Who the Fuck Is Alice?
1.
Powieść Doris Lessing wciąga z tych samych powodów, dla których tak chętnie towarzyszymy samotności Robinsona Crusoe. Oto stajemy się świadkami (a z czasem kibicami) mozolnego organizowania schronienia, a potem rozbudowy gospodarstwa, innymi słowy: ustanawiania świata. Alice, tytułowa bohaterka, nie może znieść widoku opuszczonych, niszczejących domostw, za to pracy się nie boi (o ile nie wiąże się z posadą) i wie, w jaki sposób obłaskawić lub przechytrzyć znienawidzony „system”; w razie potrzeby nie zawaha się okraść bliskich. Nie upłynie wiele dni (za to wiele kart powieści) i dzieło podnoszenia z ruiny kolejnego squatu uwieńczą zasłonki w oknach. Alice stara się tak mocno wcale nie dla pozostałych mieszkańców domu pod numerem 43. Po prostu Jasper, jej homoseksualny nie-chłopak i nie-kochanek marzący o współpracy z IRA, lubi ciepłą wodę w kranie.
„Z głupotą – nawet – bogowie – walczą – nadaremno” – powiedziała matka, po raz kolejny słysząc wygrażania Alice pod adresem „faszystowskiego imperializmu”. Matka, jak każda matka, chciałaby dla córki lepszego losu. Lepszego – to znaczy innego niż jej, to znaczy takiego, o jakim marzyła dla siebie. Matka pochłania książki, żeby stępić ból i przełamać kompleks braku wykształcenia. Alice unika książek w przeczuciu, że łatwo podważą słuszność jej wyboru.
2.
Lucy Eyelesbarrow, bohaterka powieści Agathy Christie 4.50 z Paddington, była inteligentną, świetnie wykształconą młodą kobietą. Obrała osobliwy zawód – swoje organizacyjne talenty oddawała do dyspozycji brytyjskim ziemianom, przejmując zarządzanie ich rezydencjami na czas urlopu stałych gospodyń i majordomusów. Usługi Lucy owiane były legendą, dlatego płacono za nie najwyższe stawki, a klientów nie brakowało, bo Lucy zamieniała życie zleceniodawców w podróż klasą biznes premium. Lucy nigdy nie przyjmowała zleceń na dłużej niż miesiąc, dzięki czemu nie groziła jej nuda, frustracja czy uczucie upokorzenia, w istocie to ona całkowicie panowała nad sytuacją. Pracowała tylko przez część roku, poza tym żyła, jak chciała. Lucy mogłaby być babką Alice. Linia wiodąca od punktu „Lucy” do punktu „Alice” odpowiada trajektorii lotu systemu wartości zachodniego świata.
3.
Bohaterowie powieści Lessing z własnej woli (w ich przypadku nie ma mowy o jakichkolwiek warunkowanych społecznie niedostatkach) zgłosili akces do kategorii określanej przez socjologię „ludźmi zbędnymi”. Emocjonalnie i intelektualnie zatrzymali się na poziomie dzieci, jedynym wyznacznikiem ich dorosłości są wykształcone prawidłowo pierwszo- i drugorzędne cechy płciowe. Kompas sumienia wyrzucili do kosza, wyśmiali kategorie dobra i zła. Nie zauważają sprzeczności pomiędzy nienawiścią do świata, w którym wyrośli, a traktowaniem zachodnich standardów – swobód obywatelskich, pakietów socjalnych, cywilizacyjnego komfortu – jako należnych przywilejów. Alice, podobnie jak pozostali „towarzysze”, nie dopuszcza myśli, że ich żądza destrukcji nie trafia w „system”, lecz w ludzi istotnie potrzebujących pomocy, jak Philip czy Jim, albo w przypadkowe ofiary terroru. „Jesteście wszyscy zepsuci do szpiku kości. Zepsuci” – krótko stwierdza matka.
4.
Doris Lessing analizuje osobowość destrukcyjną i pokazuje skutki jej działania, Agnieszka Olsten postanowiła poddać krytyce środowiska artystyczne. W przedstawieniu zamiast squatu komunizujących wywrotowców doby thatcheryzmu mamy komunę współczesnych happenerów, performerów i instalatorów. Zestaw rekwizytów oraz działania sceniczne – ciąg happeningów będących parafrazami głośnych wystąpień artystycznych – zamieniają widowisko w osobliwy test ze znajomości sztuki współczesnej. Aktorzy podają tekst na poły prywatnie, co – jak rozumiem – wynika z faktu, że grają poniekąd także samych siebie.
Kim jest Alice (Agnieszka Kwietniewska), dalibóg nie wiadomo. W przedstawieniu Agnieszki Olsten Alice nieustannie się krząta, krząta się nerwicowo i – w przeciwieństwie do powieściowego pierwowzoru – bez widocznych efektów; przy tym nie odnosi się wrażenia, że umowność jej poczynań wymusza natura teatru, po prostu realizatorzy wprowadzili widza w (nie)rzeczywistość już ustanowioną. Widzimy, jak Alice obiera kartofle, co zdarza się większości z nas, pamiętamy wszakże, że tę trywialną, zdawałoby się, czynność Julita Wójcik wyniosła do rangi „działania artystycznego” w sali Zachęty. Nie jest jasne, czy Alice jest ofiarą społeczeństwa, które narzuca nam role (choć wypadałoby zauważyć, że z owoców wysiłków Alice korzystają przede wszystkim i bezpośrednio mieszkańcy komuny), czy może Alice jest artystką?
Odnotujmy jeszcze karykaturalnie ustawione postaci Mary i Reggiego (Dominika Biernat, Bartosz Porczyk). Młodzi filistrzy z korporacji to doprawdy zbyt łatwy cel, zwłaszcza w społeczeństwie takim jak nasze, w którym wszyscy wciąż są jeszcze na dorobku. Warto zapanować nad pokusą poczucia wyższości – korporacyjnego filistra od filistra-artysty oddziela ledwie grubość etykiety. Idę o zakład, że nie tylko na widowni, ale i w gronie autorów przedstawienia przeważają kredytobiorcy wciąż głodni rozkoszy konsumpcjonizmu, neoficcy miłośnicy win i wyciskarek do cytrusów by Starck.
5.
Sztuka aktorska wkracza na scenę wraz z Dominiką Ostałowską (Matka). Koniec z płynnością tożsamości (rola-prywatność), koniec z wypowiadaniem kwestii na biało. Wystarcza pół minuty scenicznej obecności i Ostałowska zgarnia całą pulę. Wbrew intencjom realizatorów jej racjom nie zaszkodzi nawet ośmieszający kostium – kombinacja stylu brytyjskiej królowej i szefowej polskiego rządu.
6.
Przedstawienie Olsten grzeszy tym, co zamierzyło uczynić celem krytyki – jest artystowskie. W planie ogólnym powieść Lessing to niezwykle przenikliwy opis zachodniego świata, widowisko w Teatrze Studio to zaledwie gra towarzyska. Lessing przestrzega przed rzeczywistymi, krwawymi skutkami pewnego sposobu myślenia, Olsten martwi się, że bunt jej bohaterów może co najwyżej doprowadzić do wybuchu butelki coli. Przyznam, że nie podzielam jej trosk, przeciwnie, w finałowej konstatacji znajduję źródło nadziei.
Trudno pojąć, czemu Agnieszka Olsten wzięła na warsztat Dobrą terrorystkę. Może zamiast asekuranckiego, okrągłego wywodu: „Dla nas [tj. realizatorów przedstawienia – M.P.] powieść staje się obiektem myślenia i obiektem scenicznym zarazem” (dodatek do „Co Jest Grane 24” z 20.10.2017), należało po prostu postawić sprawę jasno: „z powieści Doris Lessing zaczerpnęliśmy tylko tytuł i imiona bohaterów”.
10-11-2017
galeria zdjęć Dobra terrorystka, reż. Agnieszka Olsten, Studio Teatrgaleria ZOBACZ WIĘCEJ
Studio Teatrgaleria
Dobra terrorystka
na podstawie powieści Doris Lessing pod tym samym tytułem
reżyseria: Agnieszka Olsten
przekład: Andrzej Szulc
scenariusz: Agnieszka Olsten, Sławomir Rumiak
scenografia, wideo: Sławomir Rumiak
kostiumy: Angelika Józefczyk
reżyseria światła: Robert Mleczko
muzyka: Kuba Suchar
obsada: Dominika Biernat, Agnieszka Kwietniewska (gościnnie), Monika Obara, Dominika Ostałowska, Anna Paruszyńska, Marcin Pempuś, Bartosz Porczyk, Krzysztof Zarzecki
premiera: 20.10.2017
świetnie przenikliwa recenzja