AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Teatr pandemiczny

Reżyser teatralny, historyk i teoretyk teatru. Profesor na Uniwersytecie Wrocławskim i w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie, absolwent Politechniki Wrocławskiej (1979) oraz Wydziału Reżyserii Dramatu krakowskiej PWST (1986). Publikuje m.in. w „Teatrze” i „Dialogu”.
A A A
"Encounter", fot. Sarah Ainslie  

Carlo Rovelli od lat rozwija nowatorską teorię grawitacji kwantowej bez użycia zmiennej czasowej. A mówiąc prościej: włoski fizyk opisuje świat bez czasu. Czy to możliwe? Okazuje się, że tak. „Czas” to kategoria wielce problematyczna. Wolniej płynie na dole niż na górze. Zwalnia także w pobliżu wielkich ciał. Można go mierzyć tylko lokalnie. Świat to skomplikowana „sieć zdarzeń”, powtarza Rovelli, z nieskończoną ilością różnych czasów. Jeden, absolutny czas nie istnieje, to błędna iluzja.

Encounter
Intrygujący dowód wielości czasów przeprowadził brytyjski aktor i reżyser Simon McBurney w głośnym spektaklu Encounter, Spotkanie, udostępnianym od 15 do 25 maja w Internecie przez brytyjski teatr Complicité. McBurney to artysta dobrze w świecie znany. Zagrał w wielu filmach i serialach, popularnych także w Polsce, jak Ostatni król Szkocji czy Rodzina Borgiów. Napisał scenariusz do Wakacji Jasia Fasoli. W serialu Na cały głos sportretował samego Roberta Murdocha. 

Encounter jest swobodną adaptacją książki Amazon Beaming (1991) rumuńsko-amerykańskiego pisarza i scenarzysty Petru Popescu. To zbeletryzowany zapis wspomnień znanego fotografa i podróżnika Lorena McIntyre z wyprawy do brazylijskiej Amazonii. W 1969 roku McIntyre dostał zlecenie od „National Geographic” na sfotografowanie ludu Mayoruna, długo uznawanego za wymarły. Około roku 1966 pojawiły się informacje, że lud ten jednak istnieje. McIntyre miał tego dowieść z pomocą aparatu fotograficznego Minolta.

Mayoruna zerwali kontakty ze światem zewnętrznym na początku XX wieku, lecz wcześniejsze świadectwa przekazywały intrygujące informacje na temat ich zwyczajów: że na twarzach tatuują wąsy i linie łączące usta z uszami, że w nosy wtykają sterczące kolce, że chcą się upodobnić do jaguara, swego świętego przodka, że z szacunku dla krewnych zjadają ich ciała, kiedy ci umrą, a z mielonych czaszek pieką placki. Mało kto rozumiał ich trudny język, a oni skutecznie opierali się akulturacji. 

Treść książki jest prosta. Loren McIntyre podczas polowania z kamerą na tajemniczych mieszkańców doliny rzeki Javari, tworzącej naturalną granicę pomiędzy Brazylią i Peru, zostaje przez nich porwany i jego rutynowa podróż do Amazonii, kolejna w ciągu ostatnich 25 lat, przemienia się w fascynującą wyprawę do głębin umysłu.

Amerykanin nie zna języka Mayoruna, ale zaskoczony odkrywa, że może się porozumiewać z wodzem telepatycznie. Stąd tytuł książki: Amazon Beaming znaczy „amazońskie promieniowanie”. Duchowe kontakty, psychodeliczne rośliny i żabie toksyny wciągają fotografa w próby powrotu „do początku”, podejmowane przez Mayoruna, przerażonych XX wiekiem.

Premiera przedstawienia McBurneya w roku 2015 wywołała sensację. Nowatorskie użycie elektroniki sprawnie ożywiało wyobraźnię widzów, mogących śledzić spektakl także w Internecie, i profetycznie zapowiadało narodziny nowego gatunku sztuki, teatru pandemicznego. McBurney podważał liniowość czasu, eksperymentował z własną tożsamością, komplikował rozumienie świadomości. Sukces przedstawienia sprawił, że nowe wydanie książki Popescu ukazało się z poszerzonym tytułem, Encounter: Amazon Beaming.

Spektakl Encounter został sfilmowany tylko raz, w roku 2016 w londyńskim teatrze Barbican i właśnie to nagranie udostępniono globalnie teraz, w epoce pandemii. Jest to w zasadzie monodram, choć tak skomplikowany realizacyjnie, że aż dziewięć niewidzialnych dla widowni osób współtworzy samą tylko akustykę przedstawienia.

Zaczyna się od prośby skierowanej do wszystkich widzów, tych w Barbican przed czterema laty i tych dzisiaj obecnych w sieci: „Proszę nałożyć słuchawki!”. Na początek w serii testów McBurney demonstruje zaskakujące możliwości dźwięku w kreowaniu iluzji.

Kłącze czasów
Na środku sceny stoi mikrofon przestrzenny firmy Sannheiser, zbudowany jak ludzka głowa. Jeden tylko drobny element tego mikrofonu, naśladujący działanie kostek ludzkiego ucha, kosztuje 30 000 dolarów… W innych miejscach sceny umieszczono kolejne sześć superczułych mikrofonów.

Aktor, wciąż mówiąc, chodzi wokół tego cennego mikrofonu po scenie, ale dzięki słuchawkom jego głos krąży wokół mojej głowy. Kiedy zamykam oczy, wydaje mi się, że McBurney przebywa wewnątrz mojego mózgu. Ale przecież nie ma go tam. Jest wciąż na scenie. Choć to też nie jest prawdą, bo na scenie był cztery lata temu, a na moim ekranie jest tylko wiązką elektronów, transmitowaną z Londynu. Gdzie więc jest teraz aktor? Na początku streamingu McBurney mówił wprawdzie, że aktualnie przebywa w swoim londyńskim domu, ale to też okazało się tylko nagraniem…

Monolog aktora przerywa huk otwieranych drzwi. Błyskawicznie odwracam głowę w prawo, bo jestem pewien, że jakiś intruz wtargnął bezczelnie do mojego pokoju. Nikogo nie ma. To tylko doskonałe technicznie nagranie z prywatnego mieszkania aktora. Córeczka wybudziła się ze snu i teraz chce, żeby ją uśpić. McBurney tworzy dla niej pejzaż dźwiękowy amazońskiej dżungli: w różnych miejscach sceny produkuje do mikrofonów stuki i pohukiwania, które zlewają się w istną „symfonię dżungli”.

Córka aktora nie pojawia się oczywiście na scenie, bo jest obecna tylko w formie nagrania sprzed miesięcy. Jej hałaśliwe interwencje będą się powtarzać w spektaklu kilkukrotnie i ja za każdym razem odwrócę głowę, żeby zobaczyć, kto do mnie przyszedł. Czas spektaklu i czas nagrania plączą się z czasem rzeczywistym.

W słuchawkach rozlega się głos Marcusa de Sautoy. Wybitny matematyk z Oksfordu na prośbę McBurneya próbuje wyjaśnić skomplikowane kwestie czasu. De Sautoy na nagraniu zrobionym kilka lat przed premierą spektaklu dowodzi, że czas to fikcja. Wykład profesora, obecnego wyłącznie w postaci głosu, zostaje przerwany sygnałem prywatnego telefonu aktora, też zresztą wcześniej nagranym. McBurney demonstruje, że w jego smartfonie zachowały się głosy także wielu innych osób, z którymi pracował nad przedstawieniem. Kakofonia głosów z komórki eskaluje w ryk silników samolotu Cessna 206. Rozpoczyna się właściwe przedstawienie.

Kakofonia dźwięków
W książce funkcjonuje dwóch narratorów: pisarz Popescu i fotograf McIntyre. Pierwszy opisuje zdarzenia z dystansu, w trzeciej osobie: „McIntyre zrobił zdjęcie”. Drugi albo wspomina („Zrobiłem zdjęcie”), albo toczy monolog wewnętrzny („Poczułem, że umieram”).

McBurney buduje polifoniczną narrację przy pomocy dwóch mikrofonów. Pierwszy przekazuje naturalny głos aktora z jego brytyjskim akcentem – to głos pisarza-narratora. Drugi mikrofon radykalnie obniża głos McBurneya. Aktor zmienia też akcent na amerykański i zwalnia rytm. Tak mówi amerykański fotograf. Ale to oczywiście teatralna iluzja, w spektaklu usłyszymy również nagrania prawdziwego głosu autora książki, różnego od głosu aktora.

Podczas spektaklu McBurney sprawnie miesza dźwięki produkowane na żywo z hukiem samolotowych silników czy głosami wielu osób, nagranymi wcześniej. Pracując nad spektaklem, aktor sam odbył też wyprawę do Amazonii. W przedstawieniu odtwarza niekiedy autentyczne nagrania dżungli, choć większość dźwięków stara się kreować na żywo. Nie jestem w stanie odróżnić prawdziwego brzmienia Amazonii od pohukiwań i skrobań produkowanych przez aktora. Mój mózg zaskakująco łatwo pozwala się oszukać. Odganiam ręką nieistniejące insekty.

McBurney przyzna się podczas spektaklu, że niekiedy tylko markuje wypowiadanie kwestii. Kilka razy toczy też spory z samym sobą, obecnym na scenie w dwóch postaciach: w ciele i jako głos z nagrań zapętlonych albo zrobionych sześć miesięcy czy nawet półtora roku wcześniej. Głos, choć pozbawiony ciała, za każdym razem upiera się, że istnieje. Nic w tym spektaklu nie jest jednoznaczne, nic nie jest oczywiste.    

W moim mózgu rozbrzmiewały na zmianę monologi wewnętrzne fotografa i komentarze pisarza, pojawiały się też głosy wybitnych uczonych, jak wspomniany już de Sautoy, brytyjski psychiatra Ian McGilchrist czy neurobiolog Steve Rose. Wszyscy ci ludzie przejmowali kontrolę nad moimi myślami.       

Adaptacja performatywna
McBurney, utalentowany scenarzysta, skraca i zmienia sceny w książce, ożywia dialogi, dynamizuje i przyspiesza akcję. Proza Popescu, barwna i przepełniona informacjami, w interpretacji McBurneya, obdarzonego dużym poczuciem humoru, przemienia się w wartką i żywą mowę.

Aktor w trakcie przedstawienia udostępnia, jak już wspomniałem, fragmenty swojego wywiadu z Popescu. Pisarz odsłania tajniki warsztatu. Największą trudnością okazało się przetworzenie żywiołowych i pełnych dygresji opowieści fotografa w beletrystyczną prozę. McIntyre, „amerykański cowboy”, porażał energią.

Teatralny eksperyment wiernie powtarza kluczowe doświadczenie fotografa. McIntyre był szczerze zaskoczony, kiedy pierwszy raz wewnątrz jego umysłu rozległ się głos wodza. Potem przywykł, a nawet sam nauczył się transmitować do wodza informacje bez poruszania wargami.

Telepatyczny dialog nie odbywał się w żadnym konkretnym języku. McIntyre, a raczej jego mózg, automatycznie zmieniał przekazy wodza w angielskie wyrazy. Dokonywało się to bez udziału świadomości fotografa. Duchowa komunikacja przebiegała na poziomie głębszym niż rozum. Wszystkich nas łączy niewidzialna sieć, ale utraciliśmy świadomość tego wymiaru rzeczywistości. Kiedy McIntyre wraca razem z ludem Mayoruna „do początku”, cokolwiek to znaczy, stopniowo odzyskuje utracone zdolności.

Mieszkańcy „jego” wioski palą swoje domy i ruszają w desperacką podróż przez dżunglę. Po kilku dniach, wycieńczeni, docierają do głównej osady Mayoruna, co traktują jak powrót do domu. Tam McIntyre spotyka Cambio. Biali zabili mu rodzinę, a misjonarze nauczyli go mówić po portugalsku i nadali mu imię Cambio, czyli „Odbiór”. Cambio-Odbiór wyjaśnia fotografowi, że telepatia to „dawny język”, wciąż pamiętany przez starych ludzi.

Ostatecznie Mayoruna palą wszystkie przedmioty, żeby się uwolnić od związków z teraźniejszością. Podczas narkotycznej ceremonii Loren McIntyre odkrywa, że ich powrót do początku to próba przedarcia się do rzeczywistości równoległej. Simon McBurney nadał tej idei nośny wymiar teatralny. Oglądając spektakl, mogłem się zanurzać w symultaniczne światy równoległe.

Świadomość lasu
Spektakl rozgrywa się głównie w świecie dźwięków, ale nie jest to słuchowisko. McBurney precyzyjnie używa świateł do budowania teatralnej iluzji. Prostymi środkami potrafi stworzyć ścianę amazońskiej dżungli. Metateatralne uwagi i żarty zanikają w miarę rozwoju przedstawienia. Aktor coraz bardziej skupia się na teatralizacji porywającej opowieści.

Loren McIntyre pojechał do Amazonii zarobić na kolejną wyprawę, jego prawdziwym marzeniem było bowiem odkrycie źródeł Amazonki. „National Geographic” obiecał fotografowi sfinansowanie takiej wyprawy w zamian za zdjęcia ludu Mayoruna. Małpa niszczy jednak bezcenną Minoltę i główny powód wyprawy znika. McIntyre powoli przemienia się w członka rdzennej wspólnoty. Uczy się słuchać dżungli i kontaktować telepatycznie z jej mieszkańcami. Zjada halucynogenne rośliny. Jego „powrót do początku” staje się swoistym przebudzeniem i duchową przemianą.

Przedstawienie prowokuje widownię do podjęcia równie ryzykownej wyprawy. Słuchawki na uszach izolują widzów, ale też pomagają skupić się na dźwiękach, uczą słuchania. Odkrywamy nagle, że świadomość mieści się poza ciałem, nasz umysł wędruje za dźwiękami otaczającymi nasze głowy. Zanurzamy się w przygody bohatera i w głębię dżungli.

„Las stał się moim mózgiem”, zwierza się Loren McIntyre w jednym z monologów. Wydaje mu się, że widzi własne myśli. Podczas oglądania spektaklu doznawałem podobnych wrażeń… Zanikała granica pomiędzy tym, co wewnątrz, i tym, co na zewnątrz. Bardzo proste środki aktorskie, wzmacniane najnowszą technologią, skutecznie zakłócały moje poczucie rzeczywistości. Oglądanie spektaklu przemieniało się w halucynacje, wizje poszerzały i modyfikowały świat wokół mnie.

My istniejemy
McBurney i sztab jego dźwiękowców tworzą istną symfonię w głowach słuchaczy. Każdy spektakl to zarazem porywające jam session, bo Simon McBurney nieustannie improwizuje. Wszystkich współpracowników, także osoby od świateł, nazywa członkami jednej orkiestry.

Pejzaż dźwiękowy, tworzony w dużej części na oczach widowni, to nie jedyny atut tego znakomitego przedstawienia. Simon McBurney zachwyca aktorstwem. Błyskawicznie zmienia tożsamości. Staje się nawet ryczącym jaguarem. Nawiązuje znakomity kontakt z widownią. Z poświęceniem odgrywa krytyczne chwile w przygodach fotografa. McBurney już cztery lata temu wynalazł „teatr pandemiczny”, do oglądania w Internecie i przeżywania ze słuchawkami na uszach.

Loren McIntyre nie przywiózł z wyprawy zdjęć. „National Geographic” mimo to sfinansował jego marzenia. W roku 1971 fotograf dotarł do źródeł Amazonki. Odbył własną podróż do początku.

Po spektaklu Simon McBurney przerywa na chwilę oklaski. Opowiada o własnej wyprawie w dorzecza Amazonii, odbytej przed rokiem podczas prac nad spektaklem. Odwiedził wtedy wioskę Mayoruna na zachód od Manaus. Ta grupa nie oparła się akulturacji. Można się z nimi już kontaktować bez telepatii. Wódz Lorival poprosił aktora, by przekazał swoim przyszłym widzom takie oto przesłanie: „My, Mayoruna, istniejemy!”.

03-06-2020

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę: