AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Aktorstwo, drag i tańca tyle, żeby nie przesadzić

fot. Marek Zimakiewicz / Krzysztof Sierpiński  

Hanna Raszewska-Kursa: Skończyłeś Wydział Teatru Tańca w Bytomiu, czyli masz dyplom aktora-tancerza. Osoby z tą specjalnością czasem idą mocniej w kariery stricte taneczne, nie tylko w nurcie teatru tańca, a czasem – aktorskie. U Ciebie wygrała ta druga opcja. Masz na koncie współprace z teatrem dramatycznym przy ruchu scenicznym i choreografii, ale sam na scenie raczej pracujesz aktorsko. 

Maciej „Gąsiu” Gośniowski: Poszedłem w aktorstwo między innymi dlatego, że tak zdecydowały moje warunki fizyczne. Nie jestem dobrze rozciągnięty, w skłonie nie przychodzi mi łatwo położenie dłoni na podłodze, nie zrobię szpagatu. Jednocześnie sporo pracuję z ruchem, ale raczej jako z narzędziem kreacji postaci czy budowy scen niż z tańcem samym w sobie. Jednocześnie kiedy patrzę na niektórych aktorów teoretycznie dramatycznych, którzy mają niesamowite wyczucie ciała, to nie jestem pewien, gdzie przebiega ta granica. Jakbyś na przykład zaklasyfikowała to, co robi Magda Popławska?

Powiedziałabym, że jest aktorką dramatyczną z wybitnym wyczuciem ciała i ruchu. Nie nazwałabym jej tancerką, ale na pewno uważam, że świetnie wpisuje się w spektakle i dramatyczne, i choreograficzne. Tak samo jak Ciebie, zachwyciła mnie w Nancy. Wywiad czy w Exhausted/Wyczerpani. I w sumie właśnie od balansowania na granicy aktorstwa i nieaktorstwa chciałabym zacząć, bo jedną ze ścieżek Twojej kariery jest drag, którego jednak nie postrzegasz jako formę teatru.   

Nie postrzegam jako formę teatru per se, bo według mnie drag to sztuka kreacji postaci. Natomiast postać dragowa może być postacią teatralną, jak najbardziej. Tu chodzi o cel. Celem dragu jest kreowanie postaci, a gdzie tę postać umieścimy, zależne jest od potrzeb. Kiedy pracuję nad rolą aktorską, to tworzę ją. Kiedy tworzę postać dragową, to jestem nią, a ona jest mną. Żyję z nią. Może się wydawać, że aktor ma podobnie, bo między próbami też myśli o roli, może nad nią pracować, idąc po ulicy, ale to zawsze jest praca nad czymś, co będzie działać w konkretnej rzeczywistości danego spektaklu, będzie tam i wtedy. A postać dragowa jest tu i teraz. Wydaje się czymś bardziej intymnym i przynależnym do osoby autorskiej.

To może jest też kwestia wychodzenia i niewychodzenia z roli? Wyobrażam sobie, że aktor może określić granice, kiedy jest w roli, czy ma ją w sobie, a kiedy nie. Ty, jak rozumiem, w jakimś stopniu masz ją w sobie zawsze. 

Tak, ale to też nie znaczy, że poza dragiem jestem sobą w mniejszym stopniu. Teraz rozmawiam z Tobą, nie będąc w dragu, i jestem w stu procentach sobą. Kiedy jestem w dragu, też jestem sobą w dwustu procentach.

Czasem spotykam się z opiniami o dragu jako o formie teatru, co z jednej strony ma chyba intencję dodawania dragowi prestiżu. Z drugiej strony coś mu chyba odbiera.  

Wiesz, drag to oczywiście jest show. Ale to postać tym show kieruje, to od niej trzeba zacząć.

Co z tego, co dała Ci szkoła, przydaje się w dragu? 

