AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Rozmowa

Reżyser teatralny, historyk i teoretyk teatru. Profesor na Uniwersytecie Wrocławskim i w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie, absolwent Politechniki Wrocławskiej (1979) oraz Wydziału Reżyserii Dramatu krakowskiej PWST (1986). Publikuje m.in. w „Teatrze” i „Dialogu”.
A A A
Fot. Krzysztof Zatycki  

Wiesław Komasa przyjechał w październiku do Wrocławia, żeby z nami porozmawiać Różewiczem. Młodzież odpowiedziała na ten gest entuzjastycznie, w przeciwieństwie do osób starszych, zaprzątniętych zapewne sprawami wagi wyższej. Siedzący koło mnie pan w średnim wieku sapał, wiercił się i znacząco pokasływał. Tymczasem młodzi ludzie, tłoczący się na bocznych schodach i na podłodze, w wielkim skupieniu słuchali słów aktora i żywo reagowali na każde zaproszenie do dialogu.

Oficjalna premiera przedstawienia Różewiczogranie odbyła się bowiem w budynku filii Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie na zakończenie znakomitych, jak co roku, Wrocławskich Spotkań Teatrów Jednego Aktora. Po latach tułaczki sławny festiwal, zarządzany przez niestrudzonego Wiesława Gerasa, znalazł świetną przystań. Szkoła teatralna to naturalne środowisko dla mistrzów sztuki rozgłośnego słowa.

 Komasa ułożył z fragmentów Różewiczowskiej Kartoteki przejmującą serię dialogów z widownią, postaciami wyobrażonymi i samym sobą. Rozpoczął od udzielania wywiadu wyimaginowanemu dziennikarzowi, oczywiście przez telefon komórkowy. Potem przez chwilę zdawał się rozmawiać z nami, publicznością, wreszcie usiadł na krześle. Tam spędził cały godzinny spektakl i tam przemieniał się w chłopca, własnego ojca i matkę. Tam też spotykał dziewczynę, kelnera i Olgę, a także Wujka. 

Komasa dał młodym adeptom teatru istny popis sztuki aktorskiej. Skupionej i skromnej, ale zadziwiająco skutecznej. Nie krzyczał, nie majstrował przy światłach, nie puszczał muzyki z offu ani dymów. Tylko mówił, ale mówił tak, jakby słowami oddychał, jakby teksty Różewicza właśnie wymyślał, na naszych oczach. Wiersze przemieniały się w intymną spowiedź sędziwego poety. Chwilami miałem wrażenie, że uczestniczę w swoistym kulcie opętania, Różewicz zdawał się nawiedzać Komasę niczym orisza tancerza w obrzędzie candomblé

Aktor, a może raczej performer, skutecznie zacierał granice pomiędzy realnością a iluzją. Mistrzowsko włączał widzów i przedmioty w świat przedstawiany. Przykładem znakomity początek spektaklu. Po rozmowie przez komórkę Komasa podchodzi do wywróconego krzesła na środku przyciemnionej sceny. Stawia krzesło prosto. Wtedy nagle oświetla go silne światło punktowe. Aktor się kurczy, przerażony atakiem. Zerka pytająco na nas, publiczność. Po chwili twarz mu się rozjaśnia. „Rozumiem – zdaje się mówić oczami. – Jestem w teatrze, a to jest rekwizyt, na którym mam usiąść”. Po czym siada na krześle. Iluzja anektuje świat realny.

Nieustanny dialog z własnymi słowami i gestami to kolejny wyróżnik znakomitej sztuki aktorskiej Komasy. Aktor sprawnie modyfikuje rytm mowy, żeby zasygnalizować zmianę postaci. Nieznacznie tylko moduluje tembr głosu. Dobrze wie, że iluzja ma powstać nie na scenie, ale w naszych mózgach. My, widzowie, czujemy się przez to szczególnie uszanowani – współtworzymy spektakl. Komasa nie narzuca nam żadnych poglądów, nie atakuje potokiem słów, nie próbuje przejąć kontroli nad sensami monodramu. Raczej niepewnie przebąkuje znaczenia, daje do myślenia, pomaga nam samym konstruować własne interpretacje tekstów Różewicza.

Takie strategie sprawdzają się w teatrze znakomicie. We Wrocławiu młoda publiczność w napięciu chłonęła teksty wielkiego poety. Chwilami trudno było odróżnić Komasę od Różewicza. Wydawało się, że aktor przemawia do nas własnymi słowami, że dzieli się intymnymi wątpliwościami, zwierza z osobistych rozterek i przemyśleń. Komasa nie budował postaci scenicznej klasycznymi środkami aktorskimi. Rodził swoich bohaterów z siebie i sobą ich uwiarygadniał, przypominał świętego aktora z najlepszych spektakli Grotowskiego. Nie grał roli, ale słowami Różewicza dawał świadectwo własnemu człowieczeństwu. Brzmi to wszystko okropnie patetycznie. Nic na to nie poradzę. W czasach marnych sporów i fałszywych ideologii osobnej rangi nabierają nieliczni świadkowie, którzy mają odwagę odsłonić publicznie własnego Człowieka. Trzeba takie rzadkie zdarzenia wyróżniać wielkimi słowami. Choćby po to, żeby choć na chwilę przywrócić moc językowi. Uwierzyć, że wciąż możemy ze sobą rozmawiać o sprawach ważnych. 

Komasa przywraca słowom ludzki wymiar, zgodnie z najgłębszym chyba przesłaniem samego Różewicza. Znakomita lekcja dla przyszłych twórców teatru. Młodzi aktorzy opuszczali salę uśmiechnięci, z wypiekami na twarzy. Żywo komentowali spektakl. Z nową energią biegli na zajęcia pracować nad własnymi projektami. Wiesław Komasa przywrócił im wiarę w siłę sprawczą teatru. Czyż to nie jest wspaniała puenta monodramu?

30-11-2015

 

Różewiczogranie

na podstawie tekstów Tadeusza Różewicza

scenariusz i reżyseria: Wiesław Komasa

występuje Wiesław Komasa

Prapremiera podczas WROSTJA: 26.10.2015

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę: