Zawołajcie mnie z powrotem
Zanim sięgnąłem po nową biografię Stanisława Wyspiańskiego napisaną przez Monikę Śliwińską, przepatrzyłem książki w mieszkaniu. Na jednej z półek znalazłem wydany w latach siedemdziesiątych szkic monograficzny Alicji Okońskiej poświęcony czwartemu wieszczowi. Przejrzałem.
Poszczególne rozdziały odpowiadały z grubsza kolejnym dramatom artysty. Zerknąłem na ostatnie strony, znalazłem analizę niedokończonego Zygmunta Augusta. Między opisem fabuły, inspiracji malarskich i literackich, planami dotyczącymi wystawienia trafiłem nieoczekiwanie na zdanie: „Mimo wysiłków lekarzy, aby utrzymać go przy życiu, Wyspiański zmarł 28 listopada, do ostatka przytomny”. Wokół niewiele więcej: lista obecnych przy umierającym osób, data pogrzebu, wzmianka o Karolu Fryczu dekorującym kryptę pijarów, w której wystawiono zwłoki. Koniec. Później wziąłem do ręki dzieło Śliwińskiej, przekartkowałem od prawej do lewej. O Zygmuncie Auguście bardzo mało, o treści prawie nic, trochę o okolicznościach powstania. Pojawił się obraz Wyspiańskiego schorowanego, niemogącego utrzymać pióra, dyktującego słowa czuwającej przy łóżku ciotce. To, co działo się później, autorka opisała ze szczegółami. Wymieniła adres kliniki, dała wyobrażenie o wystroju szpitalnej sali, cytowała artykuły dziennikarzy zainteresowanych stanem zdrowia artysty, umieściła reprodukcję rachunku wystawionego przez zakład opieki. Z ówczesnych gazet wyczytała, jaka była pogoda – odwilż, i o której zaszło słońce – o 15:43. Uważnie przyglądała się każdej godzinie.
„O szóstej rano chory zażądał szampana.
Ksiądz Jan Pawelski, wezwany […] do ostatnich sakramentów […] tuż przed godziną dziewiątą dociera do kliniki […].
Ostre duszności. [Wyspiański] Odpycha aparat tlenowy. Ktoś proponuje zastrzyk wzmacniający. Odmawia. […] Minęła trzynasta.
Podano mu filiżankę czarnej kawy.
Jest godzina siedemnasta […] Po raz pierwszy tego dnia oddycha spokojnie. […] Usta jeszcze kilka razy chwyciły powietrze. A potem ucichł szum w piersiach”.
Pogrzeb Wyspiańskiego to obraz otwierający książkę. Zawiera wizję czarno ubranego tłumu, na który pada drobny śnieg i niesamowitej ciszy wypełniającej kościół w chwili złożenia trumny. Później niespodzianka – wypisy z raportu sporządzonego na wniosek krakowskiej Rady Miasta weryfikującego rachunki wystawiane przez rzemieślników przygotowujących uroczystość. „Lichtarzy było nie 120 a 40 […]. Na podłogę przed katafalkiem w krypcie zużyty był stary, bardzo zniszczony aksamit czerwony (pozostały z pogrzebu Siemiradzkiego). […] Rachunek wygórowany. Robota tapicerska w krypcie była minimalna, przytem robiona była wyjątkowo ospale i niedołężnie. […] Rachunek W. Fenza (1626 koron) jest wprost niesłychany”.
Wspomniana przeze mnie wcześniej książka Okońskiej, jest pozycją akademicką, skupiającą się na twórczości artysty, a stroniącą od intymnych faktów z jego życia. Dzieło Śliwińskiej z tamtym wyraźnie kontrastuje. Jest typem nowoczesnej biografii – trochę plotkarskiej i łaknącej sensacji, mocno fabularnej z wyraźną linią dramaturgiczną i krwistymi bohaterami, sprawdzającej się jako książka naukowa i czytadło do pociągu. W interpretacji pisarki życie Wyspiańskiego to historia artysty, który wiedząc o swojej chorobie, ściga się ze śmiercią. Stąd tytuł: Wyspiański. Dopóki starczy życia.