Na pewno szkoła dała mi świadomość ciała, wyczucie przestrzeni, obycie ze sceną, byłoby kokieterią z mojej strony twierdzić, że to mi nie pomaga. Duże znaczenie ma też profesjonalizm. Od początku było dla mnie jasne, że jeśli mam być na 16.00, to jestem o 15.30, od początku miałem świadomość, że jeśli jestem częścią większego programu, to spoczywa na mnie odpowiedzialność za cały zespół występujący na scenie itd. Czasem dla osób zaczynających drag takie rzeczy, jasne dla osób z wykształceniem artystycznym, są zaskoczeniem.

Obserwując kolejne roczniki kończące WTT mniej więcej w tym czasie, co Ty, mam poczucie, że niewiele osób poszukuje poza binarną matrycą, która w szkole chyba dominowała.  

To prawda, Jacek Łumiński, który był wtedy dziekanem, raczej nie kreował form queerowych, wykorzystywał je w twórczości, ale wydaje się, że nie były one centralnym punktem jego dzieł. Jednocześnie mówił nam o queerze na zajęciach teoretycznych, pokazywał nagrania występów drag queen. Był też projekt w Elektrociepłowni Szombierki realizowany z nami przez gościnnego pedagoga. Tam chyba pierwszy raz zacząłem eksplorować artystycznie te queerowe aspekty. Wtedy o poszukiwaniu queerowej tożsamości myślało się głównie przez pryzmat smutku, dopiero później przyszła wiedza o tym, że mogą być w nas radość i duma. Wtedy wszedłem do tej wielkiej, pustej przestrzeni i to mnie jakoś na to otworzyło.

Teraz słowo „queer” jest dużo bardziej popularne. Nowe pokolenia przychodzą na świat, w którym pewien słownik już funkcjonuje. Dawniej trudniej było do niego dotrzeć i zdobywało się go dużo wolniej. 

Oczywiście, to jest też kwestia czasów. Kiedy kończyłem studia, jedenaście lat temu, tych działań nie było może tak dużo jak teraz, ale już wtedy wpisywały się w pewien proces. I to trwa nadal, queerowe działania artystyczne wpisują się w rewolucję tożsamościową, która od jakiegoś czasu trwa także w Polsce.

Jakie masz zdanie w dyskusji o tym, czy drag może być cis? Czy osoba identyfikująca się z przypisaną sobie przy urodzeniu płcią „kobieta”, która działa jako drag queen, jest według Ciebie proper królową? 

A czy Violetta Villas uprawiała drag? Oczywiście, że tak. Używała technik dragowych, nie nazywając tego i pewnie nie wiedząc, że to drag. Ja bym się trzymał tej definicji, że drag to sztuka kreacji postaci. Wtedy okazuje się, że można tworzyć postać dragową niezależnie od zgodności albo niezgodności z tożsamością płciową osoby performerskiej. Ale myślałem, że pójdziesz z tym pytaniem w inną stronę, bo niektóre nurty feminizmu sugerują, że drag jest ofensywny, że utrwala stereotypy. Muszę przyznać, że to spojrzenie jest też bardzo ciekawe i warte zbadania, natomiast ja to widzę inaczej.

Zajmując się dragiem, podważam normę poprzez oświetlanie jej. W moim przypadku, używając przesady i wyolbrzymienia cech stereotypowo uważanych za kobiece, podważam ich stereotypowe przypisanie do jednej tożsamości płciowej. Powiększając makijażem usta i oczy, używając wielkiej peruki czy sztucznych piersi – chociaż sam akurat rzadko używam piersi – pokazuje się, że stereotyp… to tylko stereotyp, skoro ja, cismężczyzna, tworzę postać tak bardzo stereotypowo kobiecą. Swoją drogą, co Ty myślisz o określeniu osoba performerska, performer, performerka w dragu? Czy jako osoby zajmujące się krótkimi formami rozrywkowymi, jak burleska czy drag, zawłaszczamy te nazwy?

