Szekspir
Dlaczego mówimy: „Szekspir”? Dlaczego, w obliczu wydarzeń przekraczających powszednie ludzkie pojęcie, przywołujemy to imię jako synonim wielkiego i groźnego?
Przyczyną tego nie jest splątany gąszcz szekspirowskich motywów, bogactwo ludzkiej osobowości i subtelność przyczyn sprawczych, które Szekspir umieszcza za czynami swoich postaci. Przyczyną tego jest monumentalna w swojej wielkości prostota. Poprzez gęstwinę przypadków, poplątanych zdarzeń i skłębionych namiętności Szekspir przecina bowiem zadziwiająco proste trakty, wielkie gościńce, do których zawsze w końcu spłynąć muszą kręte ludzkie ścieżki i którymi już nieuchronnie potoczą się one dalej ku swemu spełnieniu. Złożoność, dwuznaczność, wielostronność, tak zawsze ekscytująca w Hamlecie, zachwyca i czaruje. Ale wielkie trakty wyrąbywane poprzez gęstwinę ludzkich doświadczeń historycznych przyprawiają o podziw i pokorę jak każde objawienie konieczności.
Koniecznością jest u Szekspira moralność. Szekspir wierzył w moralność dziejów i moralny sens ludzkiego losu. Jeśliby spojrzeć na jego dramaty, a zwłaszcza na dramaty królewskie, ze stanowiska nauki, można by powiedzieć, że Szekspir był nieno-woczesny, ponieważ w historii i losie ludzkim widział wyraźnie jego wyższą, nadrzędną celowość, podczas gdy historia nie posiada celu, a jedynie zawikłany układ przyczyn. Gdy jednak u Szekspira szukać będziemy nie wiedzy o losach królestw, lecz zadośćuczynienia ludzkiej potrzebie sensu i wartości, a także wytłumaczenia własnego życia poprzez kategorie wyższe niż życie ludzkie i trwalsze niż jednostkowe istnienie, wówczas zrozumiemy, że to on pierwszy zaszczepił literaturze, a poprzez nią także świadomości społecznej, owo niewzruszone przekonanie o moralnej równowadze, a więc o porządku dziejów, które w wiele lat później pozwoliło polskiemu poecie wyznać:
„Jednak wierzę,
Że ludy płyną jak łańcuch żurawi
W postęp... że z kości rodzą się
rycerze,
Że nie śpi tyran, gdy łoże okrwawi
I z gniazd najmłodsze orlęta
wybierze.”
Ta wiara w celowość, a więc moralność dziejów, jest wiarą szekspirowską. To ona właśnie objawia się z taką jasnością w dramatach historycznych Szekspira pod postacią owych prostych gościńców, przecinających materię tych utworów i znaczących filary szekspirowskiego świata.
Szekspir wystawia tę konstrukcję na najcięższe próby i za każdym razem przekonuje o jej trwałości. Dlatego też najwspanialszymi bohaterami Szekspira są zbrodniarze. Nie słoneczny i jasny Henryk V, ale Makbet i Ryszard III. Ponieważ zbrodniarz właśnie jest tym, który rzuca wyzwanie moralnemu ładowi historii, przeciwstawiając mu swoją pychę i swoją pogardę.
„Sumienie! Tego słowa używają
Jedynie tchórze! To słowo
zmyślili
Ci, którzy pragną siać postrach
wśród silnych!
Naszym sumieniem – nasze silne
ramię!
A naszym prawem – podniesiony
Miecz!”
- woła Ryszard III, jeden z najwspanialszych zbrodniarzy szekspirowskich. Ryszard III jest bowiem o wiele doskonalszy w swej zbrodni niż Makbet, ponieważ ma on pełną świadomość swoich czynów i nie szuka dla nich żadnego usprawiedliwienia poza sobą samym. Pogardza swoimi przeciwnikami, a także pogardza swoimi sprzymierzeńcami wiedząc, że może liczyć jedynie na ich najgorsze cechy - strach, głupotę, służalstwo, przekupność. Rekomendując Ryszardowi człowieka, nadającego się do jego służby, paź mówi:
"Jest pewien szlachcic bardzo
nierad z losu,
Gdyż jego skromne środki są w
niezgodzie
Z jego ambicją. Złoto nań podziała
Niczym wymowa wielu oratorów.”