Śliwińska zgrabnie utkała opowieść o genialnym autorze Wesela, zestawiając ze sobą teksty źródłowe i łącząc je z własnym komentarzem. Poszczególne fragmenty przechodzą jedne w drugie, tworząc płynną narrację oddającą codzienność. Opowieść o Wyspiańskim składa się z opisów miejsc, przedmiotów, lektur, relacji z ludźmi, stosunku do zdarzeń. Bohater książki podczas rozmowy nerwowo zapina surdut. W towarzystwie przeważnie milczy. W listach bywa arogancki. Czasem wzrusza się publicznie i płacze. Jest żywy. Przestrzenie, w których przebywa, mają zapachy. W pracowni Wyspiańskiego czuć farby, kwiaty i książki. Pojawienie się dzieci pachnie pranymi pieluszkami i gotowanym jedzeniem. Choroba to przykra woń lekarstw. Kraków i inne miasta przełomu wieków stają się namacalne. Artysta je i pije, zakochuje się, cierpi i czuje radość, goni za pieniędzmi i unosi się dumą, troszczy się o przyjaciół i idiotycznie ich do siebie zraża. Śliwińska jest taktowna, ale jej takt jest współczesny. Nie krępowała się, cytując list, z którego wynika, że Wyspiański we Francji sypiał z pozującymi mu modelkami. Autorka chciała oświetlić swojego bohatera z wielu stron. Stąd zestawiła ze sobą sprzeczne relacje: teksty prasowe donoszące o przepełnionej widowni z raportami kasowymi wskazującymi coś przeciwnego, entuzjastyczne recenzje z pamfletami, wspomnienia malujące życie rodzinne Wyspiańskich jako normalne i pełne miłości z tymi oskarżającymi Teodorę Wyspiańską o brak empatii i dręczenie męża. Wśród osób, które Śliwińska dopuściła do głosu, są anegdociarze jak Grzymała Siedlecki i Boy Żeleński, hagiografowie jak ciotka – Joanna Stankiewiczowa, koledzy po piórze jak Kazimierz Przerwa-Tetmajer, kpiarze jak Stanisław Tarnowski. Z tworzonej przez pisarkę mozaiki mimo wielu sprzeczności wyłania się obraz klarowny i spójny. Życie jest skomplikowane, ludzie poddają się sprzecznym bodźcom i nieraz mają w głowie myśli, które sobie nawzajem przeczą. Jak wytłumaczyć sobie, że zaprzyjaźniony z Wyspiańskim lekarz, posiadający kolekcję jego obrazów, w liście informującym znajomego o pogorszeniu zdrowia malarza dodaje, że spodziewa się wzrostu wartości dzieł po śmierci twórcy?
Autorka Dopóki starczy życia ma swoje zdanie w wielu kwestiach i chociaż rzadko wyrażała je w książce wprost, jest ono wyczuwalne. Sugerowała, że niepowodzenie prapremier Wyzwolenia, Bolesława Śmiałego czy Protesilasa i Laodamii spowodowane było słabością inscenizacji, a nie tekstów. W dziwnej więzi łączącej Wyspiańskiego z żoną dopatrywała się poczucia winy i odpowiedzialności, wyrazu postawy moralnej i specyficznego gustu. Czasami tylko autorka dawała upust swoim emocjom w pojedynczym zdaniu albo w tytułach rozdziałów: Barwa, Światło, Mrok.
Śliwińska dużo uwagi poświęciła chorobie pisarza. Nie owijała w bawełnę, nie sugerowała, że chodzi o gruźlicę, unikała eufemizmów, którymi naszpikowane są wspomnienia o Wyspiańskim i publicystyka z epoki. Pisała wprost: mężczyzna chorował na kiłę i nie była to kiła wrodzona. Przyglądała się kolejnym jej stadiom: krostom na rękach i na szyi, atakom gorączki, kłopotom z oddychaniem, guzom w gardle, zapadaniu się nosa, postępującemu paraliżowi, uszkodzeniu organów wewnętrznych i układu nerwowego, pojawiającym się zaburzeniom psychicznym. Śliwińska interesowała się przebiegiem kuracji, dietą, rokowaniami. Przytoczyła list, w którym Wyspiański, dowiedziawszy się o chorobie, marzy jeszcze o dziesięciu latach twórczego życia. Tyle właśnie przyszło mu przeżyć. Pisarka zestawiła XIX wieczne metody walki z kiłą z ówczesną wiedzą medyczną. Czuć, że temat naprawdę ją zafascynował, rzucając nową perspektywę na postać wieszcza. Kto zdaje sobie sprawę, że stojący oparty o framugę na weselu Lucjana Rydla i Jadwigi Mikołajczykówny Wyspiański, przysłuchujący się rozmowom i patrzący na zawieszone na ścianie reprodukcje Matejki, ma szyję przewiązaną szalikiem ukrywającym chorobowe zmiany? Czytając o tym, miałem uczucie, jakbym poznał intymny szczegół z życia jakiejś zmarłej bliskiej mi osoby.
