AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Pudełko zwane wyobraźnią

Profesor Uniwersytetu Wrocławskiego, filolog, medioznawca, wykładowca w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UWr. oraz w Akademii Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta. Autor, współautor i redaktor książek z zakresu literaturoznawstwa i medioznawstwa. Był recenzentem teatralnym, m.in. „Gazety Wyborczej” i „Dziennika Gazety Prawnej”.
A A A
Szepty i krzyki, reż. Ivo van Howe,
Toneelgroep Amsterdam, fot. Marcin Oliva Soto  

Byłem licealistą, kiedy usłyszałem podczas lekcji o poezji przerażające pytanie, czym jest wyobraźnia. Zapadła mi w pamięć przejmująca prostotą odpowiedź Herberta: „Zastukaj palcem w ścianę – / z dębowego klocka/ wyskoczy/ kukułka/ wywoła drzewa/ jedno i drugie/ aż stanie/ las”. Bergmanowski tryptyk Ivo van Hovego wywarł na mnie podobne wrażenie. Oto wystarczy z namysłem zapukać w pudełko bardzo klasycznej sceny, aby stanął przed nami jeden, drugi, trzeci człowiek. Zdumiewający, gdyż podobny do nas w swoim zwątpieniu.

Zapewne nie tylko moje pokolenie miało w PRL-u dość skomplikowane relacje z filmowymi dziełami Ingmara Bergmana, którego van Hove inscenizuje. Artysta kina odkrywał bowiem instynktowne piękno ciała, a zarazem przerażał bezlitosnym ukazywaniem defektów duszy. Kłamcom odbierał nadzieję. Głupcom poczucie pewności siebie. Mędrców skazywał na samotność. Kochankom ukazywał bezlitosność znużenia. Żywym – nieuchronność choroby i śmierci. A wszystko w kalejdoskopie form: od misteryjnych thrillerów po kameralne studium osobowości. Niemal na bakier z kinem epoki.

Pokazane na Dialogu, wyczekiwane przez publiczność teatralne prace Ivo van Hovego przekonują, że choć zmienił się czas i pejzaż kultury, przeniesione na scenę kinowe diagnozy Bergmana nadal intrygują. Przede wszystkim okolicznościami opowiadania historii, która nie ma jednoznacznego finału, nawet jeśli jest on – na pozór – ostateczny jak śmierć właśnie.

Intrygują także wizjami swoistych światów równoległych, w których zdaniem bohaterów Bergmana żyjemy. Obok siebie, na przekór sobie, wbrew sobie, z miłości, lecz i z nienawiści do siebie. Sugestywnym przesłaniem tych dramatycznych raportów z możliwej rzeczywistości wydaje się przekonanie scenarzysty i reżysera o dwoistości ludzkiej egzystencji. Ludzie szukający zbliżenia, a przecież najczęściej przewijający w odmiennych kierunkach taśmy emocji i fizyczności.

Konstelacje – oto najlepsze określenie dla bytu bohaterów. Rozpoznane, nawet oczywiste kształty świata wypowiadane przez postacie oraz fizycznie niepojęte otchłanie, mikrokosmosy nanodramatów, które skutecznie oddzielają je od siebie. Więc dość banalne, czasem oczywiste zachowania kochanków, aktorów, pacjentów, lekarzy i niepojęte reakcje ludzi-manekinów, jak Rachel z Po próbie, czy pięknych i bestii zarazem, jak Elisabeth z Persony (w obu rolach Marieke Heebink).

Van Hove wyprowadza zatem swoje przedstawienia z przekonania, iż sztuka autora Siódmej pieczęci to przede wszystkim sugestywna tkanka języka i wszechogarniająca substancja zmysłów. Ta pierwsza bohaterów deklaruje, wznosi społeczne ramy, nazywa. Ta druga dopełnia, interpretuje, wiąże persony dramatu niewymówioną siecią doznań, łaknień, głodu, namiętności, odrzucenia i wstrętu. Obie listy atrybutów tak poetyckiego, jak niezwykle realnego aktu komunikacji można mnożyć. Subtelność i stoicki chłód. Słabość i heroizm. Czułość i ostracyzm. Przejmujące są te pary ludzkich cech wsiąkających w relacje pomiędzy bohaterami. Jakby zło, pustka i samotność były naturą człowieka.

