Zemsta najlepszym lekarstwem
Wypadałoby zacząć od uwagi, bez której nie obeszło się też i w dniu samego czytania. Już po jego zakończeniu, stojąc na deskach Sceny Gadzickiego, dyrektor Teatru Modrzejewskiej w Legnicy Jacek Głomb tłumaczył, że pomysł na Zemstę w wyłącznie kobiecej obsadzie zrodził się znacznie wcześniej, niż mogłoby się niektórym wydawać. Czyli przed wiadomą decyzją Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji oraz masowymi protestami i strajkami, które niezwłocznie ogarnęły cały kraj. Zemsta rozpoczyna cały cykl podobnych spotkań pod wspólnym szyldem „Modrzejewska szuka komedii”. Nie sprzeciw i niezgoda miały więc tu być motorem napędzającym całe przedsięwzięcie, tylko dobra zabawa i śmiech jako „najpewniejsze lekarstwo na zatrważające wieści i pesymistyczne prognozy”. Miały i w rzeczy samej były. Szóstego listopada teatr zaprosił swoich przyjaciół i gości na wspólne spędzenie wieczoru. Jak się okazało, akurat w przededniu ponownego zamknięcia instytucji kultury.
Nie oznacza to wcale, że nie znalazło się podczas niego miejsce dla bezpośrednich lub pośrednich nawiązań do bieżących wydarzeń. Bynajmniej. Legnicki teatr nigdy przecież nie ukrywał własnych poglądów i nie unikał społeczno-politycznego zaangażowania. Na dodatek jedną z najważniejszych cech prawdziwej klasyki jest ta, że zawsze, przy odrobinie fantazji interpretacyjnej i wrażliwości do aluzji, znajdzie sposoby na zazębienie się z tym, co dotkliwie aktualne. Jedna z najpopularniejszych sztuk hrabiego herbu Bończa kolejnym tego dowodem. Wystarczy, dajmy na to, że z ust Rejenta usłyszymy: „Dobry wieczór, panie bracie. / Cóż to, dżumę w zamku macie? / Żywej duszy. — Nie ma komu / Odpowiedzieć, pan czy w domu”, a usta te będą zasłonięte maseczką ochronną. Jest to jeden, jeżeli nie z wielu, to co najmniej z kilku możliwych przykładów.
Przypomnę, przy okazji, że pierwsze rękopisy sztuki datowane są na początek lat trzydziestych XIX wieku. Czyli mają, bez mała, dwieście lat. Trudno ten fakt zignorować. Warto natomiast go jakoś ograć. Chociażby w ten sposób, jak czyni to na samym początku siódemka legnickich aktorek. Zajmując miejsca wśród solidnych mebli, kojarzonych z epoką salonów, strzepują z nich równie solidne warstwy kurzu. Podobnie jak z egzemplarzy sztuki, chociaż te są stosem kartek formatu A4 pamiętających jeszcze ciepło drukarki. Później względną anachroniczność tekstu akcentowano dzięki wyświetlanym na tylnej ścianie-ekranie tłumaczeniom niezbyt zrozumiałych dla dzisiejszego czytelnika/widza słów, zwrotów i przysłów. Kolaska, labet, pedorga, despekt, traktament, hreczkosiej, pieniać… Wyglądało to nieco karykaturalnie i groteskowo, lecz nie dyskredytowało symbolicznego wymiaru podobnych zabiegów, zaznaczając wyraźnie podejście twórców do materiału. Bez szczególnego pietyzmu, ale też bez naciąganych postmodernistycznych dziwactw i innych „dekonstrukcji”. Mówiąc najprościej, postanowili sprawdzić, w jakim stopniu wybrany tekst wciąż rezonuje ze współczesną widownią.