I Ryszard bierze go natychmiast. Rzuca wyzwanie światu działając w imię zła, tak jak romantyczni bohaterowie rzucali je w imię dobra i chęci zbawienia i jest przez to tak samo jak oni samotny w swoim buncie. Ale równocześnie wydaje się po stokroć przebieglejszy od tamtych, ufających w siłę słowa i zaklęcia wiary, ponieważ prowokując szyderczo moralny porządek świata zarazem przewrotnie schlebia jego obrządkom:
„Z Pisma Świętego mówię im, że
przecież
Pan Bóg rozkazał płacić dobrym
za złe.
I tak odziewam me nagie
łajdactwo
W stare łachmany z świętych pism
kradzione.”
W Ryszardzie III, w Makbecie Szekspir śledzi górny lot tych czarnych bohaterów, sięgających szczytów swoim otwartym nihilizmem i zimnym im elektem, bohaterów, których natchnieniem jest ambicja i nieposkromiona żądza władzy.
Ta żądza władzy nie bierze się z urojenia, lecz z gruntownej samowiedzy. Makbet, a zwłaszcza Ryszard, wiedzą doskonale, że jako władcy byliby przebieglejsi, a może także bardziej światli niż mdły Duncan czy Edward. Ich pycha jest więc subiektywnie usprawiedliwioną, sądzą, że to, po co sięgają, jest im słusznie przynależne. Ich błąd polega jednak na tym, co Szekspir pokazał jako pierwszy, że przekroczywszy w walce o władzę granicę dopuszczalności czynów, dokonawszy owych, tak często powracających na kartach Szekspira, „czynów wbrew naturze”, odcinają sobie drogę przemiany. Nad ciałem Hamleta Fortynbras mówi, że „gdyby wzniesiono go tak jako króla, stałby się wielkim władcą”. Nikt nie może jednak powiedzieć tego o martwym Makbecie albo o Ryszardzie, nie dlatego wcale, aby brakowało im rozumu lub siły; mieli oni jednego i drugiego być może więcej niż Hamlet, lecz drogę do wielkości zamykały im konsekwencje czynów dokonanych. Szekspir pokazał, jak człowiek tworzy samego siebie i jak to własne widmo kieruje jego przyszłością.
Kiedy myślimy: „Szekspir” mamy także na uwadze to szczególne rozstawienie figur, które pozwala przypowieść o moralności losu zamknąć w obrębie paru zaledwie faktów i postaci. Świat Szekspira jest przejrzysty w swoich znakach, jest krystaliczny. Jest to gra między katem i ofiarą. Richmond, ścigany przez Ryszarda, zabija go w polu, Makduf, któremu Makbet zabił żonę i dzieci, odnosi królowi jego martwe ciało. Są to obroty spraw konieczne, aby spełniła się szekspirowska sprawiedliwość, która jest słaba i bezbronna, wydana na łaskę tyranów i okrucieństwo przemocy, a jednak stanowi konstytutywną podstawę jego świata.
Porządek moralny Szekspira spełnia się jednak także i dalej, poza granicą ludzkich losów i obrotu dziejów, sięgając na koniec w dziedzinę wartości. Bowiem Szekspir, strącając swoich zbrodniarzy, zabierając im życie, w ostatnim błysku pozaludzkiej i pozadziejowej już sprawiedliwości zwraca im ich wielkość. Makbet, unurzany we własnych zbrodniach, znów na moment staje się wielki, gdy w bitwie dotrzymuje placu Makdufowi, wbrew wiszącemu nad nim przekleństwu, o którym wie, że jest nieodwołalne; Ryszard w okrzyku „królestwo za konia!” odwraca nagle porządek wartości, któremu służył dotychczas, i oddaje swój upragniony cel - królestwo - za narzędzie zemsty lub po prostu rycerskiego zgonu. Szekspirowski zbrodniarz znów więc na mgnienie staje się tym, czym był na początku - buntownikiem przeciwko prawom, z którymi nie mógł wygrać.
Mówimy: „Szekspir”, a znaczy to dla nas ciągle: moralny ład świata.
K. T. Toeplitz, Szekspir, [w:] Przypowiastki dawne i dawniejsze, PIW, Warszawa 1979, s. 262-265.