnastowiecznym gmachem Teatru, budynkiem jego administracji i oszklonym foyer Sceny w Malarni, które bardzo ładnie się prezentowało jako tło małej estrady.
Cóż, miło było popatrzeć i posłuchać, miło było się wzruszyć i zadumać, czasem nawet zaśmiać (z pewnym wysiłkiem podyktowanym przypływem dobrej woli), ale niestety, żadnych rewelacji ani kandydatur do miana hitu w Pepepe... nie znalazłem. Hitem jest natomiast sam pomysł Macieja Nowaka, by zrealizować taki właśnie spektakl-koncert umacniający lokalną tożsamość. Publiczności na pewno na nim nie zabraknie ani latem, ani zimą (pewnie przeniesie się wtedy do Malarni), a tym bardziej na planowanych występach plenerowych w rozmaitych punktach miasta.
Co warto w Pepepe... wyróżnić? Na pewno nie wysiloną, „przedowcipowaną” konferansjerkę Piotra Nerlewskiego, ironicznie, ale bez polotu nawiązującą do peerelowskich wzorów. No, chyba że potraktujemy te wstawki zapowiadacza jako „metaironiczne” (Nerlewski kpiący z samego siebie parodiującego Irenę Dziedzic, Lucjana Kydryńskiego lub Andrzeja Łapickiego jako spikera Polskiej Kroniki Filmowej), ale to chyba zbyt skomplikowane jak na tak prostą konwencję widowiska-koncertu. Nie wypaliła także drętwo-estradowa interpretacja Szklanej pogody Lombardu w wykonaniu Zuzanny Szaporznikow. Niestety, Małgorzatę Ostrowską trudno przebić albo „jakoś tam ominąć”. Podobał mi się natomiast sam pomysł połączenia „ogromnej betonowej wsi” z Ratajami oraz Piątkowem. Jako mieszkaniec Osiedla Piastowskiego z lat osiemdziesiątych skojarzenie to zdecydowanie popieram! Tygrysica transformacji w wykonaniu Kornelii Trawkowskiej spodobała mi się jedynie z racji zgrabnego połączenia „transformacyjno-szemranej” treści z rytmem, melodią i aranżacją nawiązującymi do przebojów Franka Kimono. Samo wykonanie oraz „tygrysi” kostium aktorki – takie sobie. Trawkowska zabłysnęła natomiast świetnym pastiszem, jakim było połączenie Bany do Poznania Kapeli zza Winkla (bana to „po naszymu” pociąg) z Grande Valse Brillante Ewy Demarczyk – tu również ukłon w stronę reżyserki za ten pomysł, świetliście błyszczący perłami natchnienia.
Piosenka Jadwigi Urbanowicz i Mieczysława Wojciechowskiego o „poznańskim latarniku”, która wygrała rozpisany w drugiej połowie lat pięćdziesiątych konkurs na piosenkę o Poznaniu, nie wzbudziła we mnie gwałtownych poruszeń estetycznych, a jedynie odświeżyła dziecinne wspomnienia. Tak, tak, bom i ja, małoletni, obserwował pracę zapalaczy i gasicieli latarń na Nowowiejskiego i Spornej w porannej, zaspanej drodze do przedszkola… Ale o tym utworze piosenkarskim aż do premiery Pepepe... nic nie wiedziałem.
Jasnymi punktami tego spektaklu były natomiast dla mnie (oprócz Bany... à la Demarczyk):
1) zapożyczony od opolskiego festiwalu dźwiękowy sygnał, od czasu do czasu powtarzany dla przypomnienia, że uczestniczymy w „bardzo poważnym” Przeglądzie Piosenki Poznańskiej. Prócz tego ciekawym pastiszowym pomysłem było przekształcenie ogólnie znanego „pa papapa pa papapa pa papapa papa” z Kuligu Skaldów w „pe pepepe...” itd., będące, oprócz opolskiego sygnału, wyrazistą dźwiękową wizytówką spektaklu-koncertu Joanny Drozdy.
2) jak zwykle spektakularny „gościnny występ” Jakuba Papugi, przebranego za przedwojenną damską gwiazdę kabaretu, w znanej już powszechnie, wziętej z Extravaganzy pieśni sławiącej miłość oślicy Antoniny i osła Napoleona z poznańskiego ZOO. Przypomnijmy: miłosne zapędy osłów spowodowały ostrą reakcję pewnej radnej (dzieci na to patrzą!), co położyło kres oślej idylli. Bardzo, jak zwykle, przypadł mi do gustu fragment owej pieśni mówiący o zawstydzeniu i zgorszeniu poznanianek tudzież poznaniaków zdążających w niedzielę „z kościoła na słodkie”.
3) znakomity, słusznie przypomniany przedwojenny tekst Mojego Poznania Eugeniusza Morskiego, czytelnie, bez ogródek opisujący naznaczoną społecznymi kontrastami i konfliktami ówczesną, nieupudrowaną rzeczywistość miasta.
4) pomysł uczczenia tradycji miejsca zwanego „Bałtykiem”, a wypełnionego obecnie nowoczesną architekturą, odśpiewaniem… szanty. Sam tekst morskiej pieśni to już another kettle of fish, jak mówią przedstawiciele pewnej dawnej morskiej potęgi, natomiast wykonanie – very dziarsko-marynarskie.