Okazało się, że w dość wysokim, powiedziałbym nawet, sądząc po reakcjach, że w zadziwiająco wysokim. Z drugiej strony, gdyby się nad tym zastanowić, powody wydają się być dość oczywiste. Po pierwsze, mówimy przecież o największym z polskich komediopisarzy. Po drugie, nadal, jak stulecia i tysiąclecia temu, lubimy się pośmiać z cudzych przywar i ułomności. Po trzecie, zestaw podobnych słabostek, mimo upływu czasu, pozostał bez większych zmian. Jest arcyludzki, a więc uniwersalny. Dlatego właśnie z uśmiechem patrzymy na zabiegi matrymonialne Podstoliny, której trzeci mąż, „zaślubiwszy ją na wiosnę, już w jesienią leżał w grobie”, na pławiących się w ckliwym melodramatyzmie Wacława i Klarę czy też Papkina, przeżywającego we własnej wyobraźni perspektywę walki z „jadowitym potworem” zwanym krokodylem. Wszystko to, pomnożone przez sentyment do konwencji, wzbudza, może nie zawsze i nie u wszystkich, ale u większości szczery, nieskrępowany śmiech.
W Legnicy podobnemu odbiorowi dodatkowo sprzyjała najzupełniej nieformalna atmosfera czytania i niemalże całkowity brak historycznego kostiumu. Mało tego, mur graniczny, o który toczy się zażarty spór między Cześnikiem i Rejentem, zamieniono na miniaturową konstrukcję z kolorowych klocków. Walka zaś między jednym a drugim przybrała formę dziecięcego pojedynku ludzików z zestawu LEGO. Bawiono się też samym tekstem i całą sytuacją performatywną, w której aktorki wyśmienicie się odnajdywały, a to przerysowując wymowę głosek nosowych, a to improwizując dookoła własnych błędów i niedbałości językowych. Nie raz przechodziły w melorecytację, śpiew, a niekiedy i w rapowanie. Podobnym wyczynom akompaniował na fisharmonii Andrzej Janiga, jedyny mężczyzna na scenie. Przez cały czas proponował własne komentarze muzyczne do wydarzeń scenicznych (od głównego motywu z filmu Mission: Impossible przez melodię z Upiora w operze aż po Mury Kaczmarskiego czy Do Elizy Beethovena), pozostając jednocześnie poddany woli aktorek. Kiedy którejś z nich coś nie odpowiadało, bez skrępowań, chociażby słowami „nie pasuje”, wstrzymywała muzyka. Albo na odwrót, prosiły o odpowiedni „soundtrack” dla słów i gestów granych przez siebie bohaterów lub bohaterek.
Nigdy zresztą z nimi się w pełni nie utożsamiały. Raczej tak – przechadzając się po galerii charakterystycznych figur kultury sarmackiej, zakładając odpowiednie maski, chętnie dzieliły się własnymi wrażeniami. Niedwuznaczną alegorią tego rozdwojenia był ich ubiór. Białe odświętne koszule na górze i wygodny, prywatny strój na dole. Niemniej jednak każda z nich, czyli Gabriela Fabian, Ewa Galusińska, Joanna Gonschorek, Zuza Motorniuk, Anita Poddębniak, Magda Skiba oraz Małgorzata Urbańska, w tej komedii charakterów zdążyła owym charakterem się wykazać. Ponadto, jak przyznawał Jacek Głomb, ziściło się jego dawne marzenie, żeby zobaczyć Gonschorek w roli Papkina. W rzeczy samej, sławny chwalipięta i nieporadny amant w jej wykonaniu stał się prawdziwym prezentem dla wszystkich wielbicieli wyjątkowej charyzmy scenicznej i talentu komicznego aktorki. Oby więc Teatr Modrzejewskiej i dalej był równie sprawny i pomysłowy we wspomnianych poszukiwaniach „najpewniejszego lekarstwa na zatrważające wieści i pesymistyczne prognozy”. Bo tych ostatnich raczej nie brakuje.
18-12-2020
Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy
Aleksander Fredro
Zemsta
Czytanie performatywne
reżyseria: Alina Moś-Kerger
obsada: Gabriela Fabian, Ewa Galusińska, Joanna Gonschorek, Zuza Motorniuk, Anita Poddębniak, Magda Skiba, Małgorzata Urbańska
premiera: 06.11.2020
galeria zdjęć Zemsta, reż. Alina Moś-Kerger, Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy ZOBACZ WIĘCEJ