Sprawa wdzięku
Ani Diderot, ani Goethe (a za nimi Brecht) w rozważaniach swoich nie biorą pod uwagę sprawy wdzięku. Jeden Stanisławski uwzględnia ten czynnik, obok innych środków oddziaływania aktorskiego, nie otacza go jednak ani szacunkiem, ani sympatią.
Ja, człowiek teatru
W ciągu ostatnich kilku miesięcy widziałem kilkadziesiąt warszawskich przedstawień teatralnych — wystarczająco dużo, by zacząć się tym zajmować. Plan Boży względem mnie samego jest zresztą taki, bym na koniec został człowiekiem teatru — dotąd tylko dlatego nie zdawałem sobie z tego sprawy, że nie dość dokładnie studiowałem plany Boże.
O publiczności
Zbyt często się krytykuje aktorów, zbyt mało zaś napada się na publiczność. Część winy za nieudolność i niemrawość widowiska spada zawsze na widzów, każdy bowiem z biletem do teatru kupuje prawo zarówno bicia oklasków, jak i wykonawców.
Burza w Teatrze Narodowym
Nie była to burza, ale deszcz, tzw. „kapuśniaczek”; mżyło to parę godzin, wyjść nie można było, a błoto się zrobiło takie, jakiego najstarsi ludzie w teatrze nie pamiętają.
Pronaszko i anioły
Pronaszko posiada nieprawdopodobny dar ubrania człowieka. Nie waham się stwierdzić, że jest genialnym kostiumerem, takim może, jakiego w tej chwili żaden inny teatr nie posiada.
Gustaw Holoubek jako Goetz
Gustaw Holoubek wchodzi na scenę miękkim, lekkim krokiem; może się wydać, że wbiega swawolnie ciągnąc Katarzynę za rękę. Aktor wyciągnął konsekwencje z założenia reżysera i cała scena w namiocie jest popisem wirtuozowskiej lekkości.
Twórczość – wynik niewiadomy
„Być aktorem” - to sprawa temperamentu, charakteru, wreszcie określonego stosunku do otaczającego nas świata. „Wykonywać zawód aktora” - to grać na scenie. Znam ludzi, którzy grają na scenie, choć aktorami - w pierwszym tego słowa rozumieniu - nie są; spotykałem również ludzi, o swoistym typie wyobraźni, pasji poznawczej, temperamencie, których (oczywiście sam dla siebie, umownie) klasyfikuję jako typy aktorskie, a którzy nigdy nie próbowali parać się zawodowo aktorstwem.
Ryszard Bolesławski do Edwarda Gordona Craiga
Proszę się nie obawiać. Nie mówię nigdy, że jestem czyimś uczniem. Wszyscy nauczyciele kształcili mnie prostym sposobem, mówili mi, że jestem największym niedorajdą świata. Teraz byłoby nie fair, gdybym za ten prosty sposób przerabiania mnie na człowieka nazywał ich nauczycielami. Ale – sam nie wiem czemu – jestem im za to wdzięczny.
Wrażenia i wspomnienia młodej teatromanki
O, jakże ożywczą dla człowieka zakopanego w tysiącznych zabiegach, przykrościach i małostkach codziennego życia jest taka kąpiel wielkiej poezji, jaką mieliśmy wczoraj na Dziadach. Jaka magiczna moc podnoszenia i leczenia leży w tej poezji.
Teatr przeciwko dramatowi, czyli walka o pozory
Nie ma jednego, dwu, trzech rodzajów teatru — jest ich, wbrew niektórym, ilość nieskończona. Nie ma jednego, dwu, trzech sposobów wykorzystania dramaturgii w teatrze. Donikąd prowadzi droga wzajemnych oskarżeń. Może miast pytać, czy i w jakim stopniu reżyser „x” wierny jest autorowi „y”, należy zadać pytanie, czy jest wierny sobie.
Moje wspomnienia (fragment)
„Pokażę pani coś dziś wieczorem, a potem pomówimy". I wieczorem zawiózł mnie do lokalu, w którym było tłoczno i gwarno: mała salka, a w niej urządzony amfiteatr, którego ostatni rząd sięgał prawie sufitu, scena na poziomie pierwszego rzędu, wszystkie miejsca zapełnione. Stanisławski posadził mnie na swoim wolnym krześle, a sam umieścił się gdzieś w kącie za portierą, co zresztą jak mi opowiadano potem, czynił często, znienacka zjawiając się w „Studio”.
Zaczęło się przedstawienie
Zaczęło się przedstawienie – raczej potworna msza szaro-zielona (koloru suchotniczej flegmy) do nieznanego bóstwa ni to złego, ni dobrego, ale za to nieskończenie wszawego w swej pozornej, oszukańczej antytezie wszelkiej pospolitości.