Van Hove w spinających festiwal swoistą klamrą realizacjach scenicznych nie udziwnia, nie sampluje, nie skreczuje. Grając na otwarcie i na zamknięcie spotkań, traktuje teatr poważnie. Niczego nie dekonstruuje. Wielu powie, że formalnie wręcz przynudza zamiast – jak powszechnie oczekiwano – olśniewać. Przywiózł do Wrocławia teatr niemal klasyczny. Oczywiście, różnorodny. W Szeptach i krzykach mocno wsparty na postmodernistycznym, niemieckim teatrze chłodnych manier interpretacyjnych, przywołujących pejzaże wideo i zabawy technologiami. W Po próbie czerpiący z poetyki Teatru.doc, wszakże wystudzonego inteligenckim, literackim językiem. – Kto dziś tak mówi? – usłyszałem w foyer. I tylko w Personie zobaczyliśmy teatr fantastycznej przemiany, śmiało korzystający z niemal filmowego planu i wielkich machin magii.

Na dobrą sprawę Szepty i krzyki wystarczyłyby, aby scharakteryzować znaczne pole semantyczne Bergmanowskiego świata. Oto konająca Agnes (zbyt banalnie przerysowująca postać Chris Nietvelt) porusza się w czasoprzestrzeni domu-laboratorium śmierci, ograniczonej instalacjami medycznymi, przenośnymi lampami i ekranami monitorów. Umiera niczym bohaterka reality show. Mimo opieki pielęgniarki i córek jej życie ma sens tylko dzięki mediom – telewizja i malarstwo to konfesjonał i bezstronne archiwum jej egzystencji. Mowa ludzka bywa pełna uprzedzeń, stereotypów, fałszu interpretacji, tytułowych szeptów, media wydają się zatem powiernikiem doskonałym – po prostu transmitują ból. Media przyjmują krzyk. I go nie komentują.

Aktorstwo zda się w takim planie czymś wtórnym. Postacie zostają zredukowane do stereotypów czy (współcześniej) wizerunków człowieczeństwa. Czuła córka, córka obojętna, wycofana emocjonalnie pielęgniarka (posągowa Maria Kraakman) – to produkty cywilizacji. Podobnie jak pastor melorecytujący modlitwy niczym radiowe reklamy (Hugo Koolschijn). Nie-ludzie obok męczeństwa, więc cynizm jako tło cierpienia. Ale i pytanie pryncypialne, co zrobić z krzykiem w naszym personalnym życiu. Gdzie go pomieścić, jak wyrazić, by nie uciec do księgi banałów, pustych gestów, pozornej opiekuńczości. Kamera nas nie uwzniośli, raczej wyszydzi lub wręcz zohydzi cierpiące ciało.

Więc może sztuka. Choćby malarstwo. W zimnej przestrzeni złożonej ze szpitalnego łóżka i ekranowych puzzli zdumiewa agonia Agnes, która zmieszawszy błękitną farbę z ekskrementami zapisuje konwulsjami ciała na rozpostartym na podłodze płótnie odcisk ciała. Odcisk niepowtarzalnej, ekstatycznej formy. Nie nam rozstrzygać, czy aktorski body painting ma walor artystyczny – z pewnością jest emocjonalną rewelacją w tej krainie marionetek czuwających przy śmiertelnym łożu. A jednak intymna relacja Anny i Agnes, unieruchomiona kilkakroć niczym figura współczesnej Piety, owo trwanie życia, piękna nagość triumfująca zastępująca ohydną nagość śmiertelną – to chyba za mało jak na opisane wyżej okoliczności inscenizacyjne i oczekiwania widzów.

Finałowy pokaz to Po próbie rozdzielone przerwą z Personą. Najpierw historia gierek, czasem gier reżysera z aktorkami. Tytułowa próba dotyczy raczej związku z kobietą niż próby teatralnej. Bowiem teatr opowiadany przez Henrika Voglera („dariofowski” Gus Scholter van Aschat) przygotowującego Grę snów Strindberga jest tu zdumiewająco tradycyjny. Tak komiczny, jak dramatyczny. Wielki monolog Henrika zda się maską wypalenia zawodowego. Jego teatr to dyktatura reżysera i konfabulacje aktorek. Ważniejsze zdają się dość długo skrywane maski namiętności.

