AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Szwarccharakter na opak

Doktor nauk humanistycznych, krytyk teatralny, dziennikarz. Absolwent Wydziału Wiedzy o Teatrze warszawskiej PWST. Autor książek: Teatry Warszawy 1939, Teatr Qui Pro Quo. Kochana stara buda, Teatry Warszawy 1944-45. Współpracował z czasopismami „Po prostu” i „Życiem”. Recenzent teatralny „Dziennika” i „Odry”. Współpracuje z Polskim Radiem, prowadząc audycje poświęcone współczesnemu życiu teatralnemu. Artysta fotografik.
A A A
Fot. Anna Tomczyńska  

Uwodziciel z Teatru Powszechnego, dzieło niezalecające się skalą – zaledwie 50 minut – i specjalnie rozbudowaną obsadą – 1 osoba – zalicza się do pewnej specyficznej kategorii bytów. Bywają otóż fakty artystyczne, których cechą, spychającą niejako inne walory w głęboki cień, jest szczególne nagromadzenie dobrych chęci. Słuszna tematyka, zbożny cel, dobrze widziane dotknięcie – jak to się za PRL-u mawiało „nabrzmiałej bolączki”, odsłonięcie społecznej rany. Są to „pewniaki”, stworzone z przeznaczeniem na sukces.

„No to co, że forma brudna/ i że błędy tam i tu?/ przyjdzie walec i wyrówna, przyjdzie walec i wyró!”  – śpiewał dekady temu Wojciech Młynarski. Nikt w końcu nie będzie tak podły i nie zakwestionuje dzieła słusznego. Wyrówna wszystko walec niewątpliwej słuszności monodramu Radosława Paczochy.

No bo historia pouczająca. Młody człowiek z niezbyt dobrej dzielnicy uczy się w szkole w dzielnicy lepszej. By posłużyć się „dyskursem” naszych czasów – skazany jest na „wykluczenie”. Zazdrości rówieśnikom rzeczy, na które nie stać jego ani rodziców, „hajsu” nie ma, na imprezie nie może postawić fajnej lasce wyczesanego dryna, bo dryn wyczesany to natychmiastowa finansowa ruina, czyli megaobciach. Zazdrość, poczucie krzywdy. Nie pomaga dorabianie w firmie przeprowadzkowej. Aż w końcu zła karta się odwraca, bohater trafia na człowieka o ksywie „Człowiek”. Człowiek odmienia jego zły los, naszemu bohaterowi poprawia się, zostaje „uwodzicielem” (?). Tu doradzi komuś sportową karierę, tam przekona, że klientowi pisana jest życiowa droga Witkacego nr 2. Raz jednak powija mu się noga, bo radzi jakiemuś nieszczęśnikowi, żeby wyluzował, a tamten luzuje niesłychanie skutecznie. Za skutecznie. Jak – nie wiemy, gdyż pozostaje to w sferze czystych deklaracji i opowieści „na wiarę”. Podobnie zresztą jak reszta monodramu Radosława Paczochy. Nie wiemy bowiem, co naprawdę tajemniczy „Człowiek” doradził bohaterowi, nie wiemy, czego odeń za to chciał (chyba że był filantropem, ale deklaracji podobnej treści nam nie złożono), nie wiemy też, jaką tak naprawdę remunerację otrzymuje nasz bohater, wiemy jedynie, że sprawił sobie okulary od Armaniego. Nie wiemy też nic o szczegółach jego upadku. Ponoć zadenuncjował go ów gość, któremu nasz uwodziciel doradził karierę sportowca, ale na czym polegała ta denuncjacja, komu nakapował na naszego bohatera, jak i czym go w rezultacie ukarano i czy w ogóle ukarano za  wszystkie zbytki – próżno nakłaniamy nasze ciekawe uszy. Uwodziciel charakteryzuje się bowiem brakiem jakichkolwiek konkretów – kuleje już na wstępie, zwanym przez Anglików first you must tell the plot, czyli po naszemu „powiedz po pierwsze, o czym to jest”.