Dla mnie te określenia są całkowicie neutralne. Mogłabym je stosować wobec każdej osoby, która performuje, jako nazwę ogólnej kategorii. Tyle że lubię precyzować, więc w kontekście teatru powiem raczej o osobie aktorskiej, aktorze, aktorce, a w tańcu i choreografii w zależności do nurtu albo o osobie tańczącej, tancerzu, tancerce, albo o osobie performerskiej, performerze, performerce. W performansach spoza tradycyjnie rozumianej sceny, tych galeryjnych, z obszaru sztuk wizualnych, trzymam się osoby performerskiej, performera, performerki, podobnie w różnych działaniach transdyscylinarnych. W kontekście dragu, chociaż dla precyzji powiedziałabym o drag queen albo drag kingu (i pewnie drag enby, chociaż w praktyce nie widziałam takiej kreacji), to też nie widzę problemu, żeby powiedzieć, że widzę osobę performerską.  

Dobrze to słyszeć. 

Wracając do Twojej kariery: kończysz szkołę dyplomem aktorskim Portret wielokrotny pod opieką Piotra Cieślaka i dyplomem tanecznym Kocham tylko i wyłącznie całym sercem nie-rozłącznie Magdalenę Jacka Łumińskiego. Ponad dekadę później będziesz jedną z mentorek w telewizyjnym Czas na show. Drag me out, co wyniesie Twoją rozpoznawalność poza scenę dragową, na skalę ogólnopolską, ale jeszcze o tym nie wiesz. 

Poszukiwania kierunku zacząłem od burleski. I zacząłem kreować własną postać, Gąsia. Potem przyszedł drag. Najpierw nadużywałem ruchu w numerach. Biegałem po scenie we wszystkie strony, bo wydawało mi się, że muszę ją mocno wypełnić, i moje występy robiły się bardzo histeryczne. Musiałem nauczyć się robić mniej. Wejście, spojrzenie, poza, ruch barku – to czasem działa mocniej niż bieganie, w którym spocę się bardziej, a niewiele z tego wyniknie. Podobnie z zapleczem postaci, bo postać dragowa w krótkiej formie, np. w klubie, działa inaczej niż rola aktorska w teatrze. Musiałem nauczyć się, że to jest tu i teraz, i że na tym mam się skupić. Nie potrzebuję wielkiego zaplecza, wielkiej historii, która stoi za postacią. Potrzebuję skupić się na środkach, na działaniu, na byciu, i na tej podstawowej dla dragu umiejętności zrobienia show, której szkoła mi nie dała. Numery dragowe są krótkie, ma się kilka minut, rzadko więcej niż pięć, sześć. Trzeba natychmiast po wejściu na scenę zassać całą energię widowni, przykuć jej uwagę. Tego musiałem nauczyć się sam. Nie byliśmy uczeni w szkole, jakich środków użyć, by stworzyć iluzję gwiazdy estrady i skupić całą energię na sobie od pierwszej sekundy.

Jak się uczyłeś?

Oglądałem świetne występy burleskowe Betty Q czy Red Juliette. Oglądałem też masę fatalnych występów i to też było bardzo rozwijające. Widziałem, co dla mnie nie działa, co mnie nie przekonuje i czego nie chcę robić.

Spójrzmy na chwilę poza Polskę. Wspomniałam o Czas na show. Drag me out, powiedzmy więc też parę słów o RuPaul’s Drag Race. Masz ulubioną królową? Ja bardzo kibicowałam na przykład Rosé, chociaż ucieszyło mnie zwycięstwo Symone w tamtej edycji.

Największą królową jest dla mnie RuPaul. Miał w swojej karierze potknięcia. Największym chyba była bardzo nietrafiona wypowiedź odnośnie obecności w show transkobiet. Jednak szybko za nią przeprosił. Mówi się też, że show ten bardzo sformatował wizerunek dragu tylko do tzw. beauty queen. Nie wiem, jak się do tego ustosunkować, bo w tym momencie reprezentuje szerokie spektrum dragu na całym świecie. Jednak faktycznie, każda z tych królowych pokazuje mainstreamowy potencjał, ale czy to źle? Myślę, że nie, bo to jednak telewizyjne show. Nie można też nie zauważyć, że RuPaul przeprowadził rewolucję. Wprowadził drag do mainstreamu i zmienił jego postrzeganie. To jest jego program i jego drag. I w tym typie największą królową jest on sam. A trzeba brać pod uwagę, że nie miał w życiu łatwo. Był czarnym gejem dorastającym w latach 70.! Zresztą niedawno wyszła jego autobiografia, Dom ukrytych znaczeń, warto przeczytać i dowiedzieć się więcej o jego życiu.

W RuPaul’s Drag Race królowe najczęściej mówią o sobie she/her czy, jak to określamy po polsku, ich zaimki to ona/jej. Zauważyłam, że u Ciebie jest inaczej.

I w dragu, i poza dragiem używam on/jego, a robię to po prostu dla wygody. Dzięki temu nie muszę się skupiać na tym, którego języka teraz używać. Można do tego dorobić głębszą interpretację, na przykład taką, że performuję męskość w obu wcieleniach, ale tak naprawdę nie szedłbym aż tak daleko. Przy czym oczywiście można do mnie mówić ona/jej, zresztą jest taki zwyczaj, ale sam używam ona/jej tylko, jeśli w danym programie obowiązuje taka konwencja.

Pracując nad karierą drag queen, rozwinąłeś zestaw zdolności, który czyni z Ciebie aktora z rzadkimi i bardzo wymagającymi umiejętnościami. Śpiewasz w różnych technikach, tańczysz w różnych stylach, masz atletyczną sylwetkę, lipsyncujesz, ogarniasz tajniki charakteryzacji, masz dryg konferansjerski. Ale...

Ale zaszkodziło mi to w karierze aktorskiej. Z jednej strony nie chcę narzekać na to, że jestem w szufladzie, bo dostaję dzięki temu zlecenia jako drag queen i to mnie cieszy. Sam chętnie do tej szuflady wszedłem. Jednocześnie przez to rzadziej jestem angażowany jako aktor, bo ludziom trudno wyobrazić sobie mnie w innej roli. I to mimo, że jestem w agencji aktorskiej, więc stosunkowo łatwo mnie znaleźć.

Jest to dla mnie zupełnie niezrozumiałe i mam nadzieję, że się zmieni.

08-01-2025

 

Maciej „Gąsiu” Gośniowski – absolwent Wydziału Teatru Tańca w Bytomiu, aktor, performer, drag queen. Autor i konsultant choreografii i ruchu scenicznego m.in. w Małopolskim Ogrodzie Sztuki, Teatrze Ludowym w Nowej Hucie, Teatrze Zagłębia. Ma na koncie role w spektaklach Opery Krakowskiej (Cabaret lunaire, reż. W. Nurkowski, chor. D. Knapik), Nowego Teatru (Wyjeżdżamy, reż. K. Warlikowski), Teatru Zagłębia (Poskromienie złośnicy, reż. J. Jabrzyk). Jako drag queen opracowuje własne numery i ma w dorobku angaże do spektakli w reżyserii takich osób jak Janusz Marchwiński, Tomasz Dutkiewicz, Justyna Sobczyk. Drag mentorka Mikołaja Mikołajczaka w programie telewizyjnym Czas na show. Drag me out. 


skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
dwa plus trzy jako liczbę:
komentarze (2)
  • Użytkownik niezalogowany joasia7braun@gmail.com
    joasia7braun@gmail.com 2025-01-09   14:39:34
    Cytuj

    Gąsiu, miło Cię było znów spotkać, choć tak algorytmicznie, nie analogowo i zapewniam/potwierdzam: nie jestem robotem.

  • Użytkownik niezalogowany Gąsiu
    Gąsiu 2025-01-08   14:02:47
    Cytuj

    Ale super wywiad! aaa to ze mną... ; P Tak, sam sobie napisałem komentarz, by nie było tu tak pusto : D