Podwójne, gdyż erotyczne sny reżysera zdumiewająco zrastają się z apologią młodości Anny (Gaite Jansen) i pogardą dla minionej miłości do Rachel (Marieke Heebink). Cudne są proste gesty Rachel – jej nieustanne wychodzenie-niewychodzenie z sali prób. Zamaszyste rozbieranie się-nierozbieranie; rzucana z furią torba i kurtka niczym kotwice przytwierdzają ją do wyspy miłości, na której nikt za nią nie tęskni, a wszyscy albo pogardzają (jak Henrik), albo traktują jak powietrze (Anna).

Jest wszakże w tym niemal traumatyczno-kabaretowym numerze coś, co drapie sumienie. Po pierwsze Anna jest córką rówieśnika i przyjaciela Henrika, po wtóre zaś – wodząc go na pokuszenie – zupełnie serio opowiada o aborcji dokonanej dla kariery. Teatr, nawet błazeński, w wymiarze etycznym może być zatem dla aktora śmiertelnie groźny. Znów blisko życia się robi. Znów wspominamy wiele Racheli z naszych prywatnych spektakli. Ale uznajmy, że i ta część tryptyku była tylko zabawką.

Teatr oryginalnej wizji to Persona. Znakomicie sfilmowana przez Bergmana w 1966 roku. Story o osobowości człowieka. Może o współistnieniu tak bliskim, że zagarniającym psychikę. Ale i o bezwzględności aktorki, która może być najdosłowniej wampirem – jak w interpretacji van Hovego. W odniesieniu do pierwowzoru rzecz w istocie się nie zmieniła. Wielka aktorka Elisabeth Vogler (Marieke Heebink) nagle milknie. Z lekarskiego punktu widzenia nic jej nie dolega, a jednak nakłada na siebie kostium totalnej nagości i ciszy. Milknie dla świata. Staje się obiektem. W spektaklu – niemal przybyszem ze Star Treka, o ciele naznaczonym pasami grubo wyrysowanych żył, oplątanym przewodami, leżącym na stole niczym preparat.

Dopiero podróż na wyspę z pielęgniarką Almą otwiera nowy świat. Dosłownie. Ściany szpitalnego pokoju opadają w okamgnieniu na tafle wody. Bohaterki minuta po minucie zaczynają dodrapywać się do siebie, do swych psyche niczym rozbitkowie na bezludnej wyspie. Nie ma sensu streszczać anegdoty do zobaczenia na YT, warto tylko powiedzieć – zobaczcie koniecznie gdziekolwiek i kiedykolwiek scenę burzy i ulewy. Łoł! Ale skupcie się na kreacji Gaite Jansen w roli Almy. To prawdziwe studium osoby ludzkiej. Kobiety łaknącej miłości, szukającej autentyzmu i rozumiejącej, że wiedza totalna o psychice partnera może oznaczać jego unicestwienie.

Teatr van Hovego. Cisza i mądrość, wystudzone kolory, erotyka, łaknienie sensu. Tylko tyle i aż tyle, by rozumieć świat ludzi. Piękna ta Persona. Zwłaszcza na tle codziennych teatralnych zabawek, które oglądamy.

4-11-2015

 

VIII Międzynarodowy Festiwal Teatralny Dialog – Wrocław, 17-24.10.2015

Toneelgroep Amsterdam
Ingmar Bergman
Szepty i krzyki
przekład: Peter van Kraaij
reżyseria: Ivo van Hove
dramaturgia: Peter van Kraaij
scenografia: Jan Versweyveld
kostiumy: Wojciech Dziedzic
muzyka: Roeland Fernhout
reżyseria światła: Tal Yarden
obsada: Chris Nietvelt, Halina Reijn, Hugo Koolschijn, Janni Goslinga, Maria Kraakman, Roeland Fernhout
premiera: 20.03.2009, Anwerpia

Toneelgroep Amsterdam
Ingmar Bergman
Po próbie/ Persona
przekład: Karst Woudstra (Po próbie), Peter van Kraaij (Persona)
reżyseria: Ivo van Hove
dramaturgia: Peter van Kraaij
scenografia i reżyseria światła: Jan Versweyveld
kostiumy: An d’Huys
muzyka: Roeland Fernhout
obsada: Marieke Heebink, Gijs Scholten van Aschat, Gaite Jansen, Frieda Pittoors
premiera: 6.12.2012

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę:
komentarze (1)
  • Użytkownik niezalogowany Sylwia
    Sylwia 2015-11-12   14:05:15
    Cytuj

    W "Szeptach i krzykach" to nie córki umierającej Agnes występują obok niej tylko... siostry