5) odnalezienie, literackie oraz muzyczne opracowanie i sceniczne wykonanie wiersza Kazimiery Iłłakowiczówny Jest w Poznaniu. Rzecz traktuje o jednym z powstańców z Czerwca’56, robotniku Gulczyńskim. Został on napiętnowany przez komunistyczny aparat propagandy jako pijak i chuligan, który miał jakoby wspiąć się na dach poznańskiej opery i dosiąść górującego nad nią Pegaza; natomiast wiersz „Iłły” był przykładem „poezji nieprawomyślnej” przytaczanym w instrukcjach dla cenzorów. Gdy Tadeusz Falana uderzał w struny gitary i chrypiąco interpretował pieśń Pegaz Gulczyński, trudno mi było nie myśleć o dziurach od kul, które do dziś widać na murach niektórych jeżyckich kamienic, no i o własnych niegdysiejszych przymusowych wizytach z teatralnymi scenariuszami w poznańskiej siedzibie GUKPPiW (czyli cenzury) przy ulicy, nomen omen, Mickiewicza.
6) poprzedzenie odśpiewania przez Katarzynę Węglicką piosenki Jadwigi Urbanowicz i Jerzego Miliana Tramwajem na Rataje wierszem słynnego socrealistycznego barda, Ryszarda Daneckiego. Wiersz ten (zaraz zacytuję go w całości) powstał w 1952 roku, lecz pamiętam doskonale, żeśmy na polonistycznych studiach w latach siedemdziesiątych do rozpuku rozweselali się wygłaszaniem także nowszych tekstów z podsumowującego ówczesną twórczość owego poety tomiku Patrol poetycki, na przykład takimi oto fragmentami Ballady (o dziewczynie lotnika wojskowego):
(…) Każda gwiazda, co w niebie miga –
jest podobna do jego MIG-a (…)
Bo tak to jest już u lotnika,
że pocałuje – nagle znika!
Natomiast zainscenizowany socrealistycznie przez Joannę Drozdę i sugestywnie odegrany (nie odśpiewany) wiersz Most Marchlewskiego (dziś ten most nosi imię Królowej Jadwigi) brzmi tak:
Ludzie z pierwszego brzegu – kamienie wożąc wytrwale –
ludziom z drugiego brzegu w zapale most budowali;
ludzie z drugiego brzegu – przęsła montując ze stali –
ludziom z pierwszego brzegu most budowali w zapale.
Huczał młot elektryczny, wbijając w dno Warty pale,
huczał i grzbiet przetrącał pieniącej się wściekle fali –
stanęły filary, że żadna ich powódź nie zawali –
daremnie kry topniejące o filar biją w szale!
Czarna toń rzeki łuną elektrospawarek błyska,
po raz ostatni ciemność siny snop iskier rozgarnął,
jak księgę Konstytucji rozcięto wstęgę dwubarwną,
do przedmieści dalekich otwierając drogę bliską!
Pędzą przez most w lipcowym słońcu zielone tramwaje
–
tak rośnie nowy Poznań, tak wielkie miasto powstaje…
Odśpiewane potem przez Katarzynę Węglicką strofy Jadwigi Urbanowicz brzmiały na tym tle niemal skromnie i gustownie, chociaż jedna z nich:
Wkoło domy kolorowe
Co godzina rośnie dom
W nich bezdomni kochankowie
Już niedługo znajdą znajdą schron
nasunęła mi raczej skojarzenia z imperialistyczno-militarystycznym zagrożeniem amerykańskim i koniecznością zabezpieczenia się przed wyprodukowaną w ramach tamtejszego kompleksu przemysłowo-zbrojeniowego bombą atomową.
Jak doskonale widać, każdy, kto dłużej pomieszkał w Grodzie Przemysława, znajdzie w Pepepe. Przeglądzie Piosenki Poznańskiej coś osobiście go fascynującego. Wróżę temu spektaklowi-koncertowi długi, owocny żywot, choć z mojego, krytycznego punktu widzenia jest on nierówny i niepozbawiony mielizn. Rozchodzi się jednak o to, żeby (odejdźmy nieco od tekstu prezesa Ochódzkiego) te minusy nie przesłoniły nam plusów.
12-09-2018
galeria zdjęć PePePe. Przegląd Piosenki Poznańskiej, reż. Joanna Drozda, Teatr Polski w Poznaniu ZOBACZ WIĘCEJ
Teatr Polski w Poznaniu
PePePe. Przegląd Piosenki Poznańskiej
reżyseria: Joanna Drozda
dramaturgia: Joanna Drozda, Michał Wybieralski
kostiumy: Jola Łobacz
kompozytor: Michał Łaszewicz
obsada: Zuzanna Szaporznikow, Kornelia Trawkowska, Katarzyna Węglicka, Mariusz Adamski, Tadeusz Falana, Jakub Papuga, Piotr Nerlewski oraz zespół muzyczny pod kierunkiem kompozytora
premiera: 30.06.2018, scena plenerowa
Twórcy skompromitowali się zatrudniając do tej produkcji Michała Wybieralskiego, osobę która molestowała i uderzyła 2 krotnie kobietę (łamiąc jej nos). Jak można współpracować z takim osobnikiem, który dopuszcza się tak nagannych czynów? Szkoda że to kompletnie przyćmiło całe wydarzenie kulturalne. Ale jest to chyba nauczka na przyszłość żeby nie wiązać się z takimi odrażającymi postaciami bo przekreśla to potem ogrom pracy jakie wkłada się w przygotowanie spektaklu. Szkoda, bo brakuje w Poznaniu takich wydarzeń.