Zdaje mi się, że dobra biografia, zakładając oczywiście jej rzetelność faktograficzną, to książka, która prosi się o ekranizację. Z inspiracji tekstem Śliwińskiej mógłby powstać film. Współczesna kultura kocha historie o skłóconych ze światem indywidualistach, o geniuszach walczących ze swoimi ograniczeniami. Jest w Dopóki starczy życia dramaturgia w rodzaju tej z Pięknego umysłu czy Teorii Wszystkiego, jest wiele scen, które poruszają: szczęśliwe życie Stasia wstrząśnięte śmiercią braciszka i matki, odebranie chłopca ojcu, który nie umiał zaopiekować się synem, dorastanie, fascynacja historią Polski, lektury Sienkiewicza i Kraszewskiego, przerysowywanie postaci z obrazów Matejki. Potem Szkoła Sztuk Pięknych, stypendium, podróż po Europie, poznawanie świata i używanie życia w scenerii muzeów, katedr i operowych teatrów. W Paryżu, malarskim sercu Europy, znajomość z Gauginem, nowe prądy w sztuce, poszukiwanie własnego stylu. Wreszcie powrót do Krakowa, wyrok w postaci wyników badań, romans i ślub z posługaczką i wielki triumf Wesela. Wyspiański z dnia na dzień uznany za wieszcza, nowe możliwości, nadzieje i presja. Rozpaczliwy wyścig ze śmiercią, artysta tworzący w gorączce, piszący teksty dramatów w kilka dni, spalający się przy sztaludze. Na końcu obezwładniająca choroba i aura jakby świętości unosząca się nad wyniszczonym ciałem artysty. Wiadomość o śmierci 38 letniego Wyspiańskiego łącząca w żałobie podzielony naród.
Tadeusz Boy Żeleński, pisząc o Nocy listopadowej, zachwycał się wyobraźnią Wyspiańskiego, który połączył realistyczną fabułę osadzoną w konkretnym momencie historycznym z planem mitologicznym. Po ogarniętej powstaniem Warszawie chodzą greccy bogowie. Rzeczywistość historii i mitu staje się tym samym. Dla Żeleńskiego Wyspiański był największym modernistycznym pisarzem Europy, znacznie przewyższającym chociażby Claudela. Autor Słówek wiedział jednak, że to Claudel będzie ikoną epoki, artystą znanym na świecie, wystawianym i komentowanym. Wyspiański odciśnie swoje piętno wyłącznie w ojczyźnie. Polska jest zbyt odległa, a jej sprawy zbyt hermetyczne, by mogły zaabsorbować widza we Francji czy Anglii. Kilkadziesiąt lat później Czesław Miłosz podobnie pisał o twórczości Mickiewicza. Być może taki jest już los naszej kultury.
Cykl czytań dramatów Wyspiańskiego w Instytucie Teatralnym opatrzono nazwą Wyspiański. Nikt mnie nie zna. Tytuł nawiązujący do komedii Fredry, w której amatorskim wykonaniu młody Wyspiański brał udział, wskazywał na istotny fakt. Duża część twórczości Wyspiańskiego została zapomniana, a może nawet nigdy nieodkryta. Nawet wśród humanistów, nawet w środowisku teatralnym Wyspiański to przede wszystkim twórca Wesela. Kto wie, o czym jest Legion? Kto czytał Lelewela? Który reżyser sięgnąłby po Legendę i który dyrektor teatru wpuściłby go na scenę? Wiele osób o istnieniu Klątwy dowiedziało się z doniesień medialnych mówiących o kontrowersyjnej inscenizacji z Teatru Powszechnego. Chciałoby się, żeby Wyspiańskiego było w polskiej kulturze więcej. Książka Śliwińskiej to krok w dobrą stronę.
Chętnie znalazłbym w Dopóki starczy życia więcej odniesień do dramatycznej twórczości Wyspiańskiego. Przytoczenie przez autorkę wiersza Jakże ja się uspokoję w kontekście otrzymania przez artystę wyników badań lekarskich czy Niech nikt nad grobem mi nie płacze przy opisie pobytu Wyspiańskiego w sanatorium wywarło na mnie mocne wrażenie. Tym bardziej szkoda, że nie ma prawie w tekście cytatów ze sztuk, które zilustrowałyby stany psychiczne, poglądy i nastroje autora i które mogłyby skłonić czytelnika do sięgnięcia po jego pisma. Oglądając hollywoodzki film o genialnym matematyku, widzimy sylwetkę człowieka stojącego przed ogromną tablicą pokrytą wzorami. Nie rozumiemy zapisanych równań, wystarczy nam poczucie, że rozumie je bohater. Podobnie czytając książkę Śliwińskiej, widzimy piszącego Wyspiańskiego, ale rzadko kiedy zaglądamy mu przez ramię. Mam nadzieję, że wśród czytelników biografii znajdą się tacy, którzy sięgną po wydanie dramatów. Dobrze by było, gdyby znalazło się wśród nich kilku reżyserów i dyrektorów. Mam wrażenie, że dorobek czwartego wieszcza wciąż jest dla nas trudny i mało zrozumiały. Może potrzeba nam kogoś pokroju Jana Kotta, kto umiałby czytać Wyspiańskiego przez współczesność i pisać tak, byśmy zrozumieli, że jego myśli są nam bliskie.
