AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Dialog to nie pokaz fajerwerków

Oczyszczeni, reż, Krzysztof Warlikowski
fot. Marcin Oliwa Soto  

Rozmowa z Krystyną Meissner o Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Dialog – Wrocław.

Jolanta Kowalska: Chyba nigdy dotąd hasło przewodnie Festiwalu Dialog nie budziło tak gorących dyskusji. Frazę „Gwałt porządkuje świat” potraktowano jak tezę. Czy słusznie?

Krystyna Meissner: Hasło zostało przyjęte jako teza, podczas gdy to była prowokacja. W zasadzie miało to być pytanie, lecz nie chciałam stawiać znaku zapytania. Cieszę się, że ten temat został poruszony na moim festiwalu. Nie traktuję Dialogu jako pokazu fajerwerków teatralnych, które mogą sprawić przyjemność publiczności. Tak robi wiele festiwali w Europie i na świecie. Natomiast Dialog, jak wskazuje sama nazwa, wyławia ciekawe wydarzenia teatralne, które odzwierciedlają sposób myślenia artystów o problemach współczesnego świata. Im więcej oglądałam spektakli w poszukiwaniu propozycji na ten festiwal, tym wyraźniej widziałam gwałt w różnych formach. Inni skłonni byli mówić raczej o przemocy w wymiarze indywidualnym lub społecznym. Ja użyłam pojęcia gwałt, ponieważ w języku polskim jest to słowo mocne. Chciałam uderzyć nim i publiczność, i krytyków. Nie wszyscy jednak zdali egzamin, ponieważ nie podjęli wysiłku, by porozmawiać na temat zła, którym atakują codzienne newsy. Gdy oglądam poranne wiadomości, to mam wrażenie, że wypadałoby się albo od tego odciąć, albo powiesić. Taka jest moja diagnoza. Ja się nie dziwię, że ludzie uciekają od gwałtu, że zatykają uszy i nie chcą o nim słyszeć. Ale przecież on istnieje. Czy wobec tego mamy w sobie wyciszyć tę wiedzę, odrzucić to, czym bombardują media, które zresztą żywią się gwałtem, czy się do niego jakoś ustosunkować? Znakomitą odpowiedzią było spotkanie z profesorem Zimbardo, który mówił o heroizmie zwykłego człowieka mającego odwagę, by wyrazić swój sprzeciw wobec gwałtu. My też musimy mieć tę odwagę, by uczciwie patrzeć na nasze życie.

Na marginesie festiwalu rozwinęła się dyskusja na temat sensu podporządkowywania prezentowanych spektakli kuratorskiej narracji. Zgłaszano wątpliwość, czy narzucanie różnym wypowiedziom reżyserskim jednego tropu interpretacyjnego nie jest operacją zbyt arbitralną.

Krystyna Meissner, fot. Marcin Oliva SotoTo właśnie świadczy o tym, że w haśle przewodnim festiwalu poruszyłam rzecz bardzo ważną. Nie dziwię się, że ono budziło negatywną reakcję u wielu krytyków, którzy sformułowali negatywne oceny festiwalu – bardzo zresztą płytkie. Autorzy tych opinii nie wzięli pod uwagę podwójności wpisanej w koncepcję Dialogu, która zakłada, że z jednej strony pokazujemy przedstawienia, a z drugiej – rozmawiamy o ważnych sprawach. O tym, co stanowi główny nurt niepokoju twórców w Europie i na świecie. Nudziłoby mnie pokazywanie tylko bardzo dobrych spektakli. Zresztą mamy teraz dość szczególny moment, w którym nastąpiło pewne tąpnięcie: po prostu niewiele było świetnych przedstawień do wyboru. Z całą pewnością nie było lepszych niż te, które pokazałam. Ale nikt się nie zastanowił nad tym, dlaczego nie było lepszych, i dlaczego większość z nich oscyluje wokół jednego tematu. Ja jestem bardzo cierpliwa i wiem, że teatr miewa momenty kulminacji i obniżenia lotów. Oczywiście wciąż funkcjonują wielkie nazwiska, takie jak Alvis Hermanis czy Christoph Marthaler, jesteśmy już jednak nimi trochę znużeni. Wypatrujemy więc nowych, lecz te się jeszcze nie pojawiły. Zatem poczekajmy na nie.

Wśród głosów pofestiwalowych pojawiły się opinie, że najlepiej na Dialogu wypadła reprezentacja polska. Jak te oceny interpretować? Mamy lepszy teatr? Nie dotknął nas kryzys, o którym Pani przed chwilą mówiła? Czy też może spektakle zagraniczne nie zostały we Wrocławiu dobrze zrozumiane?

To, że nasze przedstawienia się podobają, to jest dla mnie oczywiste, ponieważ są bliskie wrażliwości polskiej widowni i odpowiadają na jej oczekiwania. Toteż dla mnie spodziewany rezonans tych spektakli nie był żadnym wyzwaniem. Natomiast zupełnie świadomie posłużyłam się spektaklem meksykańskim (Odgłosy pożaru) i rwandyjskim (Pomnik) , które nie zostały przyjęte entuzjastycznie. Uważam je za istotne, bo to jest ich dokument. Być może on nie pasuje do naszej wrażliwości, lecz powinien stanowić dla nas wyzwanie. Dlatego niepoważnym zbyciem tematu są pobieżne konstatacje, że to nieinteresujące przedstawienia. Należałoby się wobec tego zastanowić, dlaczego nam się tak zdaje? Ja nie twierdzę, że wszystko musi być interesujące. Proponuję naszej publiczności przygodę teatralną, konfrontację poglądów, a nie tylko prezentację przedstawień, które mają się podobać. To byłoby zbyt łatwe. Nigdy dotąd zresztą nie czułam się tak podniecona oczekiwaniem na odbiór festiwalu jak właśnie po tej edycji. Teraz wiem, że poruszyłam bardzo ważną sprawę.

Na festiwalu nastąpił wyczekiwany z dużym zainteresowaniem powrót dramaturgii Sarah Kane w spektaklach Johana Simonsa i Krzysztofa Warlikowskiego. Spotkanie po latach z Oczyszczonymi wzbudziło wielkie emocje. Czy Pani zdaniem to powrót udany?

Byłam bardzo ciekawa, czy to się uda. Miałam okazję być kiedyś świadkiem takiego powrotu podczas mojej dyrekcji w Teatrze Starym, gdzie po bodaj dziesięciu latach powrócili na scenę Bracia Karamazow Krystiana Lupy. Była to bardzo udana reaktywacja. Okazało się, że posunięcie się w latach aktorów nic spektaklowi nie ujęło, a nawet dodało. Podobnie było z Oczyszczonymi. Trochę się tego powrotu bałam, ale okazało się, że spektakl wciąż jest świetny. Z tej przygody wynika, że przesłanie teatru jest ważniejsze niż czas, w którym powstaje.

W finale festiwalu teatr spotkał się z życiem. Debacie z udziałem profesora Baumana towarzyszyła manifestacja narodowców. Podczas dyskusji pojawiło się pytanie, czy należy rozmawiać ze wszystkimi? Czy Pani zdaniem istnieją ludzie lub postawy, które można z dialogu wykluczyć?

Ja się czuję tutaj trochę winna. Nie przewidziałam takiego rozwoju sytuacji. Ktoś zwrócił mi uwagę, że myśmy z założenia dopuścili do sporu tylko jedną stronę. Tam nie było dialogu. Wokół profesora Baumana siedziały osoby, które reprezentowały ten sam sposób myślenia, natomiast nie było nikogo, kto miałby inne poglądy. Nie chodzi tu bynajmniej o rozliczenia z przeszłością, lecz o temat, na który dyskutowaliśmy. A rozmowa dotyczyła „brunatnej Polski”. Jeśli policja zademonstrowała siłę przed teatrem i aresztowała dwudziestu dwóch ludzi, to ja ubolewam. Natomiast muszę się przyznać, że wciąż nie wiem, jak się w takich sytuacjach zachować. To mnie jednak nauczyło, że nie można nikogo wyciszać, bo w ten sposób nie udowodni się własnej racji. To na pewno nie będzie dialog.

Dialog był marką Wrocławskiego Teatru Współczesnego. W tym roku wystartował jako impreza samodzielna, firmowana przez Biuro Festiwalowe Impart. Czy nowe okoliczności organizacyjne coś zmieniły w sytuacji imprezy?

W Polsce wszystkie festiwale teatralne mają oparcie w jakimś teatrze. To jest pierwsza impreza tego typu, która nie posiada własnego zaplecza scenicznego. Rozwód festiwalu z Teatrem Współczesnym, przeprowadzony przez władze miasta, był bardzo dotkliwy. Oczywiście odczułam niedogodności wynikłe z tej sytuacji, natomiast udało mi się utworzyć niewielki, lecz bardzo sprawny zespół, który świetnie zdał ten trudny egzamin. To było pięć osób, które robiły wszystko od rana do wieczora. Mam ochotę im wszystkim gorąco podziękować, bo wiele zapowiadało, że do tej edycji festiwalu może nie dojść. Jeśli mimo wszystkich trudności jednak do niej doszło, to również ich zasługa. Teraz wyciągamy wnioski z tego, co się już wydarzyło i utwierdzamy w przekonaniu, że damy radę na przyszłość. Już wiemy, co należy robić, by festiwal mógł funkcjonować samodzielnie. Natomiast czy miasto przyjmie nasze propozycje ulepszeń organizacyjnych, pozostaje na razie kwestią otwartą.

6-11-2013

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę: