AKCEPTUJĘ
  • Strona używa plików cookies, korzystanie z niej oznacza, że pliki te zostaną zamieszczone na Twoim urządzeniu. więcej »

Kolada: mistrz poniżenia i wtórności

Absolwentka wydziału wiedzy o teatrze warszawskiej Akademii Teatralnej, doktorantka Uniwersytetu SWPS. Była redaktorem naczelnym portalu teatrakcje.pl. Stale współpracuje z kwartalnikami „Scena”, „Aspiracje” i „Nietak!t”, publikowała również w „Teatrze”. Sekretarz regionu warszawskiego portalu teatralny.pl.
A A A
Marzenie Nataszy, reż. Nikołaj Kolada,
Teatr Jaracza w Łodzi, fot. Greg Noo-Wak  

„Nienawidzę tandetnej filozofii – deklarował reżyser przed premierą Rewizora, inaugurującą Festiwal Kolady w Teatrze Studio. – Nie znoszę, kiedy reżyser w ciągu trzech godzin coś tam duma, duma i duma”. Nikołaj Kolada przywiózł z Jekaterynburga swoje najsławniejsze spektakle: Borysa Godunowa, Hamleta, Tramwaj zwany pożądaniem oraz Wiśniowy sad, i jako rzekł, dumania w nich nie było. Bo Teatr Kolady – wedle kolejnej deklaracji jego twórcy – nie jest tworzony z myślą o festiwalach, lecz o prostej Maszy z Uralu, która w estetyce kiczu, błota i rupieci dojrzy podobnego sobie człowieka. Rzecz jednak w tym, że festiwalowe skomasowanie rosyjskich spektakli podkreśla jedynie ich wtórność i mieliznę myśli.

Chciałoby się przecież, by „stroje i przebrania bólu” skrywały w Hamlecie „więcej niż pozór”. Tak się jednak nie dzieje. Sam Kolada, w roli „zmuszonego tułać się po świecie” Ducha, pojawia się w drzwiach umieszczonych w głębi sceny, lecz zamiast swym zjawieniem poruszać czy przerażać, wywołuje salwę śmiechu. Oprócz czarnego T-shirtu z podobizną Chrystusa i nałożonej na spodnie spódnicy w kratę ma na sobie wielkie anielskie skrzydła. Z głowy naznaczonej koroną cierniową wyrasta mu zabawkowa biała aureola. Przez kilka kolejnych scen będzie wtykał białe piórka w ramy obrazów szpecących ściany tego osobliwego pałacu. Wykreowany przez reżysera świat żywych nie zasłużył na inny łącznik z umarłymi. Duch co jakiś czas odwraca się i przybiera pozę swoich dawnych, zezwierzęconych pobratymców: ugina nogi rozstawione na szerokość tułowia, wywala język z przymkniętych ust, czasami wygraża palcem. Pojawia się na scenie w imieniu Śmierci; wyprowadza na smyczy martwego Poloniusza, tuli i wynosi bezwładne ciało Ofelii (Wasilina Makowcewa), upomni się także o swojego syna. Powiek Hamleta (Oleg Jagodin) nie zamyka wierny Horacy, lecz to sam książę zrywa psią smycz pętającą mu szyję i, rozebrawszy się do naga, kuli się u stóp Ojca stojącego w drzwiach. 

Ludzkie wynaturzenie, ułomność i zezwierzęcenie są u Kolady stałym elementem upodlenia wpisanego w świat. Dziwaczne, częstokroć zdeformowane kreatury co rusz wychodzą na scenę w groteskowym przemarszu. Przy dźwiękach skocznej muzyki prowadzą się wzajem na smyczy, wykrzywiają umalowane twarze, podskakują w diabolicznym tańcu. Hamlet niewiele różni się w tym względzie od Borysa Godunowa, w którym kolejne sceny przerywa pochód zgarbionych, zgiętych w pół ludzi. Czasami wnoszą na scenę ikony świętych (w inscenizacji Shakespeare’a motywem przewodnim, nie wiedzieć czemu, była tajemniczo uśmiechnięta Mona Lisa), czasami wybijają rytm uderzając o podłogę widłami lub beczkami, czasami stukają kielichem o kielich, a czasami dmuchają w wuwuzele. Ubiór każdego z nich skrywa doczepiony do pleców garb. Jedynie Borys (Oleg Jagodin) każe go sobie odpiąć i na krótką chwilę zdejmuje wielki, zielony, migotliwy płaszcz. Wtedy prostuje się, znów jest młody i silny. Zupełnie innym upośledzeniem obdarzyła natura jego największego adwersarza. Grigorij (Maksim Czopczijan), przywłaszczający sobie imię Dymitra, nawet z wyglądu przypomina sępa. Już w pierwszych scenach kuca na beczce, podkurczone nogi i sterczący garb okrywa olbrzymim płaszczem, z ptasią czujnością porusza głową.

W dramacie Puszkina roi się od zmian miejsca akcji. U Kolady, niezależnie, czy rzecz rozgrywa się w celi w Czudowym Monasterze, carskiej komnacie czy w karczmie pod litewską granicą, sceneria zazwyczaj się nie zmienia. Na ścianach w głębi sceny wiszą reprodukcje obrazów, zaś po środku ustawiono wielką drewnianą beczkę służącą za stół. Na niej mnich Pimen (Aleksandr Kuczik) rozrąbie siekierą surowego kurczaka. Chwilę później półnagi Godunow będzie oblizywał poćwiartowane mięso, po czym wepchnie je do środka matrioszek różnej wielkości, a niemieszczące się kawałki spożytkuje do gry w kręgle. Zanim na powrót przywdzieje garb, założy płaszcz i błyszczącą bransoletę, wyciąga stare, sprane majtki i wyciera się nimi. Te same szmaty, które początkowo służyły do wycierania podłogi i beczki, teraz ocierają twarz cara. 

W Rewizorze natomiast szmaty występują w parze z zalewającym wszystko błotem. Scenę pokrywa ziemia, po której – boso – chodzą mieszkańcy prowincjonalnego miasteczka. Nabierają jej w garści i ciskają nią jak bombami, wpychają Chlestakowowi (Eryk Kulm) jak łapówkę, ale nade wszystko tarzają się w niej, ślizgają, obrzucają nią innych. W ziemi córka Horodniczego (Natalia Rybicka) zakopuje swoją zmaltretowaną lalkę, ale i w ziemi gwałci ją Rewizor. W spektaklu roi się od wiader, lecz przynoszone w nich szmaty stają się coraz bardziej i bardziej brudne, każda próba sprzątania mija się z celem. Brud, ludzka małość i prowincjonalność, a przede wszystkim poniżenie nigdy nie były w przedstawieniach Kolady metaforą.

Dosłowności i prostych skojarzeń jest w twórczości Rosjanina oczywiście więcej. Ameryka w Tramwaju zwanym pożądaniem to tłum prymitywów, skrywających twarze pod karnawałowymi maskami i zagłuszających ból w podskokach do jednostajnej muzyki. Skacze z nimi Statua Wolności, po scenie przechadza się Indianin trzymający w jednej ręce lalkę – małego Murzynka, zaś w drugiej flagę Stanów Zjednoczonych. Flagi oczywiście są wszędzie, na koszulkach, majtkach czy rajstopach, flagę na tyłku nosi Stanley (Oleg Jagodin) i wszyscy jego koledzy. To skojarzenie niemal tak banalne, jak utożsamienie Rosji z wódką, zimą i niedźwiedziami – o to wszak pokusił się Kolada w Wiśniowym sadzie. Raniewska (Wasilina Makowcewa) przybywa do straconego majątku opatulona tak, że ledwo mieści się w drzwiach – (choć „wiśnia oblepiona kwiatami” raczej zimy nie zwiastuje), tuli się do szafy i zarządza picie kawy, czyli de facto wódki. Dwóch aktorów chodzi po scenie w niedźwiedzich przebraniach, zaś cała reszta w szkaradnych, zdobnych brokatem strojach. Im bardziej oszpecona makijażem gawiedź zatraca się w morzu wódki i łez, tym bardziej diabolicznie brzmi fraza z Wujaszka Wani, którą Kolada włącza do swojego spektaklu: „Człowiek powinien mieć wszystko piękne: ubrania, uczucia…”. Wiśniowy sad ustawiono z drewnianych tralek, przyozdobionych setkami białych plastikowych kubeczków, które w ogromnej ilości walają się po scenie. 

Ale w tych nielicznych chwilach, kiedy Kolada pozwala swoim aktorom po prostu grać, kiedy nie zasłania ich tandetą swoich pomysłów, wtedy są naprawdę genialni. Irina Jermołowa w roli Blanche jest postacią z zupełnie innej epoki, międzywojenną diwą doskonale rymującą się z dźwiękami lecącej w tle Lili Marleen. Buduje swoją rolę drobnymi gestami niepewności i przerażenia. Wycofana i krucha, wypełniona tęsknotą za miłością, zagłusza się alkoholem. Spotkanie ze Stanleyem, prostakiem plującym na grzebień i wsadzającym ręce w W tych nielicznych chwilach, kiedy Kolada pozwala swoim aktorom po prostu grać, są naprawdę genialni. swoje amerykańskie gacie, ostatecznie doprowadza ją do obłędu. Przejmująca i piękna jest również Wasilina Makowcewa, gdy w roli Raniewskiej błąka się po sadzie i nawołuje swojego utraconego przed laty synka albo gdy – już po zlicytowaniu wiśniowego sadu przez Łopachina – zamyka się w starej szafie z ubrankiem chłopca. Ulubionym aktorem Kolady jest jednak Oleg Jagodin, odtwórca wszystkich głównych ról męskich. Gdy w Hamlecie milkną na chwilę przeraźliwe bachanalia, rozrywa tę krótką ciszę jego przenikliwy, pełen powagi monolog: „Jakim cudem natury jest człowiek…”.

Aktorzy Teatru Studio niestety tak nie umieją. Mają warsztat, oczywiście, ale jakby nie do końca zawierzyli reżyserowi, jeszcze nie odnaleźli się na krętych ścieżkach jego twórczości. Rewizor w tym zestawieniu wypadł niestety najsłabiej.

Festiwal Kolady to jednak nie tylko premiera i spektakle z Jekaterynburga. To również Marzenie Nataszy przywiezione z Teatru Jaracza  w Łodzi oraz Maskarada wyreżyserowana w Teatrze im. Słowackiego, a także spotkania, pokazy filmów, czytania sztuk, koncert. Lecz to, co naprawdę zachwyca, to Kolada-instytucja. Od blisko trzech dekad Kolada publikuje swoje sztuki. Napisał ich już przeszło 100 i to właśnie z tantiem utrzymuje swój prywatny, niedotowany teatr. Z własnych pieniędzy kupił kilka mieszkań, by jego aktorzy mieli blisko do pracy. Założył przy teatrze szkołę dramaturgii, organizuje konkursy, warsztaty, przeglądy, pozwala debiutować swoim uczniom. Jest to fenomen na skalę światową, a jednak prezentacja jego spektakli w Warszawie obnażyła wszelkie możliwe mielizny artystyczne. Oczekiwania były rzecz jasna wielkie. Nie wiem, kiedy na widowni Teatru Studio były takie nadkomplety (bilety na niektóre spektakle sprzedawano również na miejsca na podłodze), ale też i nie pamiętam podobnych utyskiwań podczas spiesznego opuszczania tejże widowni.

Jeszcze podczas rozmów zapowiadających festiwal Kolada wyznał: „Boję się tylko, że polscy dziennikarze w związku z zaistniałą sytuacją polityczną odniosą się do Rewizora i pozostałych przedstawień, które pokażemy, przez pryzmat wojny, i obsmarują od góry do dołu”. Nie sposób nie zareagować na tak zdefiniowane obawy reżysera, a więc uspokajam. To nie dlatego, że Rosja, Putin, Ukraina. To nawet nie jest wina Tuska, lecz – po prostu – dość przeciętny teatr.

1-12-2014

Festiwal Kolady, Teatr Studio, Warszawa, 07-17.11.2014.

skomentuj

Aby potwierdzić, że nie jesteś robotem, wpisz wynik działania:
trzy plus dziesięć jako liczbę:
komentarze (2)
  • Użytkownik niezalogowany Leon Kukuruku
    Leon Kukuruku 2014-12-04   11:09:14
    Cytuj

    łodzianin napisał(a):

    "Marzenie Nataszy przywiezione z Teatru Nowego w Łodzi" - zapewne autorka ma na myśli Teatr im. Stefana Jaracza
    przecież autorka jest z Warszawy...

  • Użytkownik niezalogowany łodzianin
    łodzianin 2014-12-02   15:02:56
    Cytuj

    "Marzenie Nataszy przywiezione z Teatru Nowego w Łodzi" - zapewne autorka ma na myśli Teatr im. Stefana Jaracza