AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

O publiczności

Zbyt często się krytykuje aktorów, zbyt mało zaś napada się na publiczność. Część winy za nieudolność i niemrawość widowiska spada zawsze na widzów, każdy bowiem z biletem do teatru kupuje prawo zarówno bicia oklasków, jak i wykonawców.

„Więcej życia, panowie!” – jak mawiał pewien nieboszczyk. Gdzież się podziały te czasy, kiedy to wygwizdywano aktorów, obrzucano ich jajami, wyprzęgano im konie albo też odwrotnie. Aktor musi grać o grubą stawkę – albo zwycięży i wtedy wyprzęgają mu czterdzieści koni parowych, albo przegrywa i wtedy mu otwierają, że się tak wyrażę, radiator. Rzym, Moskwa i Berlin gwiżdże w teatrze, ale umie się również entuzjazmować. Publiczność warszawska wnosi ze sobą duszny i bezpłodny spokój rezygnacji. Wynika to prawdopodobnie z tego, że zbyt rzadko zwracają u nas pieniądze za bilety. Widz teatralny kupuje kota w worku, płaci pieniądze z góry i po odejściu od kasy nie pomagają żadne reklamacje. Jest to zwyczaj niezdrowy i sprzeczny z prymitywną sprawiedliwością. Publiczność powinna płacić po przedstawieniu i co łaska, jak to było dawniej, kiedy nie było jeszcze elektryczności.

Istnieje pewna symbolika nazw i nie jest to przypadkiem, że Związek Artystów Scen Polskich czyta się w skróceniu ZASP, a Związek Autorów Dramatycznych czyta się ZAD. Oceny publiczności trzeba szukać w sumie obu tych skrótów i nie będziemy dalecy prawdy, jeśli nazwiemy widzów warszawskich zaspanymi zadami. Ale są to zady z różnych epok rozwoju. W teatrze obok troglodyty, jaskiniowca, człowieka z Lewentalu siedzi człowiek z czasów dyrektoriatu Miłaszewskiego, przyznać jednak należy, iż na ogół przeważa publiczność z czasów przedchrześcijańskich. Żydzi dzielą się na entuzjastów i tych, co chodzą za kartkami. Żyd-entuzjasta jest zwykle kobietą i kocha się w Węgrzynie. Przy wejściu tego sympatycznego aktora słyszy się zwykle westchnienia: „Uj, Węgrzyn, nie mogę.” (jest to oczywiście kokieteria, bo taki Żyd-kobieta zawsze może i chce, tylko tak udaje). Ci, którzy chodzą za kartkami, to przeważnie dentyści. Tacy mówią zwykle: „Widziałem to w Chudożestwiennym u Tairowa”. I w tym krótkim zdaniu zamykają całą swoją dumę rasową. Wśród publiczności aryjskiej przeważają tzw. minimaxy, czyli ludzie o minimalnych wymaganiach. Mówią oni zwykle: „Smosarska to bycza kobita, co Felek?”, a Feluś zwykle odpowiada: „A Niewiarowska to pies?”. Ludzie ci robią w teatrze małe, ale słuszne obserwacje w rodzaju: „Patrz, Ordonka” albo: „Buja go”. Interesują się zwykle stroną seksualną i pełni są niepokoju, czy Fertner z Ćwiklińską, czy Junosza z Malicką, czy Edyp „naprawdę”, czy Desdemona „nawala”, czy Antoniusz „kombinuje” z tą w czerwonych. Jeśli się wszystko dobrze (a zwłaszcza bohater z bohaterką) ułoży, idą spać zadowoleni z życia. Specjalnym typem widza jest człowiek podejrzliwy. Taki siedzi zwykle uśmiechnięty i uważa, żeby go nie nabierali, najchętniej jednak bywa na walkach, w cyrku i na wyścigach. Bywa też czasem w teatrze widz prawdziwy. Człowiek, który nic nie wie o tym, że Zebrzycka żyje z Przytyckim, nic go to nie oburza, że Kociulski ma niemodny smoking. Widz taki zwykle jest młody, czyta dużo, przejmuje się i wzrusza tym, co się dzieje na świecie. Drażni go fałsz, głupota i nieudolność, ale wychodzi czasem z teatru rozpłomieniony i drżący ze wzruszenia. Ten właśnie młody człowiek z galerii musi przyjść do głosu, musi nauczyć się entuzjazmu, a powoli przejść do gwizdania. Niestety sprawa gwizdania jest aktualniejsza. Niech jednak pamięta, że gwizdać wolno tylko tym, którzy się potrafią zachwycać, a mdły jest entuzjazm tych, których nic nie oburza.

Antoni Słonimski, O publiczności, [w:] O dzieciach, wariatach i grafomanach, wyd. LTW, Łomianki 2009, s. 53-55. (przedruk za: O dzieciach, wariatach i grafomanach, Biblioteka Groszowa, Warszawa 1927).

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
jeden razy osiem jako liczbę: