AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Dyrektorzy są na chwilę

Daniel Salman, fot. archiwum prywatne  

Dyrektorzy przychodzą z pomysłami, które albo rozwijają, albo degradują teatr, a ich następcy te wizje kontynuują lub odbudowują to, co zostało zburzone. Jedyną ciągłością jest zespół.

Magda Piekarska: Jest pan w zespole lubelskiego Teatru Osterwy od 2011 roku. Redbad Klynstra jest trzecim dyrektorem w tym czasie. Jak pan wspomina jego poprzedników?

Daniel Salman: Każde z nich miało inny pomysł na teatr. Przyznam, że wobec Artura Tyszkiewicza jestem mało krytyczny, wszedłem do teatru razem z nim, byłem tuż po szkole aktorskiej i wydawało mi się, że chwyciłem pana Boga za nogi. Nie miałem pojęcia, jak powinna albo nie powinna wyglądać praca w teatrze, akceptowałem stan zastany – wszystko było dla mnie nowe, a praca była tak naprawdę nauką zawodu. Byłem non stop zajęty.

Z kolei Dorota Ignatjew przyniosła mocną zmianę – postawiła mocno na zespół. Bywała krytykowana za zbyt nowatorskie podejście, za nadmiar eksperymentów w repertuarze, ale w tej zasadniczej kwestii była wierna Osterwie, dla którego zespół i twórcze poszukiwania były najważniejsze. Stopniowo znajdowała klucz do lubelskiej publiczności i w ostatnich sezonach jej dyrekcji powstały spektakle, które cieszyły się powodzeniem zarówno u publiczności, jak i u krytyki czy komisji festiwalowych. Zespół nabrał wiatru w żagle, zaczął być dostrzegany na arenie ogólnopolskiej. I właśnie wtedy nie przedłużono jej kadencji, a w konkursie, w którym startowała, nie wyłoniono dyrektora. Dla mnie jej dyrekcja była najpełniejszym okresem: zdążyłem już osiągnąć zawodową dojrzałość i byłem szczęśliwy, że mogę spotykać się ze wspaniałymi twórcami.

Za obecnej dyrekcji również powstało kilka udanych spektakli i ciekawych projektów, jak na przykład Demokreacje, dające aktorom szansę realizacji swoich propozycji artystycznych. Jednak na wielu płaszczyznach zespół nie znalazł porozumienia z dyrekcją.

Na jakich konkretnie?

Chodzi o wszystko to, co zostało przez nas opisane w liście otwartym do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, między innymi o kwestie wynagradzania aktorów i pracowników technicznych, zwolnień wieloletnich i doświadczonych pracowników teatru czy zatrudniania aktorów gościnnych do każdej nowej premiery. W tej chwili pojawiła się nadzieja na porozumienie w pierwszej kwestii, tej dotyczącej wynagrodzeń.

A aktorzy z zewnątrz? Wcześniej nie brali udziału w spektaklach Teatru Osterwy?

Brali, ale w innej skali i z powodów, które zazwyczaj były zrozumiałe dla wszystkich. Kiedy na przykład Artur Tyszkiewicz przygotowywał Sen nocy letniej, zatrudnił do roli Puka Przemysława Stippę z Teatru Narodowego. Powód tej decyzji był dla nas wszystkich zrozumiały – nie mieliśmy w zespole aktora o takich warunkach. Nikt więc tej decyzji nie negował. Teraz natomiast staje się zasadą, że przychodzą reżyserzy i dostają propozycje zatrudniania aktorów gościnnych bez względu na to, czy zgłaszają takie zapotrzebowanie, czy nie. W związku z tym część z nas, etatowców, nie pracuje w powstających spektaklach mimo obopólnej chęci reżyserów i aktorów.

To jest dla nas wszystkich niepokojące, bo aktor zarabia przyzwoicie tylko wtedy, kiedy gra. Jasne, etat w zawodzie aktora to przywilej, ale kiedy zatrudniasz się w Lublinie, przenosisz tu całe swoje życie, to oddajesz teatrowi pierwszeństwo, jeśli chodzi o zajętości. W związku z tym chcesz grać jak najwięcej, a nie siedzieć na gołej pensji i patrzeć, jak na scenie zamiast ciebie pracują aktorzy, którzy przyjechali tu tylko po to, żeby wziąć udział w tym konkretnym spektaklu. To nie jest miasto, które jest w stanie zaoferować aktorowi wiele dodatkowych prac dla uzupełnienia budżetu. Pracując tu, nie spodziewamy się kokosów, oczekujemy jednak, że będziemy w stanie żyć godnie, utrzymać się i mieć możliwość zawodowego rozwoju.

Jaka jest w tej chwili skala zatrudniania aktorów grających gościnnie?

W obsadach trzech obecnie powstających spektakli jest czterech aktorów gościnnych, przy czym siedmiu etatowych aktorów nie uczestniczy w próbach. Wiem, że część reżyserów proponowała do obsad swoich spektakli członków naszego zespołu, ale te propozycje zostały odrzucone przez dyrekcję.

Rzecz jasna, aktorzy gościnni pojawiają się tu z różnych powodów – w jednym z powstających właśnie spektakli zagra Jadwiga Jankowska-Cieślak. I jej obecność jest tu całkowicie zrozumiała: reżyserka wpadła na pomysł realizacji właśnie z myślą o tej konkretnej aktorce. Nie mamy zresztą personalnych zastrzeżeń do żadnego z zatrudnionych aktorów gościnnych, ich pojawianie się raz na jakiś czas w teatrze jest czymś oczywistym, natomiast niepokoi nas skala tego zjawiska i zasada, że w każdej nowej premierze musi pojawić się aktor z zewnątrz, nawet jeśli nie ma takiej konieczności. Każdy, kto pracuje w teatrze, wie, jak skomplikowane jest konstruowanie repertuaru, kiedy w obsadzie są aktorzy gościnni. U nas trzeba było zrobić zastępstwa za kolegów, którzy jakiś czas temu odeszli z teatru, a jeszcze do niedawna grali chociażby w Nad Niemnem, Psim sercu czy Norze – na dłuższą metę zgranie terminów okazało się niemożliwe. Teraz wciąż niewiele wiemy, o tym, jak będzie wyglądać nasza tułaczka w trakcie zbliżającego się remontu budynku Teatru Osterwy, najprawdopodobniej będziemy grać w rozmaitych ośrodkach rozsianych po województwie, gdzie będziemy zależni nie tylko od terminów aktorów gościnnych, ale przede wszystkim od możliwości przyjmujących nas scen. Stąd obawy, że możemy grać rzadziej niż do tej pory.

Ile osób liczy zespół aktorski Osterwy?

To 23 osoby. Przy czym trzeba zaznaczyć, że jest to wojewódzki teatr w mieście liczącym 330 tysięcy mieszkańców i jedyny o profilu repertuarowego teatru dramatycznego.

I spośród 23 aktorów dyrektor chce zwolnić 7-8 osób?

W tej kwestii panuje pewien rozziew informacyjny. Do związków zawodowych wpłynęło pismo z informacją o zamiarze zwolnienia jednego z aktorów „ze względu na nadmiar osób zatrudnionych na stanowisku aktor” i o planowanym zmniejszeniu etatów o jedną trzecią. Jednocześnie w odpowiedzi na nasz list otwarty dyrektor zaprzeczył, jakoby takie cięcia planował. Na razie zwolnienie dotyczy więc jednego aktora, ale to nie jedyna grupa zagrożona utratą pracy. W tej sytuacji są też na przykład. plastycy, ślusarze – teatralni rzemieślnicy. Zdaniem dyrekcji pracują tylko w trakcie przygotowywania premier. Ale czym właściwie mają się zajmować przedstawiciele zawodów typowo teatralnych, jeśli nie przygotowywaniem spektakli i ich eksploatacją? Taka jest specyfika tego miejsca.

Według dyrektora zarabiacie nieźle – średnia miesięcznych zarobków aktora w lubelskim teatrze to 7500 zł.

Tak to wyliczył dyrektor, przy czym nie wiem, które miesiące zostały wzięte pod uwagę, ale faktycznie w zeszłym sezonie zagraliśmy sporo spektakli. Mimo to wielu aktorów otworzyło szeroko oczy ze zdumienia po przeczytaniu listu dyrektora, bo nigdy dotąd nie widzieli takich honorariów. Jak powiedziałem wcześniej, zarobki aktora są zależne od tego, ile spektakli zagra, a w tej kwestii miesiąc jest miesiącowi nierówny. Jeśli zagra kilkanaście spektakli w miesiącu, to faktycznie może zarobić przyzwoicie, ale jeśli w repertuarze nie ma żadnego przedstawienia z jego udziałem, zostaje mu 3010 zł brutto pensji zasadniczej, którą trzeba podnieść do minimalnej krajowej.

Przy czym nasza praca nie sprowadza się tylko do grania w spektaklach, są jeszcze próby, przygotowania, itd. Aktor nie ma wpływu na to, czy będzie obsadzony w nowej produkcji, czy nie. Dlatego walczyliśmy o wysokość pensji zasadniczej, żeby aktor, który w danym miesiącu nie gra, mógł się z niej utrzymać, a jeśli gra, to żeby był wynagradzany adekwatnie do ilości zagranych spektakli. Państwowa Inspekcja Pracy w wystąpieniu pokontrolnym stwierdziła, że nasze wynagrodzenia za spektakle mają charakter honorarium i nie mogą być wliczane do minimalnej krajowej. Ta interpretacja jednak nie przekonała dyrekcji. Dopiero dzięki mediacjom, na których pojawił się Krzysztof Szuster, prezes ZASP-u, otrzymaliśmy deklarację od dyrektora, że pensja zasadnicza zostanie podniesiona do poziomu minimalnej pensji krajowej, czyli wyniesie 3600 zł brutto, a za każdy zagrany spektakl otrzymamy dodatkowe wynagrodzenie. Pracownicy techniczni również mają dostać podwyżkę.

Cały zespół wspiera wasz protest?

Wspierają go członkowie wszystkich działających w teatrze związków zawodowych i stowarzyszeń. Natomiast jest całe grono pracowników administracyjnych, którzy podlegają ciągłej rotacji. Większości z nich nie znam, są w teatrze nowi, trudno więc wypowiadać się w ich imieniu, ale zdecydowana większość trzyma wspólne z nami stanowisko.

Trzeba podkreślić, że walczymy nie tylko o wynagrodzenia dla aktorów i pracowników technicznych. Nie zgadzamy się z sytuacją, kiedy z pracy są zwalniane osoby kompetentne, z dużym doświadczeniem również na stanowiskach administracyjnych.

Rozmawiacie z dyrektorem?

Porozumiewamy się głownie za pośrednictwem związków zawodowych. Kiedy pojawiła się informacja o zamiarze redukcji jednej trzeciej etatów aktorskich, proponowaliśmy dyrekcji spotkanie z zespołem, chcieliśmy wyjaśnić tę sprawę. Do spotkania nie doszło. Teraz dyrektor twierdzi, że nie miał wcale takich planów, niemniej w piśmie do związków ewidentnie widnieje takie zdanie, które wywołało w zespole niepokój, a nie zostało sprostowane przez dyrekcję. W tej chwili dyrekcja zapowiedziała, że co czwartek będziemy spotykać się w ramach kolegiów pracowniczych i omawiać wszystkie sprawy dotyczące teatru. Mamy nadzieję, że to pozwoli poprawić komunikację z dyrekcją i pomoże rozwiązać wiele palących spraw.

Jakie będą wasze dalsze kroki?

Zobaczymy, co przyniosą najbliższe dni. Mamy nadzieję, że sprawa wynagrodzeń zostanie sfinalizowana jak najszybciej. Będziemy wtedy mogli uznać, że nasz pierwszy, podstawowy postulat został spełniony, co otworzy drogę do dalszych rozmów. Dużą nadzieję pokładamy w tych czwartkowych spotkaniach. Wszyscy mają już dość dusznej atmosfery, chcielibyśmy w poczuciu bezpieczeństwa skupić się na pracy twórczej.

Wierzy pan, że uda się ten proces degradacji teatru zatrzymać?

Do tego dążymy, nie mamy innego celu.

Czujecie jeszcze, że to jest wasz teatr?

Z tego, co wiem, dyrektor nie lubi, kiedy pracownicy używają sformułowania „nasz teatr”. Ale mam 37 lat, całe życie zawodowe spędziłem tutaj. Założyłem w Lublinie rodzinę, mieszkam tu i czuję, że w pewnym sensie to jest „mój teatr”. Dyrektorzy są na chwilę. Przychodzą z pomysłami, które albo rozwijają, albo degradują teatr, a ich następcy te wizje kontynuują lub odbudowują to, co zostało zburzone. Jedyną ciągłością jest zespół. Dyrektor Klynstra wielokrotnie podkreślał, że nie jest zwolennikiem etatów aktorskich. Owszem, można mieć inny pomysł na ten zawód, ale w takim mieście jak Lublin jest to trudne. W mieście nie ma zbyt wielu perspektyw pracy dla aktora, a utrzymanie rodziny z pracy „od projektu do projektu” wydaje się tu karkołomne. Od początku to macierzysty teatr dawał swoim pracownikom stabilność i poczucie bezpieczeństwa. Zresztą nie tylko w Lublinie, bo przecież tradycja polskiego teatru opiera się na silnych zespołach. Orędownikiem zespołowości był Juliusz Osterwa, ale taki był też Teatr Dramatyczny pod dyrekcją Gustawa Holoubka czy Powszechny Zygmunta Hübnera. Piotr Fronczewski, opowiadając o Teatrze Ateneum, powiedział niedawno, że najważniejszą materią teatru jest zespół. Skoro tak wiele teatralnych autorytetów wywodzi się z tego nurtu, skąd założenie, że taka koncepcja nie ma w Polsce uzasadnienia? Przez kilka lat nie będziemy mieli stałej siedziby, a więc to nie budynek będzie stanowił o naszym teatrze, ale wyłącznie ludzie go tworzący. I mam nadzieję, że ci sami ludzie będą mieli szansę wrócić do odnowionej siedziby po remoncie.

11-10-2023

Daniel Salman – absolwent wydziału aktorskiego Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie. Od 2011 roku w zespole Teatru im. J. Osterwy w Lublinie. Występował także na deskach stołecznych teatrów: Powszechnego, Współczesnego, Narodowego i Roma. Grał w popularnych filmach i serialach. Laureat Złotej Maski 2019 za rolę tytułową w spektaklu Pinokio Carla Collodiego w reżyserii Jakuba Roszkowskiego. Przewodniczący działającego przy teatrze Związku Zawodowego Aktorów Polskich.

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
jeden razy osiem jako liczbę:
komentarze (3)