Przestawianie zwrotnicy
Joanna Puzyna-Chojka: Dokładnie rok temu w październikowym numerze „Dialogu” opublikował pan głośno dyskutowany tekst o postdemokratycznych mechanizmach, które przeniknęły do świata sztuki i kultury, przemieniając środowiska artystyczno-intelektualne w grupy nacisku walczące o pieniądze i wpływy. Za jeden z bardziej jaskrawych przejawów postdemokracji na poziomie lokalnym uznał pan konkursy na stanowiska dyrektorów instytucji kultury. Czy wybór pana na dyrektora Teatru Polskiego był tego przejawem? Nawet jeśli procedura konkursowa była przeprowadzona z zachowaniem wszystkich elementów przewidzianych w ustawie, to w ocenie środowiska ten wybór był przesądzony z racji uprzywilejowanej pozycji Pawła Łysaka reprezentującego Prezydenta Bydgoszczy – głównego decydenta w tej sprawie. Chyba tak też odczytali sytuację potencjalni kandydaci na to stanowisko, ustępując panu niejako pola. Nie kwestionuję tej decyzji, myślę jednak, że lepiej byłoby w tym przypadku odejść od procedury konkursowej falsyfikującej mechanizmy demokratyczne.
Paweł Wodziński: Oczywiście, sposób wyłonienia dyrektora Teatru Polskiego w Bydgoszczy nie jest wolny od wszelkich wad systemowych wskazanych przeze mnie we wspomnianym tekście. Pisząc go, nie przyjąłem postawy kogoś nieskrępowanego tymi postdemokratycznymi regułami, które obowiązują wszystkich uczestników życia kulturalnego w Polsce. Nikt nie jest od nich niezależny.
Tryb przeprowadzenia procedury konkursowej w Bydgoszczy dokładnie ilustruje to zawieszenie między demokracją a czymś, co jest tylko jej cieniem, mistyfikacją. Z jednej strony ogłoszono konkurs, do którego mógł zgłosić się każdy, kto spełniał warunki określone przez organizatora. Z drugiej jednak strony nie da się ukryć, że jako reżyser związany wcześniej z bydgoskim teatrem miałem w tej rywalizacji uprzywilejowaną pozycję. Zapewne z tego właśnie powodu nie miałem zbyt wielu konkurentów.
Miał pan ich dokładnie dwóch: Adama Srokę i Jana Prochyrę, którzy stawali już wcześniej – bez powodzenia – do innych konkursów.
Trudno mi jednak wyobrazić sobie procedurę pozakonkursową. Musiałyby zostać stworzone jakieś akty prawne, które by to regulowały. W Polsce takich regulacji nie ma. Nie do mnie zresztą należał wybór trybu powołania dyrektora bydgoskiego teatru. O ogłoszeniu konkursu zadecydował Prezydent Bydgoszczy.
Muszę przyznać, że decyzja o przystąpieniu do konkursu nie była dla mnie wcale oczywista. Nie byłem bowiem pewien, czy mogę wyznaczyć jakąś interesującą linię rozwoju bydgoskiego zespołu. Sytuacja, w której obejmuje się teatr o ustalonej pozycji artystycznej, nie jest wcale komfortowa dla nowego dyrektora, który musi mieć świadomość, że jego propozycja będzie porównywana przez część widzów i krytyków do dokonań poprzedniej ekipy. Znacznie łatwiejsze jest przejmowanie instytucji, która znajduje się w stanie zapaści – wtedy każde działanie naprawcze zyskuje swoją wagę i sens publiczny. Obawiałem się też o kształt zespołu aktorskiego po przeprowadzce Pawła Łysaka do Warszawy. To była w zasadzie najważniejsza kwestia, która rodziła moje wątpliwości.
Natychmiast po ogłoszeniu zwycięstwa Pawła Łysaka i Pawła Sztarbowskiego w konkursie na dyrektora Teatru Powszechnego ruszyła lawina spekulacji o przejściu trzonu bydgoskiego zespołu aktorskiego do Warszawy. Jakie są fakty?
Zespół Teatru Polskiego w Bydgoszczy będzie musiał zostać wzmocniony. I to znacznie.
Zapadły jakieś konkretne decyzje?
Do końca roku kalendarzowego nie będzie zmian w zespole. Natomiast należy spodziewać się ich od stycznia. Choć nic nie jest ostatecznie przesądzone. Na razie odeszło tylko dwoje aktorów: Magdalena Łaska i Piotr Stramowski, ze względu na swoje inne plany, nawet niezwiązane z Teatrem Powszechnym.
Jaką koncepcję programową zgłosił pan w konkursie? Wielokrotnie podkreślał pan swój szacunek dla dorobku poprzedniej ekipy, zwłaszcza dla silnego osadzenia programu artystycznego w kontekście lokalnym. Czy mamy spodziewać się zatem kontynuacji tego kierunku?
Nie planuję rewolucji, ale proponuję wyraźną zmianę, którą nazwałbym przestawieniem zwrotnicy. Program konkursowy zakładał w pierwszym rzędzie zmianę formuły teatru – odejście od instytucji hierarchicznej, zamkniętej, funkcjonującej jako twierdza, do której wpuszcza się publiczność tylko wieczorami. Chciałbym przekształcić teatr w Bydgoszczy w miejsce otwarte – miejsce demokratycznej debaty, która prowokuje rozmaite formy aktywności ze strony widzów, zachęcając ich do współdziałania. Idea teatru jako instytucji demokratycznego społeczeństwa zakłada, że oprócz tworzenia spektakli będziemy podejmować poważne programy edukacyjne, eksperymentalne, a nawet badawczo-naukowe. Dość irytujące jest dla mnie poprzestawanie teatrów na samej produkcji przedstawień. Nie akceptuję również debaty teatralnej prowadzonej przy użyciu specjalistycznego języka skoncentrowanego na kwestiach estetycznych. Jestem przekonany, że teatr jest narzędziem do opisu i analizy rzeczywistości, dlatego trzeba rozmawiać o nim w szerszym wymiarze niż estetyczny. Bardzo ważne jest to, żeby działania towarzyszące spektaklom tworzyły dla nich kontekst, naświetlały podejmowane w nich tematy, wyznaczając przestrzeń do rozmowy.
Odnoszę wrażenie, że takie myślenie było bliskie również poprzedniej ekipie. Budowaniu kontekstu służyło między innymi tematyzowanie sezonów, które nie tylko prowokowało dialog między poszczególnymi spektaklami, ale wyznaczało też wspólne obszary do przedyskutowania w ramach publicznej debaty.
Większość działań edukacyjnych czy kontekstowych jest podejmowanych w teatrach jednorazowo, towarzysząc konkretnym wydarzeniom, w oderwaniu od całościowego pomysłu. Mnie zależy na stworzeniu systemowej różnicy – przeniesieniu ciężaru ze spektakli na całość funkcjonowania teatru. Interesuje mnie całoroczny program edukacyjny, składający się z kilku płaszczyzn, które wzajemnie nakładają się na siebie. Zależy mi na powszechności dostępu do tych działań, żeby nie miały one charakteru elitarnego, faworyzującego tych, którzy traktują je jako wstęp do własnej kariery artystycznej. Osobą odpowiedzialną za edukację będzie Dorota Ogrodzka.
Chcemy też poważnie zająć się projektami naukowo-badawczymi, na przykład obszarem, który można zdefiniować jako krytykę instytucji, prowokując dyskusję nad ich statusem i możliwościami działania w systemie kapitalistycznym, z jakim mamy do czynienia w Europie Zachodniej, w tym również w Polsce. Myślimy o cyklu wykładów i seminariów skupionych na próbie opisu polskiej nowoczesności. W nurcie eksperymentalnym będziemy podejmować działania ulokowane na pograniczu teatru i sztuk performatywnych. Od nowego roku kalendarzowego uruchamiamy międzynarodowy program rezydencji artystycznych, adresowany do twórców z różnych obszarów zbliżonych do teatru. Pojawią się też różne projekty kuratorskie. W najbliższym roku swój projekt prowadzić będzie Agata Siwiak, która zaproponowała cykl zatytułowany „Interwencje”, tworzony we współpracy z reporterami „Dużego Formatu”. Jego założeniem jest ingerowanie poprzez teatr w rzeczywistość, nie chcemy bowiem pozorować naszego zaangażowania w problemy społeczne przez wykorzystywanie ich wyłącznie do celów artystycznych. W kontekście tego projektu chcielibyśmy zweryfikować rozumienie lokalności, która w naszym odczuciu jest często czymś wytworzonym – sztucznym konstruktem narzuconym przez teatr. Wolimy wsłuchiwać się w głos miasta, niż go projektować, kolonizując tutejszą społeczność.
W moim wyobrażeniu to wszystko, o czym pan mówi, mogłoby być programem Instytutu Teatralnego, a nie teatru działającego jako jedyna scena dramatyczna w niezbyt dużym mieście…
Bo nie mówiliśmy jeszcze o spektaklach, które pozostaną na pierwszym planie.
Ulżyło mi trochę… Jakich tytułów można zatem spodziewać się w pierwszym sezonie?
Tworząc zespołowo repertuar obecnego sezonu, chcieliśmy wywołać dyskusję na temat istoty nowoczesności. Wyszliśmy z założenia, że pewna faza w historii naszego kraju – transformacja społeczeństwa postkomunistycznego w nowoczesne społeczeństwo europejskie – została domknięta. Tworzymy zupełnie nową formację – ludzi poruszających się globalnie, nie tylko w sensie geograficznym, ale i mentalnym. Dlatego wydaje nam się, że można odłożyć, przynajmniej na chwilę, kwestie związane z definiowaniem tożsamości – zarówno w wymiarze zbiorowym, jak i indywidualnym – poprzez spojrzenie wstecz, w przeszłość. Stąd też propozycja odejścia o tematów lokalnych na rzecz perspektywy globalnej. Ściślej mówiąc, chodzi o rozszerzenie przestrzeni dyskusji o sprawy, które dotyczą nas równie mocno, choć czasem nie w sposób bezpośredni.
Drugim tematem, który będzie odbijał się w naszym repertuarze, będzie demokracja – chcemy postawić pytania o to, w jaki sposób można by dokonać zmian, które zapewniłyby funkcjonowanie reguł demokratycznych i ochronę podstawowych dla demokracji wartości, na czele z ideą egalitaryzmu, mocno podważoną przez system kapitalistyczny. W ramach poszerzania pola do dyskusji zamierzamy też zająć się kwestią napięć między Północą a Południem, by zastanowić się nad odpowiedzialnością Polski – jako coraz ważniejszego gracza w strukturach europejskich – za „ład świata”.
Pierwszą premierą będzie Afryka – spektakl przygotowany według tekstu Agnieszki Jakimiak przez Bartka Frąckowiaka, nowego zastępcę dyrektora Teatru Polskiego. Temu wydarzeniu będzie towarzyszyć debata, która ma wywołać pytanie, dlaczego w Polsce powinniśmy mówić o Afryce. W listopadzie sam zamierzam zrealizować spektakl zbudowany wokół Thermidora Stanisławy Przybyszewskiej, w otoczeniu innych tekstów podejmujących temat równości, między innymi nieznanych wcześniej w Polsce przemówień Robespierre’a. W grudniu pokaże swój najnowszy spektakl duet Wiktor Rubin i Jolanta Janiczak, który zbada fenomen Detroit jako miasta-bankruta, będącego jednak u swego zarania ikoną nowoczesności i potęgi kapitalistycznej gospodarki. W styczniu planujemy premierę Murzynów Jeana Geneta w reżyserii Igi Gańczarczyk. Na przełomie lutego i marca pojawi się na afiszu Faust, nad którym pracować będą Michał Borczuch i Tomasz Śpiewak. Zostawiamy sobie jeszcze przestrzeń na kilka mniejszych projektów, które wyłonią się w trakcie sezonu. W maju powinniśmy zobaczyć efekt pierwszej rezydencji artystycznej – spektakl Agaty Maszkiewicz Błękitnie. Na kolejny Festiwal Prapremier przygotuje swój projekt Weronika Szczawińska.
Przyglądając się zestawowi reżyserów, którzy nadadzą kształt pierwszemu sezonowi Teatru Polskiego pod pana kierownictwem, może także kolejnym sezonom, widzę wyraźne faworyzowanie jednego pokolenia twórców. To zamierzone działanie?
Nie, nie myślałem o tym zestawie twórców w kategoriach pokoleniowych. Te osoby interesują się po prostu tematyką nowoczesnego społeczeństwa.
Mówiąc o pomysłach na bydgoski teatr, używa pan ciągle liczby mnogiej. Rozumiem, że koncepcja, dzięki której zwyciężył pan w konkursie na dyrektora, ma wielu autorów? Jaką rolę odegrał w tworzeniu tego programu Bartosz Frąckowiak?
Bartosz Frąckowiak był już współautorem koncepcji, z którą wystartowaliśmy w konkursie na dyrektora Teatru Powszechnego w Warszawie. Stanowi ona podstawę programu, który chcemy realizować w Bydgoszczy. Oczywiście, pojawiło się sporo nowych elementów wynikających z nowego kontekstu, ze specyfiki miasta i samego teatru.
Ten program, podobnie jak jego warszawski wariant, miał zresztą wielu autorów. Jak wspomniałem na początku rozmowy, jednym z podstawowych założeń jest odejście od teatru jako instytucji hierarchicznej i zamkniętej na rzecz instytucji kolegialnej, otwartej i demokratycznej. Stąd też pojawi się nowy dział kuratorsko-dramaturgiczny, w którym znajdą się Marta Keil, Agnieszka Jakimiak, Joanna Krakowska, Agata Siwiak, Dorota Ogrodzka oraz szereg osób zatrudnianych do pojedynczych projektów.
Zrezygnował pan ze współpracy z Arturem Pałygą, który pełnił do tej pory funkcję dramaturga i prowadził szkołę dramatu. Dlaczego?
Artur Pałyga współpracował z Pawłem Łysakiem, współtworząc z nim spektakle. Wydawało mi się, że naturalną drogą jest kontynuowanie przez nich tej współpracy w Warszawie.
W przypadku pracowników merytorycznych bardzo ważna jest pewna wspólnota myśli, gwarantująca spójność i konsekwencję w realizacji programu. Dlatego postawiłem na osoby, które współtworzyły nową koncepcję. Teatr nie jest w tak dobrej sytuacji finansowej, żeby pozwolić sobie na zatrudnianie na etacie twórców. Bardzo tego żałuję.
A nie wynika to także z deklarowanego często przez pana odchodzenia od dramatu jako fundamentu spektaklu teatralnego?
Nie sądzę, żeby można było odejść w teatrze od tekstu. Raczej od pewnej idei dramatyczności.
Wracając do wątku z początku rozmowy: czy Teatr Polski pod pana kierownictwem będzie wolny od postdemokratycznej celebracji? Rozmawiamy w czasie Festiwalu Prapremier, który – podobnie jak większość tego typu imprez – wydaje się zaprzeczeniem idei egalitaryzmu w kulturze, choćby z racji wysokich cen biletów na spektakle prezentowane gościnnie. Czy ma pan na niego nowy pomysł?
Na pewno musimy przemyśleć formułę festiwalu, ponieważ rozszerzeniu uległa sama kategoria prapremiery. Trzeba by zadać sobie przy tej okazji pytanie, czy to ma być tylko impreza lokalna, czy też warto pokusić się o wejście na wyższy poziom – wydarzenia elektryzującego środowisko teatromanów z całej Polski. Wtedy jednak trzeba wykroczyć poza formułę przeglądu najlepszych spektakli w kraju, myśląc o własnych produkcjach i koprodukcjach z innymi teatrami, także zagranicznymi. Chcemy podnieść rangę tej imprezy, choć z drugiej strony dostrzegamy zagrożenia, które płyną ze zjawiska festiwalizacji polskiego życia teatralnego, uderzającej często w codzienny byt instytucji.
13-10-2014
Paweł Wodziński - reżyser teatralny, scenograf. Od 2014 roku dyrektor Teatru Polskiego w Bydgoszczy.