Lubię czytać biografie. Dopóki starczy życia – książka napisana z dużej perspektywy czasowej, nie obawiająca się zszargania pamięci zmarłego ani obrażania uczuć żyjących, opisująca życie bohatera od narodzin do śmierci ukazuje człowieka w jego egzystencjalnej prawdzie. Wszyscy rodzimy się, żyjemy i umieramy. Życie układa się każdemu według podobnych schematów i wszystko, czego doświadczamy, było już kiedyś czyimś przeżyciem. Pamiętając o tym, łatwiej jest poskromić swoje ego i zachować miarę.
19-01-2018
Monika Śliwińska, Wyspiański. Dopóki starczy życia, Wydawnictwo Iskry 2017.
Podobnie poleciała w Pannach z Wesela. Też lubię takie książki, bez zaciemniania wątków, bo nieładne, bo niegramatyczne, ot takie było ich życie i już. Pierwszy raz czytając byłem podzłoszczony, bo odarła wieszcze z intymności, rozebrała prawie do goła. Nie byłby zadowolony i na pewno w niebie jej pyski zbije, gdy też ona tam trafi. Nie sądzę, by chciała sama, aby o niej ktoś taką książkę napisał...Ale czyta się dobrze, jeśli czytelnik jest aż tak wścibski jak autorka... Gdyby dowiedziała się, że podczas łapania kiły miał sraczkę, też by napisała, taka jest...złośnica. Na mnie się wydarła, zablokowała na profilu, bo ... pokazała "uśmiechającą się Jadwigę jeszcze Mikołajczyk ( nie Rydel) do fotografa- stoi boso przy płocie, ma ciemne włosy i okrągłą buzię... jak zauważą kustoszki Rydlówki. Sprostowałom w książce Było całkiem inaczej. Wesele-Wyspiański świadkiem wlkejając list prof. Jana Rydla z 2022 roku- Jadwiga była blondynką, raczej nie miała okrągłej buzi... Pokazała Jadwigę już Rydlową -starszą, gdy włosy zdążyły jej zmienić barwę, ale co tam. Tak samo z oczepinami- przeniosła je na północ, za Wyspiańskim, a wg Rydla rozpoczęły się o siódmej wieczorem w izbie tanecznej, gdzie stał stół okrągły suto nakryty obrusem. Tak więc od siódmej do północy tam nie tańczono, orkiestra grała na ganku, tańczyli przed domem... Ale faktycznie wg książek można nakręcić serial... o wsi Bronowice, gdzie Wyspiański poszedł na wesele.
PS. Zmieniłbym tylko tytuł książki... słowo "starczy" jakoś mi tu "nie uchodzi, nie uchodzi". Podoba mi się tytuł pańskiej notki; silny znaczeniowo.... i potrzebny na dzisiejsze czasy.
Ciekawie czyta się pańską recenzję Książka jest bardzo dobra miałem tożsame z pańskimi spostrzeżenia że jest to napisana "barwnie iz przytupem" opowieść o życiu naszego wieszcza. Zgadzam się z pańskim spostrzeżeniem że za mało w tej książce cytatów z bezpośredniej twórczości Wyspiańskiego brakuje mi fragmentów z np. "Kazimierza Wielkiego", odnoszących się do istoty polskości, brakuje mi fragmentów z "Bolesława Śmiałego" dotyczący konfliktów wiara -władza; ale chyba sama autorka nie chciała wchodzić tak głęboko w politykę.... Książka bardzo dobra. Do jej przeczytania zachęciły mnie usłyszane w polskim radiu fragmenty czytane przez Andrzeja Mastalerza... dobrze czytane; można odsłuchać w internecie, a także fenomenalna wystawa o wyspiańskim w Muzeum Narodowym w Krakowie A poza tym lubię wczytywanie Wyspiańskiego posiadam w swoich zbiorach wydawnictwo kilkunastotomowe, dzieł zebranych tego wieszcza.
Trochę chwiejna ta recenzja, jakby głaskanie pod włos.
Świetna recenzja. A książka jej warta!
Interesująca recenzja świetnej książki. Dziękuję!