Tekst Radosława Paczochy musiał za to sprawić niespodziankę samemu autorowi. „Uwodziciel to monolog młodego, dobrze zapowiadającego się ucznia, któremu spryt i manipulacja pomyliły się z życiową zaradnością” – głosi krótki tekst pomieszczony na  karteczce zastępującej niegdysiejszy teatralny program. Wynikałoby z tej rekomendacji, że zobaczymy jakąś szkaradną, zdemoralizowaną jednostkę o wyraźnych psychopatycznych inklinacjach. Tymczasem… praca „uwodziciela” to w sumie nic innego, jak osobisty doradca, psychoanalityk, znawca ludzkich dusz. Nie on jest antypatyczny – antypatyczni i durni są jego klienci, w myśl starej zasady, że nie ten głupi i zły, co bierze, tylko ten, co daje. Z bohatera negatywnego  autorowi – jak mniemam, zupełnie niechcący – wyszedł ktoś, kto (jak to się dziś mawia) „ogarnia”. A że otaczają go życiowi nieudacznicy – wszak nie jego wina. Dodajmy do tego jeszcze liczne powtórki tych samych fraz, deklaracje, że „ja mam ścisły umysł” i bodaj trzykrotne zapewnienia, że  nierówność społeczna w szkole bardzo frustruje „podmiot liryczny” monologu na maleńkiej scenie Powszechnego. Konstrukcja tego monodramu chwieje się jak stolik o nierównych nogach. Stać równo nie będzie – „nie ma opcji”, by znów posłużyć się językiem zapewne w leksykalnym kręgu Uwodziciela. Bo albo upiłować te nóżki – albo wymienić cały mebelek.

Sezon teatralny 2014/2015 w Warszawie i w Teatrze Powszechnym uznajemy niniejszym za rozpoczęty. Przedsięwzięcie to ma być częścią projektu „Teatr w klasie”. Wedle zapewnień z ulotki zwanej programem po przestawieniu moderatorzy ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej mają wypytywać młodzież szkolną i dziatwę o treści spektaklu. Po przeczytaniu tych deklaracji odczułem nawet niejaką ulgę, żem już stary koń brykający po premierach, a nie po przedstawieniach szeregowych. Gdyby bowiem tak się zdarzyło, że zmuszono by mnie po Uwodzicielu do interakcji – doświadczyłbym zapewne poczucia „wykluczenia” z „dyskursu”, zadając niestosowne pytania, czy aby na pewno mamy do czynienia z tekstem na elementarnym poziomie logiki i co dalej z tego wynika. Uff. Byłem na premierze. Spotkania z psychologami nie było.

Z powyższych powodów nie podejmiemy się oceny aktorstwa p. Adama Patera, bo tu trudno mówić o wejściu w jakąś postać. Mówienie w publiczność, zagadywanie widza, patrzenie koso w upatrzoną osobę na widowni to są raczej chwyty wykonawcy stand-up comedy niż aktora spektaklu teatralnego. Nie ma w tym winy młodego artysty, pytania należy kierować raczej w stronę Karoliny Kirsz, odpowiedzialnej za reżyserię przedstawienia. To, co pokazała jako efekt finalny – w normalnych warunkach jest zaledwie punktem wyjścia do pracy nad przedstawieniem i samą rolą. Pytań nie ma za to do Eweliny Brudnickiej odpowiedzialnej za scenografię i kostiumy. Liczba mnoga jest tu zresztą zaciekawiająca. Modne trampki, spodnie rurki i marynareczka stanowiły bowiem jeden kostium (innych nie było), zaś umieszczenie na pustej scence jednego stolika i jednego krzesełka, a potem nazwanie tej kompozycji „scenografią” jawi się jako cokolwiek na wyrost.

Sezon teatralny 2014/2015 w Warszawie i w Teatrze Powszechnym uznajemy niniejszym za rozpoczęty.

24-09-2014

galeria zdjęć Uwodziciel, reż. Karolina Kirsz, Teatr Powszechny w Warszawie Uwodziciel, reż. Karolina Kirsz, Teatr Powszechny  w Warszawie Uwodziciel, reż. Karolina Kirsz, Teatr Powszechny  w Warszawie Uwodziciel, reż. Karolina Kirsz, Teatr Powszechny  w Warszawie ZOBACZ WIĘCEJ
 

Teatr Powszechny im. Zygmunta Hübnera w Warszawie
Radosław Paczocha
Uwodziciel
reżyseria: Karolina Kirsz
scenografia i kostiumy: Ewelina Brudnicka
występuje: Adam Pater
premiera: 19.09.2014

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę: